[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zakłada Mu sandałki, zawiązując je starannie.Potem pieści Jezusa.Całuje główkę i oczka.Dziecię szczebiocze, a Maryja Mu odpowiada, nie rozumiem jednak Jej słów.Potem Maryja wraca do Swego narzędzia tkackiego, okrywa materiałem [tkane] płótno i wątek, zabiera stołek, na którym siedziała, i zanosi go do domu.Dziecko wodzi za Nią wzrokiem, nie przeszkadzając Jej, gdy zostaje samo.Chyba praca przewidziana na dzisiaj jest zakończona.Zbliża się wieczór.Słońce pochyla się nad ogołoconymi piaskami, a całe niebo za odległą piramidą obejmuje istny pożar.Maryja wraca.Bierze Jezusa za rękę i podnosi Go z maty.Dziecko wstaje bez sprzeciwu.Mama zbiera zabawki i matę i zanosi wszystko do domu.Jezus zaś, drepcząc nóżkami, podbiega do kózki i kładzie jej ręce na kark.Kózka beczy i ociera pyszczek o ramiona Jezusa.Maryja wraca.Na głowie ma teraz długi welon, a w ręku – amforę.Ujmuje Jezusa za rączkę i razem obchodzą dom dookoła, przechodząc na drugą stronę.Idę za nimi, podziwiając scenę pełną wdzięku.Matka Boża dostosowuje krok do drobnych kroczków Dziecka, a Ono drepce u Jej boku.Widzę, jak unoszą się i opuszczają na piasek ścieżki Jego różowe piętki, ze szczególnym, właściwym dziecięcym krokom urokiem.Spostrzegam także, że Jego koszulka nie sięga stóp, tylko dochodzi do połowy łydek.Jest czyściutka i skromna, przewiązana w pasie śnieżnobiałym sznurkiem.Widzę, że w płocie przed frontem domu jest mała prosta brama, którą Maryja otwiera, żeby wyjść na drogę.To skromna droga za miastem lub osadą.Kończy się ona w polach, tam gdzie jest piasek i jakiś inny domek, ubogi jak ten, z podobnie mizernym ogródkiem.Nie widzę nikogo.Maryja spogląda w stronę osady, a nie w kierunku piasków, jakby na kogoś czekała.Potem rusza w stronę studni, a może zbiornika, który znajduje się kilkadziesiąt metrów dalej, gdzie palmowe drzewa tworzą ocieniony krąg.Widzę, że ziemia jest tam pokryta zieloną trawą.Stąd spostrzegam zbliżającego się drogą niezbyt wysokiego, lecz krzepkiego mężczyznę.Rozpoznaję Józefa.Uśmiecha się.Jest młodszy niż wtedy, gdy oglądałam go w widzeniu przedstawiającym Raj.Może mieć najwyżej czterdzieści lat.Ma gęste czarne włosy i taką samą brodę, cerę raczej opaloną i ciemne oczy.To twarz uczciwa i ujmująca, oblicze budzące zaufanie.Widząc Jezusa i Maryję, przyspiesza kroku.Na lewym ramieniu niesie rodzaj piły i narzędzie przypominające hebel.W ręku trzyma inne, potrzebne w jego rzemiośle narzędzia.Nie są one zupełnie takie same jak obecnie, jednak bardzo podobne.Józef z pewnością wraca po wykonaniu jakiejś pracy poza domem.Ma na sobie szatę w kolorze orzechowym i kasztanowym, niezbyt długą – sięgającą sporo powyżej kostek – z krótkimi, dochodzącymi do łokcia rękawami.Przepasany jest paskiem, który wygląda na skórzany.Prawdziwe robocze ubranie.Na nogach ma zaplecione wokół kostek sandały.Maryja uśmiecha się, a Dziecko, unosząc wolną rączkę, wydaje radosne okrzyki.Gdy ci troje się spotykają, Józef pochyla się, żeby podać Dziecku owoc, przypominający kształtem i kolorem jabłko.Potem wyciąga ku niemu ręce, a Dziecko puszcza Mamę i pada w ramiona Józefa, tuląc główkę do jego szyi.Jego pocałunki są odwzajemniane gestami pełnymi czułości i wdzięku.Zapomniałam powiedzieć, że Maryja pośpiesznie zabrała Józefowi narzędzia, żeby mógł swobodnie wziąć Dziecko na ręce.Później Józef – który przykucnął na ziemi, ażeby być na wysokości Jezusa – podnosi się.Odbiera lewą ręką narzędzia, prawą trzyma mocno małego Jezusa przy swej silnej piersi.Rusza w stronę domu.Maryja natomiast idzie do studni, aby napełnić amforę.Wewnątrz ogrodzenia Józef stawia Dziecko na ziemi, bierze krosna Maryi i wnosi je do domu, następnie doi kózkę.Jezus wszystkiemu przygląda się uważnie.Patrzy, jak Józef zamyka kózkę w małej komórce, umieszczonej przy bocznej ścianie domu.Zapada wieczór.Widzę, jak czerwień zachodu przechodzi w fiolet, nad zdającymi się drgać od upału piaskami.Piramida wydaje się ciemniejsza.Józef wchodzi do domu, do jednej ze znajdujących się w nim izb, która jest równocześnie pracownią, kuchnią i jadalnią.Drugie pomieszczenie jest chyba przeznaczone do wypoczynku.Tam jednak nie wchodzę.Jest tu niskie, rozpalone palenisko, warsztat stolarski, stolik, stołki, a pod ścianą – wąskie stoliki na nieliczne naczynia i dwie lampy oliwne.W kącie stoją krosna Maryi.Wszystko jest uporządkowane i lśni.Jest to bardzo ubogie, ale wyjątkowo czyste mieszkanie.Dlatego czynię następujące spostrzeżenie: we wszystkich widzeniach, ukazujących ludzkie życie Jezusa, zauważyłam, że On sam, Maryja, Józef i Jan są zawsze czyści i staranni w ubiorze i uczesaniu.Ubierają się skromnie i są zwyczajnie uczesani, wyróżnia ich jednak wielka schludność i wyglądają wytwornie.Wraca Maryja z amforą i zamyka drzwi.Zmierzch szybko zapada.Izbę oświetla lampa, którą Józef zapalił i postawił na swoim stole, przy którym kończy jeszcze, pochylony, jakąś drobną pracę.Maryja zaś przygotowuje wieczerzę.Także ogień oświetla izbę.Jezus stoi z rączkami opartymi o blat stołu i z zadartą główką przygląda się temu, co robi Józef [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl