[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozmawialiśmy często przez ostatnie godziny.Cieszę się, że mamy podobne zdanie na temat połączenia audio.Kryzys minie, bo zdołamy go przezwyciężyć - prezydent zaznaczył dobitnie.Może zbyt dobitnie, pomyślał.- Kiedy kryzys minie - kontynuował łagodniejszym tonem - zawsze będę sięgał po to połączenie, jako środek poszerzenia dialogu między pańskim i moim narodem.- Panie prezydencie?- Tak, panie premierze.- Przypuszczam, że chce mi pan przypomnieć o zamiarze wprowadzenia swoich wojsk do Pakistanu, już tylko za sześć godzin.I zapewne chce mnie pan spytać, czy mi wiadomo o tym nieszczęśliwym zderzeniu pomiędzy “Benjaminem Franklinem” i “Wołgą”.Otóż, wiem o tym.Pamiętam też pańskie ultimatum.- Panie premierze - zaczął prezydent.- Ambasador Stromberg i ja długo rozmawialiśmy, kiedy był tu ostatnio.Poprosiłem go o osobistą ocenę pana premiera, jako człowieka.Zdziwiłby się pan wiedząc, jak dobrze o panu mówił.- W ambasadorze Strombergu ma pan dobrego pracownika.Chciałbym go od pana wynająć.Niestety, dzielą nas poglądy polityczne.- Poglądy polityczne dzielą mnie ze wszystkimi ambasadorami przez cały czas, panie premierze.Chodzi mi o to, że Stromberg uważa pana za człowieka dobrej woli.Ja też nim jestem.Chcę, żebyśmy obaj o tym pamiętali.Tym razem posuwamy się chyba za daleko.Ci marynarze na pokładzie łodzi podwodnych, waszej i naszej, bez względu na to, jak do tego doszło, niech staną się węzłem pomiędzy naszymi narodami.Niech ta tragedia będzie lekcją, ostrzeżeniem przed jeszcze większą, możliwą w przyszłości.Zgadza się pan ze mną, panie premierze?Po chwili ciszy, prezydent usłyszał głos dużo od siebie starszego premiera, ciężko oddychającego w mikrofon.- W zasadzie tak.Ale naszym celem powinno być umiejętne przechodzenie od zasad do faktów.Byłbym szaleńcem, gdybym pragnął wojny między naszymi krajami.Ale istnieją jeszcze inne przesłanki, o których zdaje się pan zapominać lub po prostu nie wiedzieć.- Jakie przesłanki, panie premierze? - zapytał prezydent, zdejmując nogi z biurka i siadając prosto na krześle.- Nasza broń laserowa.Otoczyliśmy nią Moskwę.Zakończyliśmy właśnie testy eliminując jedyną usterkę danego systemu.Być może powinno to zostać tajemnicą, ale postanowiłem wyjawić ją panu.Sprawdziliśmy tę broń na różnych wysokościach, z celami o dużej szybkości, w zmiennej kolejności.Cztery cele panie prezydencie.Wszystkie wyparowały.- Nie zamierzam tego lekceważyć, panie premierze, ten system jest bezużyteczny wobec naszych samonaprowadzających się środków przenoszenia.Musi pan o tym wiedzieć, mamy swoje źródła.- My również posiadamy swoje źródła, panie prezydencie.Wiemy to co trzeba o waszym systemie i możemy go pokonać.Nie mam jednak zamiaru sprawdzać, kto z nas ma rację.Prezydent otworzył paczkę papierosów “Kool”, wydobytą ze środkowej szuflady biurka i zapalił, pierwszy raz od trzech miesięcy.Wciągnął mentolowy dym głęboko w płuca zanim powiedział: - Nie blefujemy, musi pan to wiedzieć.Podjąłem już kroki, co potwierdzi wasz wywiad, ażeby umieścić w Pakistanie nasze siły jeszcze przed upływem ultimatum.Wszystkie pozostałe jednostki są również w stanie pełnej gotowości, przygotowane do interwencji w tym rejonie, jeśli oczywiście wojska radzieckie nie wycofają się.- W takim razie - premier odpowiedział zmęczonym głosem - jesteśmy jak dwaj młodzieńcy walczący o kobietę.Będziemy się wzajemnie atakować, zaciskać pięści, wymieniać groźne spojrzenia i patrzeć, który z nas się cofnie, który będzie walczył dalej.Związek Radziecki się nie cofnie.Miałem szczerą nadzieję, iż wasz ambasador zdoła przekonać pana o naszej konieczności wkroczenia do Pakistanu.Pan chyba ją ignoruje.Mam związane ręce.Nie ja pierwszy rozpocznę wojnę, jeśli to pana pocieszy.Nie od razu też odpowiem bronią jądrową, w przypadku, oczywiście, wkroczenia wojsk amerykańskich do Pakistanu.Jednakże w momencie zagrożenia życia żołnierzy radzieckich, podejmę wszelkie starania, jakie podyktuje mi sumienie, aby zapewnić im bezpieczeństwo.Proszę do mnie zadzwonić, panie prezydencie, kiedy nastąpi jakiś postęp.Ja ze swej strony obiecuję to samo.Rozmowa chyba się skończyła, prawda?- Tak - westchnął prezydent.- Będę w kontakcie.- Jeszcze jedno, panie prezydencie.- Tak, panie premierze?- Chciałbym coś zademonstrować.O ile dobrze rozumiem, korzystamy teraz z głównego satelity.Inne są również gotowe do pracy?- Tak, nie widzę jednak, dokąd pan zmierza.- Głos, który odezwie się na linii należy do technika.On nas nie usłyszy, ale my usłyszymy jego.Niech pan będzie spokojny.To tylko test.Prezydent drgnął, słysząc młody głos kobiety lub chłopca, odliczający z ciężkim słowiańskim akcentem.- Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem, sześć, pięć, cztery.- Panie premierze! Co się dzieje? Żądam.- Zero.Sygnał!Prezydent opadł na oparcie krzesła, połączenie zostało przerwane, przedtem jeszcze emitując przez moment głośne buczenie.Odłożył słuchawkę telefonu.Za moment zadźwięczał interkom.- Panie prezydencie? - była to jedna z sekretarek.- Tak, o co chodzi?- Premier znowu na linii.Wyłączając interkom, prezydent sięgnął po czerwony telefon.- Tak?- Broń laserowa.Zwrócimy wartość satelity, jeśli uważa pan, że zmniejszy to napięcie spowodowane tym pokazem.Proszę się skontaktować ze specjalistami od komunikacji i elektroniki.Satelita wyparował trafiony promieniem laserowym o wysokiej częstotliwości.- To nie dowodzi nicz.- Przykro mi - rzucił premier.- Myślałem, że wręcz przeciwnie.Po krótkiej ciszy, prezydent usłyszał stuk odkładanej słuchawki.- Marian! - prezydent krzyknął do interkomu.- Tak?- Sprowadź tu pana Antonaisa, mojego doradcę naukowego.- Jest już na linii numer sześć.- Połącz go - nakazał zapalając kolejnego papierosa.- Panie prezydencie? - odezwał się głos z greckim akcentem.- Dmitri, czy oni naprawdę.- Tak, panie prezydencie.Satelita Con-Vers wyparował dokładnie o godzinie.- Daruj sobie - przerwał prezydent.- Przyjedź tu natychmiast.Potrzebuję cię.Odłożył słuchawkę i pochylił się nad interkomem, mówiąc.- Proszę nie łączyć mnie z nikim przez dwie minuty.Muszę pomyśleć.Wyłączył interkom, wstał i podszedł do okna, spoglądając na ogród pełen róż [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Rozmawialiśmy często przez ostatnie godziny.Cieszę się, że mamy podobne zdanie na temat połączenia audio.Kryzys minie, bo zdołamy go przezwyciężyć - prezydent zaznaczył dobitnie.Może zbyt dobitnie, pomyślał.- Kiedy kryzys minie - kontynuował łagodniejszym tonem - zawsze będę sięgał po to połączenie, jako środek poszerzenia dialogu między pańskim i moim narodem.- Panie prezydencie?- Tak, panie premierze.- Przypuszczam, że chce mi pan przypomnieć o zamiarze wprowadzenia swoich wojsk do Pakistanu, już tylko za sześć godzin.I zapewne chce mnie pan spytać, czy mi wiadomo o tym nieszczęśliwym zderzeniu pomiędzy “Benjaminem Franklinem” i “Wołgą”.Otóż, wiem o tym.Pamiętam też pańskie ultimatum.- Panie premierze - zaczął prezydent.- Ambasador Stromberg i ja długo rozmawialiśmy, kiedy był tu ostatnio.Poprosiłem go o osobistą ocenę pana premiera, jako człowieka.Zdziwiłby się pan wiedząc, jak dobrze o panu mówił.- W ambasadorze Strombergu ma pan dobrego pracownika.Chciałbym go od pana wynająć.Niestety, dzielą nas poglądy polityczne.- Poglądy polityczne dzielą mnie ze wszystkimi ambasadorami przez cały czas, panie premierze.Chodzi mi o to, że Stromberg uważa pana za człowieka dobrej woli.Ja też nim jestem.Chcę, żebyśmy obaj o tym pamiętali.Tym razem posuwamy się chyba za daleko.Ci marynarze na pokładzie łodzi podwodnych, waszej i naszej, bez względu na to, jak do tego doszło, niech staną się węzłem pomiędzy naszymi narodami.Niech ta tragedia będzie lekcją, ostrzeżeniem przed jeszcze większą, możliwą w przyszłości.Zgadza się pan ze mną, panie premierze?Po chwili ciszy, prezydent usłyszał głos dużo od siebie starszego premiera, ciężko oddychającego w mikrofon.- W zasadzie tak.Ale naszym celem powinno być umiejętne przechodzenie od zasad do faktów.Byłbym szaleńcem, gdybym pragnął wojny między naszymi krajami.Ale istnieją jeszcze inne przesłanki, o których zdaje się pan zapominać lub po prostu nie wiedzieć.- Jakie przesłanki, panie premierze? - zapytał prezydent, zdejmując nogi z biurka i siadając prosto na krześle.- Nasza broń laserowa.Otoczyliśmy nią Moskwę.Zakończyliśmy właśnie testy eliminując jedyną usterkę danego systemu.Być może powinno to zostać tajemnicą, ale postanowiłem wyjawić ją panu.Sprawdziliśmy tę broń na różnych wysokościach, z celami o dużej szybkości, w zmiennej kolejności.Cztery cele panie prezydencie.Wszystkie wyparowały.- Nie zamierzam tego lekceważyć, panie premierze, ten system jest bezużyteczny wobec naszych samonaprowadzających się środków przenoszenia.Musi pan o tym wiedzieć, mamy swoje źródła.- My również posiadamy swoje źródła, panie prezydencie.Wiemy to co trzeba o waszym systemie i możemy go pokonać.Nie mam jednak zamiaru sprawdzać, kto z nas ma rację.Prezydent otworzył paczkę papierosów “Kool”, wydobytą ze środkowej szuflady biurka i zapalił, pierwszy raz od trzech miesięcy.Wciągnął mentolowy dym głęboko w płuca zanim powiedział: - Nie blefujemy, musi pan to wiedzieć.Podjąłem już kroki, co potwierdzi wasz wywiad, ażeby umieścić w Pakistanie nasze siły jeszcze przed upływem ultimatum.Wszystkie pozostałe jednostki są również w stanie pełnej gotowości, przygotowane do interwencji w tym rejonie, jeśli oczywiście wojska radzieckie nie wycofają się.- W takim razie - premier odpowiedział zmęczonym głosem - jesteśmy jak dwaj młodzieńcy walczący o kobietę.Będziemy się wzajemnie atakować, zaciskać pięści, wymieniać groźne spojrzenia i patrzeć, który z nas się cofnie, który będzie walczył dalej.Związek Radziecki się nie cofnie.Miałem szczerą nadzieję, iż wasz ambasador zdoła przekonać pana o naszej konieczności wkroczenia do Pakistanu.Pan chyba ją ignoruje.Mam związane ręce.Nie ja pierwszy rozpocznę wojnę, jeśli to pana pocieszy.Nie od razu też odpowiem bronią jądrową, w przypadku, oczywiście, wkroczenia wojsk amerykańskich do Pakistanu.Jednakże w momencie zagrożenia życia żołnierzy radzieckich, podejmę wszelkie starania, jakie podyktuje mi sumienie, aby zapewnić im bezpieczeństwo.Proszę do mnie zadzwonić, panie prezydencie, kiedy nastąpi jakiś postęp.Ja ze swej strony obiecuję to samo.Rozmowa chyba się skończyła, prawda?- Tak - westchnął prezydent.- Będę w kontakcie.- Jeszcze jedno, panie prezydencie.- Tak, panie premierze?- Chciałbym coś zademonstrować.O ile dobrze rozumiem, korzystamy teraz z głównego satelity.Inne są również gotowe do pracy?- Tak, nie widzę jednak, dokąd pan zmierza.- Głos, który odezwie się na linii należy do technika.On nas nie usłyszy, ale my usłyszymy jego.Niech pan będzie spokojny.To tylko test.Prezydent drgnął, słysząc młody głos kobiety lub chłopca, odliczający z ciężkim słowiańskim akcentem.- Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem, sześć, pięć, cztery.- Panie premierze! Co się dzieje? Żądam.- Zero.Sygnał!Prezydent opadł na oparcie krzesła, połączenie zostało przerwane, przedtem jeszcze emitując przez moment głośne buczenie.Odłożył słuchawkę telefonu.Za moment zadźwięczał interkom.- Panie prezydencie? - była to jedna z sekretarek.- Tak, o co chodzi?- Premier znowu na linii.Wyłączając interkom, prezydent sięgnął po czerwony telefon.- Tak?- Broń laserowa.Zwrócimy wartość satelity, jeśli uważa pan, że zmniejszy to napięcie spowodowane tym pokazem.Proszę się skontaktować ze specjalistami od komunikacji i elektroniki.Satelita wyparował trafiony promieniem laserowym o wysokiej częstotliwości.- To nie dowodzi nicz.- Przykro mi - rzucił premier.- Myślałem, że wręcz przeciwnie.Po krótkiej ciszy, prezydent usłyszał stuk odkładanej słuchawki.- Marian! - prezydent krzyknął do interkomu.- Tak?- Sprowadź tu pana Antonaisa, mojego doradcę naukowego.- Jest już na linii numer sześć.- Połącz go - nakazał zapalając kolejnego papierosa.- Panie prezydencie? - odezwał się głos z greckim akcentem.- Dmitri, czy oni naprawdę.- Tak, panie prezydencie.Satelita Con-Vers wyparował dokładnie o godzinie.- Daruj sobie - przerwał prezydent.- Przyjedź tu natychmiast.Potrzebuję cię.Odłożył słuchawkę i pochylił się nad interkomem, mówiąc.- Proszę nie łączyć mnie z nikim przez dwie minuty.Muszę pomyśleć.Wyłączył interkom, wstał i podszedł do okna, spoglądając na ogród pełen róż [ Pobierz całość w formacie PDF ]