[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W drodze do królestwa ciemności.Ale i tym razem udało mi się nie wypełnić mojego zadania.No dobrze, próbowałem.Niechętnie szukałem kogoś, kto by mi się wydał całkowicie niesympatyczny.Jednak Amerykanie byli tak serdeczni i przyjaźnie nastawieni! Nawet pośród żebraków i pijaków nie znalazłem nikogo odrażającego.Nikogo, kogo nie byłoby mi żal.Kim ja byłem, żeby podejmować tak ważną decyzję? Decyzje o życiu i śmierci! O tym, kto jest godny, a kto nie.Gdybym rzeczywiście wybrał sobie jakąś osobę i poprowadził ją pod nóż, byłbym mordercą! Przynajmniej można by mi zarzucić współudział w morderstwie.A to mi już wystarczało, żeby samemu czuć się jak zabójca.Nawet jeśli to nie ja trzymałem nóż.Poza tym byliśmy w Ameryce.Tu istniała jeszcze kara śmierci.Kto mi mógł zagwarantować, że w ostateczności moi bracia nie doniosą na mnie na policję? Wyląduję wtedy na krześle elektrycznym.Za przestępstwo do którego zostałem zmuszony.Czy mógłbym to udowodnić? Nie, nigdy!Zagubiony i zamyślony stałem na plaży Fortu Lauderdale w otoczeniu tłumu wesołych, szczęśliwych ludzi.To było istne szaleństwo, posiadałem teraz wreszcie władzę nad innymi ludźmi, nad ich życiem.Coś, czego zawsze pragnąłem.Sądziłem, że właśnie tego mi potrzeba, żeby mieć dobre samopoczucie.Tylko ode mnie zależało, czy szesnastoletnia dziewczyna w kolorowym bikini, albo długowłosy typ grający w frisby, umrą dzisiejszej nocy.Ale dlaczego nie miałem tego obiecywanego przez naszych kapłanów wzniosłego uczucia? Po prostu go nie było.Poczucie mojej siły nie dodawało mi skrzydeł.Przeciwnie, z minuty na minutę czułem się coraz gorzej.Coraz bardziej odczuwałem beznadziejność sytuacji.Z jednej strony byłem zmuszony postępować tak, jak każe kapłan, a z drugiej dręczyły mnie wyrzuty sumienia.Bezradny usiłowałem podjąć jakąś decyzję.Czy mam być posłuszny Szatanowi, czy własnemu instynktowi? Robiło mi się ciemno przed oczami od nadmiernego myślenia.Nagle wielka, obrzydliwie czarna chmura zasłoniła słońce.Ludzie wokół mnie stali się wąskimi, ciemnymi cieniami.Szum wokoło zamienił się w daleki pomruk.Przeszedł mnie dreszcz, robiło mi się coraz bardziej niedobrze.Ugięły się pode mną nogi, upadłem i zwymiotowałem na piasek.Kiedy się ocknąłem, wszystko powróciło do normy.Słońce prażyło z nieba i znów wyraźnie widziałem ludzi.Co się stało? Czy to Szatan dał mi znak? Czy to skutek narkotyków? Czy powoli stawałem się szaleńcem? Resztki mojego śniadania na piasku były dowodem, że rzeczywiście zwymiotowałem.Zawstydzony zakopałem je.Lekko oszołomiony doszedłem na miękkich nogach do brzegu, położyłem się w płytkiej wodzie i ciepłe fale opływały moje ciało.Leżałem tak z szeroko rozłożonymi ramionami i nogami, ziewając wprost do nieskończonego, bladoniebieskiego nieba i pozwalałem łaskotać się pianie.Jakież to było miłe! Jak wspaniale było żyć.Nie, nie zrobię tego.Nikt nie może umrzeć z mojego powodu.Podjąłem decyzję.Spłynęła na mnie ulga i ogarnęło mnie zadowolenie.Kamień spadł mi z serca i znów mogłem swobodnie oddychać.Nagle na moją, twarz padł cień.Spojrzałem niepewny, ale tym razem nie była to wyimaginowana chmura, lecz ładna dziewczyna w bardzo skąpym bikini.Zaczęły mi łzawić oczy.Przeklęta słona woda! Podniosłem się i wyjąkałem przeprosiny:- Sorry, the water!Kiedy wreszcie przejrzałem na oczy, odjęło mi mowę.Przede mną stał delikatny, opalony na brąz anioł z długimi, kręconymi włosami.Powiedziała coś i śmiejąc się odrzuciła do tylu burzę włosów.- Sorry, my english - not good - wydukałem, przeklinając w myślach moje lenistwo w szkole.- Jesteś Niemcem? - anioł mówił w moim języku.Okazało się, że przez rok pracowała w pobliżu Stuttgartu, jako dziewczyna do dziecka.Z miejsca zaczęliśmy się śmiać i żartować.Rozmawiało nam się tak wspaniale, jakbyśmy się znali od lat.W przeciągu tych cudownych trzydziestu minut zapomniałem zupełnie, kim jestem i co tu robię.Jednak potem znowu powróciłem na ziemie.Moje cholerne zadanie! Poznać nowych ludzi i zaciągnąć ich na mszę.Poczułem jakby mnie nagle trafi piorun z jasnego nieba.Nie chciałem nikogo złapać, a już na pewno nie ją! Muszę zwiać.I to jak najszybciej.Nie bez powodu wolno było nam satanistom trzymać się tylko tego wyznaczonego kawałka plaży.W ten sposób oprawcy mogli nas lepiej kontrolować.A jeżeli ktoś mnie widział z Pamelą? Zerwałem się na równe nogi jak oparzony.- Przepraszam, prawie zapomniałem, że jestem umówiony.Cześć, miło było - wyjąkałem.Do końca dnia miałem przed oczami jej rozczarowaną minę.Postąpiłem jednak słusznie.Ledwo bowiem znalazłem się na promenadzie, zatrzymało mnie dwóch facetów.Oprawcy!- Wspaniały połów! Przyjdzie dziś wieczorem?Co teraz powiem? Jakaś wymówka, musi mi przyjść do głowy jakaś wymówka.Błyskawicznie zacząłem kłamać.- Nie.Ona się tylko pytała o godzinę.Próbowałem ją później zachęcić do przyjścia, ale stanowczo mi odmówiła.Jednocześnie modliłem się, żeby nie obserwowali mnie od dłuższego czasu.Spojrzeli na mnie nieufnie.Tylko się nie denerwować, mówiłem sobie w duchu.Uwierzyli w mój wykręt.- Musisz w takim razie zagadać kilka innych dziewczyn - powiedział amerykański oprawca łamanym niemieckim - w przeciwnym razie będziesz miał dziś wieczorem nieprzyjemności.Przełknąłem ślinę.Cholera! Już lepiej dostać cięgi od kapłana, niż mieć na sumieniu śmierć człowieka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl