[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znowu czuję w powietrzu słaby zapach dymu.Zastanawiam się, ile z tych domów jest zamieszkanych i jakierodziny zostały zmuszone do przeprowadzki tutaj, do życia wskrajnej nędzy.Nie wiem, jak przetrwają zimę.Nic dziwnego,że Jenny, Willow i Grace mają takie blade i ściągnięte twarze to cud, że w ogóle jeszcze żyją.Myślę o tym, co powiedział Fred: będą musieli sięnauczyć, że wolność nie ogrzewa.Więc nieposłuszeństwo powoli ich zabije.Jeśli uda mi się znalezć dom państwa Tiddle'ów, zostawięim jedzenie i butelkę z benzyną.To niewiele, ale zawsze coś.Gdy tylko skręcam w Wynnewood Road zaledwiedwie przecznice od Brooks Street znowu widzę Grace, tymrazem przykucniętą na chodniku tuż przed starym zniszczonymdomem.Rzuca kamienie w trawę, jak gdyby puszczała kaczkina wodzie.Biorę głęboki oddech i wychodzę spomiędzy drzew.Grace zastyga momentalnie. Nie uciekaj - mówię delikatnie, ponieważ maławygląda tak, jakby miała zerwać się do biegu.Ostrożnie robiękrok, a ona podnosi się, więc przystaję.Nie odrywając wzrokuod jej oczu, zdejmuję plecak z ramion.- Pewnie mnie niepamiętasz.Byłam przyjaciółką Leny. Jej imię z trudemprzechodzi mi przez gardło i muszę przełknąć ślinę. Niezrobię ci krzywdy.Kiedy z brzękiem kładę plecak na ziemi, jej spojrzenie nachwilę biegnie w jego stronę.Biorę to za zachętę i przykucam,nie spuszczając z niej jednak wzroku, żeby nie uciekła.Powoliodpinam plecak.Teraz jej oczy krążą między nim a mną.Widzę, że trochęrozluznia ramiona.- Przyniosłam ci kilka rzeczy. Powoli sięgam do środkai wyciągam to, co zabrałam z domu: owsiankę, grysik, dwaopakowania makaronu z sosem serowym, kilka puszek zupy,warzywa i tuńczyka w puszce oraz paczkę ciastek.Wykładamto wszystko po kolei na chodnik.Grace robi mały kroknaprzód.Na końcu wyjmuję butelkę po mleku napełnioną benzyną.- To także dla ciebie.Dla twojej rodziny.- Z niepokojemdostrzegam poruszenie w oknie na górze.Ale to tylko brudnyręcznik udający zasłonę powiewa na wietrze.Nagle Grace rzuca się do przodu i wyrywa mi z rąkbutelkę.- Ostrożnie.To benzyna.Trzeba z nią bardzo uważać.Pomyślałam, że moglibyście jej użyć do podpałki - kończęmało przekonująco.Grace nie odpowiada.Próbuje pozbierać całe jedzenie,które przyniosłam.Kiedy przykucam, by jej pomóc, łapiepaczkę ciastek i przyciska ją do piersi jak skarb.- Spokojnie mówię.- Chcę ci tylko pomóc.Mała kręci nosem, ale pozwala mi zebrać i ułożyć w stospuszki z warzywami i zupą.Z tej odległości czuję jej oddech,kwaśny i głodny.Pod paznokciami widzę brud, na kolanachzdzbła trawy.Nigdy przedtem nie byłam tak blisko Grace iłapię się na tym, że szukam w jej twarzy podobieństwa doLeny.Nos małej jest ostrzejszy, jak u Jenny, ale dziewczynkama te same wielkie brązowe oczy i ciemne włosy co Lena.Nagle coś ściska mnie głęboko w środku, echopowracające z innego życia, uczucia, które do tej pory powinnyucichnąć na zawsze.Nikt nie może się o tym dowiedzieć, nikt nie możeniczego nawet podejrzewać.- Mam dla ciebie jeszcze więcej - dodaję szybko, gdy małasię podnosi, trzymając w swoich ramionach chybotliwy stospaczek i torebek wraz z plastikową butelką.-Wrócę tuniedługo.Mogę zabrać ze sobą tylko kilka rzeczy na raz.Grace stoi nieruchomo, wpatrując się we mnie oczymaLeny.- Jeśli cię tu nie zastanę, zostawię jedzenie w jakimśbezpiecznym miejscu.Gdzieś, gdzie.się nie zniszczy.- Wostatniej chwili powstrzymuję się przed powiedzeniem: gdzienikt go nie ukradnie.- Znasz jakąś dobrą kryjówkę?Dziewczynka odwraca się nagle i rusza przezzapuszczony skrawek trawnika obok szarego domu, zarośniętywysokimi chwastami.Nie wiem, czy mam za nią iść, ale takwłaśnie robię.Farba na budynku się łuszczy.Jedna z okiennicna drugim piętrze zwisa krzywo z framugi i postukuje nawietrze.Mała czeka na mnie na tyłach domu, przy dużychdrewnianych drzwiach w ziemi, które muszą prowadzić dopiwnicy.Kładzie jedzenie ostrożnie na trawie, a potem chwytazardzewiały metalowy uchwyt klapy i podciąga ją.Ukazuje sięziejąca ciemna dziura i drewniane schody wiodące w dół domałego pomieszczenia z ubitą podłogą.W środku jest pusto,nie licząc wypaczonych drewnianych półek, na których leżąlatarka, dwie butelki wody i kilka baterii. To miejsce jest idealne - oznajmiam.Twarz Graceprzez chwilę promienieje dumą.Pomagam jej znieść na dół jedzenie i poukładać napółkach.Butelkę z benzyną stawiam przy ścianie.Paczkęciastek Grace przyciska mocno do piersi i nie chce jej oddać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Znowu czuję w powietrzu słaby zapach dymu.Zastanawiam się, ile z tych domów jest zamieszkanych i jakierodziny zostały zmuszone do przeprowadzki tutaj, do życia wskrajnej nędzy.Nie wiem, jak przetrwają zimę.Nic dziwnego,że Jenny, Willow i Grace mają takie blade i ściągnięte twarze to cud, że w ogóle jeszcze żyją.Myślę o tym, co powiedział Fred: będą musieli sięnauczyć, że wolność nie ogrzewa.Więc nieposłuszeństwo powoli ich zabije.Jeśli uda mi się znalezć dom państwa Tiddle'ów, zostawięim jedzenie i butelkę z benzyną.To niewiele, ale zawsze coś.Gdy tylko skręcam w Wynnewood Road zaledwiedwie przecznice od Brooks Street znowu widzę Grace, tymrazem przykucniętą na chodniku tuż przed starym zniszczonymdomem.Rzuca kamienie w trawę, jak gdyby puszczała kaczkina wodzie.Biorę głęboki oddech i wychodzę spomiędzy drzew.Grace zastyga momentalnie. Nie uciekaj - mówię delikatnie, ponieważ maławygląda tak, jakby miała zerwać się do biegu.Ostrożnie robiękrok, a ona podnosi się, więc przystaję.Nie odrywając wzrokuod jej oczu, zdejmuję plecak z ramion.- Pewnie mnie niepamiętasz.Byłam przyjaciółką Leny. Jej imię z trudemprzechodzi mi przez gardło i muszę przełknąć ślinę. Niezrobię ci krzywdy.Kiedy z brzękiem kładę plecak na ziemi, jej spojrzenie nachwilę biegnie w jego stronę.Biorę to za zachętę i przykucam,nie spuszczając z niej jednak wzroku, żeby nie uciekła.Powoliodpinam plecak.Teraz jej oczy krążą między nim a mną.Widzę, że trochęrozluznia ramiona.- Przyniosłam ci kilka rzeczy. Powoli sięgam do środkai wyciągam to, co zabrałam z domu: owsiankę, grysik, dwaopakowania makaronu z sosem serowym, kilka puszek zupy,warzywa i tuńczyka w puszce oraz paczkę ciastek.Wykładamto wszystko po kolei na chodnik.Grace robi mały kroknaprzód.Na końcu wyjmuję butelkę po mleku napełnioną benzyną.- To także dla ciebie.Dla twojej rodziny.- Z niepokojemdostrzegam poruszenie w oknie na górze.Ale to tylko brudnyręcznik udający zasłonę powiewa na wietrze.Nagle Grace rzuca się do przodu i wyrywa mi z rąkbutelkę.- Ostrożnie.To benzyna.Trzeba z nią bardzo uważać.Pomyślałam, że moglibyście jej użyć do podpałki - kończęmało przekonująco.Grace nie odpowiada.Próbuje pozbierać całe jedzenie,które przyniosłam.Kiedy przykucam, by jej pomóc, łapiepaczkę ciastek i przyciska ją do piersi jak skarb.- Spokojnie mówię.- Chcę ci tylko pomóc.Mała kręci nosem, ale pozwala mi zebrać i ułożyć w stospuszki z warzywami i zupą.Z tej odległości czuję jej oddech,kwaśny i głodny.Pod paznokciami widzę brud, na kolanachzdzbła trawy.Nigdy przedtem nie byłam tak blisko Grace iłapię się na tym, że szukam w jej twarzy podobieństwa doLeny.Nos małej jest ostrzejszy, jak u Jenny, ale dziewczynkama te same wielkie brązowe oczy i ciemne włosy co Lena.Nagle coś ściska mnie głęboko w środku, echopowracające z innego życia, uczucia, które do tej pory powinnyucichnąć na zawsze.Nikt nie może się o tym dowiedzieć, nikt nie możeniczego nawet podejrzewać.- Mam dla ciebie jeszcze więcej - dodaję szybko, gdy małasię podnosi, trzymając w swoich ramionach chybotliwy stospaczek i torebek wraz z plastikową butelką.-Wrócę tuniedługo.Mogę zabrać ze sobą tylko kilka rzeczy na raz.Grace stoi nieruchomo, wpatrując się we mnie oczymaLeny.- Jeśli cię tu nie zastanę, zostawię jedzenie w jakimśbezpiecznym miejscu.Gdzieś, gdzie.się nie zniszczy.- Wostatniej chwili powstrzymuję się przed powiedzeniem: gdzienikt go nie ukradnie.- Znasz jakąś dobrą kryjówkę?Dziewczynka odwraca się nagle i rusza przezzapuszczony skrawek trawnika obok szarego domu, zarośniętywysokimi chwastami.Nie wiem, czy mam za nią iść, ale takwłaśnie robię.Farba na budynku się łuszczy.Jedna z okiennicna drugim piętrze zwisa krzywo z framugi i postukuje nawietrze.Mała czeka na mnie na tyłach domu, przy dużychdrewnianych drzwiach w ziemi, które muszą prowadzić dopiwnicy.Kładzie jedzenie ostrożnie na trawie, a potem chwytazardzewiały metalowy uchwyt klapy i podciąga ją.Ukazuje sięziejąca ciemna dziura i drewniane schody wiodące w dół domałego pomieszczenia z ubitą podłogą.W środku jest pusto,nie licząc wypaczonych drewnianych półek, na których leżąlatarka, dwie butelki wody i kilka baterii. To miejsce jest idealne - oznajmiam.Twarz Graceprzez chwilę promienieje dumą.Pomagam jej znieść na dół jedzenie i poukładać napółkach.Butelkę z benzyną stawiam przy ścianie.Paczkęciastek Grace przyciska mocno do piersi i nie chce jej oddać [ Pobierz całość w formacie PDF ]