[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jakim cudem Koronal ma objąć rządy, jeśli Pontifexa będą mogli oglądać obywatele świata?- Być może taki właśnie jest plan Valentine'a - zauważył Shinaam.- Objął urząd Pontifexa, bo nie mógł już dłużej czekać, lecz pozostając na świecie, gra de facto rolę Koronala, a Lord Hissune pozostaje pod jego pełną kontrolą.Na Panią, nie spodziewałem się po nim takiej zręczności!- Ja także - oznajmił Dilifon.Hornkast tylko wzruszył ramionami.- Nie mamy pojęcia, jaki przyświeca mu cel.Wiemy tylko, że póki trwa wojna, Valentine nie zamieszka w Labiryncie.A kiedy przybędzie, będzie mu towarzyszył jego dwór; w chwili formalnego przejęcia tronu wszyscy zostaniemy zwolnieni z zajmowanych do tej pory stanowisk.- Rozejrzał się po sali.- Chciałbym, byście uświadomili sobie, że mówiliśmy tu o Valentinie jako o Pontifeksie, podczas gdy w rzeczywistości nie zasiadł on jeszcze na tronie.Naszym ostatnim obowiązkiem jest przeprowadzenie sukcesji.- Naszym? - spytał ponuro Shinaam.- Chcesz uniknąć odpowiedzialności? Więc dobrze, odejdź, starcze, a my wykonamy swoje zadanie bez ciebie.Musimy teraz udać się do sali tronowej i do końca postępować tak, jak nakazują zwyczaje.Dilifon? Narrameer?- Pójdę z wami - oznajmił Shinaam równie ponuro.Hornkast szedł pierwszy - powolna parada, procesja starców.Musieli zatrzymywać się kilkakrotnie, gdyż Dilifon, wspierający się na ramionach dwóch potężnych doradców, przystawał, by zaczerpnąć oddechu.W końcu dotarli jednak przed wielkie, prowadzące do sali tronowej wrota.Po raz ostatni Hornkast wsunął dłoń w rękawicę, dotknął sensorycznego zamka; tego gestu nie miał powtórzyć już nigdy.Przed oplataną przewodami kulą systemu podtrzymywania życia, w której tkwił Tyeveras, stał Sepulthrove.- Bardzo to dziwne - powiedział.- Po tak długim milczeniu przemówił znowu.Posłuchajcie, znów zaczyna.Z kuli błękitnego światła dobiegło gulgotanie i gwizdy - głos Tyeverasa - a potem, czysto i wyraźnie jak niegdyś, doszły wypowiedziane przez niego słowa: “Już.Wstań.Idź".- Powtarza to, co mówił ostatnio - zauważył Sepulthrove.- Życie.Ból.Śmierć!- Sądzę, że wie - stwierdził Hornkast.- Musi wiedzieć.Sepulthrove zmarszczył brwi.- O czym wiedzieć? Hornkast pokazał mu edykt.- Lord Valentine wyraża żal z powodu śmierci wielkiego władcy Majipooru.- Rozumiem.- Jastrzębia twarz lekarza poczerwieniała od napływającej do niej krwi.- W końcu musimy to uczynić.- Musimy.- Teraz? - Zawieszone nad konsoletą dłonie Sepulthrove'a drżały.Pontifex wyrzucił z siebie ostatnie słowa:- Życie.Majestat.Śmierć.Valentine Pontifex Majipoor! Zapadła straszna cisza.- Teraz - rozkazał Hornkast.8Bezustannie, bez przerwy, żeglowali tam i z powrotem; a teraz któryś już raz wracali z Wyspy na Zimroel.Valentine'owi zaczynało się powoli zdawać, że w którymś ze swych poprzednich wcieleń był legendarnym kapitanem Sinnaborem Lavonem z pradawnej przeszłości, który postanowił pierwszy przepłynąć Morze Wielkie, lecz zawrócił z drogi w piątym roku podróży i za to zapewne skazany został na odradzanie się i żeglowanie bez końca i odpoczynku na lądzie.Lecz on sam nie czuł konieczności odpoczynku, nie miał także ochoty zrezygnować z życia wędrowca, na które się skazał.W pewien sposób, dziwny co prawda i nieoczekiwany, nadal odbywał przecież Wielki Objazd.Flota, pędzona na zachód sprzyjającym wiatrem, zbliżała się do Piliploku.Tym razem nie pojawiły się smoki, grożące zagładą statków lub opóźnieniem podróży, żeglowali więc szybko.Sztandary na masztach wskazywały wprost na leżący przed nimi Zimroel.i nie były to już zielonozłote sztandary Koronala; pod nimi żeglował Lord Hissune, udający się na Zimroel oddzielnie.Statki Valentine'a nosiły czerwono-czarne proporce Pontifexa, na których przedstawiony był symbol Labiryntu.Valentine nie przyzwyczaił się jeszcze do tych barw, do symbolu i najnowszych zmian.Kiedy zbliżał się do ludzi, nie witali go już znakiem gwiazdy.No i dobrze, zawsze uważał te saluty za niemądre.Podczas rozmowy nie zwracano się już do niego “panie", lecz “Wasza Wysokość" - jak przystoi zwracać się do Pontifexa.Nie robiło mu to specjalnej różnicy, tyle że przyzwyczaił się słyszeć to bezustannie powtarzane “panie" jako swego rodzaju akcent, wyróżnik melodii zdania, i dziwnie mu tego brakowało.W ogóle miał trudności ze skłonieniem innych, by z nim rozmawiali, wszyscy bowiem byli świadomi pradawnej tradycji nakazującej zwracać się do rzecznika Pontyfikatu, nigdy zaś do samego Pontifexa, choćby nawet Pontifex stał tuż obok i cieszył się jeszcze doskonałym słuchem.Odpowiadać musiał podobnie, przez rzecznika.Ten zwyczaj Valentine obalił pierwszy, tylko niełatwo było skłonić otoczenie do akceptacji zmian.Swym rzecznikiem mianował Sleeta - wydawało się to czymś najzupełniej naturalnym - lecz jednocześnie zakazał mu odgrywania roli pontyfikalnych uszu, gdyż jego zdaniem tradycja ta była głupia.A w dodatku nikt nie rozumiał, jak Pontifex może znajdować się na pokładzie statku, wystawiony na rześki wiatr i ciepło promieni słonecznych.Pontifex winien być władcą tajemniczym, winien kryć się w ciemności.Pontifex, o czym wiedzą nawet dzieci, winien zamieszkać w Labiryncie!Nie zamieszkam w Labiryncie, myślał Valentine.Oddałem koronę i teraz ktoś inny ma prawo dodawać przed imieniem słowo “Lord".Zamek jest teraz Zamkiem Lorda Hissune'a, jeśli los pozwoli mu tam wrócić.Ja jednak nie dam pochować się żywcem.Carabella właśnie pojawiła się na pokładzie.- Asenhart prosił, bym powtórzyła ci, panie, że za dwanaście godzin powinniśmy dostrzec Piliplok.Jeśli utrzyma się sprzyjający wiatr.- Nie “panie" - przypomniał jej Valentine.Uśmiechnęła się.- Trudno mi o tym pamiętać, Wasza Wysokość.- Mnie też.A jednak wszystko się zmieniło.- Czy pomimo to nie wolno mi zwracać się do ciebie “mój panie", kiedy jesteśmy sami? Dla mnie zawsze będziesz właśnie nim, moim panem.- Doprawdy? Czy rozkazuję ci to i rozkazuję ci tamto, czy każę ci nalewać mi wino, przynosić kapcie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Jakim cudem Koronal ma objąć rządy, jeśli Pontifexa będą mogli oglądać obywatele świata?- Być może taki właśnie jest plan Valentine'a - zauważył Shinaam.- Objął urząd Pontifexa, bo nie mógł już dłużej czekać, lecz pozostając na świecie, gra de facto rolę Koronala, a Lord Hissune pozostaje pod jego pełną kontrolą.Na Panią, nie spodziewałem się po nim takiej zręczności!- Ja także - oznajmił Dilifon.Hornkast tylko wzruszył ramionami.- Nie mamy pojęcia, jaki przyświeca mu cel.Wiemy tylko, że póki trwa wojna, Valentine nie zamieszka w Labiryncie.A kiedy przybędzie, będzie mu towarzyszył jego dwór; w chwili formalnego przejęcia tronu wszyscy zostaniemy zwolnieni z zajmowanych do tej pory stanowisk.- Rozejrzał się po sali.- Chciałbym, byście uświadomili sobie, że mówiliśmy tu o Valentinie jako o Pontifeksie, podczas gdy w rzeczywistości nie zasiadł on jeszcze na tronie.Naszym ostatnim obowiązkiem jest przeprowadzenie sukcesji.- Naszym? - spytał ponuro Shinaam.- Chcesz uniknąć odpowiedzialności? Więc dobrze, odejdź, starcze, a my wykonamy swoje zadanie bez ciebie.Musimy teraz udać się do sali tronowej i do końca postępować tak, jak nakazują zwyczaje.Dilifon? Narrameer?- Pójdę z wami - oznajmił Shinaam równie ponuro.Hornkast szedł pierwszy - powolna parada, procesja starców.Musieli zatrzymywać się kilkakrotnie, gdyż Dilifon, wspierający się na ramionach dwóch potężnych doradców, przystawał, by zaczerpnąć oddechu.W końcu dotarli jednak przed wielkie, prowadzące do sali tronowej wrota.Po raz ostatni Hornkast wsunął dłoń w rękawicę, dotknął sensorycznego zamka; tego gestu nie miał powtórzyć już nigdy.Przed oplataną przewodami kulą systemu podtrzymywania życia, w której tkwił Tyeveras, stał Sepulthrove.- Bardzo to dziwne - powiedział.- Po tak długim milczeniu przemówił znowu.Posłuchajcie, znów zaczyna.Z kuli błękitnego światła dobiegło gulgotanie i gwizdy - głos Tyeverasa - a potem, czysto i wyraźnie jak niegdyś, doszły wypowiedziane przez niego słowa: “Już.Wstań.Idź".- Powtarza to, co mówił ostatnio - zauważył Sepulthrove.- Życie.Ból.Śmierć!- Sądzę, że wie - stwierdził Hornkast.- Musi wiedzieć.Sepulthrove zmarszczył brwi.- O czym wiedzieć? Hornkast pokazał mu edykt.- Lord Valentine wyraża żal z powodu śmierci wielkiego władcy Majipooru.- Rozumiem.- Jastrzębia twarz lekarza poczerwieniała od napływającej do niej krwi.- W końcu musimy to uczynić.- Musimy.- Teraz? - Zawieszone nad konsoletą dłonie Sepulthrove'a drżały.Pontifex wyrzucił z siebie ostatnie słowa:- Życie.Majestat.Śmierć.Valentine Pontifex Majipoor! Zapadła straszna cisza.- Teraz - rozkazał Hornkast.8Bezustannie, bez przerwy, żeglowali tam i z powrotem; a teraz któryś już raz wracali z Wyspy na Zimroel.Valentine'owi zaczynało się powoli zdawać, że w którymś ze swych poprzednich wcieleń był legendarnym kapitanem Sinnaborem Lavonem z pradawnej przeszłości, który postanowił pierwszy przepłynąć Morze Wielkie, lecz zawrócił z drogi w piątym roku podróży i za to zapewne skazany został na odradzanie się i żeglowanie bez końca i odpoczynku na lądzie.Lecz on sam nie czuł konieczności odpoczynku, nie miał także ochoty zrezygnować z życia wędrowca, na które się skazał.W pewien sposób, dziwny co prawda i nieoczekiwany, nadal odbywał przecież Wielki Objazd.Flota, pędzona na zachód sprzyjającym wiatrem, zbliżała się do Piliploku.Tym razem nie pojawiły się smoki, grożące zagładą statków lub opóźnieniem podróży, żeglowali więc szybko.Sztandary na masztach wskazywały wprost na leżący przed nimi Zimroel.i nie były to już zielonozłote sztandary Koronala; pod nimi żeglował Lord Hissune, udający się na Zimroel oddzielnie.Statki Valentine'a nosiły czerwono-czarne proporce Pontifexa, na których przedstawiony był symbol Labiryntu.Valentine nie przyzwyczaił się jeszcze do tych barw, do symbolu i najnowszych zmian.Kiedy zbliżał się do ludzi, nie witali go już znakiem gwiazdy.No i dobrze, zawsze uważał te saluty za niemądre.Podczas rozmowy nie zwracano się już do niego “panie", lecz “Wasza Wysokość" - jak przystoi zwracać się do Pontifexa.Nie robiło mu to specjalnej różnicy, tyle że przyzwyczaił się słyszeć to bezustannie powtarzane “panie" jako swego rodzaju akcent, wyróżnik melodii zdania, i dziwnie mu tego brakowało.W ogóle miał trudności ze skłonieniem innych, by z nim rozmawiali, wszyscy bowiem byli świadomi pradawnej tradycji nakazującej zwracać się do rzecznika Pontyfikatu, nigdy zaś do samego Pontifexa, choćby nawet Pontifex stał tuż obok i cieszył się jeszcze doskonałym słuchem.Odpowiadać musiał podobnie, przez rzecznika.Ten zwyczaj Valentine obalił pierwszy, tylko niełatwo było skłonić otoczenie do akceptacji zmian.Swym rzecznikiem mianował Sleeta - wydawało się to czymś najzupełniej naturalnym - lecz jednocześnie zakazał mu odgrywania roli pontyfikalnych uszu, gdyż jego zdaniem tradycja ta była głupia.A w dodatku nikt nie rozumiał, jak Pontifex może znajdować się na pokładzie statku, wystawiony na rześki wiatr i ciepło promieni słonecznych.Pontifex winien być władcą tajemniczym, winien kryć się w ciemności.Pontifex, o czym wiedzą nawet dzieci, winien zamieszkać w Labiryncie!Nie zamieszkam w Labiryncie, myślał Valentine.Oddałem koronę i teraz ktoś inny ma prawo dodawać przed imieniem słowo “Lord".Zamek jest teraz Zamkiem Lorda Hissune'a, jeśli los pozwoli mu tam wrócić.Ja jednak nie dam pochować się żywcem.Carabella właśnie pojawiła się na pokładzie.- Asenhart prosił, bym powtórzyła ci, panie, że za dwanaście godzin powinniśmy dostrzec Piliplok.Jeśli utrzyma się sprzyjający wiatr.- Nie “panie" - przypomniał jej Valentine.Uśmiechnęła się.- Trudno mi o tym pamiętać, Wasza Wysokość.- Mnie też.A jednak wszystko się zmieniło.- Czy pomimo to nie wolno mi zwracać się do ciebie “mój panie", kiedy jesteśmy sami? Dla mnie zawsze będziesz właśnie nim, moim panem.- Doprawdy? Czy rozkazuję ci to i rozkazuję ci tamto, czy każę ci nalewać mi wino, przynosić kapcie [ Pobierz całość w formacie PDF ]