[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wiwat Alicja! Wiwat nasza królowa ryknęła cała sala, po czym wszczęła się ogólnapełna ożywienia rozmowa w oczekiwaniu obiecanego poczęstunku.Alicja wyczekała chwilę, potem rozpoczęła rozmowę ze swą świtą: Statki przybiją do brzegu w pobliżu des Celestins i szop artylerii.Lecz sam Jan Morinnie wie jeszcze dokładnie, kiedy przybędą: może dzisiejszego wieczoru a może dopiero zaparę dni.Trzeba dzień i noc pilnować tej sprawy. Ba! bąknął jeden z jej satelitów czy warto tracić czas dla kilku marnych worków soli?!Na usta Alicji wybiegł zagadkowy uśmiech; zwróciła się do niego ze wzgardliwym skrzy-wieniem: Głupcze! Czy wiesz, ile kosztuje ten marny transport soli?.Dziesięć tysięcy liwrów!56 Dziesięć tysięcy liwrów! wykrzyknęła cała czwórka, szeroko otwierając oczy. Co najmniej! dodała z mocą Alicja.Czy teraz ciągle jeszcze uważacie, że nie wartotracić czasu na taką bagatelkę?.Wpatrując się w Kozią Bródkę i Czerwonorękiego dodała ze złowróżbnym spokojem: A czy wiecie, na jaką karę zasługują ci wszyscy, którzy nie wytrwają na wyznaczonymsobie przez królowę Argot posterunku? A więc wiesz wszystko? wybełkotali roztrzęsionym ze strachu głosem. Wiem, że zeszliście z placówki, aby ograbić mnichów, wiem, że każdy z was dla głupichczterdziestu liwrów nadstawiał swoją głowę, wiem i to, że staliście się łupem kata Argot.Dwaj nieustraszeni łotrzykowie spuścili głowy, przyznając się bez słowa do winy; powoliodpięli swe sztylety i rapiery, kładąc je przed Alicją na stole. Możemy wyrównać nasz rachunek rzekli jak na komendę.Wbili w swą panią spojrzenie, w którym wyczytać można było, iż są jej oddani, jak wiernepsy, aż do śmierci.We wzroku ich nie było prośby o łaskę, tylko bezbrzeżny smutek i pytanie: Kto będzie cię kochał więcej od nas? Kto będzie tak czuwać nad tobą, jak my.kiedy jużnas nie będzie?!Okrutne, surowe twarze zapamiętałych łotrów pod wpływem nurtujących serce ich uczućzmiękły, stając się bardziej ludzkie i subtelne.Alicja przez chwilę jakby namyślała się, co ma uczynić, potem odsuwając sztylety i rapie-ry w stronę Czerwonorękiego i Koziej Bródki, rzekła łagodnie: Zabierzcie waszą broń.Tym razem upiekło się wam; Alicja postara się zapomnieć o tym,że ośmieliliście się kwestionować jej rozkazy.Z głuchym pomrukiem radości sięgnęli po broń, hałaśliwie sapiąc i wzdychając. Niech się to jednak nie powtórzy ciągnęła dalej mogłabym wtedy bowiem nie patrzeć jużna to, że jesteście najsilniejszymi najdzielniejszymi i najwierniejszymi sługami królowej Argot.Na te słowa szerokie ich twarze rozpłynęły się w błogim uśmiechu, a z piersi ich zaczęływydobywać się jakieś nieartykułowane dzwięki.Przerwała im okrzykiem: To jeszcze nie wszystko; zwróćcie zrabowane osiemdziesiąt liwrów do ogólnej kasy.Nosy naszych zuchów wyciągnęły się, nie zaoponowali jednak i bez szemrania położyli nastole żądaną sumę.Alicja wyrzekła głosem sędziego, ogłaszającego wyrok: Każda zdobycz, którą się posiadło podczas pełnienia urzędowych obowiązków, jest wła-snością ogółu i winna być przelana do ogólnej kasy.Tak brzmi odnośny paragraf naszegoprawa, nie gorszego od prawa, ustanowionego przez uczciwych ludzi.Z tymi słowy zgarnęła pieniądze do swego woreczka przy pasie, dodając: Otrzymacie z tego swój dział; ani o liwra nawet więcej. Takie prawo! przytaknęli z rzadkimi minami Kozia Bródka i Czerwonoręki. A teraz do rzeczy zaczęła mówić głosem zimnym i twardym.Nie mogę wraz z wamiwziąć udziału w tej wyprawie, bo mam na głowie inne jeszcze sprawy.Udacie się więc saminad rzekę, aby pilnować przybycia statków.Jeden z naszych objaśni wam, na których znaj-dziecie ładunek; czy przybędą wam z pomocą, czy też nie, musicie załatwić to wszystko po-myślnie.Eustachy Urwiłebek obejmie dowództwo nad wyprawą.Już wytłumaczyłam ci, co ijak masz uczynić! Możecie odejść.Ale, ale zapomniałam! Uważajcie pilnie na arsenał, gdziema się zaczaić Noirville ze swymi ludzmi, aby strzec ładunku soli dbając o interes FranciszkaI, szczęśliwie panującego nam króla jegomości.Po wydaniu tych rozkazów opuściła szynk Pod Poczciwymi Chłopcami ; wkrótce po jej wyj-ściu czterej zaufani królowej Argot wyszli również na ulicę, śpiesząc spełnić rozkazy swej pani.Alicja okrężną drogą udała się na ulicę św.Katarzyny i znalazła się wkrótce w gabineciepani de Bagnolet swej matki.57Potężna pani siedziała w głębokim fotelu, którego poręcz zdobiły piękne rzezbione herby.Alicja I powitała swą córkę stereotypowym uśmiechem, który rzekłbyś zrósł się już z jejtwarzą.Patrząc na jej nieruchomą, niby ulepioną z wosku lalkowato piękną twarz, na zimne,szklane oczy, nikt by nie uwierzył, że jest to matka, witająca swoją córkę. No i cóż, mój s y n u, jak stoją sprawy? Wszystko gotowe, moja matko, należy tylko wyczekiwać cierpliwie przybycia statków. Kto ma odebrać przesyłkę? Pewnie sam Jan Morin, prefekt cechu kupieckiego. A Noirville? Noirville będzie bacznie czuwać nad bezpieczeństwem statków.Lecz nasi też nie są babami. Powiedz no mi, Janie czy nikt nie domyśla się, że każdy z tych worków zawiera, próczsoli, złoto, którego wartość sięga około dwu milionów?Alicja zaprzeczyła potrząśnięciem głowy.Teraz dopiero pani de Bagnolet odrzuciła od siebie powagę wodza i przełożonego, wyda-jącego rozkazy. Cenny ładunek, zamiast zasilić kasę króla Franciszka, wypełni skrzynie królowej Argot zaśmiała się wesoło. Noirville utraci zaś swe stanowisko jego kariera zostanie złamana na zawsze dodałacórka nienawistnym tonem. Stanie się to może nie od razu, lecz stanie się na pewno [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
. Wiwat Alicja! Wiwat nasza królowa ryknęła cała sala, po czym wszczęła się ogólnapełna ożywienia rozmowa w oczekiwaniu obiecanego poczęstunku.Alicja wyczekała chwilę, potem rozpoczęła rozmowę ze swą świtą: Statki przybiją do brzegu w pobliżu des Celestins i szop artylerii.Lecz sam Jan Morinnie wie jeszcze dokładnie, kiedy przybędą: może dzisiejszego wieczoru a może dopiero zaparę dni.Trzeba dzień i noc pilnować tej sprawy. Ba! bąknął jeden z jej satelitów czy warto tracić czas dla kilku marnych worków soli?!Na usta Alicji wybiegł zagadkowy uśmiech; zwróciła się do niego ze wzgardliwym skrzy-wieniem: Głupcze! Czy wiesz, ile kosztuje ten marny transport soli?.Dziesięć tysięcy liwrów!56 Dziesięć tysięcy liwrów! wykrzyknęła cała czwórka, szeroko otwierając oczy. Co najmniej! dodała z mocą Alicja.Czy teraz ciągle jeszcze uważacie, że nie wartotracić czasu na taką bagatelkę?.Wpatrując się w Kozią Bródkę i Czerwonorękiego dodała ze złowróżbnym spokojem: A czy wiecie, na jaką karę zasługują ci wszyscy, którzy nie wytrwają na wyznaczonymsobie przez królowę Argot posterunku? A więc wiesz wszystko? wybełkotali roztrzęsionym ze strachu głosem. Wiem, że zeszliście z placówki, aby ograbić mnichów, wiem, że każdy z was dla głupichczterdziestu liwrów nadstawiał swoją głowę, wiem i to, że staliście się łupem kata Argot.Dwaj nieustraszeni łotrzykowie spuścili głowy, przyznając się bez słowa do winy; powoliodpięli swe sztylety i rapiery, kładąc je przed Alicją na stole. Możemy wyrównać nasz rachunek rzekli jak na komendę.Wbili w swą panią spojrzenie, w którym wyczytać można było, iż są jej oddani, jak wiernepsy, aż do śmierci.We wzroku ich nie było prośby o łaskę, tylko bezbrzeżny smutek i pytanie: Kto będzie cię kochał więcej od nas? Kto będzie tak czuwać nad tobą, jak my.kiedy jużnas nie będzie?!Okrutne, surowe twarze zapamiętałych łotrów pod wpływem nurtujących serce ich uczućzmiękły, stając się bardziej ludzkie i subtelne.Alicja przez chwilę jakby namyślała się, co ma uczynić, potem odsuwając sztylety i rapie-ry w stronę Czerwonorękiego i Koziej Bródki, rzekła łagodnie: Zabierzcie waszą broń.Tym razem upiekło się wam; Alicja postara się zapomnieć o tym,że ośmieliliście się kwestionować jej rozkazy.Z głuchym pomrukiem radości sięgnęli po broń, hałaśliwie sapiąc i wzdychając. Niech się to jednak nie powtórzy ciągnęła dalej mogłabym wtedy bowiem nie patrzeć jużna to, że jesteście najsilniejszymi najdzielniejszymi i najwierniejszymi sługami królowej Argot.Na te słowa szerokie ich twarze rozpłynęły się w błogim uśmiechu, a z piersi ich zaczęływydobywać się jakieś nieartykułowane dzwięki.Przerwała im okrzykiem: To jeszcze nie wszystko; zwróćcie zrabowane osiemdziesiąt liwrów do ogólnej kasy.Nosy naszych zuchów wyciągnęły się, nie zaoponowali jednak i bez szemrania położyli nastole żądaną sumę.Alicja wyrzekła głosem sędziego, ogłaszającego wyrok: Każda zdobycz, którą się posiadło podczas pełnienia urzędowych obowiązków, jest wła-snością ogółu i winna być przelana do ogólnej kasy.Tak brzmi odnośny paragraf naszegoprawa, nie gorszego od prawa, ustanowionego przez uczciwych ludzi.Z tymi słowy zgarnęła pieniądze do swego woreczka przy pasie, dodając: Otrzymacie z tego swój dział; ani o liwra nawet więcej. Takie prawo! przytaknęli z rzadkimi minami Kozia Bródka i Czerwonoręki. A teraz do rzeczy zaczęła mówić głosem zimnym i twardym.Nie mogę wraz z wamiwziąć udziału w tej wyprawie, bo mam na głowie inne jeszcze sprawy.Udacie się więc saminad rzekę, aby pilnować przybycia statków.Jeden z naszych objaśni wam, na których znaj-dziecie ładunek; czy przybędą wam z pomocą, czy też nie, musicie załatwić to wszystko po-myślnie.Eustachy Urwiłebek obejmie dowództwo nad wyprawą.Już wytłumaczyłam ci, co ijak masz uczynić! Możecie odejść.Ale, ale zapomniałam! Uważajcie pilnie na arsenał, gdziema się zaczaić Noirville ze swymi ludzmi, aby strzec ładunku soli dbając o interes FranciszkaI, szczęśliwie panującego nam króla jegomości.Po wydaniu tych rozkazów opuściła szynk Pod Poczciwymi Chłopcami ; wkrótce po jej wyj-ściu czterej zaufani królowej Argot wyszli również na ulicę, śpiesząc spełnić rozkazy swej pani.Alicja okrężną drogą udała się na ulicę św.Katarzyny i znalazła się wkrótce w gabineciepani de Bagnolet swej matki.57Potężna pani siedziała w głębokim fotelu, którego poręcz zdobiły piękne rzezbione herby.Alicja I powitała swą córkę stereotypowym uśmiechem, który rzekłbyś zrósł się już z jejtwarzą.Patrząc na jej nieruchomą, niby ulepioną z wosku lalkowato piękną twarz, na zimne,szklane oczy, nikt by nie uwierzył, że jest to matka, witająca swoją córkę. No i cóż, mój s y n u, jak stoją sprawy? Wszystko gotowe, moja matko, należy tylko wyczekiwać cierpliwie przybycia statków. Kto ma odebrać przesyłkę? Pewnie sam Jan Morin, prefekt cechu kupieckiego. A Noirville? Noirville będzie bacznie czuwać nad bezpieczeństwem statków.Lecz nasi też nie są babami. Powiedz no mi, Janie czy nikt nie domyśla się, że każdy z tych worków zawiera, próczsoli, złoto, którego wartość sięga około dwu milionów?Alicja zaprzeczyła potrząśnięciem głowy.Teraz dopiero pani de Bagnolet odrzuciła od siebie powagę wodza i przełożonego, wyda-jącego rozkazy. Cenny ładunek, zamiast zasilić kasę króla Franciszka, wypełni skrzynie królowej Argot zaśmiała się wesoło. Noirville utraci zaś swe stanowisko jego kariera zostanie złamana na zawsze dodałacórka nienawistnym tonem. Stanie się to może nie od razu, lecz stanie się na pewno [ Pobierz całość w formacie PDF ]