[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Paradne wejścia zdobiły herby Rzeczy-pospolitej kute w kamieniu i miejskie pachoły, trzymający wartę.Zarębie, patrzącemu z rogu Krzywego Koła, Ratusz wydał się niby korab, oblany zewszystkich stron morzem ludzkim, co nieustającymi falami napływało z bocznych ulic i zauł-ków.Tworzyły się już ciżby i zatory, że miejscami ciężko było się przecisnąć, a przejechaćniepodobnym, z czego co chwila powstawały swarliwe zatargi.Całe bowiem familie i socjetyzażywające spacerów przystawały, gdzie się dało, na ugwarzania z przyjacioły.Godne matro-ny w świątecznych kornetach i nie lada jakich strojach, a w asyście sławetnych ojców w czar-nych, uroczystych kontuszach wywodzili na pokazanie światu swoje młódki, wabnie przybra-ne, śliczne i rade się dające oczom kawalerów, brzęczących niby roje trutniów dokoła miodu.A byli pomiędzy nimi oficjerowie z koru artylerii, w którym synkowie łyczków mogli byćfortragowani nawet na znaczniejsze szarże.Nie zbrakło też pod kafenhauzami miejskichfrantów, modnym frakiem i manierami dających pozór paniczów.Owdzie dojrzał żony ban-kierów, bogatych kupców i urzędników, jak promenowały w licznej asyście i modą wielkichdam wzgardliwie spozierały na plebs wyświąteczniony.Mnisie habity i golone głowy jakszczupaki nurkowały wśród tłumów, zaś gemejny różnych pułków prowadzili się ze swoimibogdankami środkiem wiecznie zabłoconych ulic.Chmary dzieci z niemałym wrzaskiem plątały się w ciżbach, gdzie znów pejsaty %7łydowinprzemykał się lękliwie pod murami, to jacyś urodzeni w zabrzydzonych kontuszach, o twa-rzach napitych i niepewnym kroku, peregrynowali od wiechy do wiechy, ściągając na siebieniejedno słowo przygany i drwin.65 Sporo kręciło się jakichś figur zagadkowych w wyszarzanych wojskowych kurtach i z po-nurymi twarzami, zaś tu i owdzie dziady, nie bacząc na srogie zakazy marszałkowskie, wy-ciągali skamlące ręce i głosy.Owo jeszcze i przeróżni handlarze, obwołujący swoje towary,skutecznie przyczyniali się do zwiększenia zgiełków, że wrzało już w Rynku jakoby zgoła nawalnym jarmarku.Zaręba dał się porwać tłumom i okrążał wraz z tym prądem cały Rynek przyglądając siętwarzom i łowiąc głośne dyskursa.Bowiem pospólstwo nie nawykło skrywać pod korcemswoich utrapień i radości.Brzęczała mu więc w uszach jakby nieustająca spowiedz codzien-nych trosk i zabiegów, a szczególniej skargi na drożyznę dawały się najczęściej słyszeć. Już na wolnicy żądają ośm groszy za funt wołowiny!  żaliła się jakaś. A za chudą parę gęsi chcą całe dwa złote! Słyszane to rzeczy? Pięć groszy każą płacić za bułkę chleba! To koniec świata, moja pani! Ruski wszystko wyżerają, a ty, biedny człowieku, powieś zęby na kołku. A wszystkiemu winowaci panowie  konkludowała jakaś brzękająca różańcami. Albo i te piekielne farmazony! Powiedał o tym u Bernardynów ojciec Telesfor.Boga za-przeczają, powieda; królów wydają na śmierć, powieda; kościoły obracają na stajnie, powie-da; to jakże tu ma być błogosławieństwo boskie, powieda.Nie słyszał więcej, porwany silniejszą falą i wyrzucony jakby na mieliznę pod winiarnię narogu Nowomiejskiej, w kupę jakowychś sławetnych person starszych wiekiem, dostatnioubranych, a rajcujących ciszej i często rzucających oczami na strony, zali nie strzygą gdziejakie ultajskie uszy. Już nas w Grodnie zaprzedali z kretesem.Czytaj kum w gazecie: stoi jak wół. Tere fere kuku.wierz, kum, tym bazgrałom, a zbędziesz się zbawienia i jeszcze cięogłoszą farmazonem! Mnie cale inaczej powiedał o tym pan Kobylański z komisji skarbu,jako tam w Grodnie chytrą sztukę wycięli Prusakowi. Moiście, nie miejsce na takie materie, wstąpmy na kusztyczek do Brajerowej. Gorsze od wszystkiego te kwaterunki  podjął niski z zapadłym brzuchem majsterek, odktórego zalatywało juchtami. Mnie już wsadzili na kwaterę czterech żołnierzów!i Mam znimi krzyż pański! A taki Kiliński dostał tylko oficjera i będzie miał jeszcze z tego profit, bowie, gdzie zadzwonić dukatami i gdzie bakę zaświecić! Zjedzą mnie z bebechami te złodzieje jęknął. A jak się to mnie przygodziło  zaczął drugi z obmierzle zatabaczonym nosem, w rogo-wych okularach i o nakrapianej czerwono twarzy. Zakwaterowali mi dwóch obwiesiów!Szczyre to rabuśniki, już mi odbili komorę, wykradli kury, spalili płot i zabierali się dodziewczyn.Kijem przepędziłem ultajów i poleciałem z żałobą do komisji kwaterunkowej, alepan Gautier jeno ręce rozłożył i powieda: nie zaradzę, generał Pistor tu znaczy, a nie naszakomisja, suplikuj go asan, może ci odmieni. Nie chodz do tego Antychrysta  przerwał mu gwałtownie chudy, przygarbiony jego-mość. Kumie najmilejszy, a dyć na takim samym woziku jachałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl