[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Więc Mary raz jeszcze przyjrzała się wyspie, nie mając zielonego pojęcia, że spędzi na niej resztę swego życia, dostarczając łuszczakom-wampirom tysięcy posiłków.Następnie zwróciła się do Kapitana, dla którego straciła już cały szacunek:— Twierdzi pan, że ta wyspa to Rabida?— Tak — odparł.— Jestem o tym absolutnie przekonany.— Cóż, przykro mi to mówić po tym wszystkim, co pan przeszedł, ale znowu nie ma pan racji — powiedziała Mary.— To jest Santa Rosalia.— Skąd pani może o tym wiedzieć? — zapytał Kapitan.— Właśnie powiedział mi to ten ptaszek — odparła Mary.25Bobby King pogasił światła w swoim biurze mieszczącym się na Manhattanie w kopule gmachu Chryslera, życzył sekretarce dobrej nocy i udał się do domu.Nie pojawi się już więcej w tej powieści.Od tego momentu aż do czasu, kiedy po wielu pracowitych latach wkroczył do błękitnego tunelu prowadzącego w Zaświaty, Bobby King nie zrobił już niczego, co miałoby jakiekolwiek znaczenie dla przyszłości ludzkiej rasy.W tej samej chwili, w której Bobby King wchodził do swojego mieszkania, *Zenji Hiroguchi, wściekły na ciężarną żonę, opuszczał pokój w hotelu „El Dorado”.Hisako powiedziała niewybaczalne rzeczy na temat motywów, jakimi kierował się tworząc Gokubiego i Mandaraxa.Nacisnął guzik, by przywołać windę, strzelał palcami i płytko, nerwowo oddychał.Z głębi korytarza nadszedł ktoś, kogo *Zenji w ogóle nie chciał widzieć — *Andrew MacIntosh, sprawca wszystkich jego kłopotów.— O, tu pan jest — ucieszył się * MacIntosh.— Wybierałem się właśnie do pana, by powiedzieć, że są jakieś problemy z telefonami.Kiedy tylko je naprawią, będę miał dla pana znakomite wieści.*Zenji, którego geny istnieją do dzisiaj, był na tyle wykończony kłótnią z żoną i teraz dobity widokiem *MacIntosha, że nie potrafił wykrztusić ani słowa.Wystukał zatem na klawiszach Mandaraxa następującą wiadomość, którą komputerek, po przetłumaczeniu, wyświetlił *MacIntoshowi na swoim małym ekranie:— Nie mam teraz ochoty na rozmowę.Jestem bardzo zdenerwowany.Proszę zostawić mnie w spokoju.Nawiasem mówiąc, wpływ *MacIntosha na przyszłość ludzkiej rasy miał już niebawem zupełnie ustać, tak jak to miało miejsce w przypadku Bobby'ego Kinga.Być może gdyby jego córka zgodziła się dziesięć lat później na sztuczne zapłodnienie, byłaby z tego inna para kaloszy.Sądzę, że śmiało można powiedzieć, iż * MacIntosh nie miałby nic przeciwko jej uczestnictwu w eksperymentach, jakie Mary Hepburn przeprowadzała ze spermą Kapitana.Gdyby Selena wykazała więcej śmiałości, wszyscy dzisiaj mogliby być, tak jak * MacIntosh, potomkami dzielnych szkockich wojów, którzy w zamierzchłych czasach odparli najazd rzymskich legionów.Cóż za zmarnowana okazja! Jak powiedziałby Mandarax:Spośród słów smutnych, jakie są na świecie,Te najsmutniejsze: „A moglo być przecie.”John Greenleaf Whittier (1807-1892)— Jak mogę panu pomóc? — zapytał * MacIntosh.— Zrobię wszystko, co trzeba, tylko niech pan powie, co?*Zenji skonstatował, że nie jest w stanie nawet potrząsnąć głową.Jedyne, co mógł zrobić, to zacisnąć szczelnie powieki.A kiedy *MacIntosh wsiadł razem z nim do windy, *Zenji odniósł wrażenie, że zaraz pęknie mu głowa.— Niech pan posłucha — powiedział * MacIntosh w trakcie jazdy w dół.— Jestem pańskim przyjacielem.Może mi pan wszystko powiedzieć.Jeżeli zawracam panu głowę, to niech mi pan powie, żebym przypierdolił się lepiej do jakiegoś turlającego się gówienka, i ja to zrozumiem.Wiem, że popełniam błędy, ale jestem człowiekiem.Kiedy zjechali na parter, wielki mózg *Zenjiego udzielił mu niepraktycznej i wręcz infantylnej rady, w myśl której powinien jakoś uciec od *MacIntosha — jak gdyby mógł wyprzedzić w biegu atletycznego Amerykanina.A zatem, z *MacIntoshem przy boku, *Zenji wypadł przez frontowe drzwi hotelu wprost na pozbawiony kordonu odcinek Calle Diez de Agosto.Ci dwaj przecięli hali i wyskoczyli na oświetloną zachodzącym słońcem ulicę tak szybko, że sterczący za barem pechowy *Siegfried von Kleist nie zdążył nawet wykrzyknąć ostrzeżenia:— Stójcie! Stójcie! Na waszym miejscu bym tam nie chodził! — krzyknął, ale było już za późno.A potem pobiegł za nimi.Wiele zdarzeń, mających reperkusje milion lat później, zaszło w bardzo krótkim czasie na małym skrawku planety.Podczas gdy pechowy *von Kleist wybiegał w ślad za *MacIntoshem i *Hiroguchim, von Kleist-szczęściarz brał prysznic w swojej kabinie tuż za mostkiem „Bahii de Darwin”.Nie robił, co prawda, niczego istotnego dla przyszłości rodzaju ludzkiego, bo nie była to ani walka o byt, ani podtrzymywanie gatunku, ale w tym samym czasie jego pierwszy oficer Hernando Cruz zamierzał dokonać zdecydowanie brzemiennego w skutki czynu.Cruz przebywał na pokładzie plażowym, przyglądając się, jak to miał w zwyczaju, jedynemu statkowi znajdującemu się w zasięgu wzroku, kolumbijskiemu frachtowcowi „San Mateo”, który od dawna stał na kotwicy przy ujściu rzeki.Cruz był krępym, łysym mężczyzną mniej więcej w wieku Kapitana i miał za sobą pięćdziesiąt rejsów na wyspy i z powrotem, odbytych na innych statkach.Należał do załogi, która przyprowadziła z Malmö „Bahię de Darwin”.W Guayaquil nadzorował wyposażenie statku, którego nominalny kapitan odbywał w tym czasie tournee propagandowe po Stanach Zjednoczonych.Cruz nabił swój wielki mózg dogłębną wiedzą na temat każdej cząstki statku, poczynając od potężnych diesli w maszynowni, a kończąc na zamrażarce za barem głównego salonu.Znał ponadto wady i zalety każdego członka załogi i zyskał sobie ich szacunek.To on był prawdziwym kapitanem i to on miał dowodzić statkiem, podczas gdy Adolf von Kleist, śpiewający właśnie pod prysznicem, miał w trakcie posiłków czarować pasażerów i tańczyć z paniami podczas wieczorków.Cruza najmniej interesowało to, na co zwykł patrzeć, a mianowicie „San Mateo” i olbrzymia plątanina roślinności, jaką obrósł jego kotwiczny łańcuch.Ten pordzewiały stateczek stał się tak trwałym składnikiem krajobrazu, że równie dobrze mógł być martwą skałą.Lecz teraz Cruz dostrzegł niewielki tankowiec, który zacumował przy burcie „San Mateo” i zatroszczył się o niego jak wielorybica o swoje młode [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Więc Mary raz jeszcze przyjrzała się wyspie, nie mając zielonego pojęcia, że spędzi na niej resztę swego życia, dostarczając łuszczakom-wampirom tysięcy posiłków.Następnie zwróciła się do Kapitana, dla którego straciła już cały szacunek:— Twierdzi pan, że ta wyspa to Rabida?— Tak — odparł.— Jestem o tym absolutnie przekonany.— Cóż, przykro mi to mówić po tym wszystkim, co pan przeszedł, ale znowu nie ma pan racji — powiedziała Mary.— To jest Santa Rosalia.— Skąd pani może o tym wiedzieć? — zapytał Kapitan.— Właśnie powiedział mi to ten ptaszek — odparła Mary.25Bobby King pogasił światła w swoim biurze mieszczącym się na Manhattanie w kopule gmachu Chryslera, życzył sekretarce dobrej nocy i udał się do domu.Nie pojawi się już więcej w tej powieści.Od tego momentu aż do czasu, kiedy po wielu pracowitych latach wkroczył do błękitnego tunelu prowadzącego w Zaświaty, Bobby King nie zrobił już niczego, co miałoby jakiekolwiek znaczenie dla przyszłości ludzkiej rasy.W tej samej chwili, w której Bobby King wchodził do swojego mieszkania, *Zenji Hiroguchi, wściekły na ciężarną żonę, opuszczał pokój w hotelu „El Dorado”.Hisako powiedziała niewybaczalne rzeczy na temat motywów, jakimi kierował się tworząc Gokubiego i Mandaraxa.Nacisnął guzik, by przywołać windę, strzelał palcami i płytko, nerwowo oddychał.Z głębi korytarza nadszedł ktoś, kogo *Zenji w ogóle nie chciał widzieć — *Andrew MacIntosh, sprawca wszystkich jego kłopotów.— O, tu pan jest — ucieszył się * MacIntosh.— Wybierałem się właśnie do pana, by powiedzieć, że są jakieś problemy z telefonami.Kiedy tylko je naprawią, będę miał dla pana znakomite wieści.*Zenji, którego geny istnieją do dzisiaj, był na tyle wykończony kłótnią z żoną i teraz dobity widokiem *MacIntosha, że nie potrafił wykrztusić ani słowa.Wystukał zatem na klawiszach Mandaraxa następującą wiadomość, którą komputerek, po przetłumaczeniu, wyświetlił *MacIntoshowi na swoim małym ekranie:— Nie mam teraz ochoty na rozmowę.Jestem bardzo zdenerwowany.Proszę zostawić mnie w spokoju.Nawiasem mówiąc, wpływ *MacIntosha na przyszłość ludzkiej rasy miał już niebawem zupełnie ustać, tak jak to miało miejsce w przypadku Bobby'ego Kinga.Być może gdyby jego córka zgodziła się dziesięć lat później na sztuczne zapłodnienie, byłaby z tego inna para kaloszy.Sądzę, że śmiało można powiedzieć, iż * MacIntosh nie miałby nic przeciwko jej uczestnictwu w eksperymentach, jakie Mary Hepburn przeprowadzała ze spermą Kapitana.Gdyby Selena wykazała więcej śmiałości, wszyscy dzisiaj mogliby być, tak jak * MacIntosh, potomkami dzielnych szkockich wojów, którzy w zamierzchłych czasach odparli najazd rzymskich legionów.Cóż za zmarnowana okazja! Jak powiedziałby Mandarax:Spośród słów smutnych, jakie są na świecie,Te najsmutniejsze: „A moglo być przecie.”John Greenleaf Whittier (1807-1892)— Jak mogę panu pomóc? — zapytał * MacIntosh.— Zrobię wszystko, co trzeba, tylko niech pan powie, co?*Zenji skonstatował, że nie jest w stanie nawet potrząsnąć głową.Jedyne, co mógł zrobić, to zacisnąć szczelnie powieki.A kiedy *MacIntosh wsiadł razem z nim do windy, *Zenji odniósł wrażenie, że zaraz pęknie mu głowa.— Niech pan posłucha — powiedział * MacIntosh w trakcie jazdy w dół.— Jestem pańskim przyjacielem.Może mi pan wszystko powiedzieć.Jeżeli zawracam panu głowę, to niech mi pan powie, żebym przypierdolił się lepiej do jakiegoś turlającego się gówienka, i ja to zrozumiem.Wiem, że popełniam błędy, ale jestem człowiekiem.Kiedy zjechali na parter, wielki mózg *Zenjiego udzielił mu niepraktycznej i wręcz infantylnej rady, w myśl której powinien jakoś uciec od *MacIntosha — jak gdyby mógł wyprzedzić w biegu atletycznego Amerykanina.A zatem, z *MacIntoshem przy boku, *Zenji wypadł przez frontowe drzwi hotelu wprost na pozbawiony kordonu odcinek Calle Diez de Agosto.Ci dwaj przecięli hali i wyskoczyli na oświetloną zachodzącym słońcem ulicę tak szybko, że sterczący za barem pechowy *Siegfried von Kleist nie zdążył nawet wykrzyknąć ostrzeżenia:— Stójcie! Stójcie! Na waszym miejscu bym tam nie chodził! — krzyknął, ale było już za późno.A potem pobiegł za nimi.Wiele zdarzeń, mających reperkusje milion lat później, zaszło w bardzo krótkim czasie na małym skrawku planety.Podczas gdy pechowy *von Kleist wybiegał w ślad za *MacIntoshem i *Hiroguchim, von Kleist-szczęściarz brał prysznic w swojej kabinie tuż za mostkiem „Bahii de Darwin”.Nie robił, co prawda, niczego istotnego dla przyszłości rodzaju ludzkiego, bo nie była to ani walka o byt, ani podtrzymywanie gatunku, ale w tym samym czasie jego pierwszy oficer Hernando Cruz zamierzał dokonać zdecydowanie brzemiennego w skutki czynu.Cruz przebywał na pokładzie plażowym, przyglądając się, jak to miał w zwyczaju, jedynemu statkowi znajdującemu się w zasięgu wzroku, kolumbijskiemu frachtowcowi „San Mateo”, który od dawna stał na kotwicy przy ujściu rzeki.Cruz był krępym, łysym mężczyzną mniej więcej w wieku Kapitana i miał za sobą pięćdziesiąt rejsów na wyspy i z powrotem, odbytych na innych statkach.Należał do załogi, która przyprowadziła z Malmö „Bahię de Darwin”.W Guayaquil nadzorował wyposażenie statku, którego nominalny kapitan odbywał w tym czasie tournee propagandowe po Stanach Zjednoczonych.Cruz nabił swój wielki mózg dogłębną wiedzą na temat każdej cząstki statku, poczynając od potężnych diesli w maszynowni, a kończąc na zamrażarce za barem głównego salonu.Znał ponadto wady i zalety każdego członka załogi i zyskał sobie ich szacunek.To on był prawdziwym kapitanem i to on miał dowodzić statkiem, podczas gdy Adolf von Kleist, śpiewający właśnie pod prysznicem, miał w trakcie posiłków czarować pasażerów i tańczyć z paniami podczas wieczorków.Cruza najmniej interesowało to, na co zwykł patrzeć, a mianowicie „San Mateo” i olbrzymia plątanina roślinności, jaką obrósł jego kotwiczny łańcuch.Ten pordzewiały stateczek stał się tak trwałym składnikiem krajobrazu, że równie dobrze mógł być martwą skałą.Lecz teraz Cruz dostrzegł niewielki tankowiec, który zacumował przy burcie „San Mateo” i zatroszczył się o niego jak wielorybica o swoje młode [ Pobierz całość w formacie PDF ]