[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Wygłosił przemówienie agitacyjne — wtrącił pan Krzak.— Całkiem jak u nas, chronić skarby narodowe.Jedną setną z tego, co mówił, zrozumiałem.— A teraz? Co z tym zrobią teraz?— Ma przyjechać mały dźwig, podniesie to na ciężarówkę i odtransportują do Algieru.Mogliby podnieść ludzie, bez dźwigu, ale Hakim ma obawy, że w trakcie podnoszenia zdążą rozkraść, więc woli nie ryzykować.— No dobrze, a inne? — spytała delikatnie Janeczka głosem tak przenikliwym, że nie można jej było nie usłyszeć.— Co inne?— Inne takie buły.Przecież ich tam jest więcej.Co z nimi robili do tej pory?— Pojęcia nie mam.Dwie zdążyli zabrać belgijscy geologowie, przecięli je podobno i znaleźli w środku kwarc żelazisty i jakiś fluoryt.Nic nadzwyczajnego.Dopiero teraz rozpętało się piekło.Zamkną kamieniołom i zabronią wstępu.— I poczekają, aż pustynia podejdzie i wszystko przysypie — uzupełnił pan Krzak.— Będą mieli święty spokój.— No wiesz! — oburzyła się pani Krystyna.— I co im z tego przyjdzie? Przecież powinni to jakoś eksploatować!— Pewnie, że powinni, toteż właśnie nie będą.Belgijscy geologowie już wyjechali, więc kto ma się tym zająć?— Ależ to potworne marnotrawstwo!— Oczywiście, że marnotrawstwo.Zaczynam się zastanawiać, czy oni już przypadkiem nie pobili naszych rekordów.Sam nie wiem, gdzie jest z tym gorzej, u nas czy u nich.— Nie będę tego rozstrzygał, bo rzeczywiście trudno ocenić — powiedział ponuro pan Roman.— U nas to jest chyba jakoś bardziej zakamuflowane…— Ależ co ty mówisz! — wykrzyknęła pani Krystyna.— U nas to się rzuca w oczy! Chleb, odpadki, surowce wtórne, cegły zakopywane pod ziemią, rozbijane płyty budowlane, prute jezdnie, grunty pierwszej kategorii zabierane pod zabudowę, ugorująca ziemia, spleśniałe zboże, niszczenie środowiska, niszczenie lasów…— Przestań, to się może przyśnić!— Ale to fakt —.potwierdził pan Krzak.— My po prostu mamy szerszy zakres działania i marnujemy wszystko z większym wysiłkiem.Chyba jednak jeszcze ciągle idziemy w czołówce.— E tam — odezwał się znienacka Pawełek.— Jak oni teraz zamkną i zmarnują tę swoją kopalnię skarbów, to wyjdą na prowadzenie.— I tak jeszcze dobrze, że nikogo tam nie przysypało — powiedział pan Roman.— Chcesz jeszcze sałatki?— Nie, dziękuję.Wolę pomidory i paprykę.Nienawidzę rzepy.O, przepraszam, nie chciałem być niegrzeczny!— Nie szkodzi — rzekła wielkodusznie pani Krystyna i dodała żywo: — No właśnie, miałam was o to zapytać.Jakim cudem nikt nie został poszkodowany?— Akurat nikogo nie było.Z wyjątkiem ciecia, który mieszka w tej małej szopie.Siedział w środku, a wybuch nastąpił we wnętrzu góry.— A co wybuchło?— Nie wiadomo.— Może tam się jakieś gazy gromadziły albo co…— Bóg raczy wiedzieć.Nawet nie wiadomo, w jakim dokładnie miejscu to nastąpiło, bo się zawalił wielki kawał zbocza…— Ten twój przyjaciel, ten Hakim, ma, zdaje się, jakieś podejrzenia — powiedział pan Krzak.— Ja go znam z widzenia, spotykałem go w Algierze.On tu węszy aferę.— Ciekawe, jaką? — zainteresowała się pani Krystyna.— Ktoś idzie — powiedział pan Roman i odsunął krzesło od stołu.— O, właśnie, Hakim! Prosimy!Janeczka i Pawełek usiłowali ulokować się w kącie salonu jakoś tak, żeby nie zwracać na siebie uwagi.Najchętniej usunęliby się całkowicie z oczu rodziny, nie mogli jednak, bo każde wypowiedziane tutaj słowo mogło okazać się przeraźliwie ważne.Wcisnęli się pod mały stoliczek za kanapą.Pan Hakim nie chciał obiadu, ale na kawę zgodził się z radością.Bez najmniejszego oporu odpowiadał na wszystkie pytania.Potwierdził informacje pana Romana, powiedział, że ciężarówka z geodą ametystową już odjechała, eskortowana przez trzy policyjne samochody, że jedna połowa buły prawie uległa zniszczeniu, bo ametysty w środku okazały się jednak oderwane od podłoża i nieco pogruchotane, druga jednakże jest w zdumiewająco świetnym stanie.Kamieniołom rzeczywiście zostanie zamknięty od zaraz, a we właściwym czasie specjalne ekipy zbadają przyczyny niezrozumiałego wybuchu.On sam ma pewne podejrzenia…W tym momencie wszyscy usłyszeli zgrzytnięci furtki i kroki, najpierw przed domkiem, a potem w przedpokoju.W progu ukazał się pan Rogaliński.— O rany! — szepnął z irytacją Pawełek.— Za każdym razem będą przerywać w tym samym miejscu.— Cicho, pan Rogaliński nie umie po francusku odszepnęła żywo Janeczka.— Będą mu tłumaczyć i lepiej wszystko zrozumiemy.Pan Rogaliński dostał kawy i włączył się do rozmowy.Pogrzebał w kieszeni, wyciągnął kilka ametystów i pokazał na dłoni panu Krzakowi.— Tyle uzbierałem — rzekł smutnie.— A ty? Może wystarczy dla Andrzeja…?Pani Krystyna czym prędzej wyjaśniła panu Hakimowi po francusku, o co chodzi.Pan Hakim zaczął się śmiać.— Nie potrzebujecie zbierać tego, żeby mu cokolwiek rekompensować — powiedział pocieszająco.Właśnie miałem wam wyjawić, po co tu przyszedłem.Wczoraj został okradziony pan Łopatko, tak? A dzisiaj możecie rozpoznać i odebrać jego rzeczy.Zdaje się, ż rozpoznacie je z łatwością, bo mają tajemnicze znaki, Zgadza się?Wśród okrzyków zdumienia, zaskoczenia i nawet niedowierzania nikt z nikim przez chwilę nie mógł się porozumieć.Pan Rogaliński dopytywał się natrętnie, co ten facet powiedział, bo mu się wydaje, że niedokładnie zrozumiał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl