[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zakładam, że przekazałeś naszemu chemikowiodpowiednie instrukcje.- Oczywiście.Tylko nie jestem pewien, czy zdążył je za-uważyć.Był trochę.zajęty - Przypomniała mu się nocna wyprawai, zadowolony z siebie, znów zachichotał.- Zauważy - odrzekł chłodno Pilgrim.- Daj mi znać, jeślinie zareaguje jak trzeba.Tymczasem skontaktuj się z Mike'emTheissem i powiedz mu, że wkrótce będziemy potrzebowali dużegowsparcia finansowego.Już pora.Niewykluczone, że z tobą teżzechce porozmawiać.Jeśli tak, spróbuj go przekonać.- Będzie trząsł portkami - przewidywał Raynee.- Po zeszłymtygodniu ci jego bankierzy mają pietra.- Przypomnimy mu, że zostało bardzo niewiele czasu.Jeślinadal chcą czerpać wysokie zyski ze swoich inwestycji, będąmusieli wybierać.I to teraz, natychmiast.- A jeśli nie zechcą wejść w układ? - spytał ostrożnieTęcza.- Wtedy wywrzemy na nich odpowiedni nacisk - odrzekł Pilgrimlodowatym głosem.- Theiss powinien już chyba rozumieć, żezostało mu tylko jedno wyjście.On i jego przyjaciele nie mająwyboru.Za kwadrans dziewiąta w luksusowym apartamencie Jake'aLocotty rozdzwonił się telefon.Po czwartym dzwonku szefmafii narkotykowej usiadł ciężko na łóżku i sięgnął doprzełączników na prostopadłościennej skrzyneczce pod aparatem.Wciśnięciem jednego z guziczków uruchomił urządzenie szyfrujące iodczekał, aż modrooka blondynka zniknie za drzwiami przestronnejłazienki przylegającej do sypialni.Zaczął rozmowę dopiero wtedykiedy dobiegł go przytłumiony odgłos lejącej się wody.- Locotta.- Jake? Mówi Al.Przepraszam, że tak wcześnie cię obudziłem.- Nie ma sprawy - warknął Locotta poirytowany szumemelektronicznego urządzenia szyfrującego, sterowanego przezkomputer.Nienawidził tego "skurwysyńskiego pudła", jak jenazywał, lecz jednocześnie potrafił docenić jego użyteczność.Przy stu siedemdziesięciu miliardach możliwych kodów szyfrującychobawa przed podsłuchem ze strony federalnych organów śledczychodeszła w przeszłość.Przynajmniej taką miał nadzieję.- Co siędzieje, Rosey?- Chodzą słuchy, że zródło tego nowego towaru jest gdzieś naterenie podlegającym Generałowi.- Taaa? A co ma do powiedzenia Pilgrim?- W dalszym ciągu nie mogę się z nim skontaktować.Za tosłyszałem interesującą plotkę.Gadają, że Generał postanowiłzadziałać na własną rękę.- Chcesz powiedzieć, że ten pieprzony jednogwiazdkowywazeliniarz miał odwagę wystąpić przeciwko Pilgrimowi? Locottawybuchnął gardłowym śmiechem.- Nie wciskaj mi kitu, Rosey.Gdybyten grubodupiec wyciął taki numer Pilgrim rozszarpałby gowłasnymi rękami.Albo nasłałby na niego tego obłąkanegoczarnucha.- Tak, wiem, ale mimo to z kimkolwiek nie rozmawiałem,wszyscy twierdzili, że Pilgrim zniknął jak kamfora.Nikt goostatnio nie widział.- Powiedz jego ludziom, że ma do mnie zadzwonić.Daję muczas do jutra, do dziesiątej rano - rozkazał spokojnie Locotta.-Jeśli nie zadzwoni, dam wolną rękę Tassiowi.Tassio wyciśnie zPilgrima co trzeba.Powiedz im to, Rosey.I miej oczy otwarte,rozumiesz? Chcę odpowiedzi na kilka pytań.- Trzasnął słuchawką, a prostopadłościenna skrzyneczka urzą-dzenia szyfrującego zaprotestowała nerwowym piśnięciem.Profesora Isaaca obudziło dziwne, bardzo bliskie i silniepromieniujące ciepło.Nie potrafił go sobie z niczym skojarzyć,lecz jednocześnie czuł - dlaczego? tego nie wiedział - że jest tociepło rozkosznie znajome i zmysłowe.Możliwe, że nawet zakazane,choć nie miał zielonego pojęcia dlaczego.Kiedy dryfował leniwie na falach podświadomości, rozbudzonaczęść mózgu próbowała ułożyć napływające bodzce w jakiśrozpoznawalny wzór.Nagle zródło promieniującego ciepła leciutkodrgnęło, a nogi, pośladki i plecy kogoś, kto leżał tuż obok,przesunęły się wzdłuż "łyżeczki" utworzonej przez uda, pachwiny ibrzuch profesora.W tej samej chwili impulsy napływające do mózguwywołały w nim serię ulotnych erotycznych obrazówprzedstawiających.Nichole?Isaac wzmógł nacisk na lewą dłoń - zrobił to nader łagodniei ostrożnie - natychmiast ją uniósł i przesunął do góry.Muskającmięciutką gorącą skórę, wędrował ręką tam i z powrotem, pieszczącdelikatny łuk brzucha, wystające żebra, wklęśnięty mostek iniewiarogodnie jędrną i krągłą.Wolno, wolniutko położył dłoń na niewielkiej, cudowniegładkiej piersi, czując uległą i zmieniającą się miękkość broda-wki.Nichole Faysonnt cichutko jęknęła.Czując, jak pod wpływemłagodnego i miarowego nacisku dłoni fascynująca sutka zaczynapowoli twardnieć, profesor Isaac uświadomił sobie - podobnie jakbudząca się Nichole - że komórki jamiste jego ciała żyjąnajwyrazniej własnym życiem i są całkowicie niezależne od jegowoli.Przez następne siedem czy osiem minut dwoje naukowców- mistrz i uczennica - spoczywali na grubym, sprężystymmateracu, nie wypowiadając ani słowa.Leżeli w absolutnymbezruchu, ponieważ żadne z nich nie chciało powstrzymać falistale rosnącego pożądania.0Ranek.W pokoju robiło się coraz cieplej.Stykające sięczęści ich ciał pokryła cieniutka warstwa potu.Ręka Isaacaruszyła bezwiednie w dół, jeszcze mocniej podrażniając wzwie-dzioną sutkę, i wtedy Nichole nie wytrzymała.Jęknęła głośno iulegle i obróciła się twarzą do niego.- Nie - szepnęła błagalnie, potrząsając długimi ciemnymiwłosami, które opadły na jej zaróżowione policzki.Chciał ją objąć, ale mu nie pozwoliła.- Nie, ja sama.Wciągnąwszy głęboko powietrze, legła okrakiem na podbrzuszuIsaaca i ledwo powstrzymując okrzyk rozkoszy, z oczami utkwionymiw jego oczach, podparła się rękami i wyprostowała.- Nie, nie ruszaj się! - szepnęła wnikając spojrzeniem wkochanka i próbując zapanować nad własnym ciałem.Nie chciałarunąć w otchłań nieuniknionego spełnienia, jeszcze nie, nieteraz, więc znieruchomiała nad nim, a ich ciała, mocno złączonelędzwiami, utworzyły kąt prosty.- Nie, proszę, pozwól mi.Lecz ręce Isaaca już odnalazły jej nabrzmiałe piersi, już jepieściły rozpalając.- Tak.- Uległa, przymknęła oczy, załkała jak dziecko, ajej niedoświadczone ciało wygięło się w łuk i zadrżało.płomień, który.- Tak, tak.Nie przerywaj! Nie przerywaj! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Zakładam, że przekazałeś naszemu chemikowiodpowiednie instrukcje.- Oczywiście.Tylko nie jestem pewien, czy zdążył je za-uważyć.Był trochę.zajęty - Przypomniała mu się nocna wyprawai, zadowolony z siebie, znów zachichotał.- Zauważy - odrzekł chłodno Pilgrim.- Daj mi znać, jeślinie zareaguje jak trzeba.Tymczasem skontaktuj się z Mike'emTheissem i powiedz mu, że wkrótce będziemy potrzebowali dużegowsparcia finansowego.Już pora.Niewykluczone, że z tobą teżzechce porozmawiać.Jeśli tak, spróbuj go przekonać.- Będzie trząsł portkami - przewidywał Raynee.- Po zeszłymtygodniu ci jego bankierzy mają pietra.- Przypomnimy mu, że zostało bardzo niewiele czasu.Jeślinadal chcą czerpać wysokie zyski ze swoich inwestycji, będąmusieli wybierać.I to teraz, natychmiast.- A jeśli nie zechcą wejść w układ? - spytał ostrożnieTęcza.- Wtedy wywrzemy na nich odpowiedni nacisk - odrzekł Pilgrimlodowatym głosem.- Theiss powinien już chyba rozumieć, żezostało mu tylko jedno wyjście.On i jego przyjaciele nie mająwyboru.Za kwadrans dziewiąta w luksusowym apartamencie Jake'aLocotty rozdzwonił się telefon.Po czwartym dzwonku szefmafii narkotykowej usiadł ciężko na łóżku i sięgnął doprzełączników na prostopadłościennej skrzyneczce pod aparatem.Wciśnięciem jednego z guziczków uruchomił urządzenie szyfrujące iodczekał, aż modrooka blondynka zniknie za drzwiami przestronnejłazienki przylegającej do sypialni.Zaczął rozmowę dopiero wtedykiedy dobiegł go przytłumiony odgłos lejącej się wody.- Locotta.- Jake? Mówi Al.Przepraszam, że tak wcześnie cię obudziłem.- Nie ma sprawy - warknął Locotta poirytowany szumemelektronicznego urządzenia szyfrującego, sterowanego przezkomputer.Nienawidził tego "skurwysyńskiego pudła", jak jenazywał, lecz jednocześnie potrafił docenić jego użyteczność.Przy stu siedemdziesięciu miliardach możliwych kodów szyfrującychobawa przed podsłuchem ze strony federalnych organów śledczychodeszła w przeszłość.Przynajmniej taką miał nadzieję.- Co siędzieje, Rosey?- Chodzą słuchy, że zródło tego nowego towaru jest gdzieś naterenie podlegającym Generałowi.- Taaa? A co ma do powiedzenia Pilgrim?- W dalszym ciągu nie mogę się z nim skontaktować.Za tosłyszałem interesującą plotkę.Gadają, że Generał postanowiłzadziałać na własną rękę.- Chcesz powiedzieć, że ten pieprzony jednogwiazdkowywazeliniarz miał odwagę wystąpić przeciwko Pilgrimowi? Locottawybuchnął gardłowym śmiechem.- Nie wciskaj mi kitu, Rosey.Gdybyten grubodupiec wyciął taki numer Pilgrim rozszarpałby gowłasnymi rękami.Albo nasłałby na niego tego obłąkanegoczarnucha.- Tak, wiem, ale mimo to z kimkolwiek nie rozmawiałem,wszyscy twierdzili, że Pilgrim zniknął jak kamfora.Nikt goostatnio nie widział.- Powiedz jego ludziom, że ma do mnie zadzwonić.Daję muczas do jutra, do dziesiątej rano - rozkazał spokojnie Locotta.-Jeśli nie zadzwoni, dam wolną rękę Tassiowi.Tassio wyciśnie zPilgrima co trzeba.Powiedz im to, Rosey.I miej oczy otwarte,rozumiesz? Chcę odpowiedzi na kilka pytań.- Trzasnął słuchawką, a prostopadłościenna skrzyneczka urzą-dzenia szyfrującego zaprotestowała nerwowym piśnięciem.Profesora Isaaca obudziło dziwne, bardzo bliskie i silniepromieniujące ciepło.Nie potrafił go sobie z niczym skojarzyć,lecz jednocześnie czuł - dlaczego? tego nie wiedział - że jest tociepło rozkosznie znajome i zmysłowe.Możliwe, że nawet zakazane,choć nie miał zielonego pojęcia dlaczego.Kiedy dryfował leniwie na falach podświadomości, rozbudzonaczęść mózgu próbowała ułożyć napływające bodzce w jakiśrozpoznawalny wzór.Nagle zródło promieniującego ciepła leciutkodrgnęło, a nogi, pośladki i plecy kogoś, kto leżał tuż obok,przesunęły się wzdłuż "łyżeczki" utworzonej przez uda, pachwiny ibrzuch profesora.W tej samej chwili impulsy napływające do mózguwywołały w nim serię ulotnych erotycznych obrazówprzedstawiających.Nichole?Isaac wzmógł nacisk na lewą dłoń - zrobił to nader łagodniei ostrożnie - natychmiast ją uniósł i przesunął do góry.Muskającmięciutką gorącą skórę, wędrował ręką tam i z powrotem, pieszczącdelikatny łuk brzucha, wystające żebra, wklęśnięty mostek iniewiarogodnie jędrną i krągłą.Wolno, wolniutko położył dłoń na niewielkiej, cudowniegładkiej piersi, czując uległą i zmieniającą się miękkość broda-wki.Nichole Faysonnt cichutko jęknęła.Czując, jak pod wpływemłagodnego i miarowego nacisku dłoni fascynująca sutka zaczynapowoli twardnieć, profesor Isaac uświadomił sobie - podobnie jakbudząca się Nichole - że komórki jamiste jego ciała żyjąnajwyrazniej własnym życiem i są całkowicie niezależne od jegowoli.Przez następne siedem czy osiem minut dwoje naukowców- mistrz i uczennica - spoczywali na grubym, sprężystymmateracu, nie wypowiadając ani słowa.Leżeli w absolutnymbezruchu, ponieważ żadne z nich nie chciało powstrzymać falistale rosnącego pożądania.0Ranek.W pokoju robiło się coraz cieplej.Stykające sięczęści ich ciał pokryła cieniutka warstwa potu.Ręka Isaacaruszyła bezwiednie w dół, jeszcze mocniej podrażniając wzwie-dzioną sutkę, i wtedy Nichole nie wytrzymała.Jęknęła głośno iulegle i obróciła się twarzą do niego.- Nie - szepnęła błagalnie, potrząsając długimi ciemnymiwłosami, które opadły na jej zaróżowione policzki.Chciał ją objąć, ale mu nie pozwoliła.- Nie, ja sama.Wciągnąwszy głęboko powietrze, legła okrakiem na podbrzuszuIsaaca i ledwo powstrzymując okrzyk rozkoszy, z oczami utkwionymiw jego oczach, podparła się rękami i wyprostowała.- Nie, nie ruszaj się! - szepnęła wnikając spojrzeniem wkochanka i próbując zapanować nad własnym ciałem.Nie chciałarunąć w otchłań nieuniknionego spełnienia, jeszcze nie, nieteraz, więc znieruchomiała nad nim, a ich ciała, mocno złączonelędzwiami, utworzyły kąt prosty.- Nie, proszę, pozwól mi.Lecz ręce Isaaca już odnalazły jej nabrzmiałe piersi, już jepieściły rozpalając.- Tak.- Uległa, przymknęła oczy, załkała jak dziecko, ajej niedoświadczone ciało wygięło się w łuk i zadrżało.płomień, który.- Tak, tak.Nie przerywaj! Nie przerywaj! [ Pobierz całość w formacie PDF ]