[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kenzie, posłuchaj mnie! - W głosie Hannesa słychać było nalega-nie.Gwałtownie wyciągnął rękę przez stół i ujął jej dłoń.Tak mocno ści-snął jej palce, aż poczuła ból.- Ten świat to okropne miejsce! Bez wzglę-du na to, jak odizolowane życie się prowadzi czy też jakie się ma poczu-cie bezpieczeństwa, wszystko to złudzenie.Przemoc zawsze skrada siętuż obok.Może dać o sobie znać wszędzie, o każdej porze.Nigdy o tymnie zapominaj!Kenzie wzdrygnęła się; była to mimowolna reakcja na nagłe uczuciestrachu.Jej dobre samopoczucie nagle znikło.Jednak ten melodrama-tyczny zwrot w ich rozmowie wydał jej się równie intrygujący, co wzbu-dzający lęk.Pragnęłabym zrozumieć, co dokładnie próbuje mi powiedzieć, pomy-ślała, ale nie chciała wydać się wścibska.Muszę być cierpliwa.Powie mio tym, kiedy będzie gotów.Wyczuwając niepokój dziewczyny, Hannes puścił jej rękę.- Przepraszam, Kenzie, nie chciałem być melodramatyczny.Skinęła głową.- Wytłumaczę ci wszystko, wtedy zrozumiesz.Uważam, że jestem cito winny.- Urwał i zmarszczył czoło.- Oczywiście zdajesz sobie sprawę ztego, że nie zawsze byłem taki cyniczny i pełen rezerwy.Kiedyś dowszystkiego podchodziłem beztrosko, z całym zapałem cechującym mło-dość - i naprawdę wierzyłem, że jesteśmy panami własnego losu.Kenzie uniosła kieliszek i wypiła trochę wina.Gwar rozmów w tletworzył przyjemną zasłonę, dając poczucie intymności.- Studiowałem nauki polityczne w Oksfordzie - mówił dalej Hannes -a potem w Yale.Gdy uzyskałem dyplom, mój ojciec wykorzystał swe zna-jomości i zostałem zatrudniony w ambasadzie Finlandii w Paryżu.Współpracowałem blisko z naszym ambasadorem i wkrótce też bar-dzo się zaprzyjazniłem z jego rodziną.W tych warunkach nieuchronniemusiało dojść do tego, że zakochałem się w jego córce.Miała na imięHelena.Zaręczyliśmy się po krótkim czasie.Kenzie poczuła irracjonalne ukłucie zazdrości.- Czy była ładna?- Helena? - Hannes westchnął, zamknął oczy i wolno skinął głową.-O, tak.Była.niezwykle piękna.- W takim razie co.?- Przeznaczenie! - odpowiedział gorzko.Zacisnął rękę w pięść takmocno, że aż mu pobielały kostki.- Boże, jak ja.- Urwał w połowiezdania i zagryzł wargi, nie będąc w stanie dalej mówić.Nie ulegało wątpliwości, że bardzo cierpi.Mimo całej pewności siebiei męskiej siły, nie potrafił dłużej ukrywać głębokiej, niezabliznionej rany.Oczy zrobiły mu się wilgotne i Kenzie wiedziała, że jest bliski łez.Potemszybko odwrócił wzrok, ale zdążyła dostrzec na jego twarzy jeszcze coś.jeszcze coś, poza bólem.Wstrząśnięta uświadomiła sobie, co to było: kipiąca, niebezpiecznietłumiona w środku pasja i potężny gniew.Jakie cierpienie mogło doprowadzić do takich emocji?Wyciągnęła dłonie przez stół i delikatnie, czule objęła zaciśniętą,drżącą pięść mężczyzny.Pod wpływem jej dotyku przestał dygotać.- Hans - odezwała się zachrypniętym głosem.- Proszę, nie dręcz siętak.To naprawdę niepotrzebne.Zwrócił do niej twarz wykrzywioną bólem.- Mylisz się, to konieczne - powiedział przez ściśnięte gardło.- Maszprawo o tym wiedzieć!Kenzie wytrzymała j ego wzrok.- Decyzję pozostawiam tobie.Ale nie chciałabym być wścibska.- To był napad - głupi, bandycki napad! - powiedział gorzko.- Sie-dem lat, trzy miesiące i dwanaście dni temu.W dniu naszego ślubu! Awszystko dlatego, że Helena i moi rodzice znalezli się w nieodpowiednimmiejscu w nieodpowiedniej chwili!- Och, Hans! - szepnęła Kenzie.- Stało się to, jakby takie rzeczy zwyczajnie się zdarzały.- Głos musię załamał; ze złością potrząsnął głową, z ust wyrwał mu się szloch, któ-ry uderzył Kenzie jak bat.Mężczyzna przesunął ręką po włosach, a po-tem pochylił się i opuścił głowę, jakby szukał skazy na białym obrusie.-Byli.Chryste, byli w drodze do kościoła.wstąpili do banku po naszyj-nik, trzymany w skrytce, naszyjnik, który tradycyjnie nosiły panny mło-de w naszej rodzinie.- Hannes głośno przełknął ślinę; policzek drgnąłmu nerwowo.- Naszyjnik, Kenzie! Potrafisz to sobie wyobrazić? Zginęliprzez.przez błyskotkę!- Mój Boże! Ale jak.?- Złodzieje.uzbrojeni bandyci.- Mówił tak cicho, że ledwo go sły-szała.Musiała się pochylić i wytężyć słuch.-.wychodzący ze skarbca.Ojciec, matka i Helena natknęli się nazłodziei, zaskoczyli ich.Kenzie z narastającym przerażeniem słuchała opowieści.- Wszyscy troje zostali zabici z zimną krwią.Ojciec.matka.Hele-na.- Wymawiając te słowa, Hannes złapał krawędz stołu obydwiemaszczupłymi dłońmi.- Jaki wyrok.- %7ładen! - szepnął.- Do dziś sprawa pozostała niewyjaśniona.Kenzie się wzdrygnęła, nie mogąc w to uwierzyć.Nie mieściło jej się wgłowie, że ktoś może zamordować człowieka i ujść bezkarnie.Pomyślała:od dzieciństwa nam powtarzają, że przestępców się łapie i karze - tak jakto oglądamy w kinie albo w telewizji.Ale prawdziwe życie jest inne.Prawdziwe życie jest wstrętne, brutalne i niesprawiedliwe.Hannes wolno podniósł wzrok.W kącikach jego oczu dostrzegła po-wstrzymywane łzy.- To jest gorsze, Kenzie.- powiedział -.znacznie gorsze niż cokol-wiek, co potrafisz sobie wyobrazić.- Ale jak.jak sobie z tym poradziłeś.?- W jedyny możliwy sposób.- Westchnął i wzruszył ramionami.-Odnalezienie zabójców stało się moją obsesją.Chciałem, żeby ponieślikarę - i to pragnienie trzymało mnie przy życiu.- Po chwili cicho dodał: -Nadal mnie trzyma.- Nawet po tylu latach?- Tak.- Skinął głową.-.Szczególnie po tylu latach.- Jego wzrokznów stał się taki, jak zwykle.- A więc masz wytłumaczenie.Oto, dlacze-go poświęciłem życie utrzymywaniu porządku publicznego.Chociaż mu-szę przyznać.- Uśmiechnął się krzywo.-.że wyobrażałem sobie, iżbędę tropił zabójców, a nie złodziei dzieł sztuki.- Więc jak do tego doszło?- Decyzję podjęli za mnie moi przełożeni.Tak czy inaczej, dobrze sięstało.Zdaje się, że mam do tego szczególne predyspozycje.Ale dosyć otym - burknął i machnął ręką.- Nie zaprosiłem cię na obiad, by obarczaćcię moimi problemami.A więc zamówimy coś?Kenzie zaczęła czytać menu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Kenzie, posłuchaj mnie! - W głosie Hannesa słychać było nalega-nie.Gwałtownie wyciągnął rękę przez stół i ujął jej dłoń.Tak mocno ści-snął jej palce, aż poczuła ból.- Ten świat to okropne miejsce! Bez wzglę-du na to, jak odizolowane życie się prowadzi czy też jakie się ma poczu-cie bezpieczeństwa, wszystko to złudzenie.Przemoc zawsze skrada siętuż obok.Może dać o sobie znać wszędzie, o każdej porze.Nigdy o tymnie zapominaj!Kenzie wzdrygnęła się; była to mimowolna reakcja na nagłe uczuciestrachu.Jej dobre samopoczucie nagle znikło.Jednak ten melodrama-tyczny zwrot w ich rozmowie wydał jej się równie intrygujący, co wzbu-dzający lęk.Pragnęłabym zrozumieć, co dokładnie próbuje mi powiedzieć, pomy-ślała, ale nie chciała wydać się wścibska.Muszę być cierpliwa.Powie mio tym, kiedy będzie gotów.Wyczuwając niepokój dziewczyny, Hannes puścił jej rękę.- Przepraszam, Kenzie, nie chciałem być melodramatyczny.Skinęła głową.- Wytłumaczę ci wszystko, wtedy zrozumiesz.Uważam, że jestem cito winny.- Urwał i zmarszczył czoło.- Oczywiście zdajesz sobie sprawę ztego, że nie zawsze byłem taki cyniczny i pełen rezerwy.Kiedyś dowszystkiego podchodziłem beztrosko, z całym zapałem cechującym mło-dość - i naprawdę wierzyłem, że jesteśmy panami własnego losu.Kenzie uniosła kieliszek i wypiła trochę wina.Gwar rozmów w tletworzył przyjemną zasłonę, dając poczucie intymności.- Studiowałem nauki polityczne w Oksfordzie - mówił dalej Hannes -a potem w Yale.Gdy uzyskałem dyplom, mój ojciec wykorzystał swe zna-jomości i zostałem zatrudniony w ambasadzie Finlandii w Paryżu.Współpracowałem blisko z naszym ambasadorem i wkrótce też bar-dzo się zaprzyjazniłem z jego rodziną.W tych warunkach nieuchronniemusiało dojść do tego, że zakochałem się w jego córce.Miała na imięHelena.Zaręczyliśmy się po krótkim czasie.Kenzie poczuła irracjonalne ukłucie zazdrości.- Czy była ładna?- Helena? - Hannes westchnął, zamknął oczy i wolno skinął głową.-O, tak.Była.niezwykle piękna.- W takim razie co.?- Przeznaczenie! - odpowiedział gorzko.Zacisnął rękę w pięść takmocno, że aż mu pobielały kostki.- Boże, jak ja.- Urwał w połowiezdania i zagryzł wargi, nie będąc w stanie dalej mówić.Nie ulegało wątpliwości, że bardzo cierpi.Mimo całej pewności siebiei męskiej siły, nie potrafił dłużej ukrywać głębokiej, niezabliznionej rany.Oczy zrobiły mu się wilgotne i Kenzie wiedziała, że jest bliski łez.Potemszybko odwrócił wzrok, ale zdążyła dostrzec na jego twarzy jeszcze coś.jeszcze coś, poza bólem.Wstrząśnięta uświadomiła sobie, co to było: kipiąca, niebezpiecznietłumiona w środku pasja i potężny gniew.Jakie cierpienie mogło doprowadzić do takich emocji?Wyciągnęła dłonie przez stół i delikatnie, czule objęła zaciśniętą,drżącą pięść mężczyzny.Pod wpływem jej dotyku przestał dygotać.- Hans - odezwała się zachrypniętym głosem.- Proszę, nie dręcz siętak.To naprawdę niepotrzebne.Zwrócił do niej twarz wykrzywioną bólem.- Mylisz się, to konieczne - powiedział przez ściśnięte gardło.- Maszprawo o tym wiedzieć!Kenzie wytrzymała j ego wzrok.- Decyzję pozostawiam tobie.Ale nie chciałabym być wścibska.- To był napad - głupi, bandycki napad! - powiedział gorzko.- Sie-dem lat, trzy miesiące i dwanaście dni temu.W dniu naszego ślubu! Awszystko dlatego, że Helena i moi rodzice znalezli się w nieodpowiednimmiejscu w nieodpowiedniej chwili!- Och, Hans! - szepnęła Kenzie.- Stało się to, jakby takie rzeczy zwyczajnie się zdarzały.- Głos musię załamał; ze złością potrząsnął głową, z ust wyrwał mu się szloch, któ-ry uderzył Kenzie jak bat.Mężczyzna przesunął ręką po włosach, a po-tem pochylił się i opuścił głowę, jakby szukał skazy na białym obrusie.-Byli.Chryste, byli w drodze do kościoła.wstąpili do banku po naszyj-nik, trzymany w skrytce, naszyjnik, który tradycyjnie nosiły panny mło-de w naszej rodzinie.- Hannes głośno przełknął ślinę; policzek drgnąłmu nerwowo.- Naszyjnik, Kenzie! Potrafisz to sobie wyobrazić? Zginęliprzez.przez błyskotkę!- Mój Boże! Ale jak.?- Złodzieje.uzbrojeni bandyci.- Mówił tak cicho, że ledwo go sły-szała.Musiała się pochylić i wytężyć słuch.-.wychodzący ze skarbca.Ojciec, matka i Helena natknęli się nazłodziei, zaskoczyli ich.Kenzie z narastającym przerażeniem słuchała opowieści.- Wszyscy troje zostali zabici z zimną krwią.Ojciec.matka.Hele-na.- Wymawiając te słowa, Hannes złapał krawędz stołu obydwiemaszczupłymi dłońmi.- Jaki wyrok.- %7ładen! - szepnął.- Do dziś sprawa pozostała niewyjaśniona.Kenzie się wzdrygnęła, nie mogąc w to uwierzyć.Nie mieściło jej się wgłowie, że ktoś może zamordować człowieka i ujść bezkarnie.Pomyślała:od dzieciństwa nam powtarzają, że przestępców się łapie i karze - tak jakto oglądamy w kinie albo w telewizji.Ale prawdziwe życie jest inne.Prawdziwe życie jest wstrętne, brutalne i niesprawiedliwe.Hannes wolno podniósł wzrok.W kącikach jego oczu dostrzegła po-wstrzymywane łzy.- To jest gorsze, Kenzie.- powiedział -.znacznie gorsze niż cokol-wiek, co potrafisz sobie wyobrazić.- Ale jak.jak sobie z tym poradziłeś.?- W jedyny możliwy sposób.- Westchnął i wzruszył ramionami.-Odnalezienie zabójców stało się moją obsesją.Chciałem, żeby ponieślikarę - i to pragnienie trzymało mnie przy życiu.- Po chwili cicho dodał: -Nadal mnie trzyma.- Nawet po tylu latach?- Tak.- Skinął głową.-.Szczególnie po tylu latach.- Jego wzrokznów stał się taki, jak zwykle.- A więc masz wytłumaczenie.Oto, dlacze-go poświęciłem życie utrzymywaniu porządku publicznego.Chociaż mu-szę przyznać.- Uśmiechnął się krzywo.-.że wyobrażałem sobie, iżbędę tropił zabójców, a nie złodziei dzieł sztuki.- Więc jak do tego doszło?- Decyzję podjęli za mnie moi przełożeni.Tak czy inaczej, dobrze sięstało.Zdaje się, że mam do tego szczególne predyspozycje.Ale dosyć otym - burknął i machnął ręką.- Nie zaprosiłem cię na obiad, by obarczaćcię moimi problemami.A więc zamówimy coś?Kenzie zaczęła czytać menu [ Pobierz całość w formacie PDF ]