[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Co można zrobić chmurze?- Jarl skazał ją na ukamienowanie - wyjaśnił Marchewa.- Po­dobno zginęło trzydzieści jeden osób.Wyjął swój notes i spojrzał groźnie na smoka.-Jak pan myśli, słyszy nas?- Chyba tak.- To dobrze.- Marchewa odchrząknął i zwrócił się do ogłu­szonego gada: - Mam obowiązek uprzedzić cię, że zostałeś areszto­wany w związku ze śledztwem w niektórych lub wszystkich wymienio­nych niżej sprawach, a mianowicie: jeden (punkt jeden) a) dnia osiemnastego grune'a bieżącego roku przy Alei Narzeczonej na Mrokach bezprawnie wypuściłeś płomień w sposób zagrażający bez­pieczeństwu mieszkańców, czego zakazuje paragraf siódmy Rozpo­rządzenia o Procesach Przemysłowych z 1508; oraz jeden (punkt jeden) b) dnia osiemnastego grune'a bieżącego roku spowodowa­łeś bezpośrednio lub pośrednio zgon sześciu osób o nieustalonej tożsamości.Vimes zastanawiał się, jak długo gruzy utrzymają smoka.Nie­zbędne byłoby kilka tygodni, jeśli oceniać po długości spisu za­rzutów.Tłum milczał.Nawet Sybil Ramkin słuchała w oszołomieniu.- O co chodzi?! - zawołał Vimes w stronę zwróconych ku nie­mu twarzy.- Nigdy nie widzieliście aresztowania smoka?-.szesnaście (punkt trzy) b) nocą dwudziestego czwartego grune'a bieżącego roku dokonałeś podpalenia lub stałeś się przyczy­ną podpalenia nieruchomości znanej jako Stara Strażnica, Ankh--Morpork, której wartość wyceniono na dwieście dolarów; i szesna­ście (punkt trzy) c) nocą dwudziestego czwartego grune'a bieżą­cego roku, przy próbie zatrzymania przez funkcjonariusza Straży pełniącego obowiązki służbowe.- Chyba powinniśmy się spieszyć - szepnął Vimes.— Robi się niespokojny.Czy wszystko to jest konieczne?- Cóż.Można chyba podsumować zarzuty łącznie - ustąpił Marchewa.- W wyjątkowych okolicznościach, zgodnie z Ustawą Breggadla.- Może cię to zaskoczy, ale to właśnie są wyjątkowe okoliczno­ści, Marchewo.A będą naprawdę wstrząsająco wyjątkowe, jeśli Co-lon zaraz nie przyniesie liny.Coraz więcej gruzu osypywało się na boki - smok z trudem usi­łował się podnieść.Huknęło, kiedy spadła z niego ciężka belka.Tłum rzucił się do ucieczki.W tej właśnie chwili powrócił Errol.Leciał ponad dachami, po­pychany serią niewielkich eksplozji, pozostawiając po sobie ciąg dym­nych pierścieni.Zanurkował w dół, zabrzęczał ponad tłumem i pierw­sze szeregi cofnęły się lękliwie.Przez cały czas buczał jak syrena.Vimes chwycił Marchewę i zbiegł ze stosu.Król rozpaczliwie próbował wyrwać się na wolność.- Wrócił, żeby skończyć walkę! - krzyknął Vimes.- Pewnie ty­le czasu zajęło mu hamowanie!Errol zawisł nad powalonym smokiem, wyjąc tak ostro, że mógł­by rozbijać butelki.Wielki smok podniósł głowę w kaskadach tynkowego pyłu.Otworzył paszczę, ale zamiast włóczni białego ognia wydobył się z niej pisk jakby małego kotka.Owszem, kotka piszczącego do bla­szanej wanny na dnie jaskini, ale jednak kotka.Połamane belki opadły na boki, kiedy bestia niepewnie stanę­ła na nogach.Rozwinęła skrzydła, zasypując sąsiednie ulice gradem dachówek i chmurą kurzu.Niektóre zabrzęczały o hełm sierżanta Golona, który wracał biegiem z czymś, co wyglądało na zwinięty ka­wałek sznura do bielizny.- On się podnosi! - krzyczał Vimes, ciągnąc sierżanta w bez­pieczne miejsce.- Nie pozwól mu wstać, Errol! Nie pozwól! Lady Ramkin zmarszczyła czoło.- Coś tu się nie zgadza - stwierdziła.- One zwykle nie walczą w ten sposób.Zwycięzca prawie zawsze zabija pokonanego.- Dawaj! - wrzeszczał Nobby.- A potem i tak co drugi eksploduje z podniecenia.- Popatrz, to ja! - darł się Vimes do Errola, który podfruwał nad nimi swobodnie, nie zwracając na nic uwagi.- Kupiłem ci pił­kę! Tę z dzwonkiem w środku! Nie możesz nam tego zrobić!- Zaraz, chwileczkę.- Lady Ramkin chwyciła go za ramię.-Nie jestem pewna, czy całkiem czegoś nie pokręciliśmy.Wielki smok wyskoczył w powietrze i z głośnym hukiem mach­nął skrzydłami, spłaszczając jeszcze kilka budynków.Ogromny łeb odwrócił się i zmętniałe ślepia dostrzegły Vimesa.Zdawało się, że przebiegają za nimi jakieś myśli.Errol przemknął po niebie i zawisł opiekuńczo przed kapita­nem, mierząc bestię spokojnym spojrzeniem.Przez chwilę wszyscy byli przekonani, że zmieni się w mały, latający i przypalony pączek, ale potem wielki smok spuścił wzrok i jakby nieco zakłopotany za­czął nabierać wysokości.Wznosił się szeroką spiralą, przyspieszając w locie.Errol krążył wokół potężnego cielska niby holownik wokół liniowca.- Wygląda.wygląda jakby go pilnował - zauważył Vimes.- Obsłuż drania! - wrzeszczał entuzjastycznie Nobby.- Załatw, Nobby - poprawił go Colon.- Chciałeś powiedzieć „załatw".Vimes poczuł na karku wzrok lady Ramkin.Obejrzał się i zoba­czy ł wyraz j ej twarzy.Zaczął pojmować.- Och - powiedział.Lady Ramkin przytaknęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl