[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.No bo jak? I w koÅ„cu przywykÅ‚am.ZresztÄ… jak można utrzymywaćczystość bez bieżącej ciepÅ‚ej wody? Spójrz na tÄ™ odzież.Ta obrzydliwa weÅ‚na to nie to cosyntetyk.Jest nie do zdarcia.A kiedy siÄ™ pruje, należy jÄ… cerować.Ale ja jestem beta;pracowaÅ‚am w dziale zapÅ‚adniania; nikt mnie takich rzeczy nie uczyÅ‚.To nie należaÅ‚o domnie.Poza tym naprawianie odzieży uchodziÅ‚o za niewÅ‚aÅ›ciwe.Wyrzucać, kiedy siÄ™ robiÄ…dziury, i kupować nowe. Dużo Å‚at, nÄ™dzny Å›wiat.Czy to nie sÅ‚uszne? Naprawianie jestaspoÅ‚eczne.Ale tu to zupeÅ‚nie co innego.Tu jest tak, jakby siÄ™ żyÅ‚o wÅ›ród wariatów.Wszystko, co robiÄ…, jest obÅ‚Ä…kane.- RozejrzaÅ‚a siÄ™ wokoÅ‚o; spostrzegÅ‚a, że John i BernardopuÅ›cili je i spacerujÄ… tam i z powrotem wÅ›ród kurzu i Å›mieci przed domem.Niemniej jednakzniżyÅ‚a gÅ‚os do poufnego szeptu, tak blisko pochylajÄ…c siÄ™ ku zesztywniaÅ‚ej i odsuwajÄ…cej siÄ™Leninie, że przesycony zabójczÄ… dla embrionów truciznÄ… oddech rozwiewaÅ‚ wÅ‚osy Leniny.- Wez na przykÅ‚ad - szepnęła Linda ochryple - sposób, w jaki żyjÄ… ze sobÄ….ObÅ‚Ä…kany,powiadam ci, zupeÅ‚nie obÅ‚Ä…kany.Każdy należy do każdego, prawda? Czyż nie tak? - ciÄ…gnęłaLeninÄ™ za rÄ™kaw.Lenina przytaknęła odwróconÄ… gÅ‚owÄ… i wypuÅ›ciwszy wstrzymywane wpÅ‚ucach powietrze zaczerpnęła Å›wieżego, mniej zatrutego.- No wÅ‚aÅ›nie - ciÄ…gnęła kobieta -natomiast tu nikt nie może należeć do wiÄ™cej niż jednej osoby.A jeÅ›li jesteÅ› z kimÅ› w zwykÅ‚ysposób, oni uważajÄ…, że jesteÅ› zepsuta i aspoÅ‚eczna.NienawidzÄ… ciÄ™ i gardzÄ… tobÄ….Pewnegorazu przyszÅ‚o mnóstwo kobiet, zrobiÅ‚y awanturÄ™, bo ich mężczyzni przychodzili do mnie.Acóż w tym zÅ‚ego? I potem rzuciÅ‚y siÄ™ na mnie.Och, to byÅ‚o straszne.Nie mogÄ™ ci o tymopowiadać.- Linda zakryÅ‚a twarz rÄ™kami, jej ciaÅ‚o drżaÅ‚o.- Te kobiety sÄ… peÅ‚ne nienawiÅ›ci.ObÅ‚Ä…kane, obÅ‚Ä…kane i okrutne.I oczywiÅ›cie nie wiedzÄ… nic o przepisach maltuzjaÅ„skich,butlach, butlacji ani o żadnej z tych rzeczy.Dlatego raz po raz rodzÄ… dzieci - jak psy.Towprost odrażajÄ…ce.I pomyÅ›leć, że ja.Och, Fordzie, Fordzie, Fordzie! Ale trzeba przyznać,że John bardzo mi siÄ™ przydaÅ‚.Nie wiem, co bym poczęła bez niego.Mimo że tak goprzygnÄ™biaÅ‚o, gdy jakiÅ› mężczyzna.Już jako maÅ‚ego chÅ‚opca.KiedyÅ› (ale wtedy byÅ‚ jużwiÄ™kszy) próbowaÅ‚ zabić biednego WaihusiwÄ™.a może byÅ‚ to Pop%1Å‚.tylko dlatego, żemiaÅ‚am go od czasu do czasu.Nigdy nie zdoÅ‚aÅ‚am mu wytÅ‚umaczyć, że u cywilizowanychludzi to rzecz przyzwoita.SzaleÅ„stwo jest zarazliwe, jak sÄ…dzÄ™.W każdym razie John przejÄ…Å‚to od Indian.Bo oczywiÅ›cie stale wÅ›ród nich przebywaÅ‚.Mimo że oni byli dla niego tacy zli inie pozwalali mu robić wszystkiego, co robili inni chÅ‚opcy.W gruncie rzeczy to nawetdobrze, bo w ten sposób Å‚atwiej mi byÅ‚o trochÄ™ go uksztaÅ‚tować.A nie masz pojÄ™cia, jakie tojest trudne.Tylu rzeczy nie wie; te sprawy nie należaÅ‚y do moich zadaÅ„.Na przykÅ‚ad kiedydziecko pyta, jak dziaÅ‚a helikopter albo kto stworzyÅ‚ Å›wiat, to cóż mu odpowiesz, jeÅ›li jesteÅ›betÄ… i zawsze pracowaÅ‚aÅ› w dziale zapÅ‚adniania? Cóż mu odpowiesz?ROZDZIAA ÓSMYPo podwórku, w kurzu i poÅ›ród Å›mieci (teraz byÅ‚y cztery psy) Bernard i John spacerowaliz wolna tam i z powrotem.- Jest mi tak trudno to pojąć mówiÅ‚ Bernard - odtworzyć to sobie.Tak jakbyÅ›my żyli nadwu różnych planetach, w różnych epokach.Matka, caÅ‚y ten brud, bogowie, starość,choroby.- PotrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ….- To wprost niepojÄ™te.Nie pojmÄ™, dopóki mi nie wyjaÅ›nisz.- WyjaÅ›niÄ™ co?- To- wskazaÅ‚ osadÄ™.- To - wskazaÅ‚ maÅ‚y domek za wsiÄ….- Wszystko.CaÅ‚e twoje życie.- Ale o czymże tu mówić?- O wszystkim, od samego poczÄ…tku.DokÄ…d tylko zdoÅ‚asz siÄ™gnąć pamiÄ™ciÄ….- DokÄ…d zdoÅ‚am siÄ™gnąć pamiÄ™ciÄ… - John zmarszczyÅ‚ brwi.ZapadÅ‚a dÅ‚uga chwilamilczenia.ByÅ‚o bardzo gorÄ…co.Zjedli mnóstwo placków i sÅ‚odkiej kukurydzy.Linda powiedziaÅ‚a: Chodz, dziecinko, siÄ™ poÅ‚ożyć.Leżeli razem na dużym łóżku. ZaÅ›piewaj mi , i LindazaÅ›piewaÅ‚a.ZaÅ›piewaÅ‚a: Ten kto bakterie tÄ™pić chce, czystÄ… ma wannÄ™ i wc , oraz: Zpij,bobasku mój kochany, wnet bÄ™dziesz wybutlowany.Jej gÅ‚os brzmiaÅ‚ coraz ciszej i ciszej.NagÅ‚y gÅ‚oÅ›ny haÅ‚as wyrwaÅ‚ go ze snu.Obok łóżka staÅ‚ mężczyzna, ogromny,przerażajÄ…cy.MówiÅ‚ coÅ› do Lindy, a ona siÄ™ Å›miaÅ‚a.PodciÄ…gnęła koc aż pod brodÄ™, amężczyzna Å›ciÄ…gaÅ‚ go w dół.WÅ‚osy mężczyzny przypominaÅ‚y dwie czarne liny, a jego ramiÄ™otaczaÅ‚a piÄ™kna srebrna bransoleta wysadzana niebieskimi kamieniami.PodobaÅ‚a mu siÄ™ tabransoleta, mimo to byÅ‚ jednak przestraszony; ukryÅ‚ buziÄ™ w ramionach Lindy.Objęła go ipoczuÅ‚ siÄ™ bezpieczniej.W owym jÄ™zyku, którego zbyt dobrze nie rozumiaÅ‚, LindapowiedziaÅ‚a do mężczyzny: Nie przy Johnie.Mężczyzna spojrzaÅ‚ na niego, potem na LindÄ™i wypowiedziaÅ‚ kilka słów cichym gÅ‚osem.Linda odrzekÅ‚a: Nie.Ale mężczyzna przechyliÅ‚siÄ™ ku niemu przez łóżko, a twarz miaÅ‚ ogromnÄ…, strasznÄ…; czarne liny wÅ‚osów dotykaÅ‚y koca. Nie , powiedziaÅ‚a powtórnie Linda i poczuÅ‚, że jej rÄ™ce objęły go mocniej. ,Nie, nie!Mężczyzna jednakże chwyciÅ‚ go za ramiÄ™, zabolaÅ‚o.ZaczÄ…Å‚ wrzeszczeć.Mężczyzna zÅ‚apaÅ‚ goza drugÄ… rÄ™kÄ™ i uniósÅ‚ w górÄ™.Linda ciÄ…gle go trzymaÅ‚a, powtarzajÄ…c: Nie, nie.MężczyznarzuciÅ‚ gniewnie kilka słów i nagle rÄ™ce przestaÅ‚y go obejmować. Linda, Linda.KopaÅ‚,wierzgaÅ‚, ale mężczyzna poniósÅ‚ go do drzwi, otwarÅ‚ je, posadziÅ‚ go na podÅ‚odze na Å›rodkusÄ…siedniego pokoju i wyszedÅ‚, zamykajÄ…c drzwi za sobÄ….On zaÅ› wstaÅ‚, podbiegÅ‚ do drzwi.StajÄ…c na palcach mógÅ‚ z trudem dosiÄ™gnąć drewnianego rygla.UniósÅ‚ go i pchnÄ…Å‚ drzwi, tejednak nie otwarÅ‚y siÄ™. Linda , krzyczaÅ‚.Nie odpowiadaÅ‚a.Przypomina sobie obszerne mroczne pomieszczenie i duże drewniane przedmioty zprzymocowanymi do nich grubymi nićmi; wokół tych przedmiotów staÅ‚o wiele kobiet - robiÄ…koce, powiedziaÅ‚a Linda.PoleciÅ‚a mu usiąść w rogu izby wÅ›ród innych dzieci, a sama poszÅ‚apomagać kobietom.Przez dÅ‚ugi czas bawiÅ‚ siÄ™ z tamtymi chÅ‚opcami.Nagle ludzie zaczÄ™li coÅ›mówić bardzo gÅ‚oÅ›no, kobiety popychaÅ‚y LindÄ™, a ona pÅ‚akaÅ‚a.SkierowaÅ‚a siÄ™ w stronÄ™ drzwi;on pobiegÅ‚ za niÄ….ZapytaÅ‚, dlaczego tamci siÄ™ zÅ‚oszczÄ…. Bo coÅ› zepsuÅ‚am , powiedziaÅ‚a.Potem sama siÄ™ rozzÅ‚oÅ›ciÅ‚a. ,SkÄ…d miaÅ‚am wiedzieć, jak robi siÄ™ to ich obrzydliwetkactwo? , woÅ‚aÅ‚a. WstrÄ™tne dzikusy.ZapytaÅ‚, co to sÄ… dzikusy.Kiedy wrócili do domu,pod drzwiami czekaÅ‚ Pop%1Å‚, a on wszedÅ‚ za nimi.Pop%1Å‚ miaÅ‚ ze sobÄ… dużą tykwÄ™ peÅ‚nÄ… cieczy,która wyglÄ…dem przypominaÅ‚a wodÄ™, tyle że to nie byÅ‚a woda, lecz coÅ› o brzydkim zapachu,co piekÅ‚o w jÄ™zyk i przyprawiaÅ‚o o kaszel.Linda upiÅ‚a trochÄ™, potem Pop%1Å‚ upiÅ‚, potem Lindadużo siÄ™ Å›miaÅ‚a i bardzo gÅ‚oÅ›no mówiÅ‚a; a potem ona i Pop%1Å‚ wyszli do sÄ…siedniego pokoju.Gdy Pop%1Å‚ poszedÅ‚, on wÅ›lizgnÄ…Å‚ siÄ™ do pokoju.Linda leżaÅ‚a w łóżku i spaÅ‚a tak twardo, że niemógÅ‚ jej dobudzić.Pop%1Å‚ przychodziÅ‚ czÄ™sto [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.No bo jak? I w koÅ„cu przywykÅ‚am.ZresztÄ… jak można utrzymywaćczystość bez bieżącej ciepÅ‚ej wody? Spójrz na tÄ™ odzież.Ta obrzydliwa weÅ‚na to nie to cosyntetyk.Jest nie do zdarcia.A kiedy siÄ™ pruje, należy jÄ… cerować.Ale ja jestem beta;pracowaÅ‚am w dziale zapÅ‚adniania; nikt mnie takich rzeczy nie uczyÅ‚.To nie należaÅ‚o domnie.Poza tym naprawianie odzieży uchodziÅ‚o za niewÅ‚aÅ›ciwe.Wyrzucać, kiedy siÄ™ robiÄ…dziury, i kupować nowe. Dużo Å‚at, nÄ™dzny Å›wiat.Czy to nie sÅ‚uszne? Naprawianie jestaspoÅ‚eczne.Ale tu to zupeÅ‚nie co innego.Tu jest tak, jakby siÄ™ żyÅ‚o wÅ›ród wariatów.Wszystko, co robiÄ…, jest obÅ‚Ä…kane.- RozejrzaÅ‚a siÄ™ wokoÅ‚o; spostrzegÅ‚a, że John i BernardopuÅ›cili je i spacerujÄ… tam i z powrotem wÅ›ród kurzu i Å›mieci przed domem.Niemniej jednakzniżyÅ‚a gÅ‚os do poufnego szeptu, tak blisko pochylajÄ…c siÄ™ ku zesztywniaÅ‚ej i odsuwajÄ…cej siÄ™Leninie, że przesycony zabójczÄ… dla embrionów truciznÄ… oddech rozwiewaÅ‚ wÅ‚osy Leniny.- Wez na przykÅ‚ad - szepnęła Linda ochryple - sposób, w jaki żyjÄ… ze sobÄ….ObÅ‚Ä…kany,powiadam ci, zupeÅ‚nie obÅ‚Ä…kany.Każdy należy do każdego, prawda? Czyż nie tak? - ciÄ…gnęłaLeninÄ™ za rÄ™kaw.Lenina przytaknęła odwróconÄ… gÅ‚owÄ… i wypuÅ›ciwszy wstrzymywane wpÅ‚ucach powietrze zaczerpnęła Å›wieżego, mniej zatrutego.- No wÅ‚aÅ›nie - ciÄ…gnęła kobieta -natomiast tu nikt nie może należeć do wiÄ™cej niż jednej osoby.A jeÅ›li jesteÅ› z kimÅ› w zwykÅ‚ysposób, oni uważajÄ…, że jesteÅ› zepsuta i aspoÅ‚eczna.NienawidzÄ… ciÄ™ i gardzÄ… tobÄ….Pewnegorazu przyszÅ‚o mnóstwo kobiet, zrobiÅ‚y awanturÄ™, bo ich mężczyzni przychodzili do mnie.Acóż w tym zÅ‚ego? I potem rzuciÅ‚y siÄ™ na mnie.Och, to byÅ‚o straszne.Nie mogÄ™ ci o tymopowiadać.- Linda zakryÅ‚a twarz rÄ™kami, jej ciaÅ‚o drżaÅ‚o.- Te kobiety sÄ… peÅ‚ne nienawiÅ›ci.ObÅ‚Ä…kane, obÅ‚Ä…kane i okrutne.I oczywiÅ›cie nie wiedzÄ… nic o przepisach maltuzjaÅ„skich,butlach, butlacji ani o żadnej z tych rzeczy.Dlatego raz po raz rodzÄ… dzieci - jak psy.Towprost odrażajÄ…ce.I pomyÅ›leć, że ja.Och, Fordzie, Fordzie, Fordzie! Ale trzeba przyznać,że John bardzo mi siÄ™ przydaÅ‚.Nie wiem, co bym poczęła bez niego.Mimo że tak goprzygnÄ™biaÅ‚o, gdy jakiÅ› mężczyzna.Już jako maÅ‚ego chÅ‚opca.KiedyÅ› (ale wtedy byÅ‚ jużwiÄ™kszy) próbowaÅ‚ zabić biednego WaihusiwÄ™.a może byÅ‚ to Pop%1Å‚.tylko dlatego, żemiaÅ‚am go od czasu do czasu.Nigdy nie zdoÅ‚aÅ‚am mu wytÅ‚umaczyć, że u cywilizowanychludzi to rzecz przyzwoita.SzaleÅ„stwo jest zarazliwe, jak sÄ…dzÄ™.W każdym razie John przejÄ…Å‚to od Indian.Bo oczywiÅ›cie stale wÅ›ród nich przebywaÅ‚.Mimo że oni byli dla niego tacy zli inie pozwalali mu robić wszystkiego, co robili inni chÅ‚opcy.W gruncie rzeczy to nawetdobrze, bo w ten sposób Å‚atwiej mi byÅ‚o trochÄ™ go uksztaÅ‚tować.A nie masz pojÄ™cia, jakie tojest trudne.Tylu rzeczy nie wie; te sprawy nie należaÅ‚y do moich zadaÅ„.Na przykÅ‚ad kiedydziecko pyta, jak dziaÅ‚a helikopter albo kto stworzyÅ‚ Å›wiat, to cóż mu odpowiesz, jeÅ›li jesteÅ›betÄ… i zawsze pracowaÅ‚aÅ› w dziale zapÅ‚adniania? Cóż mu odpowiesz?ROZDZIAA ÓSMYPo podwórku, w kurzu i poÅ›ród Å›mieci (teraz byÅ‚y cztery psy) Bernard i John spacerowaliz wolna tam i z powrotem.- Jest mi tak trudno to pojąć mówiÅ‚ Bernard - odtworzyć to sobie.Tak jakbyÅ›my żyli nadwu różnych planetach, w różnych epokach.Matka, caÅ‚y ten brud, bogowie, starość,choroby.- PotrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ….- To wprost niepojÄ™te.Nie pojmÄ™, dopóki mi nie wyjaÅ›nisz.- WyjaÅ›niÄ™ co?- To- wskazaÅ‚ osadÄ™.- To - wskazaÅ‚ maÅ‚y domek za wsiÄ….- Wszystko.CaÅ‚e twoje życie.- Ale o czymże tu mówić?- O wszystkim, od samego poczÄ…tku.DokÄ…d tylko zdoÅ‚asz siÄ™gnąć pamiÄ™ciÄ….- DokÄ…d zdoÅ‚am siÄ™gnąć pamiÄ™ciÄ… - John zmarszczyÅ‚ brwi.ZapadÅ‚a dÅ‚uga chwilamilczenia.ByÅ‚o bardzo gorÄ…co.Zjedli mnóstwo placków i sÅ‚odkiej kukurydzy.Linda powiedziaÅ‚a: Chodz, dziecinko, siÄ™ poÅ‚ożyć.Leżeli razem na dużym łóżku. ZaÅ›piewaj mi , i LindazaÅ›piewaÅ‚a.ZaÅ›piewaÅ‚a: Ten kto bakterie tÄ™pić chce, czystÄ… ma wannÄ™ i wc , oraz: Zpij,bobasku mój kochany, wnet bÄ™dziesz wybutlowany.Jej gÅ‚os brzmiaÅ‚ coraz ciszej i ciszej.NagÅ‚y gÅ‚oÅ›ny haÅ‚as wyrwaÅ‚ go ze snu.Obok łóżka staÅ‚ mężczyzna, ogromny,przerażajÄ…cy.MówiÅ‚ coÅ› do Lindy, a ona siÄ™ Å›miaÅ‚a.PodciÄ…gnęła koc aż pod brodÄ™, amężczyzna Å›ciÄ…gaÅ‚ go w dół.WÅ‚osy mężczyzny przypominaÅ‚y dwie czarne liny, a jego ramiÄ™otaczaÅ‚a piÄ™kna srebrna bransoleta wysadzana niebieskimi kamieniami.PodobaÅ‚a mu siÄ™ tabransoleta, mimo to byÅ‚ jednak przestraszony; ukryÅ‚ buziÄ™ w ramionach Lindy.Objęła go ipoczuÅ‚ siÄ™ bezpieczniej.W owym jÄ™zyku, którego zbyt dobrze nie rozumiaÅ‚, LindapowiedziaÅ‚a do mężczyzny: Nie przy Johnie.Mężczyzna spojrzaÅ‚ na niego, potem na LindÄ™i wypowiedziaÅ‚ kilka słów cichym gÅ‚osem.Linda odrzekÅ‚a: Nie.Ale mężczyzna przechyliÅ‚siÄ™ ku niemu przez łóżko, a twarz miaÅ‚ ogromnÄ…, strasznÄ…; czarne liny wÅ‚osów dotykaÅ‚y koca. Nie , powiedziaÅ‚a powtórnie Linda i poczuÅ‚, że jej rÄ™ce objęły go mocniej. ,Nie, nie!Mężczyzna jednakże chwyciÅ‚ go za ramiÄ™, zabolaÅ‚o.ZaczÄ…Å‚ wrzeszczeć.Mężczyzna zÅ‚apaÅ‚ goza drugÄ… rÄ™kÄ™ i uniósÅ‚ w górÄ™.Linda ciÄ…gle go trzymaÅ‚a, powtarzajÄ…c: Nie, nie.MężczyznarzuciÅ‚ gniewnie kilka słów i nagle rÄ™ce przestaÅ‚y go obejmować. Linda, Linda.KopaÅ‚,wierzgaÅ‚, ale mężczyzna poniósÅ‚ go do drzwi, otwarÅ‚ je, posadziÅ‚ go na podÅ‚odze na Å›rodkusÄ…siedniego pokoju i wyszedÅ‚, zamykajÄ…c drzwi za sobÄ….On zaÅ› wstaÅ‚, podbiegÅ‚ do drzwi.StajÄ…c na palcach mógÅ‚ z trudem dosiÄ™gnąć drewnianego rygla.UniósÅ‚ go i pchnÄ…Å‚ drzwi, tejednak nie otwarÅ‚y siÄ™. Linda , krzyczaÅ‚.Nie odpowiadaÅ‚a.Przypomina sobie obszerne mroczne pomieszczenie i duże drewniane przedmioty zprzymocowanymi do nich grubymi nićmi; wokół tych przedmiotów staÅ‚o wiele kobiet - robiÄ…koce, powiedziaÅ‚a Linda.PoleciÅ‚a mu usiąść w rogu izby wÅ›ród innych dzieci, a sama poszÅ‚apomagać kobietom.Przez dÅ‚ugi czas bawiÅ‚ siÄ™ z tamtymi chÅ‚opcami.Nagle ludzie zaczÄ™li coÅ›mówić bardzo gÅ‚oÅ›no, kobiety popychaÅ‚y LindÄ™, a ona pÅ‚akaÅ‚a.SkierowaÅ‚a siÄ™ w stronÄ™ drzwi;on pobiegÅ‚ za niÄ….ZapytaÅ‚, dlaczego tamci siÄ™ zÅ‚oszczÄ…. Bo coÅ› zepsuÅ‚am , powiedziaÅ‚a.Potem sama siÄ™ rozzÅ‚oÅ›ciÅ‚a. ,SkÄ…d miaÅ‚am wiedzieć, jak robi siÄ™ to ich obrzydliwetkactwo? , woÅ‚aÅ‚a. WstrÄ™tne dzikusy.ZapytaÅ‚, co to sÄ… dzikusy.Kiedy wrócili do domu,pod drzwiami czekaÅ‚ Pop%1Å‚, a on wszedÅ‚ za nimi.Pop%1Å‚ miaÅ‚ ze sobÄ… dużą tykwÄ™ peÅ‚nÄ… cieczy,która wyglÄ…dem przypominaÅ‚a wodÄ™, tyle że to nie byÅ‚a woda, lecz coÅ› o brzydkim zapachu,co piekÅ‚o w jÄ™zyk i przyprawiaÅ‚o o kaszel.Linda upiÅ‚a trochÄ™, potem Pop%1Å‚ upiÅ‚, potem Lindadużo siÄ™ Å›miaÅ‚a i bardzo gÅ‚oÅ›no mówiÅ‚a; a potem ona i Pop%1Å‚ wyszli do sÄ…siedniego pokoju.Gdy Pop%1Å‚ poszedÅ‚, on wÅ›lizgnÄ…Å‚ siÄ™ do pokoju.Linda leżaÅ‚a w łóżku i spaÅ‚a tak twardo, że niemógÅ‚ jej dobudzić.Pop%1Å‚ przychodziÅ‚ czÄ™sto [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]