[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie pisnąłem nikomu słówka.Dotyczy to śmierci biednego sir Karola.Zerwaliśmy się obaj z baronetem na równe nogi. Wiesz, co spowodowało jego śmierć? Nie, panie, tego nie wiem.84 A zatem cóż? Wiem, dlaczego był przy furtce o takiej póznej godzinie.Miał schadzkę z kobietą. Schadzkę z kobietą! On? Tak, panie. Nazwisko tej kobiety? Nie znam go, panie, znam tylko pierwsze litery jej imienia i nazwiska to L.L. A ty skąd wiesz o tym? Stryj pański otrzymał rankiem list.Odbierał zazwyczaj dużo listów, bo był człowiekiemdobroczynnym, znanym ze swego miłosierdzia i kto znajdował się w potrzebie od razu się doniego zwracał.Zdarzyło się jednak, że tego dnia przyszedł tylko jeden list, zatem zwróciłemna niego uwagę.Miał stempel pocztowy Coombe Traccy i był zaadresowany kobiecą ręką. No i cóż? Zapomniałem o tym i gdyby nie żona, nie byłbym sobie tego, szczegółu przypomniał.Przed kilku tygodniami, porządkując gabinet sir Karola, nietknięty od jego śmierci, znalazław głębi kominka ślady spalonego listu, widocznie podartego przed wyrzuceniem w ogień;ocalał wszakże jeden skrawek papieru, na którym można było odczytać litery, choć stały sięzupełnie szare, a papier poczerniał.Zdawało nam się, że był to dopisek do listu; zawierał tyl-ko te wyrazy: Zaklinam pana na honor dżentelmena, niech pan spali niniejszy list i przyjdziepod furtkę o godzinie dziesiątej wieczór Podpisany był L.L. Czy masz jeszcze ten niedopalony skrawek papieru? Nie, panie, zaledwie dotknęliśmy go, rozsypał się w proch. Czy sir Karol odbierał już wcześniej listy zaadresowane tym samym pismem? Nie zwracałem szczególnej uwagi na listy do sir Karola; nie byłbym i tego ostatniego za-uważył, gdyby nie zdarzyło się, że tego dnia żadne inne listy nie nadeszły. I nie masz pojęcia kto jest L.L.? Nie, panie.Ale sądzę, że gdyby udało nam się dojść nazwiska owej pani, dowiedzieliby-śmy się niejednego szczegółu o śmierci sir Karola. Nie rozumiem doprawdy, dlaczego dotychczas taiłeś tak ważną wiadomość? Bo widzi pan, zaraz potem spadło na nas to nieszczęście z Seldenem.Zresztą byliśmybardzo przywiązani do sir Karola, doznaliśmy od niego tylu dobrodziejstw.Wracanie do tejhistorii nie wskrzesiłoby naszego biednego pana, a tam, gdzie kobieta wchodzi w grę, należypostępować bardzo ostrożnie.Nawet najlepszy z nas. Mniemałeś, że to może zaszkodzić jego dobrej sławie? Zdawało mi się, panie, że z tego nic dobrego wyjść nie może.Teraz byłbym niewdzięcz-ny za tyle okazanej mi przez pana dobroci, gdybym panu nie powiedział, co wiem w tej smut-nej sprawie.85 Dobrze, możesz odejść.Gdy kamerdyner wyszedł, sir Henryk zwrócił się do mnie. No, doktorze Watsonie, co myślisz o tym nowym szczególe? Zdaje mi się, że jeszcze bardziej zaciemnia całą sprawę. I ja tak sądzę.Ale gdybyśmy mogli wyśledzić ową L.L., wyświetliłoby to wszystko.Chociaż i tak już coś mamy.Wiemy, że istnieje ktoś, kto zna okoliczności, jakie poprzedzałyśmierć sir Karola; gdybyśmy tylko mogli odnalezć tę kobietę! Jak pan myśli, co teraz począć? Przede wszystkim donieść o tym niezwłocznie Holmesowi.Szczegół ten będzie dlańkluczem do zagadki, nad której rozwiązaniem biedzi się jeszcze z pewnością.Ręczyłbymprawie, że, dowiedziawszy się o tym, przyjedzie do nas.Poszedłem niezwłocznie do siebie i skreśliłem raport o naszej rozmowie.Mój przyjacielbył widocznie bardzo zajęty ostatnimi czasy, bo otrzymywałem z Baker Street nieczęste ikrótkie liściki bez komentarzy do przysłanych przeze mnie wiadomości, ze wzmiankami za-ledwie o mojej misji.Niewątpliwie ta sprawa szantażu pochłania go całkowicie.Jednakże tennowy szczegół powinien stanowczo zwrócić jego uwagę i pobudzić na nowo zainteresowanienaszą sprawą.Chciałbym, żeby był tutaj.17 pazdziernika.Deszcz lał przez cały dzień jak z cebra, chłoszcząc liście bluszczu, wijącego się na murachzamku, i spływając po szybach.Mimo woli przyszedł mi na myśl zbiegły więzień, bez dachu,na ponurych moczarach, gdzie dął lodowaty wicher.Nieborak! Jakiekolwiek były jego prze-stępstwa, nie trzeba zapominać, że cierpiał już tyle, iż w części odpokutował za nie.A potemto wspomnienie wywołało inne twarz dostrzeżoną w dorożce, postać na szczycie skały.Czyi on ów nieznany opiekun, tajemniczy przyjaciel był również na dworze wśród tego poto-pu?Wieczorem otuliłem się w nieprzemakalny płaszcz i z głową pełną dręczących myśli cho-dziłem długo po moczarach.Deszcz smagał mnie po twarzy, wicher z przerazliwym świstemwpadał w uszy.Niechaj Bóg ma w swojej opiece tych, którzy wchodzą teraz na trzęsawisko,bo nawet twardy grunt staje się już mokradłem.Odnalazłem Czarny Szczyt, na którym dostrzegłem samotnego strażnika, i z tego wierz-chołka rozglądałem się po pustkowiu.Strumienie wody żłobiły koryto na rdzawej powierzch-ni równiny, a ciężkie, ołowiane chmury zawisły nisko nad krajobrazem, tworząc jakby szarywieniec dokoła fantastycznych pagórków.Na lewo w odległej kotlinie, na wpół ukryte we mgle, wznosiły się dwie smukłe wieżezamku Baskerville.Były to jedyne, dostrzegalne dla mnie oznaki życia ludzkiego, z wyjąt-86kiem owych przedhistorycznych jaskiń, gęsto rozsianych po stokach pagórków.Nigdzie aniśladu owego mężczyzny, którego widziałem pamiętnej nocy na tym samym miejscu.Wracając, spotkałem doktora Mortimera jadącego kamienistą Zcieżką wśród moczarów zodległego folwarku Foulmire.Doktor okazywał nam dużo życzliwości; prawie codziennie przyjeżdżał do zamku i z zaję-ciem dopytywał się o szczegóły naszego trybu życia.Nalegał, bym wsiadł do powoziku i od-wiózł mnie do domu.Na wstępie oznajmił mi, że jest bardzo zatroskany zniknięciem swegoulubionego wyżła.Pies poleciał na moczary i nie wrócił.Pocieszałem doktora jak mogłem,ale przypomniał mi się krzyk na trzęsawisku; zdaje mi się, że doktor nie ujrzy więcej swegowyżła. Ale, ale, doktorze rzekłem, trzęsąc się po kamienistej drodze przypuszczam, że małojest tutaj w kilkumilowym promieniu osób, których by doktor nie znał? Zdaje mi się, że znam chyba wszystkich. Czy może zatem doktor wymienić mi nazwisko i imię kobiety, zaczynające się od L.L.Doktor zamyślił się przez chwilę. Nie odparł. Jest tu wprawdzie trochę Cyganów i chłopów, których nazwisk nie znam;ale wśród rodzin dzierżawców i mieszczan nie ma ani jednej kobiety, która by miała takieinicjały.Chociaż, poczekaj no pan dodał po chwili. Jest Laura Lyons.Masz pan więcL.L.ale ona mieszka w Coombe Tracey [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Nie pisnąłem nikomu słówka.Dotyczy to śmierci biednego sir Karola.Zerwaliśmy się obaj z baronetem na równe nogi. Wiesz, co spowodowało jego śmierć? Nie, panie, tego nie wiem.84 A zatem cóż? Wiem, dlaczego był przy furtce o takiej póznej godzinie.Miał schadzkę z kobietą. Schadzkę z kobietą! On? Tak, panie. Nazwisko tej kobiety? Nie znam go, panie, znam tylko pierwsze litery jej imienia i nazwiska to L.L. A ty skąd wiesz o tym? Stryj pański otrzymał rankiem list.Odbierał zazwyczaj dużo listów, bo był człowiekiemdobroczynnym, znanym ze swego miłosierdzia i kto znajdował się w potrzebie od razu się doniego zwracał.Zdarzyło się jednak, że tego dnia przyszedł tylko jeden list, zatem zwróciłemna niego uwagę.Miał stempel pocztowy Coombe Traccy i był zaadresowany kobiecą ręką. No i cóż? Zapomniałem o tym i gdyby nie żona, nie byłbym sobie tego, szczegółu przypomniał.Przed kilku tygodniami, porządkując gabinet sir Karola, nietknięty od jego śmierci, znalazław głębi kominka ślady spalonego listu, widocznie podartego przed wyrzuceniem w ogień;ocalał wszakże jeden skrawek papieru, na którym można było odczytać litery, choć stały sięzupełnie szare, a papier poczerniał.Zdawało nam się, że był to dopisek do listu; zawierał tyl-ko te wyrazy: Zaklinam pana na honor dżentelmena, niech pan spali niniejszy list i przyjdziepod furtkę o godzinie dziesiątej wieczór Podpisany był L.L. Czy masz jeszcze ten niedopalony skrawek papieru? Nie, panie, zaledwie dotknęliśmy go, rozsypał się w proch. Czy sir Karol odbierał już wcześniej listy zaadresowane tym samym pismem? Nie zwracałem szczególnej uwagi na listy do sir Karola; nie byłbym i tego ostatniego za-uważył, gdyby nie zdarzyło się, że tego dnia żadne inne listy nie nadeszły. I nie masz pojęcia kto jest L.L.? Nie, panie.Ale sądzę, że gdyby udało nam się dojść nazwiska owej pani, dowiedzieliby-śmy się niejednego szczegółu o śmierci sir Karola. Nie rozumiem doprawdy, dlaczego dotychczas taiłeś tak ważną wiadomość? Bo widzi pan, zaraz potem spadło na nas to nieszczęście z Seldenem.Zresztą byliśmybardzo przywiązani do sir Karola, doznaliśmy od niego tylu dobrodziejstw.Wracanie do tejhistorii nie wskrzesiłoby naszego biednego pana, a tam, gdzie kobieta wchodzi w grę, należypostępować bardzo ostrożnie.Nawet najlepszy z nas. Mniemałeś, że to może zaszkodzić jego dobrej sławie? Zdawało mi się, panie, że z tego nic dobrego wyjść nie może.Teraz byłbym niewdzięcz-ny za tyle okazanej mi przez pana dobroci, gdybym panu nie powiedział, co wiem w tej smut-nej sprawie.85 Dobrze, możesz odejść.Gdy kamerdyner wyszedł, sir Henryk zwrócił się do mnie. No, doktorze Watsonie, co myślisz o tym nowym szczególe? Zdaje mi się, że jeszcze bardziej zaciemnia całą sprawę. I ja tak sądzę.Ale gdybyśmy mogli wyśledzić ową L.L., wyświetliłoby to wszystko.Chociaż i tak już coś mamy.Wiemy, że istnieje ktoś, kto zna okoliczności, jakie poprzedzałyśmierć sir Karola; gdybyśmy tylko mogli odnalezć tę kobietę! Jak pan myśli, co teraz począć? Przede wszystkim donieść o tym niezwłocznie Holmesowi.Szczegół ten będzie dlańkluczem do zagadki, nad której rozwiązaniem biedzi się jeszcze z pewnością.Ręczyłbymprawie, że, dowiedziawszy się o tym, przyjedzie do nas.Poszedłem niezwłocznie do siebie i skreśliłem raport o naszej rozmowie.Mój przyjacielbył widocznie bardzo zajęty ostatnimi czasy, bo otrzymywałem z Baker Street nieczęste ikrótkie liściki bez komentarzy do przysłanych przeze mnie wiadomości, ze wzmiankami za-ledwie o mojej misji.Niewątpliwie ta sprawa szantażu pochłania go całkowicie.Jednakże tennowy szczegół powinien stanowczo zwrócić jego uwagę i pobudzić na nowo zainteresowanienaszą sprawą.Chciałbym, żeby był tutaj.17 pazdziernika.Deszcz lał przez cały dzień jak z cebra, chłoszcząc liście bluszczu, wijącego się na murachzamku, i spływając po szybach.Mimo woli przyszedł mi na myśl zbiegły więzień, bez dachu,na ponurych moczarach, gdzie dął lodowaty wicher.Nieborak! Jakiekolwiek były jego prze-stępstwa, nie trzeba zapominać, że cierpiał już tyle, iż w części odpokutował za nie.A potemto wspomnienie wywołało inne twarz dostrzeżoną w dorożce, postać na szczycie skały.Czyi on ów nieznany opiekun, tajemniczy przyjaciel był również na dworze wśród tego poto-pu?Wieczorem otuliłem się w nieprzemakalny płaszcz i z głową pełną dręczących myśli cho-dziłem długo po moczarach.Deszcz smagał mnie po twarzy, wicher z przerazliwym świstemwpadał w uszy.Niechaj Bóg ma w swojej opiece tych, którzy wchodzą teraz na trzęsawisko,bo nawet twardy grunt staje się już mokradłem.Odnalazłem Czarny Szczyt, na którym dostrzegłem samotnego strażnika, i z tego wierz-chołka rozglądałem się po pustkowiu.Strumienie wody żłobiły koryto na rdzawej powierzch-ni równiny, a ciężkie, ołowiane chmury zawisły nisko nad krajobrazem, tworząc jakby szarywieniec dokoła fantastycznych pagórków.Na lewo w odległej kotlinie, na wpół ukryte we mgle, wznosiły się dwie smukłe wieżezamku Baskerville.Były to jedyne, dostrzegalne dla mnie oznaki życia ludzkiego, z wyjąt-86kiem owych przedhistorycznych jaskiń, gęsto rozsianych po stokach pagórków.Nigdzie aniśladu owego mężczyzny, którego widziałem pamiętnej nocy na tym samym miejscu.Wracając, spotkałem doktora Mortimera jadącego kamienistą Zcieżką wśród moczarów zodległego folwarku Foulmire.Doktor okazywał nam dużo życzliwości; prawie codziennie przyjeżdżał do zamku i z zaję-ciem dopytywał się o szczegóły naszego trybu życia.Nalegał, bym wsiadł do powoziku i od-wiózł mnie do domu.Na wstępie oznajmił mi, że jest bardzo zatroskany zniknięciem swegoulubionego wyżła.Pies poleciał na moczary i nie wrócił.Pocieszałem doktora jak mogłem,ale przypomniał mi się krzyk na trzęsawisku; zdaje mi się, że doktor nie ujrzy więcej swegowyżła. Ale, ale, doktorze rzekłem, trzęsąc się po kamienistej drodze przypuszczam, że małojest tutaj w kilkumilowym promieniu osób, których by doktor nie znał? Zdaje mi się, że znam chyba wszystkich. Czy może zatem doktor wymienić mi nazwisko i imię kobiety, zaczynające się od L.L.Doktor zamyślił się przez chwilę. Nie odparł. Jest tu wprawdzie trochę Cyganów i chłopów, których nazwisk nie znam;ale wśród rodzin dzierżawców i mieszczan nie ma ani jednej kobiety, która by miała takieinicjały.Chociaż, poczekaj no pan dodał po chwili. Jest Laura Lyons.Masz pan więcL.L.ale ona mieszka w Coombe Tracey [ Pobierz całość w formacie PDF ]