[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaczynam naprawdę wierzyć, że urodziłam się pod nieszczęśliwą gwiazdą.Diana udała się na poszukiwanie siekiery, lecz na próżno.— Pójdę sprowadzić pomoc — rzekła wracając do więźnia.— O, nie — zaoponowała Ania gwałtownie.— Jeśli to uczynisz, wszyscy wokoło dowiedzą się o mojej przygodzie i wstyd mi będzie spojrzeć ludziom w oczy.Musimy czekać powrotu panien Copp i uprosić je, by zachowały tajemnicę.One znajdą siekierę i uwolnią mnie.Gdy się zachowuję spokojnie, nic mi nie dolega… w znaczeniu fizycznym, rozumie się.Ciekawa jestem, na ile też panny Copp oceniają ten kurnik: przecież będę musiała zapłacić za wyrządzoną szkodę.Ale mniejsza z tym, jeśli tylko zrozumieją, co mnie skłoniło do zakradania się do ich spiżarni.Jedyna pociecha, że półmisek jest właśnie taki, jakiego mi potrzeba, i jeśli tylko sprzedadzą mi go, zapomnę o tym przykrym zdarzeniu.— A co będzie, jeśli panny Copp powrócą dopiero późnym wieczorem lub jutro rano? — zastanawiała się Diana.— Jeśli nie powrócą przed zachodem słońca, trzeba będzie szukać obcej pomocy, lecz zdecydujemy się na to tylko w ostateczności — odpowiedziała Ania.— Ale nie bądźmy złej myśli.Nie martwiłabym się tak swymi przygodami, gdyby były przynajmniej romantyczne, jak się to zwykle zdarza bohaterkom pani Morgan.Lecz moje są po prostu śmieszne.Wyobraź sobie, co pomyślą panny Copp, gdy wjeżdżając na dziedziniec spostrzegą jakieś ramiona i głowę sterczącą sponad dachu ich kurnika.Posłuchaj tylko… czy to turkot wozu? Nie, to chyba grzmot.Był to niewątpliwie grzmot.Diana, spiesznie okrążywszy dom, powróciła z wiadomością, że wielka, czarna chmura nadciąga szybko z północy.— Lada chwila rozpęta się straszna burza! — zawołała z rozpaczą.— Cóż poczniemy?— Musimy się przygotować i na to — rzekła Ania spokojnie.Burza wydała się jej drobnostką w porównaniu z przygodą, która ją spotkała.— Wprowadź konia i kabriolet do tej otwartej szopy.Szczęściem, w kabriolecie jest mój parasol.Ale… weź mój kapelusz.„Trzeba być gąską, żeby zabierać najstrojniejszy kapelusz w taką drogę” — powiedziała mi przy pożegnaniu Maryla.Miała słuszność, jak zwykle.Diana odwiązała konia i wprowadziła go do szopy w chwili, gdy spadły na ziemię pierwsze krople deszczu.Siedząc tam, patrzyła na strugi deszczu, który był tak ulewny, że z trudem tylko mogła dostrzec Anię, mężnie trzymającą parasol nad swą odkrytą głową.Grzmotów nie było wiele, ale deszcz lał jak z cebra prawie przez całą godzinę.Od czasu do czasu Ania unosiła parasol i żywym ruchem ręki starała się dodać Dianie otuchy: nie można było bowiem prowadzić rozmowy w tych okolicznościach i z tej odległości.Wreszcie deszcz ustał, ukazało się słońce i Diana poprzez kałuże i jeziora dziedzińca dobrnęła przed kurnik.— Czyś bardzo przemokła? — spytała troskliwie.— O, nie! — zawołała Ania wesoło.— Głowę i ramiona mam zupełnie suche, a suknię tylko trochę wilgotną tam, gdzie deszcz przedostawał się przez deski.Nie lituj się nade mną, bo ja sama nie przejmuję się już tą przygodą.Myślałam o tym, ile dobrego deszcz zdziała, jak się nim ucieszył mój ogród, i wyobrażałam sobie, co poczuły spragnione kwiaty i pąki na szmer pierwszych kropel deszczowych.Ułożyłam nawet prześliczną rozmowę pomiędzy groszkiem pachnącym, różami, słowikiem z krzaka bzu a dobrym duchem ogrodu.Spiszę ją, gdy powrócę do domu.Uczyniłabym to zaraz, gdybym miała kartkę papieru i ołówek, bo lękam się, że za chwilę najpiękniejsze zdania ulecą mi z pamięci.Wierna Diana miała ołówek w kieszeni, a w kabriolecie znalazł się arkusz papieru.Ania zamknęła ociekający wodą parasol, włożyła kapelusz, rozprostowała papier na podanej przez Dianę dachówce i pisała swą ogrodową idyllę w warunkach niezbyt sprzyjających pracy literackiej.Mimo to rezultat okazał się bardzo miły i Diana była zachwycona, gdy Ania odczytała jej swój utwór.— Cudowne, naprawdę cudowne, Aniu.Musisz to posłać do „Kobiety Kanadyjskiej”.Ania potrząsnęła głową przecząco.— Ależ nie nada się zupełnie, nie ma w tym wcale intrygi.Po prostu wiązanka fantastycznych myśli [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Zaczynam naprawdę wierzyć, że urodziłam się pod nieszczęśliwą gwiazdą.Diana udała się na poszukiwanie siekiery, lecz na próżno.— Pójdę sprowadzić pomoc — rzekła wracając do więźnia.— O, nie — zaoponowała Ania gwałtownie.— Jeśli to uczynisz, wszyscy wokoło dowiedzą się o mojej przygodzie i wstyd mi będzie spojrzeć ludziom w oczy.Musimy czekać powrotu panien Copp i uprosić je, by zachowały tajemnicę.One znajdą siekierę i uwolnią mnie.Gdy się zachowuję spokojnie, nic mi nie dolega… w znaczeniu fizycznym, rozumie się.Ciekawa jestem, na ile też panny Copp oceniają ten kurnik: przecież będę musiała zapłacić za wyrządzoną szkodę.Ale mniejsza z tym, jeśli tylko zrozumieją, co mnie skłoniło do zakradania się do ich spiżarni.Jedyna pociecha, że półmisek jest właśnie taki, jakiego mi potrzeba, i jeśli tylko sprzedadzą mi go, zapomnę o tym przykrym zdarzeniu.— A co będzie, jeśli panny Copp powrócą dopiero późnym wieczorem lub jutro rano? — zastanawiała się Diana.— Jeśli nie powrócą przed zachodem słońca, trzeba będzie szukać obcej pomocy, lecz zdecydujemy się na to tylko w ostateczności — odpowiedziała Ania.— Ale nie bądźmy złej myśli.Nie martwiłabym się tak swymi przygodami, gdyby były przynajmniej romantyczne, jak się to zwykle zdarza bohaterkom pani Morgan.Lecz moje są po prostu śmieszne.Wyobraź sobie, co pomyślą panny Copp, gdy wjeżdżając na dziedziniec spostrzegą jakieś ramiona i głowę sterczącą sponad dachu ich kurnika.Posłuchaj tylko… czy to turkot wozu? Nie, to chyba grzmot.Był to niewątpliwie grzmot.Diana, spiesznie okrążywszy dom, powróciła z wiadomością, że wielka, czarna chmura nadciąga szybko z północy.— Lada chwila rozpęta się straszna burza! — zawołała z rozpaczą.— Cóż poczniemy?— Musimy się przygotować i na to — rzekła Ania spokojnie.Burza wydała się jej drobnostką w porównaniu z przygodą, która ją spotkała.— Wprowadź konia i kabriolet do tej otwartej szopy.Szczęściem, w kabriolecie jest mój parasol.Ale… weź mój kapelusz.„Trzeba być gąską, żeby zabierać najstrojniejszy kapelusz w taką drogę” — powiedziała mi przy pożegnaniu Maryla.Miała słuszność, jak zwykle.Diana odwiązała konia i wprowadziła go do szopy w chwili, gdy spadły na ziemię pierwsze krople deszczu.Siedząc tam, patrzyła na strugi deszczu, który był tak ulewny, że z trudem tylko mogła dostrzec Anię, mężnie trzymającą parasol nad swą odkrytą głową.Grzmotów nie było wiele, ale deszcz lał jak z cebra prawie przez całą godzinę.Od czasu do czasu Ania unosiła parasol i żywym ruchem ręki starała się dodać Dianie otuchy: nie można było bowiem prowadzić rozmowy w tych okolicznościach i z tej odległości.Wreszcie deszcz ustał, ukazało się słońce i Diana poprzez kałuże i jeziora dziedzińca dobrnęła przed kurnik.— Czyś bardzo przemokła? — spytała troskliwie.— O, nie! — zawołała Ania wesoło.— Głowę i ramiona mam zupełnie suche, a suknię tylko trochę wilgotną tam, gdzie deszcz przedostawał się przez deski.Nie lituj się nade mną, bo ja sama nie przejmuję się już tą przygodą.Myślałam o tym, ile dobrego deszcz zdziała, jak się nim ucieszył mój ogród, i wyobrażałam sobie, co poczuły spragnione kwiaty i pąki na szmer pierwszych kropel deszczowych.Ułożyłam nawet prześliczną rozmowę pomiędzy groszkiem pachnącym, różami, słowikiem z krzaka bzu a dobrym duchem ogrodu.Spiszę ją, gdy powrócę do domu.Uczyniłabym to zaraz, gdybym miała kartkę papieru i ołówek, bo lękam się, że za chwilę najpiękniejsze zdania ulecą mi z pamięci.Wierna Diana miała ołówek w kieszeni, a w kabriolecie znalazł się arkusz papieru.Ania zamknęła ociekający wodą parasol, włożyła kapelusz, rozprostowała papier na podanej przez Dianę dachówce i pisała swą ogrodową idyllę w warunkach niezbyt sprzyjających pracy literackiej.Mimo to rezultat okazał się bardzo miły i Diana była zachwycona, gdy Ania odczytała jej swój utwór.— Cudowne, naprawdę cudowne, Aniu.Musisz to posłać do „Kobiety Kanadyjskiej”.Ania potrząsnęła głową przecząco.— Ależ nie nada się zupełnie, nie ma w tym wcale intrygi.Po prostu wiązanka fantastycznych myśli [ Pobierz całość w formacie PDF ]