[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niektórzy badacze przypuszczają również, że pewne szczególne formy stłumienia typu psychologicznego albo sen, nieświadoma wyobraźnia, wiele rodzajów “szaleństwa" i kilka przypadków “chorób psychicznych" to po prostu odbiór emisji z innych wszechświatów; emisje te są źle kontrolowane, źle tłumaczone przez świadomość albo tłumaczone na chybił trafił; to emisje, które “strażnicy" wzgórzowi częściowo przepuścili.To obrazy świata nie dostrojonego do rzeczywistości, w której oscyluje osobnik nr 1, obrazy wywołujące konflikt interpretacji u osobnika nr 1, który jest bezwiednie przekonany, że na nic mu się one nie zdadzą.- Nie chcę więcej tego słu.- Nasz wszechświat stanowi materializację danych i obrazów, które do nas docierają i które interpretujemy- Które do nas docierają skąd, Mauree?Uśmiechnęła się uradowana, jak gdyby tym pytaniem budził w niej wielką nadzieję.- Z nieokreślonej rzeczywistości, którą postrzegamy l której odbicie stanowimy.Podobnie wszechświat leży u podstaw “schematu-osobnika", ukształtowanego na bazie określonych wzorów, a kod informatyczny, którym dysponuje taka jednostka jest urobiony i wydrążony w “energii-próżni".“Schemat-osobnik" znajduje się u podstaw kreacji każdego z nas.- Wyruszyłem w Podróż - szepnął Carry.Znów sięgnął po kieliszek.Palce miał drętwe, jak po znieczuleniu.- Wyruszyłeś - podjęła Mauree.- Wyodrębniliśmy pewien “cel" w tkaninie, opierając się na schemacie recepcyjnych neuronów wzgórzowych Loporta i wyodrębniając neurony, które zapewniały połączenie z danym wszechświatem.Mieliśmy dokładną częstotliwość.Chemicznie mogliśmy wywołać w tobie ową szczególną recepcję, doprowadzając sztucznie do śmierci fizycznej.Spoczywało to na mnie, Carry.To było moje zadanie.- Nie.- Ja się tym zajęłam, a ty wyruszyłeś, i przybyłeś do punktu “x", i żyłeś tam przez pewien czas.- Nie! To niemożliwe! Miałbym tam żyć w bezkształtnym mózgu jakiegoś płodu, w tym obcym zbiorniku, w którym.- Świadoma i kierowana Podróż różni się od prawdziwej śmierci tym, że osobnik może się wirtualnie zrematerializować w punkcie ,,x", na podstawie własnego obrazu-wspomnienia i własnej osnowy mnemonicznej nastawionej na częstotliwość punktu “x".Projekcja tej mnemonicznej informacji materializuje się w recepcyjnym wszechświecie w miejscu wizualizacji.Miałeś być połączony z Bazą za pośrednictwem jednej ze stref neuronowych, pozostającej w aktywności “nastawionej" na recepcję pamięciową świata, który opuściłeś.Ale to się nie udało.Nie rozumieliśmy dlaczego.Wysłaliśmy.Carry potrząsnął głową, bardzo blady; ręce mu drżały.- To kłamstwo, Mauree.Musisz się uspokoić.- Wysłaliśmy parę Ratowników, żeby cię odnalazła! Sprowadzili cię tutaj, w twojej cielesnej postaci, po dwóch i pół dniach błądzenia w punkcie “x".Nie zabrałeś z sobą żadnej informacji, niczego.Ratownicy także nie, byli zresztą w pewnej mierze zrobotyzowani, zaprogramowani, mieli tylko odnaleźć cię i sprowadzić.Nic stamtąd nie zabrałeś, Carry Z wyjątkiem wypaczonych wspomnień!- Mauree.Musisz.- Ta para Ratowników istnieje! To Ok Loknell i Brian Meurph! Może oni także kiedyś wyruszą w Podróż.Och, Carry! Carry, zlituj się, przypomnij sobie!Upijała go słowami.Był pijany, wtrącony w odmęty wszechświata, który nie przestawał się chybotać.LONE ISTNIEJE.Pomyślał, że powinien coś zrobić, pomyślał, że wkrótce wstanie dzień, że Mauree odjedzie.Pomyślał.- Może sobie przypomnę, Mauree.Powoli podniosła się.Drżała.Stojąc rozwiązała pasek, peniuar ześliznął się z jej pleców, spłynął na ziemię.Płomienne włosy gęstymi falami opadały jej na ramiona; wyraz twarzy o zdecydowanych rysach był może nieco zbyt surowy; oczy intensywnie zielone.mogła mieć lat dwadzieścia, może trochę mniej, może trochę więcej.we wgłębieniu jej bioder pieszczotliwie odbijało się światło.Wstał i spojrzał na Mauree, maleńką w swej nagości, mniejszą niż kiedykolwiek; na jej krótkie włosy popielato-blond, na chudą Mauree z pośladkami wielkości dwóch pięści, na Mauree i jej drobne piersi, na Mauree, która urodziła się w 2067 roku w Cachatcochee Beach.Zrobiła wszystko, co było w ludzkiej mocy.Nic już więcej zrobić nie mogła.Wiesz o tym, Carry? Osiem lat temu wbiła sobie do głowy, że ciebie kocha i że ty ją kochasz.Wyruszyłeś w Podróż ,,x", Carry.Wróciłeś odmieniony, ze wspomnieniem o Lone.WRÓCIŁEŚ ZE WSPOMNIENIEM O LONE, KTÓRA ISTNIEJE.Rozumiesz to, Carry?Zbliżył się do niej, przytulił Ją do siebie.Usłyszał, jak jęczy, potem krzyczy.Krzyczy z twarzą przyciśniętą do jego ramienia.Była lekka, leciutka.Niesiesz ją oto w ramionach, niesiesz ją na posłanie, które znasz tak dobrze, w jedynej Izbie górskiego domku nad brzegiem morza, gdzie popijaliście jabłecznik, a było to na kilka dni przedtem, nim włożyła sobie lufę przeklętego rewolweru w usta, w Jednym z apartamentów na poziomie trzecim Pirenejskiej Bazy EIBT.Niesiesz ją i gdzieś rozbrzmiewają echa zabawy u Baqueza, słychać gwar rozmów w jadalni na Postoju niesiesz ja, Carry - i może nawet nie nazywasz się już Carry.Jest blisko ciebie, podczas gdy wodny pył wzbijający się na mglistym morzu zaciekle atakuje szyby, jest tuż przy tobie w miłym zaciszu apartamentu na poziomie trzecim Bazy Cote 3101, jest już przy tobie i malutka strużka światła sączy się przez szparę w źle zaciągniętych zasłonach w pawilonie Dzielnicy Pomocy.Ona jest z tobą.To była Mauree, zziębnięta, przytłoczona rozpaczą, Mauree, która rozumiała, Carry, że nada! grasz, z litości dla niej - ale udawała, że w to nie wierzy, tak jak ty udawałeś, że jesteś szczery.Kochali się niezręcznie, jakby to było pierwszy raz.Jakby.czy to nie było pierwszy raz?A potem Carry wstał.Ubrał się.Bezwiednie skierował się do łazienki.Może po to, by stanąć przed lustrem, przyjrzeć się swemu odbiciu - zauważyć na półce swoją maszynkę do golenia, leżącą tam jak gdyby na zwykłym miejscu.Straszliwy błysk rozświetlił lustro.Carry znów przemierzył pokój.Zatrzymał się w progu sypialni.Siedząca na łóżku Mauree ze zdumieniem rozwarła szeroko oczy.- Carry! - krzyknęła.- Co ci jest, Carry?!- Nic mi nie jest - powiedział.Uśmiechnął się i dodał:- Przypominam sobie.To wszystko.I odwrócił się.I wyszedł.Zdawało mu się, że słyszy krzyk Mauree, ale udał, że nic nie słyszy, zignorował ten krzyk.Nie zwrócił także uwagi na strażników stojących po obu stronach drzwi apartamentu - na dwóch strażników Bezpieczeństwa Bazy, w zielonkawych mundurach i małych kaszkietach.Wymienili pół zdziwione, pół rozbawione spojrzenia i przepuścili go.Nie chodziło tu o Carry Galena, chodziło o Mauree Leayskee.21.9 stycznia 2102 roku.Ziemia.Pirenejska Baza EIBT.Prowincja Francja [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Niektórzy badacze przypuszczają również, że pewne szczególne formy stłumienia typu psychologicznego albo sen, nieświadoma wyobraźnia, wiele rodzajów “szaleństwa" i kilka przypadków “chorób psychicznych" to po prostu odbiór emisji z innych wszechświatów; emisje te są źle kontrolowane, źle tłumaczone przez świadomość albo tłumaczone na chybił trafił; to emisje, które “strażnicy" wzgórzowi częściowo przepuścili.To obrazy świata nie dostrojonego do rzeczywistości, w której oscyluje osobnik nr 1, obrazy wywołujące konflikt interpretacji u osobnika nr 1, który jest bezwiednie przekonany, że na nic mu się one nie zdadzą.- Nie chcę więcej tego słu.- Nasz wszechświat stanowi materializację danych i obrazów, które do nas docierają i które interpretujemy- Które do nas docierają skąd, Mauree?Uśmiechnęła się uradowana, jak gdyby tym pytaniem budził w niej wielką nadzieję.- Z nieokreślonej rzeczywistości, którą postrzegamy l której odbicie stanowimy.Podobnie wszechświat leży u podstaw “schematu-osobnika", ukształtowanego na bazie określonych wzorów, a kod informatyczny, którym dysponuje taka jednostka jest urobiony i wydrążony w “energii-próżni".“Schemat-osobnik" znajduje się u podstaw kreacji każdego z nas.- Wyruszyłem w Podróż - szepnął Carry.Znów sięgnął po kieliszek.Palce miał drętwe, jak po znieczuleniu.- Wyruszyłeś - podjęła Mauree.- Wyodrębniliśmy pewien “cel" w tkaninie, opierając się na schemacie recepcyjnych neuronów wzgórzowych Loporta i wyodrębniając neurony, które zapewniały połączenie z danym wszechświatem.Mieliśmy dokładną częstotliwość.Chemicznie mogliśmy wywołać w tobie ową szczególną recepcję, doprowadzając sztucznie do śmierci fizycznej.Spoczywało to na mnie, Carry.To było moje zadanie.- Nie.- Ja się tym zajęłam, a ty wyruszyłeś, i przybyłeś do punktu “x", i żyłeś tam przez pewien czas.- Nie! To niemożliwe! Miałbym tam żyć w bezkształtnym mózgu jakiegoś płodu, w tym obcym zbiorniku, w którym.- Świadoma i kierowana Podróż różni się od prawdziwej śmierci tym, że osobnik może się wirtualnie zrematerializować w punkcie ,,x", na podstawie własnego obrazu-wspomnienia i własnej osnowy mnemonicznej nastawionej na częstotliwość punktu “x".Projekcja tej mnemonicznej informacji materializuje się w recepcyjnym wszechświecie w miejscu wizualizacji.Miałeś być połączony z Bazą za pośrednictwem jednej ze stref neuronowych, pozostającej w aktywności “nastawionej" na recepcję pamięciową świata, który opuściłeś.Ale to się nie udało.Nie rozumieliśmy dlaczego.Wysłaliśmy.Carry potrząsnął głową, bardzo blady; ręce mu drżały.- To kłamstwo, Mauree.Musisz się uspokoić.- Wysłaliśmy parę Ratowników, żeby cię odnalazła! Sprowadzili cię tutaj, w twojej cielesnej postaci, po dwóch i pół dniach błądzenia w punkcie “x".Nie zabrałeś z sobą żadnej informacji, niczego.Ratownicy także nie, byli zresztą w pewnej mierze zrobotyzowani, zaprogramowani, mieli tylko odnaleźć cię i sprowadzić.Nic stamtąd nie zabrałeś, Carry Z wyjątkiem wypaczonych wspomnień!- Mauree.Musisz.- Ta para Ratowników istnieje! To Ok Loknell i Brian Meurph! Może oni także kiedyś wyruszą w Podróż.Och, Carry! Carry, zlituj się, przypomnij sobie!Upijała go słowami.Był pijany, wtrącony w odmęty wszechświata, który nie przestawał się chybotać.LONE ISTNIEJE.Pomyślał, że powinien coś zrobić, pomyślał, że wkrótce wstanie dzień, że Mauree odjedzie.Pomyślał.- Może sobie przypomnę, Mauree.Powoli podniosła się.Drżała.Stojąc rozwiązała pasek, peniuar ześliznął się z jej pleców, spłynął na ziemię.Płomienne włosy gęstymi falami opadały jej na ramiona; wyraz twarzy o zdecydowanych rysach był może nieco zbyt surowy; oczy intensywnie zielone.mogła mieć lat dwadzieścia, może trochę mniej, może trochę więcej.we wgłębieniu jej bioder pieszczotliwie odbijało się światło.Wstał i spojrzał na Mauree, maleńką w swej nagości, mniejszą niż kiedykolwiek; na jej krótkie włosy popielato-blond, na chudą Mauree z pośladkami wielkości dwóch pięści, na Mauree i jej drobne piersi, na Mauree, która urodziła się w 2067 roku w Cachatcochee Beach.Zrobiła wszystko, co było w ludzkiej mocy.Nic już więcej zrobić nie mogła.Wiesz o tym, Carry? Osiem lat temu wbiła sobie do głowy, że ciebie kocha i że ty ją kochasz.Wyruszyłeś w Podróż ,,x", Carry.Wróciłeś odmieniony, ze wspomnieniem o Lone.WRÓCIŁEŚ ZE WSPOMNIENIEM O LONE, KTÓRA ISTNIEJE.Rozumiesz to, Carry?Zbliżył się do niej, przytulił Ją do siebie.Usłyszał, jak jęczy, potem krzyczy.Krzyczy z twarzą przyciśniętą do jego ramienia.Była lekka, leciutka.Niesiesz ją oto w ramionach, niesiesz ją na posłanie, które znasz tak dobrze, w jedynej Izbie górskiego domku nad brzegiem morza, gdzie popijaliście jabłecznik, a było to na kilka dni przedtem, nim włożyła sobie lufę przeklętego rewolweru w usta, w Jednym z apartamentów na poziomie trzecim Pirenejskiej Bazy EIBT.Niesiesz ją i gdzieś rozbrzmiewają echa zabawy u Baqueza, słychać gwar rozmów w jadalni na Postoju niesiesz ja, Carry - i może nawet nie nazywasz się już Carry.Jest blisko ciebie, podczas gdy wodny pył wzbijający się na mglistym morzu zaciekle atakuje szyby, jest tuż przy tobie w miłym zaciszu apartamentu na poziomie trzecim Bazy Cote 3101, jest już przy tobie i malutka strużka światła sączy się przez szparę w źle zaciągniętych zasłonach w pawilonie Dzielnicy Pomocy.Ona jest z tobą.To była Mauree, zziębnięta, przytłoczona rozpaczą, Mauree, która rozumiała, Carry, że nada! grasz, z litości dla niej - ale udawała, że w to nie wierzy, tak jak ty udawałeś, że jesteś szczery.Kochali się niezręcznie, jakby to było pierwszy raz.Jakby.czy to nie było pierwszy raz?A potem Carry wstał.Ubrał się.Bezwiednie skierował się do łazienki.Może po to, by stanąć przed lustrem, przyjrzeć się swemu odbiciu - zauważyć na półce swoją maszynkę do golenia, leżącą tam jak gdyby na zwykłym miejscu.Straszliwy błysk rozświetlił lustro.Carry znów przemierzył pokój.Zatrzymał się w progu sypialni.Siedząca na łóżku Mauree ze zdumieniem rozwarła szeroko oczy.- Carry! - krzyknęła.- Co ci jest, Carry?!- Nic mi nie jest - powiedział.Uśmiechnął się i dodał:- Przypominam sobie.To wszystko.I odwrócił się.I wyszedł.Zdawało mu się, że słyszy krzyk Mauree, ale udał, że nic nie słyszy, zignorował ten krzyk.Nie zwrócił także uwagi na strażników stojących po obu stronach drzwi apartamentu - na dwóch strażników Bezpieczeństwa Bazy, w zielonkawych mundurach i małych kaszkietach.Wymienili pół zdziwione, pół rozbawione spojrzenia i przepuścili go.Nie chodziło tu o Carry Galena, chodziło o Mauree Leayskee.21.9 stycznia 2102 roku.Ziemia.Pirenejska Baza EIBT.Prowincja Francja [ Pobierz całość w formacie PDF ]