[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.dzięki instynktowi, który je prowadzi, dzięki ciepłu, które je zaprasza, dzięki słońcu, które je wzywa.ku Matce wszystkich.I ujrzymy ją, jak powraca o świcie szczęśliwa.wychodząca na zawsze z ciemności, z Matką u swego boku, Moją.i żeby już nigdy nie być sierotą.Możesz w to uwierzyć?»«Tak, mój Panie.»Marta jest jak oczarowana.Jezus naprawdę był władczy.Wysoki, stojący, a jednak lekko pochylony nad klęczącą Martą, mówił tonem tak przenikającym, jakby chciał, żeby wniknął we wzburzoną uczennicę.Niewiele razy widziałam Go [posługującego się] taką mocą dla przekonania Swoim słowem kogoś, kto Go słucha.Ale na końcu, co za światło, jaki uśmiech na Jego twarzy!.Marta odpowiada na ten uśmiech pogodniejszą światłością [pojawiającą się] na jej twarzy.«A teraz idź odpocząć w pokoju.»Marta całuje ręce Jezusa i uspokojona schodzi na dół.101.MAGDALENA IDZIE Z MARYJĄ DO UCZNIÓWNapisane 30 lipca 1945.A, 5835-5846«Dziś może będzie burza, Nauczycielu.Widzisz te wstęgi koloru ołowiu, które zbliżają się od strony Hermonu? I widzisz, jak jezioro jest pofałdowane? I czujesz te podmuchy od północy – na przemian z ciepłymi podmuchami z południa? Wiry powietrza to pewny znak burzy.»«Kiedy, Szymonie?»«Pod koniec prymy.Spójrz, jak rybacy śpieszą się, żeby powrócić.Czują groźne jezioro.Wkrótce ono również przybierze kolor ołowiu, potem smoły, a w końcu rozszaleje się.»«Ale ono wydaje się tak spokojne!» – mówi Tomasz z niedowierzaniem.«Ty znasz się na złocie, a ja na wodzie.Będzie jak powiedziałem.Nie jest to nawet burza nieprzewidziana: zanosi się na nią z oczywistymi znakami.Woda jest spokojna tylko na powierzchni, pomarszczonej jakby dla zabawy.Ale gdybyś był w łodzi.Woda gotuje się już pod spodem.Zaczekaj, aż niebo da znak, a wtedy zobaczysz!.Pozwól, by wiatr od północy zmieszał się z tym z południa! A potem!.O, niewiasty! Schowajcie to, co rozwinęłyście, i zaprowadźcie zwierzęta do schronienia.Wkrótce będą padać kamienie i poleje jak z cebra.»W istocie, niebo staje się coraz bardziej zielonawe z szaroniebieskimi śladami z powodu stałego napływu chmur, które wydaje się wyrzucać z siebie wielki Hermon.Odpychają jutrzenkę w stronę, z której przyszła, jakby godzina na nowo zbliżała się ku nocy, a nie ku południu.Tylko jednemu promykowi słońca udaje się wymknąć zza zasłony smołowatych chmur i wysłać nadzwyczajne, żółto-zielone pociągnięcie pędzlem na szczyt wzgórza na południowo-zachodniej stronie Kafarnaum.Jezioro utraciło już swój lazurowy kolor.Staje się granatowe.Niesamowita jest – na ciemnym tle wody – biel pierwszej piany między małymi i delikatnymi falami.Na jeziorze nie ma już ani jednej łodzi.Mężczyźni śpieszą się z wyciąganiem łodzi na brzeg, z wyjęciem sieci, koszy, żagli i wioseł albo – jeśli to wieśniacy – z wyjęciem swych towarów.Zabezpieczają je palikami i linami, zamykają zwierzęta w oborach.Niewiasty śpieszą do źródła jeszcze przed deszczem lub gromadzą dzieci, które wstały wraz ze wschodem słońca i wchodzą z nimi do domów.Zamykają drzwi, zatroskane jak ptaki o [swe] potomstwo, czując, że nadchodzi grad.«Szymonie, chodź ze Mną.Wezwij sługę Marty oraz Jakuba, Mojego brata.Weź wielkie płótno, szerokie i duże.Dwie niewiasty są na drodze i trzeba wyjść im na spotkanie.»Piotr patrzy, ciekawy, lecz wykonuje polecenie bez tracenia czasu.W drodze – kiedy biegiem przemierzają wioskę, udając się w kierunku południowym – Szymon [pyta:]«A kimże one są?»«Moja Matka i Maria z Magdali.»Zaskoczenie jest tak wielkie, że Piotr mówi:«Twoja Matka i Maria z Magdali?!!! Razem?!!!»Zatrzymał się na chwilę jak wryty w ziemię, a potem rzuca się do biegu, gdyż ani Jezus, ani Jakub, ani sługa nie zatrzymali się.Jednak mówi znowu:«Twoja Matka i Maria z Magdali! Razem!.Odkąd?»«Odkąd jest już tylko Marią Jezusa.Pośpiesz się, Szymonie.Oto pierwsze krople.»Piotr usiłuje iść tak szybko jak jego towarzysze, którym nie dorównuje ani wzrostem, ani zwinnością.Tumany kurzu wzbijają się na spalonej drodze, wzniesione przez wiatr wzmagający się z każdą chwilą – wiatr, który uderza jezioro i podnosi je w formie grzebieni rozpryskujących się z łoskotem o brzeg.Kiedy można już spojrzeć na jezioro, widać, jak staje się ogromnym kotłem wściekle kipiącej wody.Fale, wysokie na co najmniej jeden metr przemierzają je we wszystkich kierunkach, potrącają się, podnoszą, mieszają, rozdzielają, biegnąc w różne strony w poszukiwaniu innej fali, by się z nią zderzyć.To cały pojedynek piany, grzebieni, pękatych garbów, bulgotania, ryku, uderzeń w domy stojące najbliżej brzegu.Gdy domy zasłaniają widok, odczuwa się istnienie jeziora przez łoskot silniejszy niż szum wiatru, który zgina drzewa, wyrywając im liście i strącając owoce.Słychać groźne i przeciągłe ryki piorunów, przedzielane błyskawicami coraz liczniejszymi i mocniejszymi.«Kto wie, jak muszą się lękać te niewiasty!» – mówi Piotr, ledwo oddychając.«Moja Matka – nie.Co do drugiej – nie wiem.Ale z pewnością, jeśli się nie pospieszymy, przemokną [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl