[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Więc jechali do pracy w Rzeszy.Tym bardziej, że zachęcały ich listy pisane przez Żydów z Oświęcimia, a pewno i z innych obozów, że pracują w dobrych warunkach i dobrze im się powodzi.Mieli prawo zabrać podręczny bagaż - tyle, co sami uniosą.Więc brali jedną, dwie walizki, w których starali się przewieźć cały swój majątek, sprzedając nieruchomości i ruchomości i kupując jakieś małe wartościowe przedmioty, na przykład brylanty, złoto, złote dolary.Transporty kolejowe wiozące codziennie około tysiąca ludzi kończyły swoją trasę na bocznicy.Pociągi podstawiano pod rampy i wyładowywano zawartość.Ciekawe, jakie myśli snuły się pod czaszkami esesmanów?W wagonach było wiele kobiet i dzieci.Czasami dzieci w kołyskach.Tu mieli skończyć swe życie wszyscy naraz.Wieźli ich jak stado zwierząt na rzeź.Na razie, niczego nie przeczuwając - na rozkaz - pasażerowie wysiadali na rampę.Dla uniknięcia kłopotliwych scen zachowywano wobec nich względną grzeczność.Kazano odłożyć żywność na jedną pryzmę, na drugą - wszystkie rzeczy.Mówiono im, że rzeczy zostaną zwrócone.U pasażerów rodził się pierwszy niepokój, czy im rzeczy nie zginą, czy odnajdą swoje, czy im nie zamienią walizek.Później dzielono na grupy.Mężczyźni i chłopcy ponad 13-letni szli do jednej grupy; kobiety z dziećmi - do drugiej.Pod pretekstem konieczności wykąpania kazano im wszystkim rozbierać się w dwóch osobnych grupach, zachowując pozory poczucia wstydliwości.Ubrania układały obie grupy również w dwa wielkie stosy, celem niby przekazania do dezynfekcji.Niepokój był teraz już wyraźniejszy, czy im nie poginą ubrania, czy nie zamienią bielizny.Potem setkami, osobno kobiety z dziećmi, osobno mężczyźni, szli do baraków, które miały być łaźniami (były kamerami gazowymi!) Okna były tylko z zewnątrz - fikcyjne, wewnątrz był mur.Po zamknięciu uszczelnionych drzwi wewnątrz odbywał się masowy mord.Z balkoniku-krużganku esesman w masce gazowej zrzucał na głowy zebranego pod nim tłumu gaz.Stosowano gaz dwóch rodzajów: w butlach, które się rozbijało lub w postaci krążków, który po otwarciu hermetycznych puszek i wyrzuceniu go przez esesmana w gumowych rękawiczkach, przechodził w stan lotny wypełniając komorę gazową i szybko zabijając zebranych tu ludzi.Trwało to kilka minut.Czekano dziesięć.Następnie wietrzono, otwierano drzwi komór po przeciwnej stronie od rampy i komanda złożone z Żydów przewoziły ciepłe jeszcze ciała taczkami i wagonetkami do pobliskich krematoriów, gdzie trupy szybko spalano.Tymczasem szły do komór następne setki.W przyszłości wprowadzono ulepszenia techniczne w tej rzeźni dla ludzi, po zastosowaniu których proces odbywał się jeszcze szybciej i sprawniej.Wszystko, co pozostawało po ludziach: piramidy jedzenia, walizki, ubrania, bielizna - zasadniczo miało być również spalone, lecz to była teoria.W praktyce bielizna i ubrania po wydezynfekowaniu szły do Bekleidungskammer, buty do sparowania w garbarni.Walizki przywożono do garbarni, żeby je spalić.Lecz i ze stosów w Birkenau, i po drodze do garbarni, esesmani i kapowie wybierali co lepsze sobie, mówiąc, że Oświęcim stał się “kanadą”.Termin ten się przyjął i odtąd wszystko, co pochodziło po zagazowanych ludziach nazywano “kanadą”.Była więc “kanada” jadalna, z której płynęły do obozu nie widziane tu dotychczas różne smakołyki: figi, daktyle, cytryny, pomarańcze, czekolady, holenderskie serki, masło, cukier, ciastka, itp.Zasadniczo nie wolno było mieć cokolwiek z “kanady”, ani tym bardziej wnosić do obozu.Na bramie były stałe rewizje.Winny posiadania czegoś z “kanady” szedł do bunkra i najczęściej nie wracał już wcale.Jednak stopień ryzyka życia w Oświęcimiu różnił się od ryzyka na ziemi i był stale tak wysoki, że nic nie znaczyło ryzykować życiem dla byle jakiej - sprawiającej radość - drobnostki.Urobiona tutaj jakaś nowa psychika wymagała trochę radości opłaconej właśnie ogromem ryzyka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Więc jechali do pracy w Rzeszy.Tym bardziej, że zachęcały ich listy pisane przez Żydów z Oświęcimia, a pewno i z innych obozów, że pracują w dobrych warunkach i dobrze im się powodzi.Mieli prawo zabrać podręczny bagaż - tyle, co sami uniosą.Więc brali jedną, dwie walizki, w których starali się przewieźć cały swój majątek, sprzedając nieruchomości i ruchomości i kupując jakieś małe wartościowe przedmioty, na przykład brylanty, złoto, złote dolary.Transporty kolejowe wiozące codziennie około tysiąca ludzi kończyły swoją trasę na bocznicy.Pociągi podstawiano pod rampy i wyładowywano zawartość.Ciekawe, jakie myśli snuły się pod czaszkami esesmanów?W wagonach było wiele kobiet i dzieci.Czasami dzieci w kołyskach.Tu mieli skończyć swe życie wszyscy naraz.Wieźli ich jak stado zwierząt na rzeź.Na razie, niczego nie przeczuwając - na rozkaz - pasażerowie wysiadali na rampę.Dla uniknięcia kłopotliwych scen zachowywano wobec nich względną grzeczność.Kazano odłożyć żywność na jedną pryzmę, na drugą - wszystkie rzeczy.Mówiono im, że rzeczy zostaną zwrócone.U pasażerów rodził się pierwszy niepokój, czy im rzeczy nie zginą, czy odnajdą swoje, czy im nie zamienią walizek.Później dzielono na grupy.Mężczyźni i chłopcy ponad 13-letni szli do jednej grupy; kobiety z dziećmi - do drugiej.Pod pretekstem konieczności wykąpania kazano im wszystkim rozbierać się w dwóch osobnych grupach, zachowując pozory poczucia wstydliwości.Ubrania układały obie grupy również w dwa wielkie stosy, celem niby przekazania do dezynfekcji.Niepokój był teraz już wyraźniejszy, czy im nie poginą ubrania, czy nie zamienią bielizny.Potem setkami, osobno kobiety z dziećmi, osobno mężczyźni, szli do baraków, które miały być łaźniami (były kamerami gazowymi!) Okna były tylko z zewnątrz - fikcyjne, wewnątrz był mur.Po zamknięciu uszczelnionych drzwi wewnątrz odbywał się masowy mord.Z balkoniku-krużganku esesman w masce gazowej zrzucał na głowy zebranego pod nim tłumu gaz.Stosowano gaz dwóch rodzajów: w butlach, które się rozbijało lub w postaci krążków, który po otwarciu hermetycznych puszek i wyrzuceniu go przez esesmana w gumowych rękawiczkach, przechodził w stan lotny wypełniając komorę gazową i szybko zabijając zebranych tu ludzi.Trwało to kilka minut.Czekano dziesięć.Następnie wietrzono, otwierano drzwi komór po przeciwnej stronie od rampy i komanda złożone z Żydów przewoziły ciepłe jeszcze ciała taczkami i wagonetkami do pobliskich krematoriów, gdzie trupy szybko spalano.Tymczasem szły do komór następne setki.W przyszłości wprowadzono ulepszenia techniczne w tej rzeźni dla ludzi, po zastosowaniu których proces odbywał się jeszcze szybciej i sprawniej.Wszystko, co pozostawało po ludziach: piramidy jedzenia, walizki, ubrania, bielizna - zasadniczo miało być również spalone, lecz to była teoria.W praktyce bielizna i ubrania po wydezynfekowaniu szły do Bekleidungskammer, buty do sparowania w garbarni.Walizki przywożono do garbarni, żeby je spalić.Lecz i ze stosów w Birkenau, i po drodze do garbarni, esesmani i kapowie wybierali co lepsze sobie, mówiąc, że Oświęcim stał się “kanadą”.Termin ten się przyjął i odtąd wszystko, co pochodziło po zagazowanych ludziach nazywano “kanadą”.Była więc “kanada” jadalna, z której płynęły do obozu nie widziane tu dotychczas różne smakołyki: figi, daktyle, cytryny, pomarańcze, czekolady, holenderskie serki, masło, cukier, ciastka, itp.Zasadniczo nie wolno było mieć cokolwiek z “kanady”, ani tym bardziej wnosić do obozu.Na bramie były stałe rewizje.Winny posiadania czegoś z “kanady” szedł do bunkra i najczęściej nie wracał już wcale.Jednak stopień ryzyka życia w Oświęcimiu różnił się od ryzyka na ziemi i był stale tak wysoki, że nic nie znaczyło ryzykować życiem dla byle jakiej - sprawiającej radość - drobnostki.Urobiona tutaj jakaś nowa psychika wymagała trochę radości opłaconej właśnie ogromem ryzyka [ Pobierz całość w formacie PDF ]