[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez tyle lat.Zaalarmowani wybuchem magowie wbiegli przez podwójne drzwi i wyciÄ…gnÄ™libÅ‚Ä™dne wnioski z zastanej sytuacji.Pod Å›cianÄ… staÅ‚ postument pusty.Wszystko pokrywaÅ‚ marmurowy pyÅ‚.A wÅ›ródjego kÅ‚Ä™bów, mruczÄ…c pod nosem, spacerowaÅ‚ Albert.Magowie w tylnych szeregach zaczÄ™li siÄ™ wycofywać tak szybko i dyskretnie, jak totylko możliwe.Nie znalazÅ‚by siÄ™ wÅ›ród nich ani jeden, który w wesoÅ‚ych czasach mÅ‚o-doÅ›ci nie naÅ‚ożyÅ‚ na gÅ‚owÄ™ Alberta standardowego elementu wyposażenia sypialni, niewyryÅ‚ swego imienia na jego chÅ‚odnej anatomii, czy choćby nie wylaÅ‚ piwa na piedestaÅ‚.Albo i gorzej, kiedy podczas dni uczelni napoje pÅ‚ynęły szybko, a wygódka byÅ‚a zbyt da-leko, by siÄ™ do niej dotoczyć.Wtedy wszystkie te pomysÅ‚y wydawaÅ‚y siÄ™ doskonaÅ‚e i bar-dzo zabawne.A teraz jakoÅ› przestaÅ‚y.Tylko dwie postacie pozostaÅ‚y, by przyjąć na siebie gniew przybysza.Jedna dlatego,że zaczepiÅ‚a pÅ‚aszczem o drzwi, druga ponieważ byÅ‚a maÅ‚pÄ… i mogÅ‚a ze spokojem trak-tować sprawy ludzi.Albert pochwyciÅ‚ maga, który rozpaczliwie usiÅ‚owaÅ‚ przejść przez Å›cianÄ™.Ofiara pi-snęła. Dobrze! PrzyznajÄ™ siÄ™! ByÅ‚em wtedy pijany, naprawdÄ™, nie chciaÅ‚em.SÅ‚owo dajÄ™,przepraszam, tak strasznie mi przykro. O czym ty gadasz, czÅ‚owieku? zapytaÅ‚ szczerze zdumiony Albert. Tak strasznie, że gdybym spróbowaÅ‚ opowiedzieć, jak mi przykro, to byÅ›myobaj. SkoÅ„cz z tymi bzdurami! Albert zerknÄ…Å‚ na maÅ‚pÄ™, która uÅ›miechnęła siÄ™ do148niego przyjaznie. Jak siÄ™ nazywasz? Tak, proszÄ™ pana, natychmiast koÅ„czÄ™, koniec bzdur, proszÄ™ pana.Rincewind,proszÄ™ pana.Asystent bibliotekarza, za paÅ„skim pozwoleniem.Albert zmierzyÅ‚ go wzrokiem.CzÅ‚owiek miaÅ‚ jakiÅ› wymiÄ™ty wyglÄ…d, niby coÅ›, coodÅ‚ożono do prania.UznaÅ‚, że jeÅ›li magowie spadli na tak niski poziom, ktoÅ› powinienjakoÅ› temu zaradzić. Jaki bibliotekarz wziÄ…Å‚by ciÄ™ na asystenta? spytaÅ‚ pogardliwie. Uuk.CoÅ› podobnego do ciepÅ‚ej skórzanej rÄ™kawiczki próbowaÅ‚o chwycić go za rÄ™kÄ™. MaÅ‚pa! Na moim uniwersytecie! Orangutan, proszÄ™ pana.ByÅ‚ kiedyÅ› magiem, ale wpadÅ‚ w jakieÅ› zaklÄ™cie, proszÄ™pana, a teraz nie pozwala siÄ™ odczarować.A tylko on wie, gdzie leżą wszystkie książ-ki tÅ‚umaczyÅ‚ pospiesznie Rincewind. Ja przynoszÄ™ mu banany dodaÅ‚ czujÄ…c, żeniezbÄ™dne sÄ… dalsze wyjaÅ›nienia.Albert spojrzaÅ‚ na niego groznie. Zamknij siÄ™. Tak jest, proszÄ™ pana, już siÄ™ zamykam. I powiedz mi, gdzie jest Zmierć. Zmierć, proszÄ™ pana? Rincewind cofnÄ…Å‚ siÄ™ pod Å›cianÄ™. Wysoki, szkielet, niebieskie oczy, kroczy zamiast chodzić, MÓWI O TAK.Zmierć.Nie widziaÅ‚eÅ› go ostatnio?Rincewind przeÅ‚knÄ…Å‚ Å›linÄ™. Nie, proszÄ™ pana.Ostatnio nie. Jest mi potrzebny.Ten chaos musi siÄ™ skoÅ„czyć.Ja to zaÅ‚atwiÄ™, rozumiesz? OÅ›miunajstarszych magów ma siÄ™ tu zebrać, jasne? Za pół godziny.Niech przyniosÄ… caÅ‚y sprzÄ™tniezbÄ™dny do przeprowadzenia RytuaÅ‚u AshkEnte.Zrozumiano? Co prawda twój wi-dok nie napeÅ‚nia czÅ‚owieka optymizmem.Banda ofermów siÄ™ z was porobiÅ‚a, ot co.I przestaÅ„ mnie Å‚apać za rÄ™kÄ™! Uuk. Teraz idÄ™ na piwo warknÄ…Å‚ Albert. SprzedajÄ… gdzieÅ› tutaj mniej wiÄ™cej przy-zwoite kocie siki? Może pod BÄ™bnem, proszÄ™ pana? Pod ZaÅ‚atanym BÄ™bnem? Przy Filigranowej? Wciąż tam stoi? ParÄ™ razy zmieniali nazwÄ™ i przebudowali lokal kompletnie, ale od lat mieÅ›ci siÄ™.no, na miejscu.Spodziewam siÄ™, że bardzo pana suszy, prawda? Rincewind spróbo-waÅ‚ wisielczego humoru. A cóż ty możesz o tym wiedzieć? spytaÅ‚ ostro Albert Absolutnie nic, proszÄ™ pana odpowiedziaÅ‚ posÅ‚usznie Rincewind.149 A zatem idÄ™ pod BÄ™ben.Na pół godziny, nie zapomnij.I jeÅ›li nie bÄ™dÄ… tu czekać,kiedy wrócÄ™, to.Lepiej, żeby czekali.W chmurze marmurowego pyÅ‚u wymaszerowaÅ‚ z sali.Rincewind patrzyÅ‚, jak siÄ™ oddala.Bibliotekarz trzymaÅ‚ go za rÄ™kÄ™. Wiesz, co jest najgorsze? Uuk? Nawet nie pamiÄ™tam, żebym przechodziÅ‚ pod lustrem [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Przez tyle lat.Zaalarmowani wybuchem magowie wbiegli przez podwójne drzwi i wyciÄ…gnÄ™libÅ‚Ä™dne wnioski z zastanej sytuacji.Pod Å›cianÄ… staÅ‚ postument pusty.Wszystko pokrywaÅ‚ marmurowy pyÅ‚.A wÅ›ródjego kÅ‚Ä™bów, mruczÄ…c pod nosem, spacerowaÅ‚ Albert.Magowie w tylnych szeregach zaczÄ™li siÄ™ wycofywać tak szybko i dyskretnie, jak totylko możliwe.Nie znalazÅ‚by siÄ™ wÅ›ród nich ani jeden, który w wesoÅ‚ych czasach mÅ‚o-doÅ›ci nie naÅ‚ożyÅ‚ na gÅ‚owÄ™ Alberta standardowego elementu wyposażenia sypialni, niewyryÅ‚ swego imienia na jego chÅ‚odnej anatomii, czy choćby nie wylaÅ‚ piwa na piedestaÅ‚.Albo i gorzej, kiedy podczas dni uczelni napoje pÅ‚ynęły szybko, a wygódka byÅ‚a zbyt da-leko, by siÄ™ do niej dotoczyć.Wtedy wszystkie te pomysÅ‚y wydawaÅ‚y siÄ™ doskonaÅ‚e i bar-dzo zabawne.A teraz jakoÅ› przestaÅ‚y.Tylko dwie postacie pozostaÅ‚y, by przyjąć na siebie gniew przybysza.Jedna dlatego,że zaczepiÅ‚a pÅ‚aszczem o drzwi, druga ponieważ byÅ‚a maÅ‚pÄ… i mogÅ‚a ze spokojem trak-tować sprawy ludzi.Albert pochwyciÅ‚ maga, który rozpaczliwie usiÅ‚owaÅ‚ przejść przez Å›cianÄ™.Ofiara pi-snęła. Dobrze! PrzyznajÄ™ siÄ™! ByÅ‚em wtedy pijany, naprawdÄ™, nie chciaÅ‚em.SÅ‚owo dajÄ™,przepraszam, tak strasznie mi przykro. O czym ty gadasz, czÅ‚owieku? zapytaÅ‚ szczerze zdumiony Albert. Tak strasznie, że gdybym spróbowaÅ‚ opowiedzieć, jak mi przykro, to byÅ›myobaj. SkoÅ„cz z tymi bzdurami! Albert zerknÄ…Å‚ na maÅ‚pÄ™, która uÅ›miechnęła siÄ™ do148niego przyjaznie. Jak siÄ™ nazywasz? Tak, proszÄ™ pana, natychmiast koÅ„czÄ™, koniec bzdur, proszÄ™ pana.Rincewind,proszÄ™ pana.Asystent bibliotekarza, za paÅ„skim pozwoleniem.Albert zmierzyÅ‚ go wzrokiem.CzÅ‚owiek miaÅ‚ jakiÅ› wymiÄ™ty wyglÄ…d, niby coÅ›, coodÅ‚ożono do prania.UznaÅ‚, że jeÅ›li magowie spadli na tak niski poziom, ktoÅ› powinienjakoÅ› temu zaradzić. Jaki bibliotekarz wziÄ…Å‚by ciÄ™ na asystenta? spytaÅ‚ pogardliwie. Uuk.CoÅ› podobnego do ciepÅ‚ej skórzanej rÄ™kawiczki próbowaÅ‚o chwycić go za rÄ™kÄ™. MaÅ‚pa! Na moim uniwersytecie! Orangutan, proszÄ™ pana.ByÅ‚ kiedyÅ› magiem, ale wpadÅ‚ w jakieÅ› zaklÄ™cie, proszÄ™pana, a teraz nie pozwala siÄ™ odczarować.A tylko on wie, gdzie leżą wszystkie książ-ki tÅ‚umaczyÅ‚ pospiesznie Rincewind. Ja przynoszÄ™ mu banany dodaÅ‚ czujÄ…c, żeniezbÄ™dne sÄ… dalsze wyjaÅ›nienia.Albert spojrzaÅ‚ na niego groznie. Zamknij siÄ™. Tak jest, proszÄ™ pana, już siÄ™ zamykam. I powiedz mi, gdzie jest Zmierć. Zmierć, proszÄ™ pana? Rincewind cofnÄ…Å‚ siÄ™ pod Å›cianÄ™. Wysoki, szkielet, niebieskie oczy, kroczy zamiast chodzić, MÓWI O TAK.Zmierć.Nie widziaÅ‚eÅ› go ostatnio?Rincewind przeÅ‚knÄ…Å‚ Å›linÄ™. Nie, proszÄ™ pana.Ostatnio nie. Jest mi potrzebny.Ten chaos musi siÄ™ skoÅ„czyć.Ja to zaÅ‚atwiÄ™, rozumiesz? OÅ›miunajstarszych magów ma siÄ™ tu zebrać, jasne? Za pół godziny.Niech przyniosÄ… caÅ‚y sprzÄ™tniezbÄ™dny do przeprowadzenia RytuaÅ‚u AshkEnte.Zrozumiano? Co prawda twój wi-dok nie napeÅ‚nia czÅ‚owieka optymizmem.Banda ofermów siÄ™ z was porobiÅ‚a, ot co.I przestaÅ„ mnie Å‚apać za rÄ™kÄ™! Uuk. Teraz idÄ™ na piwo warknÄ…Å‚ Albert. SprzedajÄ… gdzieÅ› tutaj mniej wiÄ™cej przy-zwoite kocie siki? Może pod BÄ™bnem, proszÄ™ pana? Pod ZaÅ‚atanym BÄ™bnem? Przy Filigranowej? Wciąż tam stoi? ParÄ™ razy zmieniali nazwÄ™ i przebudowali lokal kompletnie, ale od lat mieÅ›ci siÄ™.no, na miejscu.Spodziewam siÄ™, że bardzo pana suszy, prawda? Rincewind spróbo-waÅ‚ wisielczego humoru. A cóż ty możesz o tym wiedzieć? spytaÅ‚ ostro Albert Absolutnie nic, proszÄ™ pana odpowiedziaÅ‚ posÅ‚usznie Rincewind.149 A zatem idÄ™ pod BÄ™ben.Na pół godziny, nie zapomnij.I jeÅ›li nie bÄ™dÄ… tu czekać,kiedy wrócÄ™, to.Lepiej, żeby czekali.W chmurze marmurowego pyÅ‚u wymaszerowaÅ‚ z sali.Rincewind patrzyÅ‚, jak siÄ™ oddala.Bibliotekarz trzymaÅ‚ go za rÄ™kÄ™. Wiesz, co jest najgorsze? Uuk? Nawet nie pamiÄ™tam, żebym przechodziÅ‚ pod lustrem [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]