[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dlatego założyłem tu dużą dźwignię, szefie.Mówiłem panu o tym.Włączać i wyłączać w krótkich odstępach i nie ma sprawy.- Chyba, że przypadkowo pozwolę silnikom zbyt dużo się napić.- Tam pod spodem, szefie: ten kawał drewna to dławik, który założyłem, powinien zastąpić gaźnik.Nie będzie pan miał bardzo szybkiego statku, ale wystarczy.- Piętnaście minut - zamyślił się Joao.- To tylko domysł, szefie.- Wiem.W sumie może sto pięćdziesiąt kilometrów, jeżeli wszystko będzie działać tak jak powinno albo sto pięćdziesiąt metrów z nami rozsmarowanymi na całej długości.- Sto pięćdziesiąt kilometrów - westchnął Yierho.- Nie pokonacie nawet jednej trzeciej drogi do cywilizowanych terenów.- Nie przeczę - odrzekł Joao.- Tylko głośno myślałem.- No cóż, wszystko gotowe do startu? - zagrzmiał za nimi głos Chen-Lhu pełen fałszywej serdeczności.Joao wyjrzał i zobaczył, że Chińczyk stoi przy końcu lewego skrzydła.Sprawiał wrażenie, że ledwo się trzyma na nogach.Joao był zdecydowany uważać, że słabość Chen-Lhu była tylko pozorna.„On pierwszy odzyskał siły” - pomyślał Joao -”Miał na to więcej czasu.Ale.był bliżej śmierci.Może tylko to sobie wyobrażam”.- Zatem gotowe, czy nie? - powtórzył pytanie Chen-Lhu.- Mam nadzieję - powiedział Joao.- To niebezpieczne?- Będzie jak na niedzielnej przejażdżce po parku - rzekł Joao.- Czy nie czas już załadować się do środka?Joao spojrzał na cienie rozpościerające się wokół namiotów i pomarańczowy blask zachodu.Stwierdził, że ma trudności z oddychaniem.Wiedział, że to z powodu napięcia.Wciągnął głęboko powietrze odzyskując stan chwiejnego spokoju, pewien rodzaj odprężenia, z lękiem na uwięzi.- Jeszcze dwadzieścia minut, mniej więcej, Senhor Doutor odpowiedział Yierho i poklepał Joao po ramieniu - szefie, moje modlitwy będą z panem.- Na pewno nie zajmiesz mojego miejsca, Padre?- Nie mówmy o tym, szefie -Yierho zszedł z płozy na ziemię.Ze swojego namiotu- laboratorium wyłoniła się Rhin z małą torbą w lewej ręce.Podeszła i stanęła obok Chen-Lhu.- Jeszcze około dwudziestu minut, moja droga - powiedział Chińczyk.- Nie jestem zupełnie pewna, że powinnam zabrać się z wami - odparła - ktoś inny mógłby wam dać.- Już zdecydowano - uciął gwałtownie Chen-Lhu.„Co za głupia kobieta! Dlaczego nie pozwoli, żeby za nią decydowano?” - Nikt tu nie pozwoli ci zostać - dodał.„Poza tym, moja droga Rhin, mogę cię potrzebować, żebyś zwiodła tego Brazylijczyka.Z Joao Martinho należy grać bardzo ostrożnie.Kobieta czasami potrafi radzić sobie lepiej niż mężczyzna”.- Wciąż nie jestem pewna - powiedziała.Chen-Lhu spojrzał na Joao:- Może ty powinieneś z nią pomówić, Johny.Na pewno nie chcesz, żeby tu została.„Tu, czy tam - niewielka różnica” - pomyślał Joao, ale powiedział:- Jak mówił Travis, decyzję już podjęto.Lepiej wchodź do środka i zapnij pasy.- Jak chcesz nas usadzić? - zapytał Chen-Lhu.- Ty w tyle, jesteś cięższy - powiedział Joao.- Nie sądzę, abyśmy oderwali się od ziemi, zanim dotrzemy do rzeki, ale to możliwe.Chcę, żebyśmy mieli nos w górze.- Chcesz, żebyśmy oboje usiedli z tyłu? -- zapytała Rhin.I uświadomiła sobie, że zgadza się z ich decyzją.„Dlaczego nie?” - spytała siebie nie uświadamiając sobie, że podziela pesymizm Joao.- Szefie?Joao spojrzał w dół na Yierha, który skończył właśnie ostateczne badanie podwozia.Rhin i Chen-Lhu przeszli na prawą stronę, zaczęli wspinać się na skrzydło.- Jak to wygląda? - zapytał Joao.- Niech pan postara się utrzymać ją przechyloną na lewą płozę przez jakiś czas, szefie - powiedział Yierho.- To może pomóc.W porządku.Rhin zaczęła zapinać pasy usadowiwszy się w fotelu drugiego pilota.- Wyślemy pomoc tak szybko, jak to będzie możliwe - powiedział Joao i gdy tylko wymówił te słowa, uderzyła go ich pustka i bezużyteczność.- Oczywiście, szefie.Yierho cofnął się i przygotował miotacz bomb.Lon i inni wyszli z namiotów obładowani bronią.Zaczęli ustawiać się twarzami ku rzece.„Żadnych pożegnań” - pomyślał Joao - „Tak, to najlepsze.Traktować to jak rutynę, po prostu następny lot.”- Rhin, co jest w tej torebce, którą ze sobą zabrałaś? - zapytał Chen-Lhu.- Rzeczy osobiste i.-- szybko przełknęła ślinę.- Niektórzy dali mi listy do wysłania.- Aha - odparł Chen-Lhu.- Właściwy i ujmujący objaw sentymentalizmu.- Co w tym złego? - mruknął Joao.- Nic - rzekł Chen-Lhu.- O to właśnie chodzi: nic w tym złego.Yierho wrócił do końcówki skrzydła i powiedział:- Tak jak zaplanowaliśmy, szefie - kiedy dasz sygnał, że jesteście gotowi, położymy wzdłuż waszej drogi zaporę z foamalu.To powinno zatrzymać je tak długo, abyście dotarli do rzeki, a poza tym dzięki temu trawa będzie bardziej śliska.Joao skinął głową.Zaczął powtarzać w myślach procedurę startu.Żaden z przełączników nie znajdował się tam, gdzie powinien.Zapłon był teraz po lewej, a dźwignia przepustnicy wystawała z deski rozdzielczej zamiast z podłogi między siedzeniami.Ustawił suwaki trymu i poprawił położenie krawędzi lotek.Na sawannie zapadła wieczorna cisza.Trawa przed nimi rozpościerała się jak zielone morze.Rzeka miała jakieś pięćdziesiąt metrów szerokości.Była to wąska ścieżka, na której łatwo było się rozbić.Joao wiedział, że na tej długości geograficznej nie będzie żadnego zmierzchu.Będzie musiał starannie wyliczyć koniec dnia, by wykorzystać resztkę światła na skok przez sawannę, tak by ciemność osłoniła ich natychmiast gdy dotkną wody.„Zasięg kwasu miotanego przez owady wynosi piętnaście metrów” - myślał Joao [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Dlatego założyłem tu dużą dźwignię, szefie.Mówiłem panu o tym.Włączać i wyłączać w krótkich odstępach i nie ma sprawy.- Chyba, że przypadkowo pozwolę silnikom zbyt dużo się napić.- Tam pod spodem, szefie: ten kawał drewna to dławik, który założyłem, powinien zastąpić gaźnik.Nie będzie pan miał bardzo szybkiego statku, ale wystarczy.- Piętnaście minut - zamyślił się Joao.- To tylko domysł, szefie.- Wiem.W sumie może sto pięćdziesiąt kilometrów, jeżeli wszystko będzie działać tak jak powinno albo sto pięćdziesiąt metrów z nami rozsmarowanymi na całej długości.- Sto pięćdziesiąt kilometrów - westchnął Yierho.- Nie pokonacie nawet jednej trzeciej drogi do cywilizowanych terenów.- Nie przeczę - odrzekł Joao.- Tylko głośno myślałem.- No cóż, wszystko gotowe do startu? - zagrzmiał za nimi głos Chen-Lhu pełen fałszywej serdeczności.Joao wyjrzał i zobaczył, że Chińczyk stoi przy końcu lewego skrzydła.Sprawiał wrażenie, że ledwo się trzyma na nogach.Joao był zdecydowany uważać, że słabość Chen-Lhu była tylko pozorna.„On pierwszy odzyskał siły” - pomyślał Joao -”Miał na to więcej czasu.Ale.był bliżej śmierci.Może tylko to sobie wyobrażam”.- Zatem gotowe, czy nie? - powtórzył pytanie Chen-Lhu.- Mam nadzieję - powiedział Joao.- To niebezpieczne?- Będzie jak na niedzielnej przejażdżce po parku - rzekł Joao.- Czy nie czas już załadować się do środka?Joao spojrzał na cienie rozpościerające się wokół namiotów i pomarańczowy blask zachodu.Stwierdził, że ma trudności z oddychaniem.Wiedział, że to z powodu napięcia.Wciągnął głęboko powietrze odzyskując stan chwiejnego spokoju, pewien rodzaj odprężenia, z lękiem na uwięzi.- Jeszcze dwadzieścia minut, mniej więcej, Senhor Doutor odpowiedział Yierho i poklepał Joao po ramieniu - szefie, moje modlitwy będą z panem.- Na pewno nie zajmiesz mojego miejsca, Padre?- Nie mówmy o tym, szefie -Yierho zszedł z płozy na ziemię.Ze swojego namiotu- laboratorium wyłoniła się Rhin z małą torbą w lewej ręce.Podeszła i stanęła obok Chen-Lhu.- Jeszcze około dwudziestu minut, moja droga - powiedział Chińczyk.- Nie jestem zupełnie pewna, że powinnam zabrać się z wami - odparła - ktoś inny mógłby wam dać.- Już zdecydowano - uciął gwałtownie Chen-Lhu.„Co za głupia kobieta! Dlaczego nie pozwoli, żeby za nią decydowano?” - Nikt tu nie pozwoli ci zostać - dodał.„Poza tym, moja droga Rhin, mogę cię potrzebować, żebyś zwiodła tego Brazylijczyka.Z Joao Martinho należy grać bardzo ostrożnie.Kobieta czasami potrafi radzić sobie lepiej niż mężczyzna”.- Wciąż nie jestem pewna - powiedziała.Chen-Lhu spojrzał na Joao:- Może ty powinieneś z nią pomówić, Johny.Na pewno nie chcesz, żeby tu została.„Tu, czy tam - niewielka różnica” - pomyślał Joao, ale powiedział:- Jak mówił Travis, decyzję już podjęto.Lepiej wchodź do środka i zapnij pasy.- Jak chcesz nas usadzić? - zapytał Chen-Lhu.- Ty w tyle, jesteś cięższy - powiedział Joao.- Nie sądzę, abyśmy oderwali się od ziemi, zanim dotrzemy do rzeki, ale to możliwe.Chcę, żebyśmy mieli nos w górze.- Chcesz, żebyśmy oboje usiedli z tyłu? -- zapytała Rhin.I uświadomiła sobie, że zgadza się z ich decyzją.„Dlaczego nie?” - spytała siebie nie uświadamiając sobie, że podziela pesymizm Joao.- Szefie?Joao spojrzał w dół na Yierha, który skończył właśnie ostateczne badanie podwozia.Rhin i Chen-Lhu przeszli na prawą stronę, zaczęli wspinać się na skrzydło.- Jak to wygląda? - zapytał Joao.- Niech pan postara się utrzymać ją przechyloną na lewą płozę przez jakiś czas, szefie - powiedział Yierho.- To może pomóc.W porządku.Rhin zaczęła zapinać pasy usadowiwszy się w fotelu drugiego pilota.- Wyślemy pomoc tak szybko, jak to będzie możliwe - powiedział Joao i gdy tylko wymówił te słowa, uderzyła go ich pustka i bezużyteczność.- Oczywiście, szefie.Yierho cofnął się i przygotował miotacz bomb.Lon i inni wyszli z namiotów obładowani bronią.Zaczęli ustawiać się twarzami ku rzece.„Żadnych pożegnań” - pomyślał Joao - „Tak, to najlepsze.Traktować to jak rutynę, po prostu następny lot.”- Rhin, co jest w tej torebce, którą ze sobą zabrałaś? - zapytał Chen-Lhu.- Rzeczy osobiste i.-- szybko przełknęła ślinę.- Niektórzy dali mi listy do wysłania.- Aha - odparł Chen-Lhu.- Właściwy i ujmujący objaw sentymentalizmu.- Co w tym złego? - mruknął Joao.- Nic - rzekł Chen-Lhu.- O to właśnie chodzi: nic w tym złego.Yierho wrócił do końcówki skrzydła i powiedział:- Tak jak zaplanowaliśmy, szefie - kiedy dasz sygnał, że jesteście gotowi, położymy wzdłuż waszej drogi zaporę z foamalu.To powinno zatrzymać je tak długo, abyście dotarli do rzeki, a poza tym dzięki temu trawa będzie bardziej śliska.Joao skinął głową.Zaczął powtarzać w myślach procedurę startu.Żaden z przełączników nie znajdował się tam, gdzie powinien.Zapłon był teraz po lewej, a dźwignia przepustnicy wystawała z deski rozdzielczej zamiast z podłogi między siedzeniami.Ustawił suwaki trymu i poprawił położenie krawędzi lotek.Na sawannie zapadła wieczorna cisza.Trawa przed nimi rozpościerała się jak zielone morze.Rzeka miała jakieś pięćdziesiąt metrów szerokości.Była to wąska ścieżka, na której łatwo było się rozbić.Joao wiedział, że na tej długości geograficznej nie będzie żadnego zmierzchu.Będzie musiał starannie wyliczyć koniec dnia, by wykorzystać resztkę światła na skok przez sawannę, tak by ciemność osłoniła ich natychmiast gdy dotkną wody.„Zasięg kwasu miotanego przez owady wynosi piętnaście metrów” - myślał Joao [ Pobierz całość w formacie PDF ]