[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mocno związane nad uszami włosy sterczały jej zabawnie.Szeroko otwarte oczy.Uniesione w górę brwi.Była chyba zupełnie nieświadoma własnego wdzięku.Szliśmy wolno długą, cienistą drogą.Wiadomość o moim wyjeździe przyjęła bez odrobiny żalu.Byłem dla niej jak liść, który opada z drzewa jesienią, bo takie jest prawo, natury.Ale czasami dziewczyny podnoszą z ziemi opadłe liście.Pomyślałem o tym proponując jej spotkanie po powrocie.Odmówiła z osobliwą stanowczością.Nie był to moment odpowiedni dla moich wyznań.Co chwilę mijali nas obcy ludzie, hałaśliwe grupy młodzieży, rozkrzyczane dzieci.A ja chciałem powiedzieć Madzie to spokojnie i w skupieniu, tak żeby nic nie mogło jej rozproszyć, żeby nie miała dokąd uciec spojrzeniem, żeby musiała potraktować mnie na serio.Przypomniałem sobie, że gdzieś w pobliżu jest plebania ze słynnym w okolicy rosarium księdza.Z daleka dostrzegłem otwartą furtkę.- Chodźmy zobaczyć rosarium proboszcza.Nie byłem tam nigdy.- Nie lubię róż - skrzywiła się niechętnie.- Ja także nie lubię róż, ale chętnie zobaczę rosarium! - usiłowałem ją nakłonić.- Podobno jest fantastyczne!- Ale ja nie mam ochoty oglądać rosarium! To mnie zupełnie nie interesuje! Jeżeli rzeczywiście chcesz je zobaczyć, to idź! Poczekam na ciebie.o, tu jest ławka.Poszedłem.Już nawet nie dla tych róż, po prostu chciałem zostać przez chwilę sam.Chodziłem jak błędny, zaledwie dostrzegając to wszystko, co było dokoła mnie.Dałem się opętać jednej myśli: chciałem, żeby Mada wiedziała.Już! Zaraz! Natychmiast! Rozgrywka zbliżała się do końca i mogłem ujawnić wreszcie tę kartę, więcej wartą niż złośliwe blotki, którymi grałem do tej pory.Szybko wyszedłem z rosarium.- To było warte dokładniejszego obejrzenia i żałuję, że nie przyszedłem tu wcześniej - powiedziałem spokojnie.W tej samej chwili dostrzegłem Miśkę i Piotra.Ucieszyło mnie to nawet, bo dawno zauważyłem, że w ich obecności Mada przycicha i łagodnieje.Pewno.Było coś między Miśką i Piotrem, przed czym chciało się zdjąć kapelusz.Miśka zdziwiła się wyraźnie, kiedy powiedziałem, że po raz pierwszy byłem w rosarium.- No wiesz, Mada! Że też nie przyprowadziłaś go tu wcześniej! Mada przecież uwielbia róże.Spojrzała na Madę i musiała dopiero teraz zauważyć jej gniew, którego nie potrafiła ukryć.Miśka speszyła się.- Coś ty.? Mada.?Tym pytaniem pełnym konsternacji i niezrozumienia pogorszyła tylko dostatecznie kiepski stan rzeczy.Zrozumiałem, że Mada nie chciała oglądać swojego ukochanego rosarium - ze mną.Nie byłem godzien uczestniczenia w tym małym misterium, które widać celebrowała w ogrodzie proboszcza.Jeszcze od wczoraj czułem rękę matki na swoim policzku, to było drugim uderzeniem.Czyżby Mada wiedziała o mnie wszystko? Czyżby jakimś cudem zdołała poznać całą moją historię? To było nieprawdopodobne, ale tak właśnie musiało być.Szliśmy w stronę domu.Mada nie odzywała się ani słowem.Najwyraźniej osądziła mnie i wydała wyrok skazujący - nie mogłem inaczej rozumieć tego milczenia.Ale przecież za jedno przewinienie każe się człowieka tylko raz.Matka nie mogła tego pojąć.A teraz Mada! Wyjaśnić! Nie, nie byłem w stanie nic wyjaśnić.Pożegnanie trwało krótko.Tak jakbyśmy mieli spotkać się jeszcze tysiąc razy.Nikogo nie było na peronie, kiedy wyjeżdżałem z Osady.Ułożyłem nasze bagaże na siatce, zamówiłem dwie kawy u konduktora.Matka patrzyła na mnie wzrokiem, którego nie mogłem znieść.Była zrozpaczona, widziałem to.- Słuchaj mamo.nie sposób tak dalej żyć.- Och, Marcin.nie mów lepiej.- Mamo, czyś ty im coś powiedziała?- Nie to, co myślisz, Marcin! Tego nie powiedziałam! One nie mają pojęcia.- Wiesz na pewno?- Tak.Była to odrobina ulgi.- Co powiedziałaś?- Że ci nie ufam.Musiałam to powiedzieć matce dziewczyny, z którą włóczyłeś się bez przerwy.Sama jestem matką, zrozum!- Zawsze ja mam rozumieć! Ty nigdy nie chcesz!- Ja już swoje zrozumiałam.Nie potrafiłam cię wychować.Teraz mogę tylko mechanicznie powstrzymywać zło, które jesteś w stanie wyrządzić! Nie, ty nie wzdychaj, Marcin!- Wzdychaniem nie wyrządzam nikomu szkody! Pozwól mi wzdychać, na miłosierdzie boskie, nic poza tym nie mogę zrobić! Ulegam ci we wszystkim i bez dyskusji.Chcę cię jakoś uspokoić.Mamo, ja znowu dużo o tym myślałem.Postępując ze mną w ten sposób nie dajesz mi czasu na rehabilitację!Był to pociąg z miejscówkami, niezbyt zapełniony, bo wracaliśmy kilka dni przed szczytem.Ale z korytarza weszło dwóch mężczyzn, którzy także mieli miejsca w naszym przedziale [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Mocno związane nad uszami włosy sterczały jej zabawnie.Szeroko otwarte oczy.Uniesione w górę brwi.Była chyba zupełnie nieświadoma własnego wdzięku.Szliśmy wolno długą, cienistą drogą.Wiadomość o moim wyjeździe przyjęła bez odrobiny żalu.Byłem dla niej jak liść, który opada z drzewa jesienią, bo takie jest prawo, natury.Ale czasami dziewczyny podnoszą z ziemi opadłe liście.Pomyślałem o tym proponując jej spotkanie po powrocie.Odmówiła z osobliwą stanowczością.Nie był to moment odpowiedni dla moich wyznań.Co chwilę mijali nas obcy ludzie, hałaśliwe grupy młodzieży, rozkrzyczane dzieci.A ja chciałem powiedzieć Madzie to spokojnie i w skupieniu, tak żeby nic nie mogło jej rozproszyć, żeby nie miała dokąd uciec spojrzeniem, żeby musiała potraktować mnie na serio.Przypomniałem sobie, że gdzieś w pobliżu jest plebania ze słynnym w okolicy rosarium księdza.Z daleka dostrzegłem otwartą furtkę.- Chodźmy zobaczyć rosarium proboszcza.Nie byłem tam nigdy.- Nie lubię róż - skrzywiła się niechętnie.- Ja także nie lubię róż, ale chętnie zobaczę rosarium! - usiłowałem ją nakłonić.- Podobno jest fantastyczne!- Ale ja nie mam ochoty oglądać rosarium! To mnie zupełnie nie interesuje! Jeżeli rzeczywiście chcesz je zobaczyć, to idź! Poczekam na ciebie.o, tu jest ławka.Poszedłem.Już nawet nie dla tych róż, po prostu chciałem zostać przez chwilę sam.Chodziłem jak błędny, zaledwie dostrzegając to wszystko, co było dokoła mnie.Dałem się opętać jednej myśli: chciałem, żeby Mada wiedziała.Już! Zaraz! Natychmiast! Rozgrywka zbliżała się do końca i mogłem ujawnić wreszcie tę kartę, więcej wartą niż złośliwe blotki, którymi grałem do tej pory.Szybko wyszedłem z rosarium.- To było warte dokładniejszego obejrzenia i żałuję, że nie przyszedłem tu wcześniej - powiedziałem spokojnie.W tej samej chwili dostrzegłem Miśkę i Piotra.Ucieszyło mnie to nawet, bo dawno zauważyłem, że w ich obecności Mada przycicha i łagodnieje.Pewno.Było coś między Miśką i Piotrem, przed czym chciało się zdjąć kapelusz.Miśka zdziwiła się wyraźnie, kiedy powiedziałem, że po raz pierwszy byłem w rosarium.- No wiesz, Mada! Że też nie przyprowadziłaś go tu wcześniej! Mada przecież uwielbia róże.Spojrzała na Madę i musiała dopiero teraz zauważyć jej gniew, którego nie potrafiła ukryć.Miśka speszyła się.- Coś ty.? Mada.?Tym pytaniem pełnym konsternacji i niezrozumienia pogorszyła tylko dostatecznie kiepski stan rzeczy.Zrozumiałem, że Mada nie chciała oglądać swojego ukochanego rosarium - ze mną.Nie byłem godzien uczestniczenia w tym małym misterium, które widać celebrowała w ogrodzie proboszcza.Jeszcze od wczoraj czułem rękę matki na swoim policzku, to było drugim uderzeniem.Czyżby Mada wiedziała o mnie wszystko? Czyżby jakimś cudem zdołała poznać całą moją historię? To było nieprawdopodobne, ale tak właśnie musiało być.Szliśmy w stronę domu.Mada nie odzywała się ani słowem.Najwyraźniej osądziła mnie i wydała wyrok skazujący - nie mogłem inaczej rozumieć tego milczenia.Ale przecież za jedno przewinienie każe się człowieka tylko raz.Matka nie mogła tego pojąć.A teraz Mada! Wyjaśnić! Nie, nie byłem w stanie nic wyjaśnić.Pożegnanie trwało krótko.Tak jakbyśmy mieli spotkać się jeszcze tysiąc razy.Nikogo nie było na peronie, kiedy wyjeżdżałem z Osady.Ułożyłem nasze bagaże na siatce, zamówiłem dwie kawy u konduktora.Matka patrzyła na mnie wzrokiem, którego nie mogłem znieść.Była zrozpaczona, widziałem to.- Słuchaj mamo.nie sposób tak dalej żyć.- Och, Marcin.nie mów lepiej.- Mamo, czyś ty im coś powiedziała?- Nie to, co myślisz, Marcin! Tego nie powiedziałam! One nie mają pojęcia.- Wiesz na pewno?- Tak.Była to odrobina ulgi.- Co powiedziałaś?- Że ci nie ufam.Musiałam to powiedzieć matce dziewczyny, z którą włóczyłeś się bez przerwy.Sama jestem matką, zrozum!- Zawsze ja mam rozumieć! Ty nigdy nie chcesz!- Ja już swoje zrozumiałam.Nie potrafiłam cię wychować.Teraz mogę tylko mechanicznie powstrzymywać zło, które jesteś w stanie wyrządzić! Nie, ty nie wzdychaj, Marcin!- Wzdychaniem nie wyrządzam nikomu szkody! Pozwól mi wzdychać, na miłosierdzie boskie, nic poza tym nie mogę zrobić! Ulegam ci we wszystkim i bez dyskusji.Chcę cię jakoś uspokoić.Mamo, ja znowu dużo o tym myślałem.Postępując ze mną w ten sposób nie dajesz mi czasu na rehabilitację!Był to pociąg z miejscówkami, niezbyt zapełniony, bo wracaliśmy kilka dni przed szczytem.Ale z korytarza weszło dwóch mężczyzn, którzy także mieli miejsca w naszym przedziale [ Pobierz całość w formacie PDF ]