[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oprócz tego szacunkuwywołało to też troskę i zgrozę.A może chory? Wiedziałao śmierci Gerharda, sama w końcu zamawiała wieniec na jegopogrzeb i załatwiała tysiąc spraw z tym pogrzebem związanych,bo żona i córka, w żalu i szoku, nie były w stanie nic zrobić.Ależeby się aż tak pochorować z tego powodu? Spojrzała z troskąna Waldemara Tschapieskiego.Zgryzota, to rozumie, ale taszara twarz, przekrwione oczy, niezdrowa bladość, coś nie tak&Umknęła z pokoju, zaniepokojona tym niezdrowym obliczemz worami pod oczami jak na kartofle.Zapracowuje się,zapracowuje.Smutek pracą chce zagłuszyć.Wspomóc trzebabędzie, zatroszczyć się jeszcze bardziej, do pionu postawić,powiedzieć coś do słuchu, pocieszyć może? Ale nie w tej chwili,nie teraz.Kiedy wyszła, Tschapieski upił łyk kawy i znów westchnął.Dojrzał oczywiście popielate zmiany, ale po pogrzebie i pownikliwych studiach nad teczką sił nie miał nawet na najlichszesłowo, a że i doznał niejednego zaspokojenia tej nocy, zatemkobiece rajce także popielate, spływały dziś po nim jak woda pokaczce.Spojrzał na kawę w dość pojemnej filiżance.Otrzymał dużą,co oznaczało, że Barbarossa chciała go jakoś pocieszyćw smutku.Posmakował.Nie na tyle jednak pocieszyć, żebykawę posłodziła.Barbarossa nie słodziła jego kaw, trzymała gona ścisłej diecie, co prowadziło do tego, że musiał dożywiać sięw burdelu Margerithy.Gdyby wiedziała o śniadaniu, któredzisiaj rano spożył, tłustym bekonie, podsmażanej cebulii ośmiu jajkach, grubej parówce, gdyby wiedziała, ale niewiedziała i nie dowie się.Przez chwilę szukał wśród pękukluczy tego z fioletowym kapturkiem.Znalazł.Przekręciłkluczyk w szafce i sprawnym ruchem, nie spuszczając oczuz drzwi, dosypał do niej tej kawy zdechłej jedną łyżeczkęcukru.Trochę się rozsypało, ale to nic.Zaraz się wytrze.Popił.Popił jeszcze raz.Wciąż nie smakowała jak jego kawa.Dwie,trzy, niech i cztery będzie, byle szybko.Znów się cukierrozsypał, bo to wszystko działo się jak zwykle w nieziemskimpędzie i stresie, lęku nawet.No to i piątą jeszcze łyżeczkę.Rękadrżała, serce biło, każdy się czegoś w życiu boi i Tschapieski bałsię także.Ale choćby go rozdzierali końmi, nie przyznałby się,że obawia się Barbarossy, jej narzekań, utyskiwań i zrzędzenia,które dzisiaj na szczęście mu darowała.Teraz by powiedział, że całkiem dobra ta kawa.Szafkęzamknął, klucze schował i z ulgą wypuścił powietrze.Ponownieskierował wzrok na teczkę. Włóknienie miąższu wątroby przeczytał ponownie, zatem wątroba na wykończeniu.Dzięki Seidlowi domyślał się, z kim pił Frank Derbachi dlaczego, ale prokurator nie dowie się z raportu Flatowa nicna ten temat, bo wszystko wskazuje na to, że nie chce się tegodowiedzieć.W raporcie zabrakło więc informacjio uprowadzeniu Franka Derbacha przez nieznanych sprawcówjeszcze w Sofii, dwa dni przed odnalezieniem jegozmaltretowanego ciała w kamienicy Romów.Flatow anisłowem nie wspomniał także o śmierci Gerharda i o archiwiściez Lipska, Burkhardzie Seidlu, nie było wzmiankio tajemniczych aktach Magika i opozycjoniście z Polski,Piotrze Boszewskim, czyli sprawie, nad którą z FrankiemDerbachem pracowali.Nie było nic o nękaniu polityka,Christiana Schlangenbergera, o dwuznacznej działalnościFranka Derbacha, o ścisłym, a nawet przyjacielskim jegopowiązaniu ze Schlangenbergerem.O wynikach tajnego śledztwa , prowadzonego od kilku dni przez Kowalskiego,w raporcie nie było nic, ponieważ nie mogło być.PozaKowalskim, Tschapieskim i Seidlem nikt o tajnym śledztwienie wiedział i nie miał się dowiedzieć.Nie dalej jak wczoraj Seidel w domu wdowy, kaszląc ciężkoi w nie najlepszym stanie ogólnym, opowiadał Kowalskiemui Tschapieskiemu o wszystkim, co wiedział, i przekazał imwielogodzinny film, który Gerhard nagrywał podczas ichspotkań w piwnicy przy Ossietzkystrasse 17a. To mi zostało po archiwum i teatrze wskazał na płytę CDi na laskę z pozłacaną lwią paszczą, po czym strasznie sięrozkaszlał. Proszę wyjść! zażądała gwałtownie wdowa, wciskającSeidlowi do ust łyżkę z ekologicznym lekiem.Chory nie miał sił się bronić, mrugał tylko nerwowopowiekami.Odkąd tu przyszli, wdowa przeszkadzała imw rozmowie, a to przerywając w środku zdania, a to karmiącSeidla ziołami.Kowalski w końcu nie wytrzymał, wziął ją za łokieći wyprowadził.Tschapieski szybko przekręcił klucz w drzwiach. Podpalili archiwum, tak jak i restaurację podpalili kontynuował Seidel. Zabrałem na szczęście film, trochępapierów i zdjęcia Boszewskiego, ale to tylko kopie, oryginałymiał Gerhard.Nie mam pojęcia, co z nimi zrobił.Nic nie wiem! Otarł niezgrabnie łzy. Nawet nie wiem, gdzie pochowaliFranka! I zaszlochał tak, że Kowalskiemu ścisnęło się serce. Jeszcze nie pochowali wtrącił Buldog szybko. Będziepan pierwszą osobą, która dowie się, gdzie go pochowali,obiecuję!Odwrócił się w stronę okna, zadowolony, że udało im sięzaoszczędzić Seidlowi szczegółów śmierci Franka Derbacha. Był mi jak syn płakał Seidel. Jaki pogrzeb może miećtaka sierota? Niech pan sam powie!Seidel był w bardzo złym stanie.Nie czuł się na siłach jechaćdo Lipska.Zresztą do czego miał wracać? Nie było też mowy,aby poszedł na pogrzeb Gerharda.Tschapieski usiadł przy nimna łóżku i przez kilka minut mówił pokrzepiające słowa, trochęo swojej przyjazni z Gerhardem i trochę o Dagmarze.Chwaliłteż Burkharda Seidla za to, że w tych trudnych chwilachpojechał do Kryschtyny i Dagmary i był z nimi.Rozluzniłatmosferę i chyba wzbudził zaufanie chorego, bo już po chwiliarchiwista przekazywał im klucze do swojego mieszkania.Niepierwszy raz w tym tygodniu zaskakiwał Kowalskiegonieprzerwany potok słów, płynący z ust zazwyczaj małoempatycznego Buldoga.Seidel długo wpatrywał się w ciemne oczy Tschapieskiego.Widać było, że się wahał, wreszcie podjął decyzję i zacząłmówić długo, dużo, obrazowo.Kowalski szybko notował,a Tschapieski od czasu do czasu znacząco chrząkał.Sprawanabrała nieoczekiwanej dynamiki, obaj czuli, że robią właśniemilowy krok.Pod koniec, kiedy Seidel, mocno ożywionytematem, oddawał się reminiscencjom poświęconymarchiwum, Kowalski obracał już tylko nerwowo kluczew rękach i co rusz spoglądał na zegarek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Oprócz tego szacunkuwywołało to też troskę i zgrozę.A może chory? Wiedziałao śmierci Gerharda, sama w końcu zamawiała wieniec na jegopogrzeb i załatwiała tysiąc spraw z tym pogrzebem związanych,bo żona i córka, w żalu i szoku, nie były w stanie nic zrobić.Ależeby się aż tak pochorować z tego powodu? Spojrzała z troskąna Waldemara Tschapieskiego.Zgryzota, to rozumie, ale taszara twarz, przekrwione oczy, niezdrowa bladość, coś nie tak&Umknęła z pokoju, zaniepokojona tym niezdrowym obliczemz worami pod oczami jak na kartofle.Zapracowuje się,zapracowuje.Smutek pracą chce zagłuszyć.Wspomóc trzebabędzie, zatroszczyć się jeszcze bardziej, do pionu postawić,powiedzieć coś do słuchu, pocieszyć może? Ale nie w tej chwili,nie teraz.Kiedy wyszła, Tschapieski upił łyk kawy i znów westchnął.Dojrzał oczywiście popielate zmiany, ale po pogrzebie i pownikliwych studiach nad teczką sił nie miał nawet na najlichszesłowo, a że i doznał niejednego zaspokojenia tej nocy, zatemkobiece rajce także popielate, spływały dziś po nim jak woda pokaczce.Spojrzał na kawę w dość pojemnej filiżance.Otrzymał dużą,co oznaczało, że Barbarossa chciała go jakoś pocieszyćw smutku.Posmakował.Nie na tyle jednak pocieszyć, żebykawę posłodziła.Barbarossa nie słodziła jego kaw, trzymała gona ścisłej diecie, co prowadziło do tego, że musiał dożywiać sięw burdelu Margerithy.Gdyby wiedziała o śniadaniu, któredzisiaj rano spożył, tłustym bekonie, podsmażanej cebulii ośmiu jajkach, grubej parówce, gdyby wiedziała, ale niewiedziała i nie dowie się.Przez chwilę szukał wśród pękukluczy tego z fioletowym kapturkiem.Znalazł.Przekręciłkluczyk w szafce i sprawnym ruchem, nie spuszczając oczuz drzwi, dosypał do niej tej kawy zdechłej jedną łyżeczkęcukru.Trochę się rozsypało, ale to nic.Zaraz się wytrze.Popił.Popił jeszcze raz.Wciąż nie smakowała jak jego kawa.Dwie,trzy, niech i cztery będzie, byle szybko.Znów się cukierrozsypał, bo to wszystko działo się jak zwykle w nieziemskimpędzie i stresie, lęku nawet.No to i piątą jeszcze łyżeczkę.Rękadrżała, serce biło, każdy się czegoś w życiu boi i Tschapieski bałsię także.Ale choćby go rozdzierali końmi, nie przyznałby się,że obawia się Barbarossy, jej narzekań, utyskiwań i zrzędzenia,które dzisiaj na szczęście mu darowała.Teraz by powiedział, że całkiem dobra ta kawa.Szafkęzamknął, klucze schował i z ulgą wypuścił powietrze.Ponownieskierował wzrok na teczkę. Włóknienie miąższu wątroby przeczytał ponownie, zatem wątroba na wykończeniu.Dzięki Seidlowi domyślał się, z kim pił Frank Derbachi dlaczego, ale prokurator nie dowie się z raportu Flatowa nicna ten temat, bo wszystko wskazuje na to, że nie chce się tegodowiedzieć.W raporcie zabrakło więc informacjio uprowadzeniu Franka Derbacha przez nieznanych sprawcówjeszcze w Sofii, dwa dni przed odnalezieniem jegozmaltretowanego ciała w kamienicy Romów.Flatow anisłowem nie wspomniał także o śmierci Gerharda i o archiwiściez Lipska, Burkhardzie Seidlu, nie było wzmiankio tajemniczych aktach Magika i opozycjoniście z Polski,Piotrze Boszewskim, czyli sprawie, nad którą z FrankiemDerbachem pracowali.Nie było nic o nękaniu polityka,Christiana Schlangenbergera, o dwuznacznej działalnościFranka Derbacha, o ścisłym, a nawet przyjacielskim jegopowiązaniu ze Schlangenbergerem.O wynikach tajnego śledztwa , prowadzonego od kilku dni przez Kowalskiego,w raporcie nie było nic, ponieważ nie mogło być.PozaKowalskim, Tschapieskim i Seidlem nikt o tajnym śledztwienie wiedział i nie miał się dowiedzieć.Nie dalej jak wczoraj Seidel w domu wdowy, kaszląc ciężkoi w nie najlepszym stanie ogólnym, opowiadał Kowalskiemui Tschapieskiemu o wszystkim, co wiedział, i przekazał imwielogodzinny film, który Gerhard nagrywał podczas ichspotkań w piwnicy przy Ossietzkystrasse 17a. To mi zostało po archiwum i teatrze wskazał na płytę CDi na laskę z pozłacaną lwią paszczą, po czym strasznie sięrozkaszlał. Proszę wyjść! zażądała gwałtownie wdowa, wciskającSeidlowi do ust łyżkę z ekologicznym lekiem.Chory nie miał sił się bronić, mrugał tylko nerwowopowiekami.Odkąd tu przyszli, wdowa przeszkadzała imw rozmowie, a to przerywając w środku zdania, a to karmiącSeidla ziołami.Kowalski w końcu nie wytrzymał, wziął ją za łokieći wyprowadził.Tschapieski szybko przekręcił klucz w drzwiach. Podpalili archiwum, tak jak i restaurację podpalili kontynuował Seidel. Zabrałem na szczęście film, trochępapierów i zdjęcia Boszewskiego, ale to tylko kopie, oryginałymiał Gerhard.Nie mam pojęcia, co z nimi zrobił.Nic nie wiem! Otarł niezgrabnie łzy. Nawet nie wiem, gdzie pochowaliFranka! I zaszlochał tak, że Kowalskiemu ścisnęło się serce. Jeszcze nie pochowali wtrącił Buldog szybko. Będziepan pierwszą osobą, która dowie się, gdzie go pochowali,obiecuję!Odwrócił się w stronę okna, zadowolony, że udało im sięzaoszczędzić Seidlowi szczegółów śmierci Franka Derbacha. Był mi jak syn płakał Seidel. Jaki pogrzeb może miećtaka sierota? Niech pan sam powie!Seidel był w bardzo złym stanie.Nie czuł się na siłach jechaćdo Lipska.Zresztą do czego miał wracać? Nie było też mowy,aby poszedł na pogrzeb Gerharda.Tschapieski usiadł przy nimna łóżku i przez kilka minut mówił pokrzepiające słowa, trochęo swojej przyjazni z Gerhardem i trochę o Dagmarze.Chwaliłteż Burkharda Seidla za to, że w tych trudnych chwilachpojechał do Kryschtyny i Dagmary i był z nimi.Rozluzniłatmosferę i chyba wzbudził zaufanie chorego, bo już po chwiliarchiwista przekazywał im klucze do swojego mieszkania.Niepierwszy raz w tym tygodniu zaskakiwał Kowalskiegonieprzerwany potok słów, płynący z ust zazwyczaj małoempatycznego Buldoga.Seidel długo wpatrywał się w ciemne oczy Tschapieskiego.Widać było, że się wahał, wreszcie podjął decyzję i zacząłmówić długo, dużo, obrazowo.Kowalski szybko notował,a Tschapieski od czasu do czasu znacząco chrząkał.Sprawanabrała nieoczekiwanej dynamiki, obaj czuli, że robią właśniemilowy krok.Pod koniec, kiedy Seidel, mocno ożywionytematem, oddawał się reminiscencjom poświęconymarchiwum, Kowalski obracał już tylko nerwowo kluczew rękach i co rusz spoglądał na zegarek [ Pobierz całość w formacie PDF ]