[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Cowley spróbował się uśmiechnąć,ale próba ta wypadła dość żałośnie. Na pewno zdążę.Jeszcze raz skłonił lekko głowę w kierunku Karoliny i wyminął ich.Po chwili znik-nął za zakrętem ścieżki. Zdaje się, że burza jeszcze nie minęła. Somerville roześmiał się. Karolino,czy zechcesz zabrać pana Alexa po południu na morze? Pogoda jest piękna, a chciał-bym, żebyście trochę odpoczęli oboje po podróży. Z przyjemnością dziewczyna spojrzała na Joego. Jeżeli tylko motorówka na-daje się do użytku a pan Alex zechce? Będę szczęśliwy.Pogoda jest jak wymarzona do kąpieli.O ile, oczywiście. urwał i spojrzał pytająco na Somerville a. Jeżeli o mnie chodzi, nie krępujcie się, moi mili.Po lunchu sypiam dwie go-dziny.Prawda, Chando? Niestety, stary mechanizm wymaga coraz więcej odpoczyn-ku.Czytałem gdzieś, że starzy ludzie potrzebują mniej snu! Absurd! Kiedy jest ciepłoi świeci słońce, oczy same mi się zamykają.Czy wiesz, Karolino dodał pogodnie żemarzę tylko o jednym, żeby umrzeć w taki upalny, słoneczny dzień we śnie, siedząc natarasie, z głową opartą wygodnie na poduszce, którą tylko Chanda i ty umiecie wsunąćtak, żeby nie łamała człowiekowi grzbietu.Odejść cicho, spokojnie i bez hałasu.To by-łoby najlepsze.W przeciwnym wypadku zatruję życie otoczeniu! Nienawidzę chorób! znowu roześmiał się.Alex spojrzał w prawo.Zcieżką, którą szedł poprzednio w stronę pawilonu, nadcho-dziły trzy osoby: dwie młode dziewczyny i mężczyzna.Wszyscy troje mieli w rękach ra-kiety tenisowe, a mężczyzna niósł siatkę z piłkami. Oto i nasz, jakże systematyczny, wszystkowiedzący profesor Snider z córką i przy-czyną sporów w tym domu, panną Meryl Perry! generał uniósł drżącą szczupłą rękęi pozdrowił nią z daleka nadchodzących.Kruchość jego ciała i niesłychana żywotnośćumysłu, zaczynały powoli fascynować Alexa.Dziewięćdziesiąt lat była to granica, któ-rą tak niewiele ludzi przekraczało.A jeśli udało się to komuś, sprawa bywała przeważ-nie żałosna.Tymczasem John Somerville zdawał się nie rezygnować z atrybutów sa-modzielnego istnienia, wszystko dostrzegał, ze wszystkiego wyciągał wnioski, i Joe za-czął być naprawdę ciekaw, jaka będzie najbliższa książka Somerville a.Lubił ludzi wa-lecznych, a waleczność tego starego człowieka niewiele miała wspólnego z opryskliwo-ścią i zrzędnością starego emerytowanego generała.I znowu odczuł, że rzeczywistośćtakże w tym wypadku daleko odbiegała od modelu, który sobie wytworzył w wyobraz-ni.Dziadek John był zupełnie innym człowiekiem niż osoba, którą był gotów spotkaći z którą gotów był rozmawiać o.Właśnie, o czym? Somerville nie dał na razie poznaćpo sobie, że naprawdę chce o czymkolwiek z nim rozmawiać.Może nie chciał mówićw obecności Chandy?45Nadchodząca trójka zrównała się z nimi tuż przed drzwiami wejściowymi domu.Nastąpiła formalność przedstawienia sobie nawzajem obecnych.Joe z uśmiechemprzesuwał oczyma po twarzach stojących, byli jeszcze najwyrazniej rozgrzani walkąna korcie.Gra w tak upalny dzień wymagała na pewno wielkiego wysiłku.A więc tobył profesor Snider.Reginald Snider, jeden z największych znawców sztuki dawnychIndii.Musiał mieć około pięćdziesiątki, ale wyglądał o wiele młodziej.A to, oczywiście,była jego córka.Zanim wymieniono nazwiska, Alex nie miał żadnych wątpliwości, któ-ra z młodych dziewcząt nazywa się Dorothy Snider.Była bardzo podobna do ojca: tasama pociągła, niezbyt piękna twarz, myślące, szare oczy i wysoki, imponujący u kobie-ty wzrost.A to Meryl Perry, młoda uczona.Była mniej więcej w wieku Karoliny.Możetrochę młodsza? Ile lat właściwie miała Karolina? Znali się już tak dawno.Wszedł ostatni po stopniach i mijając drzwi zatrzymał się nagle na ułamek sekundy.Oczywiście! Znał jedną z tych twarzy, widział ją już gdzieś przedtem.Ale gotów był daćgłowę, że nazwisko było inne.Jakie? Gdzie to było?.Potrząsnął głową. Musiało mi się chyba wydawać powiedział do siebie w duchu.Ale z przeszłościnadbiegały ostre, gwałtowne sygnały: Znam ją? Znam ją!A jednak było to przecież niemożliwe [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
. Cowley spróbował się uśmiechnąć,ale próba ta wypadła dość żałośnie. Na pewno zdążę.Jeszcze raz skłonił lekko głowę w kierunku Karoliny i wyminął ich.Po chwili znik-nął za zakrętem ścieżki. Zdaje się, że burza jeszcze nie minęła. Somerville roześmiał się. Karolino,czy zechcesz zabrać pana Alexa po południu na morze? Pogoda jest piękna, a chciał-bym, żebyście trochę odpoczęli oboje po podróży. Z przyjemnością dziewczyna spojrzała na Joego. Jeżeli tylko motorówka na-daje się do użytku a pan Alex zechce? Będę szczęśliwy.Pogoda jest jak wymarzona do kąpieli.O ile, oczywiście. urwał i spojrzał pytająco na Somerville a. Jeżeli o mnie chodzi, nie krępujcie się, moi mili.Po lunchu sypiam dwie go-dziny.Prawda, Chando? Niestety, stary mechanizm wymaga coraz więcej odpoczyn-ku.Czytałem gdzieś, że starzy ludzie potrzebują mniej snu! Absurd! Kiedy jest ciepłoi świeci słońce, oczy same mi się zamykają.Czy wiesz, Karolino dodał pogodnie żemarzę tylko o jednym, żeby umrzeć w taki upalny, słoneczny dzień we śnie, siedząc natarasie, z głową opartą wygodnie na poduszce, którą tylko Chanda i ty umiecie wsunąćtak, żeby nie łamała człowiekowi grzbietu.Odejść cicho, spokojnie i bez hałasu.To by-łoby najlepsze.W przeciwnym wypadku zatruję życie otoczeniu! Nienawidzę chorób! znowu roześmiał się.Alex spojrzał w prawo.Zcieżką, którą szedł poprzednio w stronę pawilonu, nadcho-dziły trzy osoby: dwie młode dziewczyny i mężczyzna.Wszyscy troje mieli w rękach ra-kiety tenisowe, a mężczyzna niósł siatkę z piłkami. Oto i nasz, jakże systematyczny, wszystkowiedzący profesor Snider z córką i przy-czyną sporów w tym domu, panną Meryl Perry! generał uniósł drżącą szczupłą rękęi pozdrowił nią z daleka nadchodzących.Kruchość jego ciała i niesłychana żywotnośćumysłu, zaczynały powoli fascynować Alexa.Dziewięćdziesiąt lat była to granica, któ-rą tak niewiele ludzi przekraczało.A jeśli udało się to komuś, sprawa bywała przeważ-nie żałosna.Tymczasem John Somerville zdawał się nie rezygnować z atrybutów sa-modzielnego istnienia, wszystko dostrzegał, ze wszystkiego wyciągał wnioski, i Joe za-czął być naprawdę ciekaw, jaka będzie najbliższa książka Somerville a.Lubił ludzi wa-lecznych, a waleczność tego starego człowieka niewiele miała wspólnego z opryskliwo-ścią i zrzędnością starego emerytowanego generała.I znowu odczuł, że rzeczywistośćtakże w tym wypadku daleko odbiegała od modelu, który sobie wytworzył w wyobraz-ni.Dziadek John był zupełnie innym człowiekiem niż osoba, którą był gotów spotkaći z którą gotów był rozmawiać o.Właśnie, o czym? Somerville nie dał na razie poznaćpo sobie, że naprawdę chce o czymkolwiek z nim rozmawiać.Może nie chciał mówićw obecności Chandy?45Nadchodząca trójka zrównała się z nimi tuż przed drzwiami wejściowymi domu.Nastąpiła formalność przedstawienia sobie nawzajem obecnych.Joe z uśmiechemprzesuwał oczyma po twarzach stojących, byli jeszcze najwyrazniej rozgrzani walkąna korcie.Gra w tak upalny dzień wymagała na pewno wielkiego wysiłku.A więc tobył profesor Snider.Reginald Snider, jeden z największych znawców sztuki dawnychIndii.Musiał mieć około pięćdziesiątki, ale wyglądał o wiele młodziej.A to, oczywiście,była jego córka.Zanim wymieniono nazwiska, Alex nie miał żadnych wątpliwości, któ-ra z młodych dziewcząt nazywa się Dorothy Snider.Była bardzo podobna do ojca: tasama pociągła, niezbyt piękna twarz, myślące, szare oczy i wysoki, imponujący u kobie-ty wzrost.A to Meryl Perry, młoda uczona.Była mniej więcej w wieku Karoliny.Możetrochę młodsza? Ile lat właściwie miała Karolina? Znali się już tak dawno.Wszedł ostatni po stopniach i mijając drzwi zatrzymał się nagle na ułamek sekundy.Oczywiście! Znał jedną z tych twarzy, widział ją już gdzieś przedtem.Ale gotów był daćgłowę, że nazwisko było inne.Jakie? Gdzie to było?.Potrząsnął głową. Musiało mi się chyba wydawać powiedział do siebie w duchu.Ale z przeszłościnadbiegały ostre, gwałtowne sygnały: Znam ją? Znam ją!A jednak było to przecież niemożliwe [ Pobierz całość w formacie PDF ]