[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Biegła ona na południe w stronę mostu i zaiste dziwnie było ujrzeć ją kompletniewyludnioną.Grymonde uniósł rękę, by zatrzymać kolumnę, a potem minął wózek Carli iwyszedł na czoło.Usłyszała, jak półgłosem wydaje polecenia Bigotowi i Papinowi, którzyopuścili dyszle i podążyli za nim.Zaniepokojona zmieniła pozycję na materacu.Przyglądającsię chwiejnemu krokowi Grymonde a, jego rozkołysanym, potężnym ramionom uczepionymnieproporcjonalnie szerokich barków oraz olbrzymiej głowie, Carla zrozumiała, dlaczegomówiąc o nim, Estelle użyła słowa Infant.Od tyłu wyglądał jak gigantyczne dziecko, któredopiero niedawno nauczyło się chodzić.Mniej więcej dwadzieścia kroków przed czołem pochodu rue Saint-Martin byłazablokowana: w poprzek ulicy, na wysokości piersi dorosłego człowieka, rozwieszonołańcuch na żelaznych hakach wbitych w mury budynków.W połowie długości zapory stałwartownik wsparty na włóczni.Ramię miał obwiązane białą opaską, a na czapceprzyczepiony biały krzyż.Otworzył szeroko usta, zobaczywszy nadchodzącego Grymonde a.Uniósł broń na wysokość serca, ale widać było, że nie bardzo wie, jak się nią posługiwać.Daremnie próbował ukryć przerażenie.Grymonde wyciągnął przed siebie prawą rękę iwypowiedział słowa powitania, których Carla nie usłyszała i które najwyrazniej nie uspokoiływartownika.Bigot i Papin ruszyli w stronę haków, na których wisiał łańcuch.Wartownik zerknąłna nich i wydawało mu się, że zrozumiał ich zamiary, ale nie umiał się przemóc: jakurzeczony wpatrywał się w monstrualną postać, która właśnie zaczęła podchodzić jeszczebliżej.Nie ośmielił się jednak skierować grotu przeciwko niej, a na ucieczkę było już zapózno.Grymonde skoczył naprzód i wymierzywszy mu potężny cios w żołądek, wyrwałwłócznię z jego rąk i odrzucił na bok.Następnie popchnął zgiętego wpół mężczyznę ku ziemii chwycił za łańcuch, który Bigot z Papinem zdążyli już odpiąć.Antoinette uniosła głowę ponad burtę wozu, ale Carla otoczyła ją ramieniem i wtuliłajej twarz w miękki materiał spódnicy.Sama nie odwróciła jednak wzroku.Chciałaobserwować każdy krok Grymonde a.On tymczasem owinął łańcuch wokół szyi wartownika i cofnął się o krok, ruchemręki dając sygnał.Bigot i Papin najpierw poluzowali nieco łańcuch, a potem szarpnęli jegokońce w przeciwnych kierunkach, jakby zabawiali się w przeciąganie liny.%7łelazne ogniwanaprężyły się, zmuszając wartownika, by poderwał się z ziemi.Niemal jednocześnie jegotchawica pękła, on sam zaś tylko zatrzepotał ramionami i sflaczał po chwili zawisł nałańcuchu jak świeżo wyprana koszula.Wydawało się, że dwaj młodzieńcy przyjęli jegobierność jako osobistą porażkę pełni zapału, stękając i jęcząc, zdwoili wysiłki.Głowawartownika opadła na ramię, a czapka sfrunęła na ziemię.Jego twarz przybrała jeszczebardziej siny odcień, ale pozostał równie martwy, jak był chwilę wcześniej.Carla nie czuła absolutnie nic.Nie mogła teraz dzielić się uczuciami.Grymonde chwycił za łańcuch i skinął na swych towarzyszy, oni zaś posłusznierzucili na ziemię oba końce.Odwiązawszy żelazną pętlę, pozwolił martwemu wartownikowiopaść na ziemię.Zabrał mu tylko czapkę i włócznię, po czym wrócił do kolumny wózków.Bigot i Papin chwycili trupa za kostki i pociągnęli za sobą. Zabierzcie mu ubranie, jeśli się nie zesrał jest całkiem niezłej jakości a ciałorzućcie tam, do tej kloaki.Gdy wrócicie, koniecznie zawieście łańcuch na hakach.Grymonde położył włócznię na dwukółce i starannie zasłonił jej grot bagażami, bynie zranił pasażerek.Teraz zajął się czapką: długo przyglądał się jej wnętrzu, jakby szukałwszy.Nie znalazłszy ani jednej, spojrzał na Carlę. %7ładen kat nie powiesiłby go zgrabniej. O, w takim razie z pewnością kamień spadł ci z serca.Roześmiał się chrapliwie, ale tak szczerze, że i Carla musiała się uśmiechnąć. Kimże jest ten błędny rycerz, twój mąż? Jeśli nie jest wyjątkowo bogaty, musiałbyć nieprzeciętnie szlachetny, by zasłużyć na ciebie. Nie wiem, czy Mattias powiedziałby tak o sobie, ale prawdą jest, że naturalnyinstynkt i liczne zrządzenia losu uczyniły go najszlachetniejszym człowiekiem, jakiego znam.Nawet jeśli goni za bogactwem, nie uważa pieniędzy za miarę człowieka mężczyzny,kobiety ani dziecka.Widziałam, jak wszystko rzuca w ogień bez wahania i żalu, by służyćprzyjacielowi.W głębi serca jest hazardzistą, a życie jest jego grą i stawką w niej zarazem.Urwała, czując, że jej głos zaczyna drżeć. Jesteście tedy dobraną parą rzekł Grymonde. Nie wiem, dlaczego nie wrócił na czas do domu.Nie wiem nawet, czy żyje. Ty byłaś owym przyjacielem, dla którego rzucił wszystko w ogień.Carla przełknęła z trudem i skinęła głową. Przynajmniej w tej grze zgarnął całą pulę dodał Grymonde.Rozpłakała się.Opuściła głowę i jedną ręką zasłoniła oczy.Próbowała powstrzymaćłzy, bo wydawały jej się dowodem słabości i nie miała dla nich miejsca akurat teraz, gdymusiała być silna.Mimo to płynęły.Tęsknota za Mattiasem była rozdzierająca.Już nie czułajego bliskości.Nie czuła kontaktu z jego duchem.Była nieskończenie samotna.I dobrze znała to uczucie; tak naprawdę nigdy do końca jej nie opuszczało [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Biegła ona na południe w stronę mostu i zaiste dziwnie było ujrzeć ją kompletniewyludnioną.Grymonde uniósł rękę, by zatrzymać kolumnę, a potem minął wózek Carli iwyszedł na czoło.Usłyszała, jak półgłosem wydaje polecenia Bigotowi i Papinowi, którzyopuścili dyszle i podążyli za nim.Zaniepokojona zmieniła pozycję na materacu.Przyglądającsię chwiejnemu krokowi Grymonde a, jego rozkołysanym, potężnym ramionom uczepionymnieproporcjonalnie szerokich barków oraz olbrzymiej głowie, Carla zrozumiała, dlaczegomówiąc o nim, Estelle użyła słowa Infant.Od tyłu wyglądał jak gigantyczne dziecko, któredopiero niedawno nauczyło się chodzić.Mniej więcej dwadzieścia kroków przed czołem pochodu rue Saint-Martin byłazablokowana: w poprzek ulicy, na wysokości piersi dorosłego człowieka, rozwieszonołańcuch na żelaznych hakach wbitych w mury budynków.W połowie długości zapory stałwartownik wsparty na włóczni.Ramię miał obwiązane białą opaską, a na czapceprzyczepiony biały krzyż.Otworzył szeroko usta, zobaczywszy nadchodzącego Grymonde a.Uniósł broń na wysokość serca, ale widać było, że nie bardzo wie, jak się nią posługiwać.Daremnie próbował ukryć przerażenie.Grymonde wyciągnął przed siebie prawą rękę iwypowiedział słowa powitania, których Carla nie usłyszała i które najwyrazniej nie uspokoiływartownika.Bigot i Papin ruszyli w stronę haków, na których wisiał łańcuch.Wartownik zerknąłna nich i wydawało mu się, że zrozumiał ich zamiary, ale nie umiał się przemóc: jakurzeczony wpatrywał się w monstrualną postać, która właśnie zaczęła podchodzić jeszczebliżej.Nie ośmielił się jednak skierować grotu przeciwko niej, a na ucieczkę było już zapózno.Grymonde skoczył naprzód i wymierzywszy mu potężny cios w żołądek, wyrwałwłócznię z jego rąk i odrzucił na bok.Następnie popchnął zgiętego wpół mężczyznę ku ziemii chwycił za łańcuch, który Bigot z Papinem zdążyli już odpiąć.Antoinette uniosła głowę ponad burtę wozu, ale Carla otoczyła ją ramieniem i wtuliłajej twarz w miękki materiał spódnicy.Sama nie odwróciła jednak wzroku.Chciałaobserwować każdy krok Grymonde a.On tymczasem owinął łańcuch wokół szyi wartownika i cofnął się o krok, ruchemręki dając sygnał.Bigot i Papin najpierw poluzowali nieco łańcuch, a potem szarpnęli jegokońce w przeciwnych kierunkach, jakby zabawiali się w przeciąganie liny.%7łelazne ogniwanaprężyły się, zmuszając wartownika, by poderwał się z ziemi.Niemal jednocześnie jegotchawica pękła, on sam zaś tylko zatrzepotał ramionami i sflaczał po chwili zawisł nałańcuchu jak świeżo wyprana koszula.Wydawało się, że dwaj młodzieńcy przyjęli jegobierność jako osobistą porażkę pełni zapału, stękając i jęcząc, zdwoili wysiłki.Głowawartownika opadła na ramię, a czapka sfrunęła na ziemię.Jego twarz przybrała jeszczebardziej siny odcień, ale pozostał równie martwy, jak był chwilę wcześniej.Carla nie czuła absolutnie nic.Nie mogła teraz dzielić się uczuciami.Grymonde chwycił za łańcuch i skinął na swych towarzyszy, oni zaś posłusznierzucili na ziemię oba końce.Odwiązawszy żelazną pętlę, pozwolił martwemu wartownikowiopaść na ziemię.Zabrał mu tylko czapkę i włócznię, po czym wrócił do kolumny wózków.Bigot i Papin chwycili trupa za kostki i pociągnęli za sobą. Zabierzcie mu ubranie, jeśli się nie zesrał jest całkiem niezłej jakości a ciałorzućcie tam, do tej kloaki.Gdy wrócicie, koniecznie zawieście łańcuch na hakach.Grymonde położył włócznię na dwukółce i starannie zasłonił jej grot bagażami, bynie zranił pasażerek.Teraz zajął się czapką: długo przyglądał się jej wnętrzu, jakby szukałwszy.Nie znalazłszy ani jednej, spojrzał na Carlę. %7ładen kat nie powiesiłby go zgrabniej. O, w takim razie z pewnością kamień spadł ci z serca.Roześmiał się chrapliwie, ale tak szczerze, że i Carla musiała się uśmiechnąć. Kimże jest ten błędny rycerz, twój mąż? Jeśli nie jest wyjątkowo bogaty, musiałbyć nieprzeciętnie szlachetny, by zasłużyć na ciebie. Nie wiem, czy Mattias powiedziałby tak o sobie, ale prawdą jest, że naturalnyinstynkt i liczne zrządzenia losu uczyniły go najszlachetniejszym człowiekiem, jakiego znam.Nawet jeśli goni za bogactwem, nie uważa pieniędzy za miarę człowieka mężczyzny,kobiety ani dziecka.Widziałam, jak wszystko rzuca w ogień bez wahania i żalu, by służyćprzyjacielowi.W głębi serca jest hazardzistą, a życie jest jego grą i stawką w niej zarazem.Urwała, czując, że jej głos zaczyna drżeć. Jesteście tedy dobraną parą rzekł Grymonde. Nie wiem, dlaczego nie wrócił na czas do domu.Nie wiem nawet, czy żyje. Ty byłaś owym przyjacielem, dla którego rzucił wszystko w ogień.Carla przełknęła z trudem i skinęła głową. Przynajmniej w tej grze zgarnął całą pulę dodał Grymonde.Rozpłakała się.Opuściła głowę i jedną ręką zasłoniła oczy.Próbowała powstrzymaćłzy, bo wydawały jej się dowodem słabości i nie miała dla nich miejsca akurat teraz, gdymusiała być silna.Mimo to płynęły.Tęsknota za Mattiasem była rozdzierająca.Już nie czułajego bliskości.Nie czuła kontaktu z jego duchem.Była nieskończenie samotna.I dobrze znała to uczucie; tak naprawdę nigdy do końca jej nie opuszczało [ Pobierz całość w formacie PDF ]