[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Magia gromadziłasię w dywanach i przekazywała magom tak potężny ładunek, że samo uściśnięciekomuś dłoni było pewnym sposobem, by go w coś zamienić.Statyczny ładunekmagii przekraczał wręcz pojemność obszaru, który powinien ją utrzymać.Jeśliszybko nie znajdzie się jakaś rada, to wkrótce nawet zwykli ludzie będą jej mogliużywać  myśl przejmująca chłodem, ale nie taka, którą Spelter zbyt długo by sięmartwił; jego umysł był już tak pełen przejmujących chłodem myśli, że mógłbysłużyć za agregat lodówki.Zresztą zwykła domowa geografia nie była jedynym problemem.Straszliweciśnienie taumaturgicznego przypływu oddziaływało nawet na jedzenie.Uniesio-ne z talerza na widelcu risotto, kiedy dotarło do ust, mogło się okazać czymścałkiem innym.Jeśli człowiek miał szczęście, to czymś niejadalnym.Jeśli miałpecha, to jadalnym, ale zapewne nie czymś, o czym chciałby myśleć jako o potra-wie, albo co gorsza potrawie na wpół zjedzonej.Spelter znalazł Coina w czymś, co wczoraj w nocy było komórką na miotły.I jedynie dlatego, że nigdy nie słyszał o hangarach lotniczych, teraz nie wiedział,do czego to pomieszczenie porównać.Zresztą trzeba przyznać, że hangary rzad-ko miewają marmurowe posadzki i posągi pod ścianami.Kilka mioteł i niewielkiepogięte wiadro w kącie wydawały się całkiem nie na miejscu.Choć nie tak bardzojak połamane stoły w byłym Głównym Holu, który  z powodu działania zale-wających budynek fal magii  zmalał do rozmiarów czegoś, co Spelter, gdybytylko ją widział, nazwałby ciasną budką telefoniczną.Z najwyższą ostrożnością wsunął się do pokoju i zajął miejsce w radzie ma-gów.Powietrze było gęste i lepkie od mocy.Spelter stworzył krzesło obok Cardinga, usiadł i pochylił się do niego. Nigdy nie uwierzysz. zaczął. Ciszej!  syknął Carding. To zadziwiające.Coin siedział na stołku pośrodku kręgu.Jedną rękę opierał na lasce, drugąwyciągał przed siebie.Trzymał w niej coś małego, białego i owalnego.To cośbyło dziwnie zamglone.Spelter pomyślał, że to wcale nie coś małego i oglądanegoz bliska.To było ogromne, ale bardzo dalekie.A chłopiec trzymał to w dłoni. Co on robi?  spytał szeptem Spelter. Nie jestem całkiem pewien  odpowiedział cicho Carding. O ile mo-gliśmy zrozumieć, tworzy nowy dom dla magów.Wstęgi kolorowego światła zafalowały wokół niewyraznego owoidu niczymbłyskawice dalekiej burzy.Blask rozjaśnił od dołu skupioną twarz Coina.Przypo-minała maskę. Nie bardzo rozumiem, jak się tam zmieścimy  zauważył kwestor.Carding, wczoraj w nocy widziałem. Skończone  oznajmił Coin.82 Podniósł jajo, od czasu do czasu rozbłyskujące wewnętrznym światłem i wy-puszczające wąskie białe promienie.Nie tylko jest bardzo odległe, pomyślał Spel-ter, ale też niewiarygodnie ciężkie.Przekraczało zwykły ciężar i sięgało na drugibrzeg, w przedziwną negatywną krainę, gdzie ołów byłby próżnią.Raz jeszczezłapał Cardinga za rękaw. Słuchaj, to ważne, słuchaj, kiedy zajrzałem. Naprawdę wolałbym, żebyś przestał. Ale laska, jego laska, to nie.Coin wstał i wskazał laską w ścianę, gdzie natychmiast pojawiły się drzwi.Wyszedł przez nie, nie czekając na pozostałych magów.Pobiegli za nim, jak ogonbiegnie za kometą.Przeszedł przez ogród nadrektora i nie zatrzymał się, póki niestanął nad brzegiem Ankh.Rosło tu kilka starych rosochatych wierzb, a rzeka pły-nęła  a przynajmniej przesuwała się  przez szerokie zakole wokół niewielkiej,pełnej kijanek łąki, nazywanej dość optymistycznie Rozkoszą Magów.W letniewieczory, kiedy wiatr dmuchał w stronę rzeki, była to miła okolica  w sam razna popołudniową przechadzkę.Ciepła srebrzysta mgiełka wciąż spowijała miasto, gdy Coin przemaszerowałpo wilgotnej trawie i stanął pośrodku.Rzucił jajo, które podryfowało delikatnymłukiem i spadło z chlupnięciem.Obejrzał się na magów. Cofnijcie się  rozkazał. I bądzcie gotowi do ucieczki.Wymierzył swąoktironową laskę w zagłębiony w błocie obiekt.Promień oktarynowego światławystrzelił z czubka i uderzył w jajo, eksplodując fontanną iskier, pozostawiają-cych w oczach niebieskie i fioletowe plamy powidoków.Nastąpiła cisza.Kilkunastu magów wpatrywało się wyczekująco.Wiatr po-trząsnął wierzbami w sposób zupełnie nie tajemniczy.Poza tym nic się nie stało. Hm. zaczął Spelter.I wtedy poczuli pierwsze drżenie.Kilka liści opadło z gałęzi, gdzieś w daliprzestraszony wodny ptak poderwał się do lotu.Dzwięk rozpoczął się jako niski zgrzyt, raczej wyczuwalny niż słyszalny, jak-by stopy nagle stały się uszami.Drzewa zadygotały, a wraz z nimi jeden czydwóch magów.Błoto wokół jaja zaczęło bulgotać.I wybuchło.Ziemia rozchyliła się jak skórka cytryny.Strugi dymiącego błota ochlapałymagów, odskakujących pod osłonę drzew [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl