[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale jeśli Melanie nadal pozostanie w tym stanie ostrej katatonii albo pogrąży się jeszcze bardziej, no cóż.barbiturany i terapia elektro wstrząsowa.- Nic z tego - warknęła Laura, odepchnęła krzesło od stołu i wstała.Ybarra zamrugał, zaskoczony jej wrogością.- Narkotyki i elektrowstrząsy.właśnie tym ją torturował przeklęty ojciec przez ostatnie sześć lat.- No, oczywiście nie zamierzamy stosować tych samych narkotyków ani takich samych wstrząsów elektrycznych, i nasze intencje różnią się od.- Tak, pewnie, ale jak Melanie ma rozpoznać tę cholerną różnicę? Wiem, że w niektórych przypadkach barbiturany i nawet elektrowstrząsy przynoszą pożądane rezultaty, ale nie nadają się dla mojej córki.Ona musi odzyskać pewność siebie, poczucie własnej wartości.Musi uwolnić się od strachu i bólu.Potrzebuje stabilizacji.Potrzebuje.miłości.Ybarra wzruszył ramionami.- No, wypisanie ze szpitala nie zagrozi jej zdrowiu, więc w żaden sposób nie mogę pani powstrzymać przed zabraniem jej do domu.- Właśnie - powiedziała Laura.Po odjeździe furgonetki do kostnicy, kiedy technicy z wydziału badań naukowych przeczesywali parking wokół volvo, funkcjonariusz Kerry Burns podszedł do Dana Haldane’a.- Był telefon z East Valley, wiadomość od kapitana Mondale’a.- Aha, czcigodny i wspaniały kapitan.- Chce zaraz pana widzieć.- Tęskni za mną? - zagadnął Dan.- Nie powiedział dlaczego.- Założę się, że za mną tęskni.- Pan i Mondale macie coś do siebie?- Bynajmniej.Może Ross jest gejem, aleja jestem normalny.- Wie pan, o co mi chodzi.On się panu jakoś naraził?- To chyba oczywiste, no nie? - rzucił żartobliwie Dan.- To chyba oczywiste, że psy nie lubią kotów.- Powiedzmy, że gdybym się zapalił i gdyby Ross Mondale trzymał jedyne wiadro wody w promieniu dziesięciu mil, wolałbym na siebie napluć, żeby zgasić ogień.- Jasna sprawa.Jedzie pan do East Valley?- Przecież mnie wezwał, no nie?- Ale czy pan pojedzie? Muszę oddzwonić i potwierdzić.- No pewnie.- Ma pan jechać natychmiast.- No pewnie.- Zadzwonię i potwierdzę, że pan już jedzie.- Koniecznie - przytaknął Dan.Kerry wrócił do wozu patrolowego, a Dan wsiadł do swojego nieoznakowanego wydziałowego sedana.Wyjechał ze szpitalnego parkingu, skręcił w zatłoczoną ulicę i ruszył do śródmieścia, w kierunku przeciwnym niż East Valley i Ross Mondale.Przed rozmową z doktorem Ybarrą Laura zadzwoniła do agencji ochrony, którą polecił Dan Haldane.Zanim skończyła rozmowę, ubrała Melanie w dżinsy, niebieską kraciastą bluzkę i tenisówki oraz podpisała niezbędne formularze zwolnienia, agent z Kalifornia Paladyn już się zjawił.Nazywał się Earl Benton i wyglądał jak wielki wieśniak, który jakimś cudem obudził się w niewłaściwym domu i musiał włożyć rzeczy z szafy bankiera.Jasnobrązowe włosy miał zaczesane gładko do tyłu na skroniach i modnie przycięte - przez stylistę, nie zwykłego fryzjera - ale nie wyglądało to najlepiej; naturalnie rozwichrzona czupryna bardziej pasowałaby do grubych, pospolitych rysów jego twarzy.Kark grubości siedemnastu cali wydawał się rozsadzać kołnierzyk koszuli od Yvesa St.Laurenta, a trzyczęściowy szary garnitur wyraźnie krępował ruchy potężnego ciała.Wielkim dłoniom o grubych palcach brakowało wdzięku, lecz paznokcie były starannie wymanikiurowane.Laura odgadła na pierwszy rzut oka, że Earl był jednym z dziesiątków tysięcy ludzi, którzy co roku napływali do Los Angeles w nadziei na lepsze życie, i najwyraźniej osiągnął cel.Mógł awansować jeszcze wyżej, gdyby nabrał więcej ogłady i nauczył się nosić swoje wytworne stroje.Spodobał się jej.Miał sympatyczny, szeroki uśmiech i zachowywał się swobodnie, a jednocześnie był czujny, spostrzegawczy, inteligentny.Spotkała się z nim na korytarzu przed pokojem Melanie i kiedy już wyjaśniła te szczegóły, których nie podała przez telefon, powiedziała:- Zakładam, że pan ma broń.- O tak, psze pani.- To dobrze.- Zostanę z panią do północy - oznajmił Earl - a potem zmieni mnie kolega.- Świetnie.Chwilę później Laura wyprowadziła Melanie z pokoju.Earl nachylił się do małej.- Jaka ładna z ciebie dziewczynka.Melanie nie odpowiedziała.- Faktycznie - ciągnął - przypominasz mi moją siostrzyczkę Emmę.Melanie spojrzała na niego szklanym wzrokiem.Earl ujął wiotką dłoń dziewczynki, ginącą w jego ogromnych rękach, i dalej mówił do niej, jakby prowadził normalną towarzyską rozmowę:- Emma jest dziewięć lat młodsza ode mnie, chodzi do pierwszej klasy liceum.Wyhodowała dwa nagrodzone cielątka, ta moja Emma.Ma kolekcję wstążek z odznaczeniami, chyba ze dwadzieścia, z rozmaitych konkursów, nawet z pokazów żywego inwentarza na trzech różnych okręgowych jarmarkach.Wiesz coś o cielakach? Lubisz zwierzęta? No, cielątka są naprawdę śliczne.Mają takie łagodne oczy.Założę się, że dobrze byś sobie z nimi radziła, całkiem jak Emma.Widząc, jak Earl Benton traktuje Melanie, Laura polubiła go jeszcze bardziej.- No więc, Melanie - podjął - o nic się nie martw, okay? Jestem twoim przyjacielem, a dopóki Earl jest twoim przyjacielem, nikt na ciebie krzywo nie spojrzy.Dziewczynka jakby nie zauważała jego obecności.Puścił jej dłoń i chude ramię opadło bezwładnie.Earl wstał, poruszył barkami, żeby wyprostować marynarkę, i spojrzał na Laurę.- Mówi pani, że jej ojciec doprowadził ją do takiego stanu?- Razem z innymi ludźmi.- I on.niczyje?- Tak.- Ale tych kilku innych jeszcze żyje?- Tak.- Bardzo chciałbym któregoś spotkać.Chciałbym z nim pogadać.Tylko on i ja, sam na sam.Bardzo bym chciał -oświadczył Earl.W jego głosie pojawił się twardy ton, w oczach zimny błysk: rozgniewany, po raz pierwszy zaczął wyglądać niebezpiecznie.Laurze również to się spodobało [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Ale jeśli Melanie nadal pozostanie w tym stanie ostrej katatonii albo pogrąży się jeszcze bardziej, no cóż.barbiturany i terapia elektro wstrząsowa.- Nic z tego - warknęła Laura, odepchnęła krzesło od stołu i wstała.Ybarra zamrugał, zaskoczony jej wrogością.- Narkotyki i elektrowstrząsy.właśnie tym ją torturował przeklęty ojciec przez ostatnie sześć lat.- No, oczywiście nie zamierzamy stosować tych samych narkotyków ani takich samych wstrząsów elektrycznych, i nasze intencje różnią się od.- Tak, pewnie, ale jak Melanie ma rozpoznać tę cholerną różnicę? Wiem, że w niektórych przypadkach barbiturany i nawet elektrowstrząsy przynoszą pożądane rezultaty, ale nie nadają się dla mojej córki.Ona musi odzyskać pewność siebie, poczucie własnej wartości.Musi uwolnić się od strachu i bólu.Potrzebuje stabilizacji.Potrzebuje.miłości.Ybarra wzruszył ramionami.- No, wypisanie ze szpitala nie zagrozi jej zdrowiu, więc w żaden sposób nie mogę pani powstrzymać przed zabraniem jej do domu.- Właśnie - powiedziała Laura.Po odjeździe furgonetki do kostnicy, kiedy technicy z wydziału badań naukowych przeczesywali parking wokół volvo, funkcjonariusz Kerry Burns podszedł do Dana Haldane’a.- Był telefon z East Valley, wiadomość od kapitana Mondale’a.- Aha, czcigodny i wspaniały kapitan.- Chce zaraz pana widzieć.- Tęskni za mną? - zagadnął Dan.- Nie powiedział dlaczego.- Założę się, że za mną tęskni.- Pan i Mondale macie coś do siebie?- Bynajmniej.Może Ross jest gejem, aleja jestem normalny.- Wie pan, o co mi chodzi.On się panu jakoś naraził?- To chyba oczywiste, no nie? - rzucił żartobliwie Dan.- To chyba oczywiste, że psy nie lubią kotów.- Powiedzmy, że gdybym się zapalił i gdyby Ross Mondale trzymał jedyne wiadro wody w promieniu dziesięciu mil, wolałbym na siebie napluć, żeby zgasić ogień.- Jasna sprawa.Jedzie pan do East Valley?- Przecież mnie wezwał, no nie?- Ale czy pan pojedzie? Muszę oddzwonić i potwierdzić.- No pewnie.- Ma pan jechać natychmiast.- No pewnie.- Zadzwonię i potwierdzę, że pan już jedzie.- Koniecznie - przytaknął Dan.Kerry wrócił do wozu patrolowego, a Dan wsiadł do swojego nieoznakowanego wydziałowego sedana.Wyjechał ze szpitalnego parkingu, skręcił w zatłoczoną ulicę i ruszył do śródmieścia, w kierunku przeciwnym niż East Valley i Ross Mondale.Przed rozmową z doktorem Ybarrą Laura zadzwoniła do agencji ochrony, którą polecił Dan Haldane.Zanim skończyła rozmowę, ubrała Melanie w dżinsy, niebieską kraciastą bluzkę i tenisówki oraz podpisała niezbędne formularze zwolnienia, agent z Kalifornia Paladyn już się zjawił.Nazywał się Earl Benton i wyglądał jak wielki wieśniak, który jakimś cudem obudził się w niewłaściwym domu i musiał włożyć rzeczy z szafy bankiera.Jasnobrązowe włosy miał zaczesane gładko do tyłu na skroniach i modnie przycięte - przez stylistę, nie zwykłego fryzjera - ale nie wyglądało to najlepiej; naturalnie rozwichrzona czupryna bardziej pasowałaby do grubych, pospolitych rysów jego twarzy.Kark grubości siedemnastu cali wydawał się rozsadzać kołnierzyk koszuli od Yvesa St.Laurenta, a trzyczęściowy szary garnitur wyraźnie krępował ruchy potężnego ciała.Wielkim dłoniom o grubych palcach brakowało wdzięku, lecz paznokcie były starannie wymanikiurowane.Laura odgadła na pierwszy rzut oka, że Earl był jednym z dziesiątków tysięcy ludzi, którzy co roku napływali do Los Angeles w nadziei na lepsze życie, i najwyraźniej osiągnął cel.Mógł awansować jeszcze wyżej, gdyby nabrał więcej ogłady i nauczył się nosić swoje wytworne stroje.Spodobał się jej.Miał sympatyczny, szeroki uśmiech i zachowywał się swobodnie, a jednocześnie był czujny, spostrzegawczy, inteligentny.Spotkała się z nim na korytarzu przed pokojem Melanie i kiedy już wyjaśniła te szczegóły, których nie podała przez telefon, powiedziała:- Zakładam, że pan ma broń.- O tak, psze pani.- To dobrze.- Zostanę z panią do północy - oznajmił Earl - a potem zmieni mnie kolega.- Świetnie.Chwilę później Laura wyprowadziła Melanie z pokoju.Earl nachylił się do małej.- Jaka ładna z ciebie dziewczynka.Melanie nie odpowiedziała.- Faktycznie - ciągnął - przypominasz mi moją siostrzyczkę Emmę.Melanie spojrzała na niego szklanym wzrokiem.Earl ujął wiotką dłoń dziewczynki, ginącą w jego ogromnych rękach, i dalej mówił do niej, jakby prowadził normalną towarzyską rozmowę:- Emma jest dziewięć lat młodsza ode mnie, chodzi do pierwszej klasy liceum.Wyhodowała dwa nagrodzone cielątka, ta moja Emma.Ma kolekcję wstążek z odznaczeniami, chyba ze dwadzieścia, z rozmaitych konkursów, nawet z pokazów żywego inwentarza na trzech różnych okręgowych jarmarkach.Wiesz coś o cielakach? Lubisz zwierzęta? No, cielątka są naprawdę śliczne.Mają takie łagodne oczy.Założę się, że dobrze byś sobie z nimi radziła, całkiem jak Emma.Widząc, jak Earl Benton traktuje Melanie, Laura polubiła go jeszcze bardziej.- No więc, Melanie - podjął - o nic się nie martw, okay? Jestem twoim przyjacielem, a dopóki Earl jest twoim przyjacielem, nikt na ciebie krzywo nie spojrzy.Dziewczynka jakby nie zauważała jego obecności.Puścił jej dłoń i chude ramię opadło bezwładnie.Earl wstał, poruszył barkami, żeby wyprostować marynarkę, i spojrzał na Laurę.- Mówi pani, że jej ojciec doprowadził ją do takiego stanu?- Razem z innymi ludźmi.- I on.niczyje?- Tak.- Ale tych kilku innych jeszcze żyje?- Tak.- Bardzo chciałbym któregoś spotkać.Chciałbym z nim pogadać.Tylko on i ja, sam na sam.Bardzo bym chciał -oświadczył Earl.W jego głosie pojawił się twardy ton, w oczach zimny błysk: rozgniewany, po raz pierwszy zaczął wyglądać niebezpiecznie.Laurze również to się spodobało [ Pobierz całość w formacie PDF ]