[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy zapadł zmierzch,znalazł obozowisko orków.Były tam ponad dwie dziesiątki potworów, zaś inne znajdowały sięnajprawdopodobniej w okolicy, na zwiadach lub polowaniu.Powinien był poczekać, aż na dobrezapadnie mrok, aż obóz uspokoi się, a wiele orków zaśnie.Powinien był poczekać, dopóki nieprzyjrzy się lepiej grupie, dopóki nie pozna dobrze ich struktury oraz siły.Powinien był poczekać, lecz nie mógł.Aegis-fang zafurkotał, wpadając pomiędzy parę młodych orków, a następnie uderzającw dużego stwora oraz orka, z którym rozmawiał.Wulfgar zaszarżował, rycząc dziko.Chwycił włócznię zaskoczonego orka i dzgnął niąw drugą stronę, by przebić innego orka, po czym wyszarpnął ostrze i spuścił włócznię na głowępierwszego orka, łamiąc ją na pół.Trzymając obydwie części, Wulfgar wbił je w boki głowyorka, a gdy ten podniósł ręce, by chwycić za kijki, barbarzyńca jedynie podniósł mu je nadgłowę.Ciężki cios pięścią powalił następnego orka, gdy wyjmował miecz z pochwy, pózniej zaś,rycząc jeszcze głośniej, Wulfgar wpadł na dwa kolejne, przewracając je na ziemię.Podniósł sięuderzając i boksując, kopiąc i wierzgając, a orki okazywały większą ochotę do ucieczki niż dowalki.Wulfgar chwycił jednego, obrócił go i uderzył go czołem prosto w twarz, po czym złapał goza włosy, gdy upadał, i wbił mu pieść w paskudny ryj.Barbarzyńca obrócił się, szukając następnej ofiary.Jego energia wydawała się szybkouciekać wraz z mijającymi sekundami, lecz wtedy Aegis-fang wrócił mu do ręki, on zaś nie traciłczasu i cisnął młotem na trzy metry tak, że obracająca się głowica uderzyła akurat pod idealnymkątem, by wbić się w czaszkę pechowego stwora.Orki szarżowały, dzgając i uderzając pałkami.Wulfgar otrzymał jedno trafienie, pózniejnastępne, lecz przy każdym drobnym zadrapaniu czy ranie, jakie zadawały mu orki, wielkii potężny mężczyzna kładł ręce na jednym z nich i pozbawiał go życia.Wtedy Aegis-fang znówwrócił, a orczy taran został rozbity i zmuszony do cofnięcia.Wulfgar był pokryty krwią, wyłdziko i wymachiwał swym potężnym młotem.Sam jego widok aż nadto wystarczał tchórzliwymstworom.Te, które były w stanie umknąć, uciekły do lasu, a te, którym się to nie udało, zginęłyz silnych rąk barbarzyńcy.Zaledwie kilka minut pózniej Wulfgar wypadł z rozbitego obozowiska, warcząc i młócąc podrzewach Aegis-fangiem.Wiedział, że wiele orków go obserwuje.Wiedział, że żaden nie ośmielisię go zaatakować.Wkrótce potem dotarł do polanki na pagórku, który dał mu widok na ostatnie chwile zachodusłońca, te same ogniste linie, które widział tamtego poranka na południowych kresach GrzbietuZwiata.Teraz kolory nie dotknęły jego serca.Teraz wiedział, że myśli o wolności od przeszłości byłyfałszywą nadzieją, wiedział, że wspomnienia podążą za nim, gdziekolwiek się nie uda,czegokolwiek nie zrobi.Nie czuł satysfakcji, dokonując zemsty na Yalricu ani radości zabijającorki.Nie.Szedł przez noc, nie przejmując się nawet, by zmyć krew z ubrania lub opatrzyć licznedrobne rany.Szedł w stronę zachodzącego słońca, a następnie utrzymywał wznoszący się księżycza plecami, ścigając go w drodze za zachodni horyzont.Trzy dni pózniej trafił do wschodniej bramy Luskan.ROZDZIAA 11MAG BITEWNY Nie przychodz tu! krzyknął LaValle, po czym dodał cicho Błagam.Entreri jedynie wpatrywał się dalej w mężczyznę, l a jego mina była nieodgadniona. Zraniłeś Kadrana Gordeona ciągnął LaValle. Bardziej na duszy niż na ciele, to zaś,ostrzegam cię, jest dalece niebezpieczniejsze. Gordeon jest głupcem zripostował Entreri. Głupcem z armią zażartował LaValle. %7ładna gildia nie jest lepiej okopana na ulicachniż Basadoni.%7ładna nie ma więcej środków, zaś wszystkie owe środki, zapewniam cię, mogązostać skierowane przeciwko Artemisowi Entreriemu. I przeciwko LaValle owi, być może? odrzekł z uśmieszkiem Entreri. Za rozmawianieze ściganym?LaValle nie odpowiedział na oczywiste pytanie, wpatrywał się jedynie stanowczow Artemisa Entreriego, mężczyznę, którego sama obecność tej nocy w jego pokoju mogła gozgubić. Powiedz im wszystko, o co cię zapytają polecił Entreri. Szczerze.Nie staraj sięoszukiwać ich dla mojego dobra.Powiedz im, że przyszedłem tu nieproszony, by z tobąporozmawiać, i że pomimo wszystkich ich wysiłków nie ma na mnie żadnych ran. Chcesz tak z nich szydzić? A czy to ma znaczenie? Entreri wzruszył ramionami.LaValle nie miał na to odpowiedzi, tak więc skrytobójca, ukłoniwszy się, podszedł do okna i,unieszkodliwiając jedną pułapkę skrętem nadgarstka oraz manipulując starannie ciałem, byuniknąć pozostałych, prześlizgnął się na ścianę i opadł bezszelestnie na ulicę.Tej nocy ośmielił się iść do Miedzianej Stawki, choć jedynie na chwilę i bez problemówz wejściem do środka.Mimo to nie ujawnił się przed halflingami przy drzwiach.Ku jegozaskoczeniu, kawałek dalej wzdłuż alejki z boku budynku, Dwahvel wyłoniła się z sekretnychdrzwi, by z nim pomówić. Mag bitewny ostrzegła. Merle Pariso.Nikt w Calimporcie nie dorównuje mu reputacją.Obawiaj się go, Artemisie Entreri.Uciekaj przed nim.Uciekaj z tego miasta i z całegoCalimshanu. Z tymi słowy wślizgnęła się przez kolejną ledwo dostrzegalną szczelinę w ścianiei zniknęła.Do skrytobójcy dotarła powaga jej słów oraz tonu.Sam fakt, że Dwahvel do niego wyszła,nie mając nic do zyskania, a wszystko do stracenia w końcu jak mógłby się jej odwdzięczyć zatę przysługę, gdyby postąpił za jej radą i zbiegł z tej krainy? wskazał mu, że polecono jej, by gopoinformowała, albo przynajmniej że mag bitewny nie okrywał polowania tajemnicą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Gdy zapadł zmierzch,znalazł obozowisko orków.Były tam ponad dwie dziesiątki potworów, zaś inne znajdowały sięnajprawdopodobniej w okolicy, na zwiadach lub polowaniu.Powinien był poczekać, aż na dobrezapadnie mrok, aż obóz uspokoi się, a wiele orków zaśnie.Powinien był poczekać, dopóki nieprzyjrzy się lepiej grupie, dopóki nie pozna dobrze ich struktury oraz siły.Powinien był poczekać, lecz nie mógł.Aegis-fang zafurkotał, wpadając pomiędzy parę młodych orków, a następnie uderzającw dużego stwora oraz orka, z którym rozmawiał.Wulfgar zaszarżował, rycząc dziko.Chwycił włócznię zaskoczonego orka i dzgnął niąw drugą stronę, by przebić innego orka, po czym wyszarpnął ostrze i spuścił włócznię na głowępierwszego orka, łamiąc ją na pół.Trzymając obydwie części, Wulfgar wbił je w boki głowyorka, a gdy ten podniósł ręce, by chwycić za kijki, barbarzyńca jedynie podniósł mu je nadgłowę.Ciężki cios pięścią powalił następnego orka, gdy wyjmował miecz z pochwy, pózniej zaś,rycząc jeszcze głośniej, Wulfgar wpadł na dwa kolejne, przewracając je na ziemię.Podniósł sięuderzając i boksując, kopiąc i wierzgając, a orki okazywały większą ochotę do ucieczki niż dowalki.Wulfgar chwycił jednego, obrócił go i uderzył go czołem prosto w twarz, po czym złapał goza włosy, gdy upadał, i wbił mu pieść w paskudny ryj.Barbarzyńca obrócił się, szukając następnej ofiary.Jego energia wydawała się szybkouciekać wraz z mijającymi sekundami, lecz wtedy Aegis-fang wrócił mu do ręki, on zaś nie traciłczasu i cisnął młotem na trzy metry tak, że obracająca się głowica uderzyła akurat pod idealnymkątem, by wbić się w czaszkę pechowego stwora.Orki szarżowały, dzgając i uderzając pałkami.Wulfgar otrzymał jedno trafienie, pózniejnastępne, lecz przy każdym drobnym zadrapaniu czy ranie, jakie zadawały mu orki, wielkii potężny mężczyzna kładł ręce na jednym z nich i pozbawiał go życia.Wtedy Aegis-fang znówwrócił, a orczy taran został rozbity i zmuszony do cofnięcia.Wulfgar był pokryty krwią, wyłdziko i wymachiwał swym potężnym młotem.Sam jego widok aż nadto wystarczał tchórzliwymstworom.Te, które były w stanie umknąć, uciekły do lasu, a te, którym się to nie udało, zginęłyz silnych rąk barbarzyńcy.Zaledwie kilka minut pózniej Wulfgar wypadł z rozbitego obozowiska, warcząc i młócąc podrzewach Aegis-fangiem.Wiedział, że wiele orków go obserwuje.Wiedział, że żaden nie ośmielisię go zaatakować.Wkrótce potem dotarł do polanki na pagórku, który dał mu widok na ostatnie chwile zachodusłońca, te same ogniste linie, które widział tamtego poranka na południowych kresach GrzbietuZwiata.Teraz kolory nie dotknęły jego serca.Teraz wiedział, że myśli o wolności od przeszłości byłyfałszywą nadzieją, wiedział, że wspomnienia podążą za nim, gdziekolwiek się nie uda,czegokolwiek nie zrobi.Nie czuł satysfakcji, dokonując zemsty na Yalricu ani radości zabijającorki.Nie.Szedł przez noc, nie przejmując się nawet, by zmyć krew z ubrania lub opatrzyć licznedrobne rany.Szedł w stronę zachodzącego słońca, a następnie utrzymywał wznoszący się księżycza plecami, ścigając go w drodze za zachodni horyzont.Trzy dni pózniej trafił do wschodniej bramy Luskan.ROZDZIAA 11MAG BITEWNY Nie przychodz tu! krzyknął LaValle, po czym dodał cicho Błagam.Entreri jedynie wpatrywał się dalej w mężczyznę, l a jego mina była nieodgadniona. Zraniłeś Kadrana Gordeona ciągnął LaValle. Bardziej na duszy niż na ciele, to zaś,ostrzegam cię, jest dalece niebezpieczniejsze. Gordeon jest głupcem zripostował Entreri. Głupcem z armią zażartował LaValle. %7ładna gildia nie jest lepiej okopana na ulicachniż Basadoni.%7ładna nie ma więcej środków, zaś wszystkie owe środki, zapewniam cię, mogązostać skierowane przeciwko Artemisowi Entreriemu. I przeciwko LaValle owi, być może? odrzekł z uśmieszkiem Entreri. Za rozmawianieze ściganym?LaValle nie odpowiedział na oczywiste pytanie, wpatrywał się jedynie stanowczow Artemisa Entreriego, mężczyznę, którego sama obecność tej nocy w jego pokoju mogła gozgubić. Powiedz im wszystko, o co cię zapytają polecił Entreri. Szczerze.Nie staraj sięoszukiwać ich dla mojego dobra.Powiedz im, że przyszedłem tu nieproszony, by z tobąporozmawiać, i że pomimo wszystkich ich wysiłków nie ma na mnie żadnych ran. Chcesz tak z nich szydzić? A czy to ma znaczenie? Entreri wzruszył ramionami.LaValle nie miał na to odpowiedzi, tak więc skrytobójca, ukłoniwszy się, podszedł do okna i,unieszkodliwiając jedną pułapkę skrętem nadgarstka oraz manipulując starannie ciałem, byuniknąć pozostałych, prześlizgnął się na ścianę i opadł bezszelestnie na ulicę.Tej nocy ośmielił się iść do Miedzianej Stawki, choć jedynie na chwilę i bez problemówz wejściem do środka.Mimo to nie ujawnił się przed halflingami przy drzwiach.Ku jegozaskoczeniu, kawałek dalej wzdłuż alejki z boku budynku, Dwahvel wyłoniła się z sekretnychdrzwi, by z nim pomówić. Mag bitewny ostrzegła. Merle Pariso.Nikt w Calimporcie nie dorównuje mu reputacją.Obawiaj się go, Artemisie Entreri.Uciekaj przed nim.Uciekaj z tego miasta i z całegoCalimshanu. Z tymi słowy wślizgnęła się przez kolejną ledwo dostrzegalną szczelinę w ścianiei zniknęła.Do skrytobójcy dotarła powaga jej słów oraz tonu.Sam fakt, że Dwahvel do niego wyszła,nie mając nic do zyskania, a wszystko do stracenia w końcu jak mógłby się jej odwdzięczyć zatę przysługę, gdyby postąpił za jej radą i zbiegł z tej krainy? wskazał mu, że polecono jej, by gopoinformowała, albo przynajmniej że mag bitewny nie okrywał polowania tajemnicą [ Pobierz całość w formacie PDF ]