[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zazwyczaj to ojciec uczy syna pierwszych kroków na szachownicy.A marzeniem każdego syna grającego w sza­chy jest wygrać z ojcem.Zabić króla.Poza tym w sza­chach szybko możemy się zorientować, że ów ojciec, ów król, jest najsłabszą figurą z całego kompletu.Wciąż jest obiektem nagonki, wciąż potrzebuje ochrony, roszady, posuwa się tylko o jedno pole.Ale paradoksalnie jest to figura niezbędna.Przecież sama jego nazwa dała imię całej grze, bo słowo “szachy” pochodzi od perskiego shah, czyli “król”, i na dobrą sprawę w każdym języku brzmi podobnie.- A królowa? - spytała zaciekawiona Julia.- To matka, kobieta.Przy każdym ataku na króla jest jego najskuteczniejszym obrońcą, dysponuje po temu największą siłą.My nazywamy ją hetmanem, bo pełni rolę królewskiego dowódcy.A obok tej pary monarchów stoi goniec, po angielsku bishop, czyli “biskup”: ten, który błogosławi ich związkowi i wspiera ich w walce.Nie zapominajmy o arabskim faras, czyli skoczku, który przeskakuje ponad liniami nieprzyjaciela, zwanym po angielsku knight, a więc “rycerz”.Prawdę mówiąc, ten problem wyszedł dużo wcześniej, zanim van Huys nama­lował Partię szachów.Ludzie próbują go objaśnić od tysiąca czterystu lat.Muńoz przerwał na chwilę, po czym znów poruszył wargami, jakby chciał coś dodać.Ale na jego ustach, zamiast słów, zagościł znowu ów półuśmiech, ledwie zarysowany i nigdy nie dokończony.W końcu opuścił wzrok na kulkę z chleba, która nadal leżała na obrusie.- Czasem zastanawiam się - rzekł z wyraźnym wysił­kiem - czy szachy zostały wynalezione przez człowieka, czy tylko odkryte.Może to coś, co zawsze było, od początku wszechświata.Jak liczby całkowite.Julia niczym we śnie usłyszała, jak pęka pieczęć, i pierw­szy raz uświadomiła sobie całą rzeczywistość: była to wielka szachownica, która zawierała w sobie przeszłość i teraźniejszość, van Huysa i ją samą, a nawet Alvara, Cesara, Montegrifa, rodzinę Belmonte, Menchu, a także Muńoza.Naraz poczuła tak przejmujący strach, że naj­wyższym, niemal widocznym wysiłkiem fizycznym po­wstrzymała głośny krzyk.Ta wewnętrzna walka na pewno odmalowała się na jej twarzy, bo Cesar i Muńoz popatrzyli na nią z zaniepokojeniem.- Wszystko w porządku.- Potrząsnęła głową, łudząc się, że tym ruchem ukoi myśli, i wyciągnęła z torebki schemat poziomów interpretacyjnych, które Muńoz przy­pisał swego czasu obrazowi.- Przyjrzyjcie się temu.Szachista popatrzył na kartkę, po czym przekazał ją bez słowa Cesarowi.- I co wy na to? - spytała dziewczyna.Cesar skrzywił usta w jakimś nieokreślonym grymasie.- Niepokojące.Ale może już za bardzo to literackie.- Jeszcze raz przyjrzał się diagramowi sporządzonemu przez Julię.- Ciekaw jestem, czy łamiemy sobie głowy czymś naprawdę głębokim, czy przeciwnie, potwornie banalnym.Julia nie odpowiedziała, patrzyła uważnie na Muńoza.Chwilę wcześniej szachista położył kartkę na stole, wyjął długopis z kieszeni i coś tam poprawił.Następnie podsunął jej rysunek.- Teraz mamy jeszcze jeden poziom - powiedział z powagą.- Jest pani w to wplątana co najmniej na równi z postaciami obrazu:Poziom 1.JULIAPoziom 2.SCENERIA OBRAZU.PODŁOGA W FORMIE SZACHOWNICY, NA KTÓREJ ROZMIESZCZONO POSTACIEPoziom 3.POSTACIE OBRAZU: FERDYNAND, BEATRYCZE, ROGER.Poziom 4.SZACHOWNICA, NA KTÓREJ DWIE POSTACIE ROZGRYWAJĄ PARTIĘ.Poziom 5.FIGURY SZACHOWE, BĘDĄCE SYMBOLAMI TRZECH POSTACIPoziom 6.NAMALOWANE ZWIERCIADŁO, W KTÓRYM ODBIJAJĄ SIĘ POSTACIE I PARTIA, ALE ODWRÓCONE.- Tak, jak przypuszczałam - kiwnęła głową dziewczyna.- Poziomy numer jeden i pięć, prawda?- Co w sumie daje sześć.Poziom szósty, który zawiera w sobie wszystkie pozostałe.- Szachista pokazywał elementy schematu.- Czy pani chce, czy nie, tkwi pani w tym po uszy.- A to znaczy.- Julia patrzyła na Muńoza szeroko otwartymi oczami, jakby pod stopami otwarła jej się studnia bez dna - że osoba, która być może zamordowała Alvara, a która wysłała nam tę karteczkę, rozgrywa jakąś obłędną partię szachów.Partię, gdzie się gra nie tylko mną, ale nami wszystkimi.Czy to możliwe?Szachista wytrzymał jej spojrzenie w milczeniu.Na jego twarzy nie malował się jednak niepokój, tylko swoista ciekawość, jak gdyby sytuacja podsuwała intrygujące wnioski, którym nie omieszkałby się przyjrzeć.- Gratuluję - znów ten ulotny uśmieszek zagościł na jego ustach - wreszcie zdali sobie z tego państwo sprawę.Menchu nałożyła w domu bardzo precyzyjny makijaż i ubrała się z absolutną premedytacją: krótka, bardzo obcisła spódniczka i wytworny żakiet z czarnej skóry narzucony na kremowy pulower, który uwydatniał jej biust w sposób wręcz nieprzyzwoity, jak oceniła to Julia.Być może spodziewając się tego, sama zdecydowała się w ten wieczór na strój swobodny: mokasyny, dżinsy i sportowa, zamszo­wa kurteczka, do tego jedwabna apaszka na szyi.Gdyby Cesar widział, jak wysiadają z fiata Julii przed biurami Claymore'a, z miejsca powiedziałby, że to matka z córką.Stukot obcasów i zapach perfum Menchu dotarł do gabinetu dyrektora przed nimi.Paco Montegrifo wyszedł im na spotkanie, ucałował dłonie i zaprezentował swoje wspaniale kontrastujące z opalenizną błyszczące zęby, które z powodzeniem mogły mu służyć jako wizytówka.W gabinecie, wyłożonym szlachetną boazerią, stał im­ponujący stół z mahoniu, lampa i ultranowocześnie za­projektowane fotele.Kiedy już w nich usiadły, podziwiając zawieszonego na honorowym miejscu znakomitego Vlamincka, dyrektor domu aukcyjnego zajął miejsce pod obrazem, po drugiej stronie stołu, ze skromną miną człowieka, który szczerze żałuje, że nie może zaoferować lepszego widoku.Jakiś Rembrandt - zdawało się mówić jego spojrzenie, którym prześliznął się po prowokująco skrzyżowanych nogach Menchu, by z uwagą zatrzymać się na twarzy Julii.Albo na przykład Leonardo.Montegrifo przystąpił do tematu natychmiast po tym, jak sekretarka przyniosła im kawę w porcelanowych filiżankach Kompanii Indyjskiej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl