[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ziewnął, potrząsnął ramionami i rękoma, by je rozluźnić i spojrzawszy na Tenar zapytał, czy może usiąść przy ogniu.Gestem wskazała na zydel przy kominku.- Musisz być zmęczony - szepnęła.- Spałem trochę, tutaj, zeszłej nocy.Nie mogłem oprzeć się senności.- Znów ziewnął.Podniósł na nią wzrok sprawdzając, jak się czuje.- To była matka Therru - rzekła.Jej głos nie wzniósł się ponad szept.Skinął głową.Siedział przechylając się nieco do przodu, oparłszy ręce na kolanach, jak czynił to Flint, wpatrując się w ogień.Byli bardzo podobni i krańcowo odmienni, tak różni jak zakopany kamień i szybujący ptak.Bolało ją serce, bolały ją kości, a jej umysł rozdarty był pomiędzy złym przeczuciem, żalem, pamiętnym strachem i kłopotliwą lekkością.- Czarownica ma naszego człowieka - powiedział.- Związanego, na wypadek, gdyby poczuł się zdrowszy.Dziury w nim zapchała pajęczyną i zaklęciami tamującymi upływ krwi.Mówi, że będzie żył, żeby wisieć.- Wisieć.- To zależy od Sądów Królewskich, teraz, gdy znowu się zbierają.Zostanie powieszony albo zesłany do niewolniczej pracy.Potrząsnęła głową marszcząc brwi.- Nie pozwoliłabyś mu odejść tak po prostu, Tenar - powiedział łagodnie, przyglądając się jej.- Nie.- Muszą zostać ukarani - rzekł, wciąż ją obserwując.- Ukarani.To on tak powiedział.Ukarać dziecko.Jest złe.Musi zostać ukarane.Ukarać mnie za to, że je wzięłam.Za to, że jestem.- Mówiła z wysiłkiem.- Nie chcę kary! To nie powinno się było zdarzyć! Szkoda, że go nie zabiłeś!- Robiłem, co w mojej mocy - odparł Ged.Po dłuższej chwili roześmiała się drżącym głosem.- Oczywiście.- Pomyśl, jakie to byłoby łatwe - powiedział, ponownie zaglądając w węgle - kiedy byłem czarnoksiężnikiem.Mógłbym rzucić na nich zaklęcie związujące, tam na drodze, zanim by się zorientowali.Mógłbym zaprowadzić ich prosto do Yalmouth, jak stado owiec.Albo zeszłej nocy, tutaj, pomyśl o fajerwerkach, jakie mógłbym wystrzelić! Nie wiedzieliby nawet, co ich ugodziło.-1 tak nie wiedzą - odrzekła.Spojrzał na nią.W jego oku dostrzegła ledwo widoczny, niepowstrzymany błysk triumfu.- Nie - powiedział.- Nie wiedzą.- Zdatny do wideł - mruknęła.Ziewną} szeroko.- Czemu nie wejdziesz i nie prześpisz się trochę? Chyba, że chcesz zabawić towarzystwo.Widzę, że nadchodzą Lark i Daisy z kilkorgiem dzieci.- Wstała, aby wyjrzeć przez okno.- Zrobię tak - odrzekł i wymknął się.Lark i jej mąż, Daisy - żona kowala i inni znajomi z wioski przychodzili przez cały dzień opowiadać i dowiadywać się wszystkiego, tak jak zapowiedział Ged.Tenar stwierdziła, że ich towarzystwo tchnie w nią nowe życie, odrywa ją od stałej obecności przerażenia ubiegłej nocy, aż mogła zacząć wspominać to jako coś, co się zdarzyło, a nie coś, co się działo, co musi się jej zawsze przytrafiać.Therru również musiała nauczyć się to robić, pomyślała, lecz nie z jedną nocą - ze swoim życiem.Kiedy inni odeszli, zwróciła się do Lark:- Jestem na siebie wściekła za to, że byłam taka głupia.- Przecież ci mówiłam, żebyś dobrze zamykała drzwi.- Nie.A może.To właśnie to.- Wiem - rzekła Lark.- Ale chodziło mi o to, że kiedy tu byli - mogłam wybiec i sprowadzić Shandy i Clearbrooka - może mogłam zabrać Therru.Mogłam też pójść do przybudówki i sama wziąć widły.Albo nożyce do jabłoni.Mają siedem stóp długości i ostrze jak brzytwa.Czemu tego nie zrobiłam? Dlaczego nie zrobiłam czegokolwiek? Czemu po prostu się zamknęłam - choć nie warto było próbować? Gdyby jego - gdyby Sokoła tam nie było.Wszystkim, co zrobiłam, było uwięzienie siebie i Therru w pułapce.W końcu podeszłam do drzwi z rzeźnickim nożem i wrzasnęłam na nich.Byłam na wpół oszalała.Lecz to by ich nie odstraszyło.- Nie wiem - odrzekła Lark.- To było szalone, ale może.Nie wiem.Co mogłaś zrobić poza zamknięciem drzwi? To jest tak, jak gdybyśmy przez całe nasze życie zamykały drzwi.To dom, w którym mieszkamy.Spojrzały dokoła na kamienne ściany, kamienne podłogi, kamienny kominek, nasłonecznione okno kuchni Dębowej Farmy, domu Rolnika Flinta.- Ta dziewczyna, ta kobieta, którą zamordowali - zaczęła Lark, spojrzawszy przenikliwie na Tenar.- To była ta sama.Tenar skinęła głową.- Jeden z nich powiedział, że była w ciąży.W czwartym albo piątym miesiącu.Obie milczały.- Złapana w pułapkę - odezwała się Tenar.Lark wyprostowała się i siedziała tak, z dłońmi wspartymi na tęgich udach, ze znieruchomiałym, przystojnym obliczem.- Strach - powiedziała.- Czego tak się boimy? Dlaczego pozwalamy im mówić nam, że się boimy? Czego oni się boją? - Podniosła pończochę, którą cerowała, obróciła ją w dłoniach, chwilę milczała, w końcu rzekła: - Po co oni się nas boją?Tenar przędła i nie odpowiadała.Do izby wbiegła Therru i Lark powitała ją:- Oto i moje kochanie! Chodź, uściśnij mnie, moja kochana dziewczyneczko!Therru przytuliła się do niej pośpiesznie.- Co to za ludzi złapano? - zapytała swoim chrapliwym, bezbarwnym głosem, spoglądając to na Lark, to na Tenar.Tenar zatrzymała kołowrotek.Przemówiła powoli.- Jednym był Handy.Jednym był mężczyzna imieniem Shag [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Ziewnął, potrząsnął ramionami i rękoma, by je rozluźnić i spojrzawszy na Tenar zapytał, czy może usiąść przy ogniu.Gestem wskazała na zydel przy kominku.- Musisz być zmęczony - szepnęła.- Spałem trochę, tutaj, zeszłej nocy.Nie mogłem oprzeć się senności.- Znów ziewnął.Podniósł na nią wzrok sprawdzając, jak się czuje.- To była matka Therru - rzekła.Jej głos nie wzniósł się ponad szept.Skinął głową.Siedział przechylając się nieco do przodu, oparłszy ręce na kolanach, jak czynił to Flint, wpatrując się w ogień.Byli bardzo podobni i krańcowo odmienni, tak różni jak zakopany kamień i szybujący ptak.Bolało ją serce, bolały ją kości, a jej umysł rozdarty był pomiędzy złym przeczuciem, żalem, pamiętnym strachem i kłopotliwą lekkością.- Czarownica ma naszego człowieka - powiedział.- Związanego, na wypadek, gdyby poczuł się zdrowszy.Dziury w nim zapchała pajęczyną i zaklęciami tamującymi upływ krwi.Mówi, że będzie żył, żeby wisieć.- Wisieć.- To zależy od Sądów Królewskich, teraz, gdy znowu się zbierają.Zostanie powieszony albo zesłany do niewolniczej pracy.Potrząsnęła głową marszcząc brwi.- Nie pozwoliłabyś mu odejść tak po prostu, Tenar - powiedział łagodnie, przyglądając się jej.- Nie.- Muszą zostać ukarani - rzekł, wciąż ją obserwując.- Ukarani.To on tak powiedział.Ukarać dziecko.Jest złe.Musi zostać ukarane.Ukarać mnie za to, że je wzięłam.Za to, że jestem.- Mówiła z wysiłkiem.- Nie chcę kary! To nie powinno się było zdarzyć! Szkoda, że go nie zabiłeś!- Robiłem, co w mojej mocy - odparł Ged.Po dłuższej chwili roześmiała się drżącym głosem.- Oczywiście.- Pomyśl, jakie to byłoby łatwe - powiedział, ponownie zaglądając w węgle - kiedy byłem czarnoksiężnikiem.Mógłbym rzucić na nich zaklęcie związujące, tam na drodze, zanim by się zorientowali.Mógłbym zaprowadzić ich prosto do Yalmouth, jak stado owiec.Albo zeszłej nocy, tutaj, pomyśl o fajerwerkach, jakie mógłbym wystrzelić! Nie wiedzieliby nawet, co ich ugodziło.-1 tak nie wiedzą - odrzekła.Spojrzał na nią.W jego oku dostrzegła ledwo widoczny, niepowstrzymany błysk triumfu.- Nie - powiedział.- Nie wiedzą.- Zdatny do wideł - mruknęła.Ziewną} szeroko.- Czemu nie wejdziesz i nie prześpisz się trochę? Chyba, że chcesz zabawić towarzystwo.Widzę, że nadchodzą Lark i Daisy z kilkorgiem dzieci.- Wstała, aby wyjrzeć przez okno.- Zrobię tak - odrzekł i wymknął się.Lark i jej mąż, Daisy - żona kowala i inni znajomi z wioski przychodzili przez cały dzień opowiadać i dowiadywać się wszystkiego, tak jak zapowiedział Ged.Tenar stwierdziła, że ich towarzystwo tchnie w nią nowe życie, odrywa ją od stałej obecności przerażenia ubiegłej nocy, aż mogła zacząć wspominać to jako coś, co się zdarzyło, a nie coś, co się działo, co musi się jej zawsze przytrafiać.Therru również musiała nauczyć się to robić, pomyślała, lecz nie z jedną nocą - ze swoim życiem.Kiedy inni odeszli, zwróciła się do Lark:- Jestem na siebie wściekła za to, że byłam taka głupia.- Przecież ci mówiłam, żebyś dobrze zamykała drzwi.- Nie.A może.To właśnie to.- Wiem - rzekła Lark.- Ale chodziło mi o to, że kiedy tu byli - mogłam wybiec i sprowadzić Shandy i Clearbrooka - może mogłam zabrać Therru.Mogłam też pójść do przybudówki i sama wziąć widły.Albo nożyce do jabłoni.Mają siedem stóp długości i ostrze jak brzytwa.Czemu tego nie zrobiłam? Dlaczego nie zrobiłam czegokolwiek? Czemu po prostu się zamknęłam - choć nie warto było próbować? Gdyby jego - gdyby Sokoła tam nie było.Wszystkim, co zrobiłam, było uwięzienie siebie i Therru w pułapce.W końcu podeszłam do drzwi z rzeźnickim nożem i wrzasnęłam na nich.Byłam na wpół oszalała.Lecz to by ich nie odstraszyło.- Nie wiem - odrzekła Lark.- To było szalone, ale może.Nie wiem.Co mogłaś zrobić poza zamknięciem drzwi? To jest tak, jak gdybyśmy przez całe nasze życie zamykały drzwi.To dom, w którym mieszkamy.Spojrzały dokoła na kamienne ściany, kamienne podłogi, kamienny kominek, nasłonecznione okno kuchni Dębowej Farmy, domu Rolnika Flinta.- Ta dziewczyna, ta kobieta, którą zamordowali - zaczęła Lark, spojrzawszy przenikliwie na Tenar.- To była ta sama.Tenar skinęła głową.- Jeden z nich powiedział, że była w ciąży.W czwartym albo piątym miesiącu.Obie milczały.- Złapana w pułapkę - odezwała się Tenar.Lark wyprostowała się i siedziała tak, z dłońmi wspartymi na tęgich udach, ze znieruchomiałym, przystojnym obliczem.- Strach - powiedziała.- Czego tak się boimy? Dlaczego pozwalamy im mówić nam, że się boimy? Czego oni się boją? - Podniosła pończochę, którą cerowała, obróciła ją w dłoniach, chwilę milczała, w końcu rzekła: - Po co oni się nas boją?Tenar przędła i nie odpowiadała.Do izby wbiegła Therru i Lark powitała ją:- Oto i moje kochanie! Chodź, uściśnij mnie, moja kochana dziewczyneczko!Therru przytuliła się do niej pośpiesznie.- Co to za ludzi złapano? - zapytała swoim chrapliwym, bezbarwnym głosem, spoglądając to na Lark, to na Tenar.Tenar zatrzymała kołowrotek.Przemówiła powoli.- Jednym był Handy.Jednym był mężczyzna imieniem Shag [ Pobierz całość w formacie PDF ]