[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co ja bym bez ciebie zrobiła, Ryto? - spytała Kora.Wiedziała, że starsza twórczyni ma rację.Gdy tylko Miło któregoś dnia musiał sam się udać na sól, przebrała się za pierw­szą postać, jaką wymyśliła: Rosi, pokojówkę Gody.Podczas pu­drowania się zielonym proszkiem wyszczerzyła zęby do lustra.„Ciągle mogę to robić! Pamiętam stare dzieje.”Słońce kapało złotym miodem przez okna.Frędzle, które poroz­wieszała w całym pokoju, aby uczynić go jak najbardziej różnym od czarnego gniazda auchresh w sypialni w Zaułku, wisiały nierucho­mo jak zwiędłe płatki.Nie było wiatru.Przebieranie się przypomniało jej o Godzie.Strojenie się przed wieczornym wyjściem, walki o miejsce przed zwierciadłem.leniwe przeżuwanie połó­wek melona na śniadanie, kiedy Goquisite nie było w domu.siadywała u stóp Gody przed kominkiem, trzymając na kolanach poważne książki, i opowiadała mistrzyni o swoim dniu.I choć nie przyznawała tego przed sobą, tak długo, jak Goda „żyła”, pozycja uczennicy pozwalała Korze zachować pewne przywileje dzieciństwa.Teraz musiała je porzucić.Musiała przy­jąć wszystko, co miało dla niej Miasto Delta z jasną twarzą, jako Pokora Garden.Ale nie dziś.Wsunęła stopy w bambosze i przeszła luksusowy, bezpieczny apartament, kierując się ku tylnym drzwiom, prowadzącym na schody.Służący biegali nimi cały dzień.- Hej, Rosi! Miesiące żeśmy cię nie widzieli!- Gdzieżeś była? Idziesz do kuchni? Przyjdę do ciebie, jak skończę z tymi papierami!- Dawno cię tu nie było, Rosi! Gdzie się podziewałaś?Kora uśmiechnęła się do lokaja Goquisite.- Byłam chora.Poprawił bukiet lilii wodnych, które niósł.- Szkoda pani Gody, nie? Nigdy żeśmy nie myśleli, że ta jej uczennica zrobi taką rzecz.- Wiesz, teraz u tej uczennicy służę - skrzywiła się Kora.- I nie narzekam.- Ha! Też bym nie narzekał na twoim miejscu! - Ponownie poprawił bukiet i poszedł w swoją stronę.Kora zbiegła do kuchni, gdzie zbierali się służący, którzy nie mieli nic do roboty.- Hej, Rosi! - pozdrowili ją, gdy weszła.Uśmiechnięta, usiadła na krześle przy olbrzymim kominku, gdzie na rożnie skwier­czały chihuahuy, przygotowywane na wieczorne przyjęcie; na tym przyjęciu będzie sobą.Czuła się dobrze, ale inaczej.Ludzie, których spotykała w kuchni, byli tak odmienni od ateistycznych doradców, którzy mieli podobne dzieciństwo, zanim wybrano ich na lemanów.Dziwne: ci prości ludzie zaakceptowali, że dzieci wywodzące się z ich klasy tworzą nową elitę w społeczeństwie.Byli z nich dumni.Każda kobieta i każdy mężczyzna w tym domu mówili o Goquisite tak, jakby była ich córką czy kuzynką.Kora słuchała opowieści o ślubie czyjejś siostry i uśmiech nie schodził jej z ust.Jedna z tych nowych, ateistycznych ceremonii pod dachem.Ale wyglądało, że to piękna ceremonia.- Hej.Rosi! - To Deservi, jedna z podkuchennych.- Poznałaś Siostrzyczkę Filantropię?Flamenka siedziała przy wielkim, kuchennym stole i piła rosół.Była potężnie zbudowaną kobietą o turkusowym futrze, odzianą w len.Jej lemanka miała dwanaście lat i jasne warkoczy­ki.Korę zdumiewało, że służący skłaniali głowy za każdym razem, kiedy mijali jej krzesło, choć byli w większości ateistami.Wartości wpojone w dzieciństwie nie umierały tak szybko.- Witaj, Siostrzyczko - powiedziała z szacunkiem.- Miałyśmy ciężki ranek - stwierdziła lemanka.- Dużo cudów.W tym mieście widać wiele cierpienia.Po akcencie i jasnym futrze Kora poznała, że dziewczynka pochodziła z Islandii.Jej ignorancja w temacie Islandii, a właści­wie całej Dywinarchii, była poważnym utrudnieniem dla polity­ka.Co prawda inni doradcy wcale nie byli lepiej obeznani, ale Kora zdecydowała się wykorzystać okazję i wziąć kilka lekcji.- Siostrzyczko, jak długo jesteście w mieście?- Kilka tygodni.- Flamenka podniosła głowę.- Nie macie tu czegoś mocniejszego niż rosół?- Wino? No jasne [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl