[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I ugryzł.Raz, dwa.Trojan usłyszał brzęk szkła.Twarz Molla zmieniła się w okropną maskę.Z jego ust trysnęła krew.Trojan skoczył na równe nogi.Moll wcisnął sobie szkło głębiej do ust, żuł, przełykał.Przez chwilę komisarz zamarł w bezruchu.Potem rzucił się do przodu i krzyknął: – Wypluj to, wypluj!Jednak usłyszał tylko rzężenie.Otworzyły się stalowe drzwi, do środka wpadła Stefanie Dachs, za niąprzybiegli Landsberg i Gerber.Moll spadł z krzesła.Trojan próbował wyciągnąć mu szkło z ust.– Wezwijcie pogotowie, szybko! – zawołał.Dachs, Landsberg i Gerber gapili się na Molla.– No zróbcie to – wybełkotał Trojan.Oczy Molla wywróciły się do wewnątrz, ale jego szczęki wciąż przeżuwały.Szkło chrzęściło między jego zębami.14Była już prawie północ, ale u Cema zawsze było otwarte.Z jasno oświetlonej lodówki na napoje Trojan wziął trzy butelki piwa i poszedłdo kasy.– Co jest, szefie? – spytał Cem.– Wyglądasz blado.Komisarz w milczeniu szukał drobnych.– Aż tak źle?Skinął głową.– Głowa do góry.Wiesz, cokolwiek się wydarzy, zawsze potem wychodzisłońce.Po prostu o tym pomyśl, szefie, pomyśl o słońcu.Trojan tylko na niego patrzył.Cem uniósł brwi.– Chcesz pogadać? Umiem słuchać.Spróbował się uśmiechnąć.– Dzięki, Cem, ale może innym razem, dobrze?– Nie ma sprawy, szefie.Jestem tutaj.Jak zawsze.Schował butelki do plecaka i wyszedł ze sklepu.Pierwsze piwo otworzył zaraz po wejściu do mieszkania.Wypił je do połowy, potem padł na łóżko Emily.Był wykończony.Zamknąłoczy i natychmiast zaczął widzieć przed sobą obrazy: zakrwawioną twarz Molla,puste mieszkanie w domu na Ratiborstraße, robaki w brzuchu zgniłego ptaka,dziewczęce majtki w serduszka oraz ciała Coralie Schendel i MelanieHalldörfer.Moll leżał na oddziale intensywnej terapii i walczył o życie.Kawałkami szkłapoharatał sobie przełyk, jednak prawdziwym niebezpieczeństwem były powstałeprzez to krwotoki wewnętrzne.Lekarz nie potrafił powiedzieć, czy przeżyje.No i wciąż nie mieli żadnych wiadomości o Lene.Poza tym miało się odbyć postępowanie dochodzeniowe dotyczące zdarzenia,do którego doszło podczas przesłuchania.Oczywiście oznaczało to nieprzyjemne pytania.Przecież oskarżony próbowałpopełnić samobójstwo na oczach komisarza.Jego metody przesłuchania nie były do końca zgodne z prawem, ale często celuświęcał środki, w końcu chodziło o życie Lene.Wszystko zostało wcześniejuzgodnione z szefem, a Landsberg udzielił mu całkowitego wsparcia: „Nils, nieponiesiesz żadnych konsekwencji, przecież ten typ jest szurnięty”.Oczywiście, powinni dać mu wody w tekturowym kubku.Jednak zbyt pewnizwycięstwa, naprawdę mieli już wrażenie, że Moll zaraz wszystko powie.Trojan robił sobie wyrzuty, zwłaszcza jeśliby się okazało, że Moll byłniewinny.Ale miał jeszcze wątpliwości.Przecież próbę odebrania sobie życia moglipotraktować jako przyznanie się do winy.Jednak nadal nie wiedzieli, co się stało z Lene.Przypuszczalnie już od dawna nie żyła.– Już za późno – mruknął.Dopił piwo.Teraz koniecznie potrzebował czegoś mocniejszego.Otworzyłszafkę w kuchni.Z tyłu, za zapasami, stała butelka na wyjątkowo ciężkie dni.Wyjął ją, przyjrzał się jej, przez chwilę zwlekał, potem pociągnął duży łyk.Mocny, irlandzki napój słodowy przyjemnie palił w gardle i rozgrzewał.Trojanodetchnął głęboko.Następne łyki były większe, oblizał usta.Usiadł przy stole, oparł łokcie o blat i ukrył twarz w dłoniach.Nagle wstał i wziął telefon.Zaczął przeszukiwać książkę telefoniczną.Znalazł poszukiwany numer i bez namysłu wcisnął zielony przycisk.Po piątym sygnale w gabinecie Jany Michels włączyła się automatycznasekretarka.Trojan słuchał swojego głosu: – Jana? Jana Michels? Jest tam pani? Może panipodnieść słuchawkę? Proszę.To nagła sprawa.Nic się nie wydarzyło, oczywiście, że nie, dlaczego o tej porze miałaby byćjeszcze w gabinecie? Słuchał szumu połączenia, drugą ręką sięgnął po butelkęwhisky i napił się.„Cholera – pomyślał – teraz na taśmie nagrał się pewnie jeszcze odgłospicia”.Mimo to mówił dalej: – Miałem dzisiaj bardzo, bardzo gówniany poniedziałek.Zna pani to uczucie? Czy w pani życiu również są zasrane poniedziałki, JanoMichels?Wsłuchał się w szum.Wyobraził sobie, że były to fale, a on z Janą Michels stali na plaży, gdzieśpośród palm.W pewnej chwili zorientował się, że ze zmęczenia zaczynaprzysypiać ze słuchawką w dłoni.Skrzywił się.– Przepraszam – mruknął.– Proszę to wykasować.Dobrze? Od razuwykasować, wcześnie rano.Rozłączył się.Co ona sobie teraz o nim pomyśli?– Ty idioto – skarcił się.Miał teraz dwie możliwości: mógł iść spać albo wyjść z domu.„Tak –pomyślał – świeże powietrze dobrze by mi teraz zrobiło”.Poza tym odczuwałdziwny niepokój, którego nie potrafił wyjaśnić, wstał więc, założył kurtkę, wziąłklucz i wyszedł.Gdy na dole przechodził obok skrzynki na listy, otrząsnął się z obrzydzeniem.Jeszcze raz upewnił się, że nie było w niej niczego podejrzanego.Przypomniało mu się przy tym, że zapomniał zabrać broń z komisariatu.„Pięknie – pomyślał.– Moll, jeśli to byłeś ty, to przecież nic mi nie grozi”.Przeczucie mówiło mu jednak, że to nieprawda.Poszedł wzdłuż kanału, skręcił w Friedelstraße, mijał knajpy i restauracje,wciąż szedł, aż wreszcie znalazł się po drugiej stronie Pannierstraße.Czuł, jakby jego krokami ktoś sterował, starał się zrozumieć, co taknaprawdę nim kierowało.Nie mógł tego pojąć, dopóki nie zauważył, że powolizbliża się do domu na Fuldastraße.Może coś tam przeoczył.Już stał przed wejściem.Spojrzał w górę, w okna na czwartym piętrze.Czyżby zobaczył tam jakieś światełko?Nie, musiało mu się wydawać.Dom był otwarty, nacisnął klamkę i wszedł do środka, wspiął się po schodach.Drzwi do mieszkania Melanie Halldörfer zostały opieczętowane przezpolicję.Przechylił się do przodu i przyjrzał się zabezpieczeniu.Było rozerwane.Zatkało go.Ktoś wtargnął do mieszkania.I możliwe, że ten ktoś jeszcze tutaj był.Instynktownie włożył rękę pod kurtkę, gdzie zwykle znajdowała się kaburaz bronią.Jednak nic tam nie znalazł.Był bezbronny.Przyjrzał się zamkowi.Nie było żadnych śladów włamania.Zaczął myśleć.Jeśli drzwi nie zostały zamknięte od wewnątrz, mógłspróbować.Poszukał portfela, wyciągnął kartę płatniczą i wsunął ją międzydrzwi i framugę.„Co ja wyprawiam? – pomyślał i poczuł, jak w jego żyłach płynął alkohol.–Przecież jestem pijany”.Przez chwilę gmerał kartą i drzwi puściły.Popchnął je ramieniem.Otworzyły się.Trojan odetchnął głęboko.Bezgłośnie wemknął się do mieszkania.Na wprost wejścia znajdowała się sypialnia.Drzwi do niej były uchylone.Przez szparę wpadało na korytarz słabe światło.Czyli na ulicy się nie mylił.Powoli podszedł do drzwi.Nagle światło zostało wyłączone.Na chwilę stracił orientację i szedł po omacku.Wreszcie jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności.Co powinien zrobić? Ściągnąć pomoc? Zaalarmować kolegów? Z całąpewnością byłoby to najrozsądniejsze wyjście, ale wciąż szedł dalej.Dotarł już do sypialni, pochylił się i jednocześnie kopnął drzwi.Słyszał, jak w ciemnościach ktoś oddychał.Nie miał przy sobie nawet latarki.Jego dłonie szukały kontaktu na ścianie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.I ugryzł.Raz, dwa.Trojan usłyszał brzęk szkła.Twarz Molla zmieniła się w okropną maskę.Z jego ust trysnęła krew.Trojan skoczył na równe nogi.Moll wcisnął sobie szkło głębiej do ust, żuł, przełykał.Przez chwilę komisarz zamarł w bezruchu.Potem rzucił się do przodu i krzyknął: – Wypluj to, wypluj!Jednak usłyszał tylko rzężenie.Otworzyły się stalowe drzwi, do środka wpadła Stefanie Dachs, za niąprzybiegli Landsberg i Gerber.Moll spadł z krzesła.Trojan próbował wyciągnąć mu szkło z ust.– Wezwijcie pogotowie, szybko! – zawołał.Dachs, Landsberg i Gerber gapili się na Molla.– No zróbcie to – wybełkotał Trojan.Oczy Molla wywróciły się do wewnątrz, ale jego szczęki wciąż przeżuwały.Szkło chrzęściło między jego zębami.14Była już prawie północ, ale u Cema zawsze było otwarte.Z jasno oświetlonej lodówki na napoje Trojan wziął trzy butelki piwa i poszedłdo kasy.– Co jest, szefie? – spytał Cem.– Wyglądasz blado.Komisarz w milczeniu szukał drobnych.– Aż tak źle?Skinął głową.– Głowa do góry.Wiesz, cokolwiek się wydarzy, zawsze potem wychodzisłońce.Po prostu o tym pomyśl, szefie, pomyśl o słońcu.Trojan tylko na niego patrzył.Cem uniósł brwi.– Chcesz pogadać? Umiem słuchać.Spróbował się uśmiechnąć.– Dzięki, Cem, ale może innym razem, dobrze?– Nie ma sprawy, szefie.Jestem tutaj.Jak zawsze.Schował butelki do plecaka i wyszedł ze sklepu.Pierwsze piwo otworzył zaraz po wejściu do mieszkania.Wypił je do połowy, potem padł na łóżko Emily.Był wykończony.Zamknąłoczy i natychmiast zaczął widzieć przed sobą obrazy: zakrwawioną twarz Molla,puste mieszkanie w domu na Ratiborstraße, robaki w brzuchu zgniłego ptaka,dziewczęce majtki w serduszka oraz ciała Coralie Schendel i MelanieHalldörfer.Moll leżał na oddziale intensywnej terapii i walczył o życie.Kawałkami szkłapoharatał sobie przełyk, jednak prawdziwym niebezpieczeństwem były powstałeprzez to krwotoki wewnętrzne.Lekarz nie potrafił powiedzieć, czy przeżyje.No i wciąż nie mieli żadnych wiadomości o Lene.Poza tym miało się odbyć postępowanie dochodzeniowe dotyczące zdarzenia,do którego doszło podczas przesłuchania.Oczywiście oznaczało to nieprzyjemne pytania.Przecież oskarżony próbowałpopełnić samobójstwo na oczach komisarza.Jego metody przesłuchania nie były do końca zgodne z prawem, ale często celuświęcał środki, w końcu chodziło o życie Lene.Wszystko zostało wcześniejuzgodnione z szefem, a Landsberg udzielił mu całkowitego wsparcia: „Nils, nieponiesiesz żadnych konsekwencji, przecież ten typ jest szurnięty”.Oczywiście, powinni dać mu wody w tekturowym kubku.Jednak zbyt pewnizwycięstwa, naprawdę mieli już wrażenie, że Moll zaraz wszystko powie.Trojan robił sobie wyrzuty, zwłaszcza jeśliby się okazało, że Moll byłniewinny.Ale miał jeszcze wątpliwości.Przecież próbę odebrania sobie życia moglipotraktować jako przyznanie się do winy.Jednak nadal nie wiedzieli, co się stało z Lene.Przypuszczalnie już od dawna nie żyła.– Już za późno – mruknął.Dopił piwo.Teraz koniecznie potrzebował czegoś mocniejszego.Otworzyłszafkę w kuchni.Z tyłu, za zapasami, stała butelka na wyjątkowo ciężkie dni.Wyjął ją, przyjrzał się jej, przez chwilę zwlekał, potem pociągnął duży łyk.Mocny, irlandzki napój słodowy przyjemnie palił w gardle i rozgrzewał.Trojanodetchnął głęboko.Następne łyki były większe, oblizał usta.Usiadł przy stole, oparł łokcie o blat i ukrył twarz w dłoniach.Nagle wstał i wziął telefon.Zaczął przeszukiwać książkę telefoniczną.Znalazł poszukiwany numer i bez namysłu wcisnął zielony przycisk.Po piątym sygnale w gabinecie Jany Michels włączyła się automatycznasekretarka.Trojan słuchał swojego głosu: – Jana? Jana Michels? Jest tam pani? Może panipodnieść słuchawkę? Proszę.To nagła sprawa.Nic się nie wydarzyło, oczywiście, że nie, dlaczego o tej porze miałaby byćjeszcze w gabinecie? Słuchał szumu połączenia, drugą ręką sięgnął po butelkęwhisky i napił się.„Cholera – pomyślał – teraz na taśmie nagrał się pewnie jeszcze odgłospicia”.Mimo to mówił dalej: – Miałem dzisiaj bardzo, bardzo gówniany poniedziałek.Zna pani to uczucie? Czy w pani życiu również są zasrane poniedziałki, JanoMichels?Wsłuchał się w szum.Wyobraził sobie, że były to fale, a on z Janą Michels stali na plaży, gdzieśpośród palm.W pewnej chwili zorientował się, że ze zmęczenia zaczynaprzysypiać ze słuchawką w dłoni.Skrzywił się.– Przepraszam – mruknął.– Proszę to wykasować.Dobrze? Od razuwykasować, wcześnie rano.Rozłączył się.Co ona sobie teraz o nim pomyśli?– Ty idioto – skarcił się.Miał teraz dwie możliwości: mógł iść spać albo wyjść z domu.„Tak –pomyślał – świeże powietrze dobrze by mi teraz zrobiło”.Poza tym odczuwałdziwny niepokój, którego nie potrafił wyjaśnić, wstał więc, założył kurtkę, wziąłklucz i wyszedł.Gdy na dole przechodził obok skrzynki na listy, otrząsnął się z obrzydzeniem.Jeszcze raz upewnił się, że nie było w niej niczego podejrzanego.Przypomniało mu się przy tym, że zapomniał zabrać broń z komisariatu.„Pięknie – pomyślał.– Moll, jeśli to byłeś ty, to przecież nic mi nie grozi”.Przeczucie mówiło mu jednak, że to nieprawda.Poszedł wzdłuż kanału, skręcił w Friedelstraße, mijał knajpy i restauracje,wciąż szedł, aż wreszcie znalazł się po drugiej stronie Pannierstraße.Czuł, jakby jego krokami ktoś sterował, starał się zrozumieć, co taknaprawdę nim kierowało.Nie mógł tego pojąć, dopóki nie zauważył, że powolizbliża się do domu na Fuldastraße.Może coś tam przeoczył.Już stał przed wejściem.Spojrzał w górę, w okna na czwartym piętrze.Czyżby zobaczył tam jakieś światełko?Nie, musiało mu się wydawać.Dom był otwarty, nacisnął klamkę i wszedł do środka, wspiął się po schodach.Drzwi do mieszkania Melanie Halldörfer zostały opieczętowane przezpolicję.Przechylił się do przodu i przyjrzał się zabezpieczeniu.Było rozerwane.Zatkało go.Ktoś wtargnął do mieszkania.I możliwe, że ten ktoś jeszcze tutaj był.Instynktownie włożył rękę pod kurtkę, gdzie zwykle znajdowała się kaburaz bronią.Jednak nic tam nie znalazł.Był bezbronny.Przyjrzał się zamkowi.Nie było żadnych śladów włamania.Zaczął myśleć.Jeśli drzwi nie zostały zamknięte od wewnątrz, mógłspróbować.Poszukał portfela, wyciągnął kartę płatniczą i wsunął ją międzydrzwi i framugę.„Co ja wyprawiam? – pomyślał i poczuł, jak w jego żyłach płynął alkohol.–Przecież jestem pijany”.Przez chwilę gmerał kartą i drzwi puściły.Popchnął je ramieniem.Otworzyły się.Trojan odetchnął głęboko.Bezgłośnie wemknął się do mieszkania.Na wprost wejścia znajdowała się sypialnia.Drzwi do niej były uchylone.Przez szparę wpadało na korytarz słabe światło.Czyli na ulicy się nie mylił.Powoli podszedł do drzwi.Nagle światło zostało wyłączone.Na chwilę stracił orientację i szedł po omacku.Wreszcie jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności.Co powinien zrobić? Ściągnąć pomoc? Zaalarmować kolegów? Z całąpewnością byłoby to najrozsądniejsze wyjście, ale wciąż szedł dalej.Dotarł już do sypialni, pochylił się i jednocześnie kopnął drzwi.Słyszał, jak w ciemnościach ktoś oddychał.Nie miał przy sobie nawet latarki.Jego dłonie szukały kontaktu na ścianie [ Pobierz całość w formacie PDF ]