[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Informacja wskazywała na czas, ale czy czas mógł być siłą? Może nie uporządkowany czas? Czas próbujący zająć swe właściwe miejsce w przeszłości lub w przyszłości, bez końca dążący do nieosiągalnego dla siebie celu, oddalanego przez jakiś fantastyczny mechanizm?I wszyscy łowcy przestrzeni, którzy zarzucają swe sieci wokół pustych sześcianów lat świetlnych, chwytają energię wysyłaną w kosmos przez tysiące rozpalonych słońc.Wychwytują niewiarygodny strumień obrazów rzeczy, które choć raz znalazły się w przestrzeni lub kiedyś w niej żyły - jakby wybierali śmiecie z niezmierzonych, opustoszałych przestrzeni kosmicznych.Nic nie wiadomo o takich łowcach, jak zarzucają sieci, jakie to sieci mogą wychwytywać energię? Istniała tylko ta myśl o polujących łowcach.Może to jakaś fantazja, niejasna idea wspólnego umysłu, wiara, mit czy religia? Czy rzeczywiście mogli istnieć tacy łowcy?Takich niejasnych informacji było wiele.Jeszcze wrażenie tak słabe, że ledwie uchwytne.Słabe, bo wysłane z gwiazdy tak dalekiej, że nawet światło się zmęczyło.Umysł wszechświata to wszystko, co mówiło.Nic poza tym.Może oznaczało umysł, od którego pochodzi wszelkie myślenie, gromadzący wszelkie myśli, ustanawiający prawa i porządek rzeczy, poruszający elektrony wokół jądra i odmierzający czas istnienia galaktyki?Było tego wiele.Wszystko fragmentaryczne i zastanawiające.A to tylko początek, zbiór dotyczący jednej chwili na jednej planecie.Wszystko było ważne, każda wiadomość, każde wrażenie.To wszystko dało się gdzieś dopasować, umieścić w układzie praw i zasad, przyczyny i skutku, akcji i reakcji, z których składał się wszechświat.Potrzebowało jedynie czasu.Zdobędzie więcej danych, wykorzysta swą logikę i ułoży z tego spójną całość.Wtedy czynnik czasu zostanie zlikwidowany.Pozostanie już tylko wieczność.Myśliciel, skulony na podłodze kaplicy, pulsował delikatnie.Mechanizm jego logicznego mózgu zbliżał się do poznania prawdy uniwersalnej.32Zmiennik zmagał się.Musi się wydostać.Musi uciec.Nie mógł pozostać pogrzebany w tej czerni i ciszy, wygodnie i bezpiecznie, w otaczającym go braterstwie.Nie chciał się zmagać.Wolał raczej pozostać dokładnie tam, gdzie był, i tym, czym był.Ale coś go zmusiło do walki.Coś nie w nim, ale z zewnątrz.Jakaś rzecz, istota czy sytuacja wzywała go i powtarzała, że nie może zostać.Choćby bardzo chciał, nie może zostać.Coś pozostało nie zrobione, a musiało być dokończone.On był jedynym, który mógł tego dokonać.Bez względu na to, co to miało być.“Cicho, cicho - uspokajał Poszukiwacz.- Lepiej ci będzie tam, gdzie jesteś.Na zewnątrz jest za dużo dla ciebie smutku i rozgoryczenia.”Zastanowił się nad tym, co znaczy - na zewnątrz.Trochę z tego pamiętał - twarz kobiety, wysokie sosny w pobliżu bramy.Inny świat, widziany jakby przez ścianę płynącej wody, odległy i nieprawdopodobny.Ale wiedział, że tam istnieje.“Zamknąłeś mnie! - krzyknął.- Musisz mnie wypuścić.”Myśliciel nie zwracał na niego uwagi.Myśliciel nieprzerwanie myślał.Skierował swą energię na miliony informacji i faktów - wysokie czarne wieże, musztardowe kopuły, ślad czegoś lub kogoś wyszczekującego rozkazy dla wszechświata.Wola i siły Zmiennika osłabły.Poddał się pustce i ciszy.“Poszukiwaczu” - powiedział.“Nie.- Poszukiwacz domyślił się wszystkiego.- Myśliciel ciężko pracuje.”Leżał i wyładowywał swój bezsłowny gniew na nich obu.Gniewał się w swoich myślach.Wściekłość jednak na nic się nie zda.Pomyślał, że on nigdy ich tak nie traktował.Zawsze ich słuchał, kiedy miał ciało.Nie ignorował ich.Leżał, odpoczywał i myślał, czy nie lepiej było pozostać w wygodzie i spokoju.Czy coś miało znaczenie? Czy Ziemia miała dla niego znaczenie?Ziemia! Właśnie o to chodzi!Ziemia i ludzkość.Te dwie rzeczy miały znaczenie.Może nie dla Poszukiwacza czy Myśliciela - chociaż co ma znaczenie dla jednego z nich, musi mieć wartość dla nich trzech.Walczył coraz słabiej, nie miał sił ani woli.Znowu się położył.Zbierał moce i cierpliwość.Wiedział, że dbali o niego.Zabrali go w czas największego cierpienia, otoczyli i trzymali blisko, by go uzdrowić.Nie pozwolą mu odejść.Próbował przywołać ból, mając nadzieję, że wraz z nim odzyska moc ciała i siłę woli.Niestety, nie mógł go sobie przypomnieć.Był jakby wymazany z jego istnienia, docierał najdalej do jego brzegów.Zanurzał się w ciemność, pozwalał, by zapanowała cisza, ale nawet wtedy wiedział, że znowu będzie walczył o swą wolność.Słabo i pragnąc porażki, bo tylko ta zewnętrzna siła nie pozwalała mu ulec.Niezrozumiały nakaz zobowiązywał go do tego.Leżał cichutko i myślał nad tymi wydarzeniami podobnymi do snu.Był niby górołaz, który nigdy nie może dotrzeć do szczytu.Jak alpinista wiszący nad przepaścią, który nagle poślizgnął się i leci przerażony w dół, boi się roztrzaskania o dno, co nigdy nie następuje.Przed nim były czas i bezczynność.Sam czas był próżnią, bo tak jak Myśliciel wiedział, że to czynnik bez znaczenia.Próbował zobaczyć swą sytuację we właściwej perspektywie, ale nie mógł właściwie znaleźć dla niej żadnej perspektywy.Czas był zamazaną plamą, a rzeczywistość mgiełką, przez którą przypłynęła do niego twarz - na początku nic nie znacząca, lecz w końcu uświadomił sobie, że to ktoś znany mu, że ta otoczona mrokiem twarz na zawsze wyryła się w jego mózgu.Usta poruszały się i choć nie mógł nic usłyszeć, te słowa też na zawsze wyryły się w jego pamięci.- Jeśli będziesz mógł, daj mi znać.Pomyślał, że właśnie to musi zrobić.Musi dać jej znać.Ona czeka na wiadomość.Chce wiedzieć, co się z nim stało.Wyrwał się z ciemności i ciszy, choć wydawało mu się, że słyszy wokół siebie krzyk - wściekły protest dwóch pozostałych.Wokół niego zawirowały w ciemnościach czarne wieże.Poczucie ruchu.Ale brak obrazów.Po chwili dopiero odzyskał wzrok.Stał w mrocznej kaplicy oświetlonej jedynie słabym światłem kandelabru.Słyszał dochodzący z zewnątrz szum sosen.Ktoś krzyczał.Zobaczył biegnącego żołnierza.Inny żołnierz stał zaskoczony z wzniesionym do góry karabinem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Informacja wskazywała na czas, ale czy czas mógł być siłą? Może nie uporządkowany czas? Czas próbujący zająć swe właściwe miejsce w przeszłości lub w przyszłości, bez końca dążący do nieosiągalnego dla siebie celu, oddalanego przez jakiś fantastyczny mechanizm?I wszyscy łowcy przestrzeni, którzy zarzucają swe sieci wokół pustych sześcianów lat świetlnych, chwytają energię wysyłaną w kosmos przez tysiące rozpalonych słońc.Wychwytują niewiarygodny strumień obrazów rzeczy, które choć raz znalazły się w przestrzeni lub kiedyś w niej żyły - jakby wybierali śmiecie z niezmierzonych, opustoszałych przestrzeni kosmicznych.Nic nie wiadomo o takich łowcach, jak zarzucają sieci, jakie to sieci mogą wychwytywać energię? Istniała tylko ta myśl o polujących łowcach.Może to jakaś fantazja, niejasna idea wspólnego umysłu, wiara, mit czy religia? Czy rzeczywiście mogli istnieć tacy łowcy?Takich niejasnych informacji było wiele.Jeszcze wrażenie tak słabe, że ledwie uchwytne.Słabe, bo wysłane z gwiazdy tak dalekiej, że nawet światło się zmęczyło.Umysł wszechświata to wszystko, co mówiło.Nic poza tym.Może oznaczało umysł, od którego pochodzi wszelkie myślenie, gromadzący wszelkie myśli, ustanawiający prawa i porządek rzeczy, poruszający elektrony wokół jądra i odmierzający czas istnienia galaktyki?Było tego wiele.Wszystko fragmentaryczne i zastanawiające.A to tylko początek, zbiór dotyczący jednej chwili na jednej planecie.Wszystko było ważne, każda wiadomość, każde wrażenie.To wszystko dało się gdzieś dopasować, umieścić w układzie praw i zasad, przyczyny i skutku, akcji i reakcji, z których składał się wszechświat.Potrzebowało jedynie czasu.Zdobędzie więcej danych, wykorzysta swą logikę i ułoży z tego spójną całość.Wtedy czynnik czasu zostanie zlikwidowany.Pozostanie już tylko wieczność.Myśliciel, skulony na podłodze kaplicy, pulsował delikatnie.Mechanizm jego logicznego mózgu zbliżał się do poznania prawdy uniwersalnej.32Zmiennik zmagał się.Musi się wydostać.Musi uciec.Nie mógł pozostać pogrzebany w tej czerni i ciszy, wygodnie i bezpiecznie, w otaczającym go braterstwie.Nie chciał się zmagać.Wolał raczej pozostać dokładnie tam, gdzie był, i tym, czym był.Ale coś go zmusiło do walki.Coś nie w nim, ale z zewnątrz.Jakaś rzecz, istota czy sytuacja wzywała go i powtarzała, że nie może zostać.Choćby bardzo chciał, nie może zostać.Coś pozostało nie zrobione, a musiało być dokończone.On był jedynym, który mógł tego dokonać.Bez względu na to, co to miało być.“Cicho, cicho - uspokajał Poszukiwacz.- Lepiej ci będzie tam, gdzie jesteś.Na zewnątrz jest za dużo dla ciebie smutku i rozgoryczenia.”Zastanowił się nad tym, co znaczy - na zewnątrz.Trochę z tego pamiętał - twarz kobiety, wysokie sosny w pobliżu bramy.Inny świat, widziany jakby przez ścianę płynącej wody, odległy i nieprawdopodobny.Ale wiedział, że tam istnieje.“Zamknąłeś mnie! - krzyknął.- Musisz mnie wypuścić.”Myśliciel nie zwracał na niego uwagi.Myśliciel nieprzerwanie myślał.Skierował swą energię na miliony informacji i faktów - wysokie czarne wieże, musztardowe kopuły, ślad czegoś lub kogoś wyszczekującego rozkazy dla wszechświata.Wola i siły Zmiennika osłabły.Poddał się pustce i ciszy.“Poszukiwaczu” - powiedział.“Nie.- Poszukiwacz domyślił się wszystkiego.- Myśliciel ciężko pracuje.”Leżał i wyładowywał swój bezsłowny gniew na nich obu.Gniewał się w swoich myślach.Wściekłość jednak na nic się nie zda.Pomyślał, że on nigdy ich tak nie traktował.Zawsze ich słuchał, kiedy miał ciało.Nie ignorował ich.Leżał, odpoczywał i myślał, czy nie lepiej było pozostać w wygodzie i spokoju.Czy coś miało znaczenie? Czy Ziemia miała dla niego znaczenie?Ziemia! Właśnie o to chodzi!Ziemia i ludzkość.Te dwie rzeczy miały znaczenie.Może nie dla Poszukiwacza czy Myśliciela - chociaż co ma znaczenie dla jednego z nich, musi mieć wartość dla nich trzech.Walczył coraz słabiej, nie miał sił ani woli.Znowu się położył.Zbierał moce i cierpliwość.Wiedział, że dbali o niego.Zabrali go w czas największego cierpienia, otoczyli i trzymali blisko, by go uzdrowić.Nie pozwolą mu odejść.Próbował przywołać ból, mając nadzieję, że wraz z nim odzyska moc ciała i siłę woli.Niestety, nie mógł go sobie przypomnieć.Był jakby wymazany z jego istnienia, docierał najdalej do jego brzegów.Zanurzał się w ciemność, pozwalał, by zapanowała cisza, ale nawet wtedy wiedział, że znowu będzie walczył o swą wolność.Słabo i pragnąc porażki, bo tylko ta zewnętrzna siła nie pozwalała mu ulec.Niezrozumiały nakaz zobowiązywał go do tego.Leżał cichutko i myślał nad tymi wydarzeniami podobnymi do snu.Był niby górołaz, który nigdy nie może dotrzeć do szczytu.Jak alpinista wiszący nad przepaścią, który nagle poślizgnął się i leci przerażony w dół, boi się roztrzaskania o dno, co nigdy nie następuje.Przed nim były czas i bezczynność.Sam czas był próżnią, bo tak jak Myśliciel wiedział, że to czynnik bez znaczenia.Próbował zobaczyć swą sytuację we właściwej perspektywie, ale nie mógł właściwie znaleźć dla niej żadnej perspektywy.Czas był zamazaną plamą, a rzeczywistość mgiełką, przez którą przypłynęła do niego twarz - na początku nic nie znacząca, lecz w końcu uświadomił sobie, że to ktoś znany mu, że ta otoczona mrokiem twarz na zawsze wyryła się w jego mózgu.Usta poruszały się i choć nie mógł nic usłyszeć, te słowa też na zawsze wyryły się w jego pamięci.- Jeśli będziesz mógł, daj mi znać.Pomyślał, że właśnie to musi zrobić.Musi dać jej znać.Ona czeka na wiadomość.Chce wiedzieć, co się z nim stało.Wyrwał się z ciemności i ciszy, choć wydawało mu się, że słyszy wokół siebie krzyk - wściekły protest dwóch pozostałych.Wokół niego zawirowały w ciemnościach czarne wieże.Poczucie ruchu.Ale brak obrazów.Po chwili dopiero odzyskał wzrok.Stał w mrocznej kaplicy oświetlonej jedynie słabym światłem kandelabru.Słyszał dochodzący z zewnątrz szum sosen.Ktoś krzyczał.Zobaczył biegnącego żołnierza.Inny żołnierz stał zaskoczony z wzniesionym do góry karabinem [ Pobierz całość w formacie PDF ]