[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak to zrobisz? Nie uda ci się.Żałuję tylko, że Arkady Nikołajewicz nie dożył.Gdyby to zobaczył, miałby.Połączenie nagle się przerwało.Może był to zły znak, a może nie.Ale nawet Aleks nie potrafił ukryć nury goryczy i żalu w głosie, gdy mówił o tym, że brakuje Arkadego.To było naturalne, Arkady bowiem był kimś więcej niż tylko przywódcą politycznym - był bratem wszystkich ludzi, ich najlepszym przyjacielem, pierwotną siłą, głosem sumienia każdego człowieka, jego podstawowym, “wrodzonym” poczuciem tego, co piękne, czyste i sprawiedliwe.Nadia z całych sił usiłowała zapanować nad smutkiem.W nocy zajmowała się nawigacją, w ciągu dnia spała, ile się dało.Schudła.Jej włosy stały się zupełnie białe, wszystkie ciemniejsze pozostawały na szczotce.Nie chciało jej się mówić, miała wrażenie, że jej gardło i wnętrzności jakby zastygły.Czuła się jak kamień i dlatego też nie była w stanie płakać.Zamiast tego starała się jak najwięcej działać.Spotykani ludzie zwykle nie mogli się z podróżnikami podzielić jedzeniem, ponieważ mieli go tak niewiele, że ledwie starczało dla nich samych.Szóstka przyjaciół musiała więc sobie narzucić bardzo ostry reżim żywnościowy, dzieląc każdy posiłek na połowę.Wreszcie trzydziestego drugiego dnia podróży z Lasswitz, po przebyciu około dziesięciu tysięcy kilometrów, dolecieli do Kairu, miasta leżącego na południowym stożku Noctis Labyrinthus, a obecnie przy najbardziej na południe wysuniętym odcinku leżącego kabla.Kair znajdował się w praktyce pod pełną kontrolą UNOMY, czemu nikt w mieście nie starał się zresztą zaprzeczyć.Jak cała reszta dużych miast namiotowych, tak i to leżało bezradne pod laserami orbitujących policyjnych statków UNOMY, które co jakiś czas przecinały niebo w ostatnim miesiącu.Na początku wojny większość mieszkańców Kairu stanowili Arabowie i Szwajcarzy, obecnie przynajmniej w tym mieście przedstawiciele obu tych narodowości wydawali się jedynymi, którzy nie chcieli się mieszać w rewoltę i próbowali po prostu przeżyć.Teraz jednak poza sześciorgiem podróżników przybyło tu jeszcze wielu innych uchodźców.Setki ich już wcześniej zjechało z Tharsis po zniszczeniu Sheffield i pozostałych osad na Pavonis; inni przyjechali z Marineris, przedzierając się przez labirynt Noctis.Miasto było niemal poczwórnie zaludnione; tłumy ludzi mieszkały i spały na ulicach i w parkach, elektrownia była straszliwie przeciążona, kończyła się zarówno żywność, jak i gazy do mieszanki powietrznej.O tych szczegółach powiedziała przybyłym przyjaciołom jakaś pracownica pasa startowego, która nadal uparcie wykonywała swoje zadania, chociaż nie funkcjonowały już żadne niemal urządzenia lotniska.Wskazała im miejsce do zaparkowania między wielkimi samolotami przy końcu pasa startowego, po czym poleciła ubrać się w skafandry 'i przejść do muru miasta, odległego o kilometr od lotniska.Nadia poczuła niedorzeczny strach na myśl o zostawieniu obu 16 D.Jej zdenerwowanie rosło z każdym krokiem.Tym razem nie uspokoił jej widok śluzy powietrznej, zwłaszcza gdy zauważyła, że większość osób w mieście chodzi w walkerach i nosi w dłoniach hełmy.Byli najwyraźniej przygotowani na to, że w każdej chwili może nastąpić rozhermetyzowanie namiotu.Podróżnicy poszli do biura zarządu miasta, gdzie znaleźli Franka i Maję, a także Mary Dunkel i Spencera Jacksona.Przywitali się z ulgą, ale nie mieli czasu na opowieści o wszystkich przeżytych dotąd przygodach.Frank pracował cały czas przed ekranem.Sądząc po odgłosach, przemawiał do kogoś, kto znajdował się na orbicie, toteż ledwie spojrzał na przybyłych, wykręcił się od uścisków i dalej coś tłumaczył, wpatrując się w ekran, machnąwszy tylko ręką na znak, że dostrzegł ich przybycie.Najwyraźniej wdarł się do jakiegoś funkcjonującego systemu łączności, a może nawet kilku, ponieważ tkwił przed ekranem i mówił raz do jednej osoby, raz do innej przez następne pełne sześć godzin, przerywając jedynie na chwilę, aby napić się wody albo wykonać kolejne połączenie; ledwie łypał na starych towarzyszy.Wyglądał, jakby rozsadzała go permanentna wściekłość; przez cały czas rytmicznie zaciskał szczęki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Jak to zrobisz? Nie uda ci się.Żałuję tylko, że Arkady Nikołajewicz nie dożył.Gdyby to zobaczył, miałby.Połączenie nagle się przerwało.Może był to zły znak, a może nie.Ale nawet Aleks nie potrafił ukryć nury goryczy i żalu w głosie, gdy mówił o tym, że brakuje Arkadego.To było naturalne, Arkady bowiem był kimś więcej niż tylko przywódcą politycznym - był bratem wszystkich ludzi, ich najlepszym przyjacielem, pierwotną siłą, głosem sumienia każdego człowieka, jego podstawowym, “wrodzonym” poczuciem tego, co piękne, czyste i sprawiedliwe.Nadia z całych sił usiłowała zapanować nad smutkiem.W nocy zajmowała się nawigacją, w ciągu dnia spała, ile się dało.Schudła.Jej włosy stały się zupełnie białe, wszystkie ciemniejsze pozostawały na szczotce.Nie chciało jej się mówić, miała wrażenie, że jej gardło i wnętrzności jakby zastygły.Czuła się jak kamień i dlatego też nie była w stanie płakać.Zamiast tego starała się jak najwięcej działać.Spotykani ludzie zwykle nie mogli się z podróżnikami podzielić jedzeniem, ponieważ mieli go tak niewiele, że ledwie starczało dla nich samych.Szóstka przyjaciół musiała więc sobie narzucić bardzo ostry reżim żywnościowy, dzieląc każdy posiłek na połowę.Wreszcie trzydziestego drugiego dnia podróży z Lasswitz, po przebyciu około dziesięciu tysięcy kilometrów, dolecieli do Kairu, miasta leżącego na południowym stożku Noctis Labyrinthus, a obecnie przy najbardziej na południe wysuniętym odcinku leżącego kabla.Kair znajdował się w praktyce pod pełną kontrolą UNOMY, czemu nikt w mieście nie starał się zresztą zaprzeczyć.Jak cała reszta dużych miast namiotowych, tak i to leżało bezradne pod laserami orbitujących policyjnych statków UNOMY, które co jakiś czas przecinały niebo w ostatnim miesiącu.Na początku wojny większość mieszkańców Kairu stanowili Arabowie i Szwajcarzy, obecnie przynajmniej w tym mieście przedstawiciele obu tych narodowości wydawali się jedynymi, którzy nie chcieli się mieszać w rewoltę i próbowali po prostu przeżyć.Teraz jednak poza sześciorgiem podróżników przybyło tu jeszcze wielu innych uchodźców.Setki ich już wcześniej zjechało z Tharsis po zniszczeniu Sheffield i pozostałych osad na Pavonis; inni przyjechali z Marineris, przedzierając się przez labirynt Noctis.Miasto było niemal poczwórnie zaludnione; tłumy ludzi mieszkały i spały na ulicach i w parkach, elektrownia była straszliwie przeciążona, kończyła się zarówno żywność, jak i gazy do mieszanki powietrznej.O tych szczegółach powiedziała przybyłym przyjaciołom jakaś pracownica pasa startowego, która nadal uparcie wykonywała swoje zadania, chociaż nie funkcjonowały już żadne niemal urządzenia lotniska.Wskazała im miejsce do zaparkowania między wielkimi samolotami przy końcu pasa startowego, po czym poleciła ubrać się w skafandry 'i przejść do muru miasta, odległego o kilometr od lotniska.Nadia poczuła niedorzeczny strach na myśl o zostawieniu obu 16 D.Jej zdenerwowanie rosło z każdym krokiem.Tym razem nie uspokoił jej widok śluzy powietrznej, zwłaszcza gdy zauważyła, że większość osób w mieście chodzi w walkerach i nosi w dłoniach hełmy.Byli najwyraźniej przygotowani na to, że w każdej chwili może nastąpić rozhermetyzowanie namiotu.Podróżnicy poszli do biura zarządu miasta, gdzie znaleźli Franka i Maję, a także Mary Dunkel i Spencera Jacksona.Przywitali się z ulgą, ale nie mieli czasu na opowieści o wszystkich przeżytych dotąd przygodach.Frank pracował cały czas przed ekranem.Sądząc po odgłosach, przemawiał do kogoś, kto znajdował się na orbicie, toteż ledwie spojrzał na przybyłych, wykręcił się od uścisków i dalej coś tłumaczył, wpatrując się w ekran, machnąwszy tylko ręką na znak, że dostrzegł ich przybycie.Najwyraźniej wdarł się do jakiegoś funkcjonującego systemu łączności, a może nawet kilku, ponieważ tkwił przed ekranem i mówił raz do jednej osoby, raz do innej przez następne pełne sześć godzin, przerywając jedynie na chwilę, aby napić się wody albo wykonać kolejne połączenie; ledwie łypał na starych towarzyszy.Wyglądał, jakby rozsadzała go permanentna wściekłość; przez cały czas rytmicznie zaciskał szczęki [ Pobierz całość w formacie PDF ]