[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Byłem chyba.przestraszony ciągnął Geary. Ale równocześnie przejęty.Dojechali do betonowego mostu, przez który przelała się woda.Uformowało się tuczarne jezioro i wzniosło ponad poziom drogi.Geary pochylił się mocno.Wodne pió-ropusze, odbijające światła reflektorów, rozpostarły się po obu stronach w wielkie, białeskrzydła. Nigdy nie widziałem stygmatów kontynuował Geary, kiedy wydostali się z za-lanego terenu chociaż słyszałem o tym zjawisku.Podwinąłem ci koszulę.spojrza-łem na twój bok.i znalazłem zaognioną bliznę po ranie, jaką może zadać włócznia.Wypadki ostatnich miesięcy były tak pełne niespodzianek i niezwykłości, że wrażli-wość Jima na cuda wciąż malała.Ale opowieść księdza przerosła wszystko, wstrząsnęłanim, mrowie go przeszło.Głos Geary ego opadł prawie do szeptu. Zanim zaniosłem cię na plebanię i położyłem do łóżka, te znaki zniknęły.Alewiem, że nie były tylko tworem mojej wyobrazni.Widziałem je, były prawdziwe i wiem,że jest w tobie coś wyjątkowego.Pioruny rozpłynęły się dawno, czarne niebo nie nosiło już jasnych, ostrych naszyj-ników z elektryczności.Deszcz również zaczął słabnąć i ojciec Geary mógł zmniejszyćszybkość pracy wycieraczek, a równocześnie zwiększyć prędkość toyoty.54Przez moment żaden z nich nie wiedział, co ma powiedzieć.W końcu ksiądz chrząk-nął. Czy widziałeś u siebie poprzednio te stygmaty? Nie.Przynajmniej nic o tym nie wiem.Dopiero teraz się dowiaduję. Nie zauważyłeś tych znaków na rękach, zanim zemdlałeś przy ołtarzu? Nie. Ale to nie jest jedyna niezwykła rzecz, jaka zdarzyła ci się ostatnio.Cichy śmiech, jaki wyrwał mu się z gardła, był raczej owocem gorzkiej ironii niż roz-bawienia. Na pewno nie jedyna. Chcesz mi o tym opowiedzieć? Tak, ale nie mogę odrzekł Jim po chwili zastanowienia. Jestem księdzem.Potrafię dochować każdego sekretu.Nawet policja nie ma nademną władzy. Ależ ufam ci, ojcze.I niespecjalnie przejmuję się policją. Więc? Gdybym ci powiedział.zjawi się nieprzyjaciel rzekł Jim i poczuł niepokój, sły-sząc te słowa.To wyznanie raczej przeszło przez niego, niż wyszło z niego. Jaki nieprzyjaciel?Jim wpatrywał się w rozległą, pozbawioną światła przestrzeń pustyni. Nie wiem. Ten sam nieprzyjaciel, o którym mówiłeś we śnie ostatniej nocy? Może. Mówiłeś, że zabije nas wszystkich. I zrobi to mówił Jim, może bardziej do siebie niż do księdza, gdyż nie miał po-jęcia, co powie, dopóki sam nie usłyszał tych słów. Jeżeli dowie się o mnie, jeżeli od-kryje, że ratuję ludzi, wyjątkowych ludzi, wtedy zjawi się, żeby mnie powstrzymać.Ksiądz spojrzał na niego przelotnie. Wyjątkowych ludzi? Co chcesz przez to powiedzieć? Nie wiem. Nie wiesz. Zgadza się.Ksiądz westchnął, zafrasowany. Ojcze, naprawdę usiłuję być z tobą szczery i próbuję wyrażać się na tyle jasno, naile potrafię. Poruszył się na siedzeniu i poprawił pasy, usiłując znalezć wygodniejsząpozycję; jednak niewygoda miała swe zródło raczej w psychice niż w rzeczach fizycz-nych i nie dała się łatwo usunąć. Czy słyszałeś o pisaniu automatycznym?55 Mówią o tym jasnowidze i media powiedział ojciec Geary, wpatrując sięw drogę ścielącą przed nimi. Czcza gadanina.Duch ma niby zawładnąć ręką me-dium w transie i w ten sposób przekazuje wiadomości zza grobu.Prychnął z obrzydzeniem. Ci sami ludzie, którzy wyszydzają ideę rozmowy z Bogiem a nawet drwią z sa-mej idei jego istnienia naiwnie idą na lep każdego oszusta, który twierdzi, że przeka-zuje słowa dusz zmarłych. Cóż, jednak zdarza mi się czasem, że ktoś czy coś przemawia przeze mnie.Ustnaforma pisania automatycznego.Dowiaduję się tego, co mówię, tylko dlatego, że słuchamwymawianych przez siebie słów. Nie wpadasz w trans? Nie. Nie uważasz się za medium, za jasnowidza? Nie.Na pewno nie. Uważasz, że zmarli przemawiają przez ciebie? Nie.Nie to. Więc kto? Nie wiem. Bóg? Może. Ale nie jesteś pewny? Nie. Jesteś nie tylko najdziwniejszym człowiekiem, jakiego spotkałem, Jim.Jesteś rów-nież człowiekiem najbardziej frustrującym.O dziesiątej w nocy dotarli na międzynarodowe lotnisko McCarrana w Las Vegas.Na postoju stało tylko parę taksówek.Deszcz przestał padać.Palmy poruszały się w lek-kim powiewie i wszystko robiło wrażenie świeżo wyszorowanego i wypucowanego.Jim otworzył drzwi toyoty, ledwie ojciec Geary wyhamował przed halą dworca lotni-czego.Wysiadł, obrócił się i pochylił, żeby zamienić z księdzem parę ostatnich słów. Dziękuję, ojcze.Prawdopodobnie uratował mi ojciec życie. Nie przesadzajmy. Chciałbym dać Naszej Pani Opiekunce Pustyni trochę z tych trzech tysięcy, któremam przy sobie, ale mogę ich potrzebować.Po prostu nie wiem, co może się stać w Bo-stonie, na co ich będę potrzebował. Niczego nie musisz dawać powiedział ksiądz, potrząsając głową. Kiedy będę w domu, wyślę pewną sumę.Dostanie ksiądz kopertę z gotówką, bezadresu zwrotnego, ale mimo że zostaną tak wysłane, proszę się nie obawiać.Może jeksiądz przyjąć z czystym sumieniem.56 To nie jest konieczne, Jim.Wystarczyło, że poznałem ciebie.Może powinienem cito powiedzieć.przywróciłeś mistyczną podstawę wiary pewnemu znużonemu księ-dzu, który czasem wątpił w sens swego powołania, ale który pozbył się tych wątpliwo-ści raz na zawsze.Spoglądali na siebie ze wzajemną sympatią, która było to widać stanowiła za-skoczenie dla nich obu.Jim pochylił się głębiej do środka wozu, ojciec Geary wyciągnąłrękę i podali sobie dłonie.Ksiądz miał silny, suchy uścisk. Idz z Bogiem powiedział. Mam nadzieję.OD 24 SIERPNIA DO 26 SIERPNIA1Był piątek, parę godzin po północy.Holly siedziała przy swoim biurku w redakcjiPress, wpatrując się w pusty ekran monitora.Była załamana, opadła na takie dno, żechciała tylko pójść do domu, rzucić się do łóżka i przetrwać tak parę dni z głową podkołdrą.Nie cierpiała ludzi skłonnych do rozczulania się nad sobą.Próbowała wstydzićsię własnej depresji, ale ogarnęło ją tylko współczucie do siebie samej, że tak się nadsobą użala.Oczywiście nie można było nie dostrzec śmieszności tej sytuacji, ale nie po-trafiła zdobyć się na śmiech z samej siebie; zamiast tego znów litowała się nad sobą, żejest tak głupia i zabawna.Była zadowolona, że najbliższe poranne wydanie jest już złożone i redakcja prawiesię wyludniła, więc żaden kolega nie widzi jej w tym poniżającym stanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
. Byłem chyba.przestraszony ciągnął Geary. Ale równocześnie przejęty.Dojechali do betonowego mostu, przez który przelała się woda.Uformowało się tuczarne jezioro i wzniosło ponad poziom drogi.Geary pochylił się mocno.Wodne pió-ropusze, odbijające światła reflektorów, rozpostarły się po obu stronach w wielkie, białeskrzydła. Nigdy nie widziałem stygmatów kontynuował Geary, kiedy wydostali się z za-lanego terenu chociaż słyszałem o tym zjawisku.Podwinąłem ci koszulę.spojrza-łem na twój bok.i znalazłem zaognioną bliznę po ranie, jaką może zadać włócznia.Wypadki ostatnich miesięcy były tak pełne niespodzianek i niezwykłości, że wrażli-wość Jima na cuda wciąż malała.Ale opowieść księdza przerosła wszystko, wstrząsnęłanim, mrowie go przeszło.Głos Geary ego opadł prawie do szeptu. Zanim zaniosłem cię na plebanię i położyłem do łóżka, te znaki zniknęły.Alewiem, że nie były tylko tworem mojej wyobrazni.Widziałem je, były prawdziwe i wiem,że jest w tobie coś wyjątkowego.Pioruny rozpłynęły się dawno, czarne niebo nie nosiło już jasnych, ostrych naszyj-ników z elektryczności.Deszcz również zaczął słabnąć i ojciec Geary mógł zmniejszyćszybkość pracy wycieraczek, a równocześnie zwiększyć prędkość toyoty.54Przez moment żaden z nich nie wiedział, co ma powiedzieć.W końcu ksiądz chrząk-nął. Czy widziałeś u siebie poprzednio te stygmaty? Nie.Przynajmniej nic o tym nie wiem.Dopiero teraz się dowiaduję. Nie zauważyłeś tych znaków na rękach, zanim zemdlałeś przy ołtarzu? Nie. Ale to nie jest jedyna niezwykła rzecz, jaka zdarzyła ci się ostatnio.Cichy śmiech, jaki wyrwał mu się z gardła, był raczej owocem gorzkiej ironii niż roz-bawienia. Na pewno nie jedyna. Chcesz mi o tym opowiedzieć? Tak, ale nie mogę odrzekł Jim po chwili zastanowienia. Jestem księdzem.Potrafię dochować każdego sekretu.Nawet policja nie ma nademną władzy. Ależ ufam ci, ojcze.I niespecjalnie przejmuję się policją. Więc? Gdybym ci powiedział.zjawi się nieprzyjaciel rzekł Jim i poczuł niepokój, sły-sząc te słowa.To wyznanie raczej przeszło przez niego, niż wyszło z niego. Jaki nieprzyjaciel?Jim wpatrywał się w rozległą, pozbawioną światła przestrzeń pustyni. Nie wiem. Ten sam nieprzyjaciel, o którym mówiłeś we śnie ostatniej nocy? Może. Mówiłeś, że zabije nas wszystkich. I zrobi to mówił Jim, może bardziej do siebie niż do księdza, gdyż nie miał po-jęcia, co powie, dopóki sam nie usłyszał tych słów. Jeżeli dowie się o mnie, jeżeli od-kryje, że ratuję ludzi, wyjątkowych ludzi, wtedy zjawi się, żeby mnie powstrzymać.Ksiądz spojrzał na niego przelotnie. Wyjątkowych ludzi? Co chcesz przez to powiedzieć? Nie wiem. Nie wiesz. Zgadza się.Ksiądz westchnął, zafrasowany. Ojcze, naprawdę usiłuję być z tobą szczery i próbuję wyrażać się na tyle jasno, naile potrafię. Poruszył się na siedzeniu i poprawił pasy, usiłując znalezć wygodniejsząpozycję; jednak niewygoda miała swe zródło raczej w psychice niż w rzeczach fizycz-nych i nie dała się łatwo usunąć. Czy słyszałeś o pisaniu automatycznym?55 Mówią o tym jasnowidze i media powiedział ojciec Geary, wpatrując sięw drogę ścielącą przed nimi. Czcza gadanina.Duch ma niby zawładnąć ręką me-dium w transie i w ten sposób przekazuje wiadomości zza grobu.Prychnął z obrzydzeniem. Ci sami ludzie, którzy wyszydzają ideę rozmowy z Bogiem a nawet drwią z sa-mej idei jego istnienia naiwnie idą na lep każdego oszusta, który twierdzi, że przeka-zuje słowa dusz zmarłych. Cóż, jednak zdarza mi się czasem, że ktoś czy coś przemawia przeze mnie.Ustnaforma pisania automatycznego.Dowiaduję się tego, co mówię, tylko dlatego, że słuchamwymawianych przez siebie słów. Nie wpadasz w trans? Nie. Nie uważasz się za medium, za jasnowidza? Nie.Na pewno nie. Uważasz, że zmarli przemawiają przez ciebie? Nie.Nie to. Więc kto? Nie wiem. Bóg? Może. Ale nie jesteś pewny? Nie. Jesteś nie tylko najdziwniejszym człowiekiem, jakiego spotkałem, Jim.Jesteś rów-nież człowiekiem najbardziej frustrującym.O dziesiątej w nocy dotarli na międzynarodowe lotnisko McCarrana w Las Vegas.Na postoju stało tylko parę taksówek.Deszcz przestał padać.Palmy poruszały się w lek-kim powiewie i wszystko robiło wrażenie świeżo wyszorowanego i wypucowanego.Jim otworzył drzwi toyoty, ledwie ojciec Geary wyhamował przed halą dworca lotni-czego.Wysiadł, obrócił się i pochylił, żeby zamienić z księdzem parę ostatnich słów. Dziękuję, ojcze.Prawdopodobnie uratował mi ojciec życie. Nie przesadzajmy. Chciałbym dać Naszej Pani Opiekunce Pustyni trochę z tych trzech tysięcy, któremam przy sobie, ale mogę ich potrzebować.Po prostu nie wiem, co może się stać w Bo-stonie, na co ich będę potrzebował. Niczego nie musisz dawać powiedział ksiądz, potrząsając głową. Kiedy będę w domu, wyślę pewną sumę.Dostanie ksiądz kopertę z gotówką, bezadresu zwrotnego, ale mimo że zostaną tak wysłane, proszę się nie obawiać.Może jeksiądz przyjąć z czystym sumieniem.56 To nie jest konieczne, Jim.Wystarczyło, że poznałem ciebie.Może powinienem cito powiedzieć.przywróciłeś mistyczną podstawę wiary pewnemu znużonemu księ-dzu, który czasem wątpił w sens swego powołania, ale który pozbył się tych wątpliwo-ści raz na zawsze.Spoglądali na siebie ze wzajemną sympatią, która było to widać stanowiła za-skoczenie dla nich obu.Jim pochylił się głębiej do środka wozu, ojciec Geary wyciągnąłrękę i podali sobie dłonie.Ksiądz miał silny, suchy uścisk. Idz z Bogiem powiedział. Mam nadzieję.OD 24 SIERPNIA DO 26 SIERPNIA1Był piątek, parę godzin po północy.Holly siedziała przy swoim biurku w redakcjiPress, wpatrując się w pusty ekran monitora.Była załamana, opadła na takie dno, żechciała tylko pójść do domu, rzucić się do łóżka i przetrwać tak parę dni z głową podkołdrą.Nie cierpiała ludzi skłonnych do rozczulania się nad sobą.Próbowała wstydzićsię własnej depresji, ale ogarnęło ją tylko współczucie do siebie samej, że tak się nadsobą użala.Oczywiście nie można było nie dostrzec śmieszności tej sytuacji, ale nie po-trafiła zdobyć się na śmiech z samej siebie; zamiast tego znów litowała się nad sobą, żejest tak głupia i zabawna.Była zadowolona, że najbliższe poranne wydanie jest już złożone i redakcja prawiesię wyludniła, więc żaden kolega nie widzi jej w tym poniżającym stanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]