[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oczywiście zwykłe zegary mechaniczne lub zegarki na rękę pozorniebędą się spieszyć, ale kto w ogóle jeszcze ich używa? Ale nawet gdy-by jakiś wyszczekany i zbyt wścibski osobnik dowiedział się o akcjii zaczął o tym paplać w mediach, zespół od łączy dowiedziałby się otym na czas i odciąłby połączenie tak, by nie dotarło do Madisona ijego rodziny.- Dobrze - odezwał się znowu dowódca akcji.- Brązowi, chcę,abyście.Przekaz się urwał.Zapadła cisza.Odniosłem wrażenie, że wszyscy - w sensie: wszyscy w sali kon-ferencyjnej - spięli się i zamarli.Pewnie był to odpowiednik tego, cosię czuje, gdy się patrzy na czarne zamazanie w tekście na przykładdokumentu CIA.- Założę się, że sprawdza MPW - powiedziała Ana.Miała na myślimateriały potencjalnie wybuchowe, których eksplozja może nastąpićna skutek kontaktu z powietrzem.Nawiązywała do tych niewieluinformacji, które mieliśmy i które zapewne mieli ludzie z fikuśnej przyczepy oraz również Lindsay Warren we własnej osobie, oglądający tensam zestaw okien na wideoekranie w bezpiecznym, nieprzepuszczal- nym dla patogenów pomieszczeniu w kompleksie Hyperbowl.Albo-wiem takie pomieszczenie musiało tam być.Wcześniej podczas omawiania operacji Koza więcej niż jednaosoba wspomniała o tym, że powinno się zlikwidować całe miasto.Najwyrazniej w dzisiejszych czasach eliminacji wszystkiego, co żyje,można dokonać przy odpowiednio rozmieszczonych materiałach wy-buchowych, eksplodujących w kontakcie z powietrzem.Ana przyzna-ła, że rząd USA zrobił to dwa razy w Afganistanie - i za każdym razemżadne substancje biologiczne nie wydostały się poza teren zniszczo-nych fabryk.Jednak im bardziej dokładnie rozważano przebieg opera-cji Koza, tym szybciej propozycja ta zniknęła z planu działań.Bynaj-mniej nie ze względu na jakieś moralne opory, ale ponieważ - wbrewopracowanemu profilowi psychologicznemu, który stwierdzał, że toraczej wątpliwe - istniała możliwość, że Madison jednak nie działałsam.Miał wspólników lub przynajmniej zwolenników, wysłał e-mai-lem swoje badania do kogoś albo inni ludzie przysłali mu jakieś dane,albo - najbardziej koszmarna możliwość - już zaczął rozpowszech-niać brucelozę.Nie było jasne, jak planował sobie z tym poradzić, lecznie było to trudniejsze niż rozesłanie niewielkich paczek po całymświecie zwykłą pocztą.Dwa dni temu Ana przyznała, że zapewne nadal wokół miasta sąrozmieszczone materiały wybuchowe i ktoś je będzie mógł zdetono-wać, jeżeli okaże się, że odbyło się niekontrolowane wypuszczeniebakterii chorobotwórczej do środowiska.Powiedziała też, żezrezygnowano z planu eliminacji całego miasta głównie dlatego, żebyłaby to naprawdę wielka sprawa i ani dyrektorzy FBI, anikanadyjskiego csis nie chcieli, by ich udział w tym wyszedł na jaw.Jeżeli jednak eksperci od zagrożeń biologicznych odkryją, żenastąpiło uwolnienie bakterii, powinniśmy się spodziewać, żemiasto zniknie z powierzchni ziemi, i mieć nadzieję, że gorącoeksplozji zabije niebezpieczne mikroby.Michael zapytał ją wtedy,dlaczego nadal jest w strefie wybuchu, ale Ana wykręciła się ododpowiedzi.Podejrzewałem, że była zbyt zafascynowana akcją, bysię przejmować takimi drobiazgami jak własne życie. Głos dowódcy powrócił.-.nus dwadzieścia sekund.Wszyscy gotowi?W sali konferencyjnej zapadła cisza jak makiem zasiał.W po-mieszczeniu, gdzie przebywała Ana, też panowało milczenie.Na ekra-nach ściany wideo dom przy Marguerite 820 wyglądał jak wzorzecspokoju na ziemi.Ktoś uruchomił kanał z transmisją mikrofonówparabolicznych na Marguerite - usłyszeliśmy gruchanie gołębi i ci-chy szmer wiatru w nagich gałęziach, ale nic więcej.- Zaraz, czekać - przerwał spokój dowódca.- Wstrzymać odliczanie.Wszystko zamarło.Od początku było nieprzyjemnie, ale atmosfe-ra się tylko pogarszała, aż zrobiła się nieznośna.Ludzie wokół mniezesztywnieli.Wyczułem zapach potu.Obok rozległ się dziwny dzwięki gdy zerknąłem, zorientowałem się, że to szczękanie zębami.AshleyDwa szczękała zębami.Powinienem objąć ją ramieniem? Nie, nie po-winienem.Jeżeli poczuje dotknięcie, dostanie udaru.- Okno szóste - rozległ się głos Any.- Nic takiego, to tylko sąsiadka.Jej kursor wskazał na postać z nastroszonymi rudymi włosami,w szarym szlafroku.Kobieta spod numeru osiemset osiemnaście, zdomu naprzeciwko.Poczłapała do samochodu stojącego jak zwyklena podjezdzie, powoli otworzyła drzwi, przeszukała przednie sie-dzenie i schowek po stronie pasażera, nie znalazła poszukiwanej rze-czy, więc przesunęła się bez pośpiechu na miejsce kierowcy.Miałemochotę rwać sobie włosy z głowy.Dwanaście sekund do najbardziejkrytycznego momentu w dziejach ludzkości od meteorytu Chicxulub,a musieliśmy czekać, aż ta kobieta znajdzie swoje tabletki przeczysz-czające.Kobieta chyba znalazła to, czego szukała, bo wygramoliła sięz samochodu, zamknęła drzwi i powoli ruszyła w swoich futrzastychkapciach do domu.Byłem pewien, że ktoś z nas zwymiotuje albo stra-ci kontrolę nad zwieraczami lub przynajmniej zemdleje.Nic takiegosię nie stało.Chociaż przypuszczam, że wszyscy mieliśmy erekcję.Albo stosownie dużo medykamentów we krwi.Drzwi do domu kobiety nareszcie się zamknęły. - Dobrze - rozległ się głos dowódcy.Zdaje się, że lekko drżał.-Wszyscy nadal na miejscach? Zwietnie.Zaczynamy ponowne odliczanie - dwadzieścia sekund do rozpoczęcia akcji.Poczułem kroplę wilgoci na policzku i uświadomiłem sobie, że topot kapiący mi z czoła.Wytarłem twarz rękawem kurtki - tej samej,którą miałem na sobie podczas jazdy jeepem z Mareną i Maksemokoło siedemdziesięciu milionów lat temu - zdjąłem czapkę, prze-ciągnąłem palcami po milimetrowej szczecince, po czym znowu jąwłożyłem.Uch.De todos modos.- Siedem, sześć.- odliczał cicho dowódca akcji.- Gotowi? Trzy,dwa, jazda.W oknie numer pięć dziesięć osób, czyli grupy prewencyjne A i B,przecięło trawnik jak cienie kruków przelatujących na dach.Zdajesię, że mieli klucze do każdego wejścia, bo drzwi otworzyli bezsze-lestnie i zniknęli w środku.Zajęło im aż cztery sekundy przejście przez hol do salonu i jadalni,a potem w górę po pokrytych akrylową wykładziną schodach.Z ka-mery na hełmie jednego z funkcjonariuszy dostrzegłem oprawionew plastikowe ramki zdjęcia na ścianie - fotografię ukończenia szkołyprzez rodziców, ich ślub, Madisona przyjmującego nagrodę za projektnaukowy na wystawie w liceum.Kiedy do akcji wkracza SWAT, zazwy-czaj robi jak najwięcej hałasu, ale to wkroczenie było inne -zakładano bowiem, że Madison może trzymać palec na detonatorze.Dlatego nie było słychać nic poza cichym trzeszczeniem podłogipod butami i brzęczeniem starej lodówki w kuchni.Przez pokojeprzemykały cienie, jakby dom był ptaszarnią, a kruki właśnieprzemykały do swoich gniazd.Prewencyjni wpadli jednocześnie dokażdej z trzech sypialni.O Chryste! Pysk.Straszna paszczadrapieżcy, szczerząca na nas kły z kamery numer sześć na hełmie.Wszyscy cofnęli się z westchnieniem zaskoczenia.Najszybciejopanowała się Lisuarte.Choć raz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl