[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ktoś tonął, ktoś o ciebie wołał umierając.Było to dawno i było to wczoraj.Domy gasiłaś, domy porywałaśjak drzewa, lasy jak miasta.Byłaś w chrzcielnicach i wannach kurtyzan.W pocałunkach, całunach.Gryząc kamienie, karmiąc tęcze.W pocie i rosie piramid, bzów.Jakie to lekkie w kropli deszczu.Jak delikatnie dotyka mnie świat.Cokolwiek kiedykolwiek gdziekolwiek się działo,spisane jest na wodzie babel.StreszczenieHiob, doświadczony na ciele i mieniu, złorzeczy doli ludzkiej.To wielka poezja.Przychodzą przyjaciele i rozdzierając szaty swe badają winę Hioba przed obliczem Pana.Hiob woła, że był sprawiedliwy.Hiob nie wie, czemu dosięgnął go Pan.Hiob nie chce mówić z nimi.Hiob chce mówić z Panem.Zjawia się Pan na wozie wichru.Przed otwartym do kości chwali dzieło swoje: niebiosa, morza, ziemię i zwierzęta.A osobliwie Behemota, a w szczególności Lewiatana, dumą napawające bestie.To wielka poezja.Hiob słucha - nie na temat mówi Pan, bo nie na temat pragnie mówić Pan.Pośpiesznie przeto korzy się przed Panem.Teraz wypadki następują szybko.Hiob odzyskuje osły i wielbłądy, woły i owce dwakroć przyczynione.Skóra obrasta wyszczerzoną czaszkę.I Hiob pozwala na to.Hiob się godzi.Hiob nie chce psuć arcydzieła.W rzece HeraklitaW rzece Heraklitaryba łowi ryby,ryba ćwiartuje rybę ostrą rybą,ryba buduje rybę, ryba mieszka w rybie,ryba ucieka z oblężonej ryby.W rzece Heraklitaryba kocha rybę,twoje oczy - powiada - lśnią jak ryby w niebie,chcę płynąć razem z tobą do wspólnego morza,o najpiękniejsza z ławicy.W rzece Heraklitaryba wymyśliła rybę nad rybami,ryba klęka przed rybą, ryba śpiewa rybie,prosi rybę o lżejsze pływanie.W rzece Heraklitaja ryba pojedyncza, ja ryba odrębna(choćby od ryby drzewa i ryby kamienia)pisuję w poszczególnych chwilach małe rybyw łusce srebrnej tak krótko,że może to ciemność w zakłopotaniu mruga?Wiersz ku czciBył sobie raz.Wymyślił zero.W kraju niepewnym.Pod gwiazdądziś może ciemną.Pomiędzy datami,na które któż przysięgnie.Bez imienianawet spornego.Nie pozostawiającponiżej swego zera żadnej myśli złotejo życiu, które jest jak.Ani legendy,że dnia pewnego do zerwanej różyzero dopisał i związał ją w bukiet.Że kiedy miał umierać, odjechał w pustynięna stugarbnym wielbłądzie.Że zasnąłw cieniu palmy pierwszeństwa.Że się zbudzi,kiedy już wszystko będzie przeliczoneaż do ziarenka piasku.Cóż za człowiek.Szczeliną między faktem a zmyśleniemuszedł naszej uwagi.Odpornyna każdy los.Strąca ze siebiekażdą, jaką mu daję, postać.Cisza zrosła się nad nim, bez blizny po głosie.Nieobecność przybrała wygląd horyzontu.Zero pisze się samo.NotatkaW pierwszej gablocieleży kamień.Widzimy na nimniewyraźną rysę.Dzieło przypadku,jak mówią niektórzy.W drugiej gablocieczęść kości czołowej.Trudno ustalić -zwierzęcej czy ludzkiej.Kość jak kość.Idźmy dalej.Tu nic nie ma.Zostało tylkostare podobieństwoiskry skrzesanej z kamieniado gwiazdy.Rozsunięta od wiekówprzestrzeń porównaniazachowała się dobrze.To onawywabiła nas z wnętrza gatunku,wywiodła z kręgu snu,sprzed słowa sen,w którym, co żywe,rodzi się na zawszei umiera bez śmierci.To onaobróciła naszą głowę w ludzkąod iskry do gwiazdy,od jednej do wielu,od każdej do wszystkich,od skroni do skronii to, co nie ma powiek,otworzyła w nas.Z kamieniauleciało niebo.Kij rozgałęził sięw gęstwinę końców.Wąż uniósł żądłoz kłębka swoich przyczyn.Czas się zatoczyłw słojach drzew.Rozmnożyło się w echuwycie zbudzonego.W pierwszej gablocieleży kamień.W drugiej gablocieczęść kości czołowej.Ubyliśmy zwierzętom.Kto ubędzie nam.Przez jakie podobieństwo.Czego z czym porównanie.Rozmowa z kamieniemPukam do drzwi kamienia.- To ja, wpuść mnie.Chcę wejść do twego wnętrza,rozejrzeć się dokoła,nabrać ciebie jak tchu.- Odejdź - mówi kamień.-Jestem szczelnie zamknięty.Nawet rozbite na częścibędziemy szczelnie zamknięte.Nawet starte na piaseknie wpuścimy nikogo.Pukam do drzwi kamienia.- To ja, wpuść mnie.Przychodzę z ciekawości czystej.Życie jest dla niej jedyną okazją.Zamierzam przejść się po twoim pałacu,a potem jeszcze zwiedzić liść i kroplę wody.Niewiele czasu na to wszystko mam.Moja śmiertelność powinna cię wzruszyć.- Jestem z kamienia - mówi kamień -i z konieczności muszę zachować powagę.Odejdź stąd.Nie mam mięśni śmiechu.Pukam do drzwi kamienia.- To ja, wpuść mnie.Słyszałam, że są w tobie wielkie puste sale,nie oglądane, piękne nadaremnie,głuche, bez echa czyichkolwiek kroków.Przyznaj, że sam niedużo o tym wiesz.- Wielkie i puste sale - mówi kamień -ale w nich miejsca nie ma.Piękne, być może, ale poza gustemtwoich ubogich zmysłów.Możesz mnie poznać, nie zaznasz mnie nigdy.Całą powierzchnią zwracam się ku tobie,a całym wnętrzem leżę odwrócony.Pukam do drzwi kamienia.- To ja, wpuść mnie.Nie szukam w tobie przytułku na wieczność.Nie jestem nieszczęśliwa.Nie jestem bezdomna.Mój świat jest wart powrotu.Wejdę i wyjdę z pustymi rękami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Ktoś tonął, ktoś o ciebie wołał umierając.Było to dawno i było to wczoraj.Domy gasiłaś, domy porywałaśjak drzewa, lasy jak miasta.Byłaś w chrzcielnicach i wannach kurtyzan.W pocałunkach, całunach.Gryząc kamienie, karmiąc tęcze.W pocie i rosie piramid, bzów.Jakie to lekkie w kropli deszczu.Jak delikatnie dotyka mnie świat.Cokolwiek kiedykolwiek gdziekolwiek się działo,spisane jest na wodzie babel.StreszczenieHiob, doświadczony na ciele i mieniu, złorzeczy doli ludzkiej.To wielka poezja.Przychodzą przyjaciele i rozdzierając szaty swe badają winę Hioba przed obliczem Pana.Hiob woła, że był sprawiedliwy.Hiob nie wie, czemu dosięgnął go Pan.Hiob nie chce mówić z nimi.Hiob chce mówić z Panem.Zjawia się Pan na wozie wichru.Przed otwartym do kości chwali dzieło swoje: niebiosa, morza, ziemię i zwierzęta.A osobliwie Behemota, a w szczególności Lewiatana, dumą napawające bestie.To wielka poezja.Hiob słucha - nie na temat mówi Pan, bo nie na temat pragnie mówić Pan.Pośpiesznie przeto korzy się przed Panem.Teraz wypadki następują szybko.Hiob odzyskuje osły i wielbłądy, woły i owce dwakroć przyczynione.Skóra obrasta wyszczerzoną czaszkę.I Hiob pozwala na to.Hiob się godzi.Hiob nie chce psuć arcydzieła.W rzece HeraklitaW rzece Heraklitaryba łowi ryby,ryba ćwiartuje rybę ostrą rybą,ryba buduje rybę, ryba mieszka w rybie,ryba ucieka z oblężonej ryby.W rzece Heraklitaryba kocha rybę,twoje oczy - powiada - lśnią jak ryby w niebie,chcę płynąć razem z tobą do wspólnego morza,o najpiękniejsza z ławicy.W rzece Heraklitaryba wymyśliła rybę nad rybami,ryba klęka przed rybą, ryba śpiewa rybie,prosi rybę o lżejsze pływanie.W rzece Heraklitaja ryba pojedyncza, ja ryba odrębna(choćby od ryby drzewa i ryby kamienia)pisuję w poszczególnych chwilach małe rybyw łusce srebrnej tak krótko,że może to ciemność w zakłopotaniu mruga?Wiersz ku czciBył sobie raz.Wymyślił zero.W kraju niepewnym.Pod gwiazdądziś może ciemną.Pomiędzy datami,na które któż przysięgnie.Bez imienianawet spornego.Nie pozostawiającponiżej swego zera żadnej myśli złotejo życiu, które jest jak.Ani legendy,że dnia pewnego do zerwanej różyzero dopisał i związał ją w bukiet.Że kiedy miał umierać, odjechał w pustynięna stugarbnym wielbłądzie.Że zasnąłw cieniu palmy pierwszeństwa.Że się zbudzi,kiedy już wszystko będzie przeliczoneaż do ziarenka piasku.Cóż za człowiek.Szczeliną między faktem a zmyśleniemuszedł naszej uwagi.Odpornyna każdy los.Strąca ze siebiekażdą, jaką mu daję, postać.Cisza zrosła się nad nim, bez blizny po głosie.Nieobecność przybrała wygląd horyzontu.Zero pisze się samo.NotatkaW pierwszej gablocieleży kamień.Widzimy na nimniewyraźną rysę.Dzieło przypadku,jak mówią niektórzy.W drugiej gablocieczęść kości czołowej.Trudno ustalić -zwierzęcej czy ludzkiej.Kość jak kość.Idźmy dalej.Tu nic nie ma.Zostało tylkostare podobieństwoiskry skrzesanej z kamieniado gwiazdy.Rozsunięta od wiekówprzestrzeń porównaniazachowała się dobrze.To onawywabiła nas z wnętrza gatunku,wywiodła z kręgu snu,sprzed słowa sen,w którym, co żywe,rodzi się na zawszei umiera bez śmierci.To onaobróciła naszą głowę w ludzkąod iskry do gwiazdy,od jednej do wielu,od każdej do wszystkich,od skroni do skronii to, co nie ma powiek,otworzyła w nas.Z kamieniauleciało niebo.Kij rozgałęził sięw gęstwinę końców.Wąż uniósł żądłoz kłębka swoich przyczyn.Czas się zatoczyłw słojach drzew.Rozmnożyło się w echuwycie zbudzonego.W pierwszej gablocieleży kamień.W drugiej gablocieczęść kości czołowej.Ubyliśmy zwierzętom.Kto ubędzie nam.Przez jakie podobieństwo.Czego z czym porównanie.Rozmowa z kamieniemPukam do drzwi kamienia.- To ja, wpuść mnie.Chcę wejść do twego wnętrza,rozejrzeć się dokoła,nabrać ciebie jak tchu.- Odejdź - mówi kamień.-Jestem szczelnie zamknięty.Nawet rozbite na częścibędziemy szczelnie zamknięte.Nawet starte na piaseknie wpuścimy nikogo.Pukam do drzwi kamienia.- To ja, wpuść mnie.Przychodzę z ciekawości czystej.Życie jest dla niej jedyną okazją.Zamierzam przejść się po twoim pałacu,a potem jeszcze zwiedzić liść i kroplę wody.Niewiele czasu na to wszystko mam.Moja śmiertelność powinna cię wzruszyć.- Jestem z kamienia - mówi kamień -i z konieczności muszę zachować powagę.Odejdź stąd.Nie mam mięśni śmiechu.Pukam do drzwi kamienia.- To ja, wpuść mnie.Słyszałam, że są w tobie wielkie puste sale,nie oglądane, piękne nadaremnie,głuche, bez echa czyichkolwiek kroków.Przyznaj, że sam niedużo o tym wiesz.- Wielkie i puste sale - mówi kamień -ale w nich miejsca nie ma.Piękne, być może, ale poza gustemtwoich ubogich zmysłów.Możesz mnie poznać, nie zaznasz mnie nigdy.Całą powierzchnią zwracam się ku tobie,a całym wnętrzem leżę odwrócony.Pukam do drzwi kamienia.- To ja, wpuść mnie.Nie szukam w tobie przytułku na wieczność.Nie jestem nieszczęśliwa.Nie jestem bezdomna.Mój świat jest wart powrotu.Wejdę i wyjdę z pustymi rękami [ Pobierz całość w formacie PDF ]