[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Dziś wieczór się nie zobaczymy przypominam mu.Jesse mocniej ściskamoją dłoń i burczy coś pod nosem. Potrzebuję gumki do włosów mówię,zauważając na podłodze swoją torebkę.Jesse puszcza moją rękę i idzie do kuchni, a ja zostaję, żeby wyjąć gumkę ztorby.Zbieram włosy w wysoki kucyk, a on wraca po mnie.Zjeżdżamy dofoyer, gdzie z głową opartą na dłoniach siedzi Clive. Dzień dobry, Clive. Jesse kiwa mu sztywno głową, jest zdecydowaniezbyt rześki jak na tę porę dnia.Clive mamrocze coś pod nosem i macha nam nieprzytomnie.Chyba nawetnie zauważył, jak się odstawiliśmy.Jesse zatrzymuje się na parkingu. Rozciągnij się instruuje mnie, puszcza moją dłoń i przyciąga łydkę dopośladków, żeby rozciągnąć mięsień udowy.Patrzę, jak się napina pod szortami,i przekrzywiam głowę, zachwycona, że mogę oglądać Jessego w takichokolicznościach. Avo, rozciągnij się rozkazuje.Rzucam mu zdegustowane spojrzenie.Nigdy w życiu się nie rozciągałam co najwyżej przeciągałam i nigdy mi to nie zaszkodziło.Z teatralnymwestchnieniem odwracam się do niego plecami, spektakularnie i baaardzopowoli staję w rozkroku i schylam się, by dotknąć pakami stóp, podsuwając mupupę pod sam nos. Au!Czuję, jak zatapia zęby w moim pośladku, a zaraz potem jego dłoń zderza sięz moją pupą, powodując dotkliwe pieczenie.Odwracam się i widzę uniesionebrwi i gniewną minę.Ten facet biega na poważnie, podczas gdy ja przebiegamod czasu do czasu kilka kilometrów, żeby wino i ciastka nie odłożyły mi się nabiodrach. Gdzie będziemy biegać? pytam, naśladując jego ruchy. Royal Parks odpowiada.Dam radę.Ta pętla ma mniej więcej dziesięć kilometrów, często nią biegam.Aatwizna. Gotowa? pyta.Kiwam głową i idę w stronę jego samochodu, ale Jesse rusza w stronę furtki. Dokąd idziesz?! wołam do niego. Pobiegać odpowiada spokojnie.Prawda zaczyna docierać do mojego zaspanego umysłu.Chce, żebymprzebiegła całą drogę do parków, obiegła je i wróciła? Nie dam rady! Chce mniewykończyć? Eee.Jak daleko jest stąd do parków? Próbuję nadać mojemu głosowizblazowany ton, ale chyba mi się to nie udało. Sześć kilometrów. Jego oczy skrzą się z uciechy.Tam i z powrotem to będzie dwadzieścia dwa kilometry! Nie możeprzebiegać regularnie takiej trasy, to cholerny półmaraton.Krztuszę się lekko,co staram się pokryć kaszlem: nie chcę, żeby wiedział, że wytrącił mnie zrównowagi, nie dam mu tej satysfakcji.Obciągam koszulkę i podchodzę do tegozuchwałego, zadowolonego z siebie adonisa, który zawrócił mi w głowie.Wprowadza kod. Jedenaście, dwadzieścia siedem, piętnaście. Zerka na mnie z kpiącymuśmieszkiem. Może kiedyś ci się przyda. Otwiera mi furtkę. Nigdy tego nie zapamiętam! wołam przez ramię, mijam go i ruszam wstronę Tamizy. Dam radę, dam radę", powtarzam w myślach tę mantrę orazkod.Nie biegałam od trzech tygodni, ale nie pozwolę, żeby znów był górą.Dogonił mnie i biegnie teraz kilka metrów obok.Patrzę na tę cudownąsylwetkę i zastanawiam się, czy jest coś, czego ten mężczyzna nie potrafi.Biegnie tak, jak gdyby górna połowa ciała była odłączona od dolnej, nogi złatwością niosą wysoką, szczupłą postać.Odnajduję swój rytm i biegniemy w milczeniu wzdłuż rzeki, od czasu doczasu zerkając na siebie.Jesse ma rację bieganie o poranku działa naprawdęrelaksująco.Miasto jeszcze się nie obudziło, po ulicach jeżdżą główniesamochody dostawcze, nie słychać klaksonów ani syren.Powietrze jestzaskakująco świeże i chłodne.Pół godziny pózniej docieramy do St.James Park i biegniemy równymtempem wśród bujnej zieleni.Czuję się zaskakująco dobrze, choć przebiegłamjuż prawie sześć kilometrów.Spoglądam na Jessego, który wita uniesieniem rękikażdego mijanego biegacza same kobiety, które uśmiechają się do niegopromiennie, a mnie przyglądają podejrzliwie.Przewracam oczami i zerkam naniego, ale ani kobiety, ani przebyta odległość nie wydają się robić na nimżadnego wrażenia.Zapewne była to dopiero rozgrzewka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
. Dziś wieczór się nie zobaczymy przypominam mu.Jesse mocniej ściskamoją dłoń i burczy coś pod nosem. Potrzebuję gumki do włosów mówię,zauważając na podłodze swoją torebkę.Jesse puszcza moją rękę i idzie do kuchni, a ja zostaję, żeby wyjąć gumkę ztorby.Zbieram włosy w wysoki kucyk, a on wraca po mnie.Zjeżdżamy dofoyer, gdzie z głową opartą na dłoniach siedzi Clive. Dzień dobry, Clive. Jesse kiwa mu sztywno głową, jest zdecydowaniezbyt rześki jak na tę porę dnia.Clive mamrocze coś pod nosem i macha nam nieprzytomnie.Chyba nawetnie zauważył, jak się odstawiliśmy.Jesse zatrzymuje się na parkingu. Rozciągnij się instruuje mnie, puszcza moją dłoń i przyciąga łydkę dopośladków, żeby rozciągnąć mięsień udowy.Patrzę, jak się napina pod szortami,i przekrzywiam głowę, zachwycona, że mogę oglądać Jessego w takichokolicznościach. Avo, rozciągnij się rozkazuje.Rzucam mu zdegustowane spojrzenie.Nigdy w życiu się nie rozciągałam co najwyżej przeciągałam i nigdy mi to nie zaszkodziło.Z teatralnymwestchnieniem odwracam się do niego plecami, spektakularnie i baaardzopowoli staję w rozkroku i schylam się, by dotknąć pakami stóp, podsuwając mupupę pod sam nos. Au!Czuję, jak zatapia zęby w moim pośladku, a zaraz potem jego dłoń zderza sięz moją pupą, powodując dotkliwe pieczenie.Odwracam się i widzę uniesionebrwi i gniewną minę.Ten facet biega na poważnie, podczas gdy ja przebiegamod czasu do czasu kilka kilometrów, żeby wino i ciastka nie odłożyły mi się nabiodrach. Gdzie będziemy biegać? pytam, naśladując jego ruchy. Royal Parks odpowiada.Dam radę.Ta pętla ma mniej więcej dziesięć kilometrów, często nią biegam.Aatwizna. Gotowa? pyta.Kiwam głową i idę w stronę jego samochodu, ale Jesse rusza w stronę furtki. Dokąd idziesz?! wołam do niego. Pobiegać odpowiada spokojnie.Prawda zaczyna docierać do mojego zaspanego umysłu.Chce, żebymprzebiegła całą drogę do parków, obiegła je i wróciła? Nie dam rady! Chce mniewykończyć? Eee.Jak daleko jest stąd do parków? Próbuję nadać mojemu głosowizblazowany ton, ale chyba mi się to nie udało. Sześć kilometrów. Jego oczy skrzą się z uciechy.Tam i z powrotem to będzie dwadzieścia dwa kilometry! Nie możeprzebiegać regularnie takiej trasy, to cholerny półmaraton.Krztuszę się lekko,co staram się pokryć kaszlem: nie chcę, żeby wiedział, że wytrącił mnie zrównowagi, nie dam mu tej satysfakcji.Obciągam koszulkę i podchodzę do tegozuchwałego, zadowolonego z siebie adonisa, który zawrócił mi w głowie.Wprowadza kod. Jedenaście, dwadzieścia siedem, piętnaście. Zerka na mnie z kpiącymuśmieszkiem. Może kiedyś ci się przyda. Otwiera mi furtkę. Nigdy tego nie zapamiętam! wołam przez ramię, mijam go i ruszam wstronę Tamizy. Dam radę, dam radę", powtarzam w myślach tę mantrę orazkod.Nie biegałam od trzech tygodni, ale nie pozwolę, żeby znów był górą.Dogonił mnie i biegnie teraz kilka metrów obok.Patrzę na tę cudownąsylwetkę i zastanawiam się, czy jest coś, czego ten mężczyzna nie potrafi.Biegnie tak, jak gdyby górna połowa ciała była odłączona od dolnej, nogi złatwością niosą wysoką, szczupłą postać.Odnajduję swój rytm i biegniemy w milczeniu wzdłuż rzeki, od czasu doczasu zerkając na siebie.Jesse ma rację bieganie o poranku działa naprawdęrelaksująco.Miasto jeszcze się nie obudziło, po ulicach jeżdżą główniesamochody dostawcze, nie słychać klaksonów ani syren.Powietrze jestzaskakująco świeże i chłodne.Pół godziny pózniej docieramy do St.James Park i biegniemy równymtempem wśród bujnej zieleni.Czuję się zaskakująco dobrze, choć przebiegłamjuż prawie sześć kilometrów.Spoglądam na Jessego, który wita uniesieniem rękikażdego mijanego biegacza same kobiety, które uśmiechają się do niegopromiennie, a mnie przyglądają podejrzliwie.Przewracam oczami i zerkam naniego, ale ani kobiety, ani przebyta odległość nie wydają się robić na nimżadnego wrażenia.Zapewne była to dopiero rozgrzewka [ Pobierz całość w formacie PDF ]