[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Udało nam się zranić dziesięciu z nich.- Jak? Okleiliście ich ulotkami? Śpiewaliście rewolucyjne pieśni, dopóki się nie poddali? To jasne: ktoś chciał, żebyście przeżyli.Podłogi śpiewały w ciemności.Każdy krok wydobywał chóry pisków i jęków, całkiem jak podłogi w Niewidocznym Uniwersytecie.Ale trudno było spodziewać się czegoś takiego w pięknym, błyszczącym pałacu.- Nazywamy je słowiczymi podłogami - wyjaśniła Motyl.- Stolarze zakładają małe metalowe kołnierze na gwoździach, aby nikt nie mógł się zakraść niezauważony.Rincewind zerknął na trupy.Żaden z gwardzistów nie wydobył miecza.Oparł ciężar ciała na lewej nodze - podłoga zgrzytnęła.- To się nie zgadza - stwierdził szeptem.- Nie można podkraść się do kogoś po takiej podłodze.Czyli tych gwardzistów zabił ktoś, kogo znali.Wynośmy się stąd.- Idziemy dalej - rzekła stanowczo Motyl.- To pułapka.Ktoś wykorzystuje cię do załatwienia własnej brudnej roboty.Wzruszyła ramionami.- Skręć w lewo za tą dużą nefrytową statuą.* * *Była czwarta w nocy, godzina do świtu.W salach stali strażnicy, ale niezbyt wielu.W końcu byli w głębi Zakazanego Miasta, za jego wysokimi murami i wąskimi bramami.Nic nie mogło się przecież zdarzyć.Potrzebny był specyficzny umysł, by przez całą noc stać na straży jakiejś pustej sali.Jedna Wielka Rzeka miał taki umysł, orbitujący spokojnie wśród błogiej poza tym pustki jego czaszki.Bez oporów nazwali go Jedną Wielką Rzeką, ponieważ przypominał Hung rozmiarami i szybkością ruchu.Wszyscy spodziewali się, że zostanie zapaśnikiem tsimo, ale odpadł na teście inteligencji, ponieważ nie zjadł stołu.Niemożliwe było, by zaczął się nudzić.Po prostu brakowało mu wyobraźni.Ale ponieważ przyłbica jego hełmu i tak prezentowała światu niezmienny wyraz metalicznej wściekłości, dopracował umiejętność spania na stojąco.Teraz też drzemał spokojnie; słyszał tylko z rzadka ciche piski, jak gdyby bardzo ostrożnej myszy.Nagle przyłbica odsunęła się w górę i jakiś głos zapytał:- Czy wolisz raczej zginąć, niż zdradzić swego cesarza?A drugi głos dodał szybko:- To nie jest podchwytliwe pytanie.Jedna Wielka Rzeka zamrugał, po czym skierował wzrok niżej.Jakaś zjawa na piszczącym wózku trzymała bardzo duży miecz wymierzony dokładnie w to niewygodne miejsce, gdzie górna część zbroi nie całkiem stykała się z dolną.Odezwał się trzeci głos:- Powinienem chyba zaznaczyć, że ostatnie dwadzieścia dziewięć osób, które odpowiedziały nieprawidłowo, są.krajaną suszoną rybą.przepraszam, martwe.A czwarty wtrącił z naciskiem:- I nie jesteśmy eunuchami.Jedna Wielka Rzeka zadudnił od myślowego wysiłku.- Myślem, że raczej bym se pożył - rzekł.Człowiek z diamentami w miejscu, gdzie powinien mieć zęby, po przyjacielsku klepnął go w ramię.- Zuch chłopak - pochwalił.- Przyłącz się do ordy.Przydasz się nam.Może jako machina oblężnicza.- Kto wy? - zapytał.- To jest Dżyngis Cohen - wyjaśnił Saveloy.- Sprawca wielkich czynów.Zabójca smoków.Niszczyciel miast.Raz kupił jabłko.Nikt się nie roześmiał.Saveloy już dawno odkrył, że ordyńcy nie pojmują samej koncepcji sarkazmu.Pewnie nikt go na nich nie próbował.Jedna Wielka Rzeka został wychowany tak, by wykonywać polecenia.Ruszył za człowiekiem z diamentowymi zębami, ponieważ był on taką właśnie osobą, za którą się podąża, kiedy powie: „Za mną!”.- Ale wiecie, są tu dziesiątki tysięcy ludzi, którzy naprawdę wolą zginąć, niż zdradzić swojego cesarza - szepnął Sześć Dobroczynnych Wiatrów, kiedy szli gęsiego korytarzem.- Mam nadzieję.- Niektórzy z nich trzymają wartę wokół Zakazanego Miasta.Ominęliśmy ich, ale wciąż tam są.Wcześniej czy później trzeba będzie jakoś sobie z nimi poradzić.- To świetnie - ucieszył się Cohen.- Źle - sprzeciwił się Saveloy.- Ta sprawa z ninjami przydała się, żeby poprawić sobie humory.- poprawić humory.- mruknął Sześć Dobroczynnych Wiatrów.- …ale lepiej unikać wielkiej bitwy na otwartym terenie.Narobimy bałaganu.Cohen podszedł do najbliższej ściany, ozdobionej wspaniałym deseniem pawi, i wyjął nóż.- Papier - stwierdził.- Zwykły papier.Papierowe ściany.- Wsunął głowę w otwór.Rozległ się piskliwy jęk.- Oj, przepraszam panią.Oficjalna inspekcja ścienna.- Cofnął się z uśmiechem.- Nie możecie przechodzić przez ściany! - zaprotestował Sześć Dobroczynnych Wiatrów.- Dlaczego nie?- Bo to.bo to są ściany! Co by się działo, gdyby tak każdy przez nie przechodził? Myślicie, że po co są drzwi?- Ja tam myślę, że są dla innych - odparł Cohen.- Którędy do tej sali tronowej?- Co?- To myślenie lateralne - wyjaśnił Saveloy, kiery ruszyli za nim.- Dżyngis perfekcyjnie opanował pewną odmianę myślenia lateralnego.- Co to znaczy lateralne?- Hm.to chyba pewien typ mięśni, jak sądzę.- Myślenie mięśniami.no tak, rozumiem - mruknął Sześć Dobroczynnych Wiatrów.* * *Rincewind wsunął się w przestrzeń pomiędzy ścianą a dość zabawnym posągiem psa z wywieszonym językiem.- Co teraz? - spytała Motyl.- Jak liczna jest Czerwona Armia?- Liczy sobie wiele tysięcy - odparła wyzywająco Motyl.- W Hunghung?- Ależ nie.Ale w każdym mieście jest kadra.- Jesteś tego pewna? Spotkałaś ich kiedyś?- Och, nie.To by było niebezpieczne.Tylko Dwa Ogniste Zioła wie, jak się z nimi skontaktować.- Zabawne.Wiesz, co o tym myślę? Myślę, że ktoś chce wybuchu rewolucji.A wy jesteście tak potwornie uprzejmi i grzeczni, że musi się porządnie namęczyć, by ją zorganizować.Ale kiedy ma się już buntowników, można osiągnąć wszystko.- To nie może być prawda.- Ci rebelianci w innych miastach.dokonują wielkich rewolucyjnych czynów, prawda?- Stale otrzymujemy raporty.- Od naszego przyjaciela, Dwóch Ognistych Ziół?Motyl zmarszczyła czoło.- Tak.- Zaczynasz myśleć, co? - mruknął Rincewind.- Te leniwe komórki mózgowe w końcu biorą się do roboty, co? To dobrze.Przekonałem cię?- Ja.sama nie wiem.- No to wracajmy.- Nie.Teraz muszę się przekonać, czy to, co sugerujesz, jest prawdą.- Niepewność cię zabija, co? Na demony, jak wy mnie strasznie irytujecie.Popatrz tutaj.Rincewind podszedł do końca korytarza [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Udało nam się zranić dziesięciu z nich.- Jak? Okleiliście ich ulotkami? Śpiewaliście rewolucyjne pieśni, dopóki się nie poddali? To jasne: ktoś chciał, żebyście przeżyli.Podłogi śpiewały w ciemności.Każdy krok wydobywał chóry pisków i jęków, całkiem jak podłogi w Niewidocznym Uniwersytecie.Ale trudno było spodziewać się czegoś takiego w pięknym, błyszczącym pałacu.- Nazywamy je słowiczymi podłogami - wyjaśniła Motyl.- Stolarze zakładają małe metalowe kołnierze na gwoździach, aby nikt nie mógł się zakraść niezauważony.Rincewind zerknął na trupy.Żaden z gwardzistów nie wydobył miecza.Oparł ciężar ciała na lewej nodze - podłoga zgrzytnęła.- To się nie zgadza - stwierdził szeptem.- Nie można podkraść się do kogoś po takiej podłodze.Czyli tych gwardzistów zabił ktoś, kogo znali.Wynośmy się stąd.- Idziemy dalej - rzekła stanowczo Motyl.- To pułapka.Ktoś wykorzystuje cię do załatwienia własnej brudnej roboty.Wzruszyła ramionami.- Skręć w lewo za tą dużą nefrytową statuą.* * *Była czwarta w nocy, godzina do świtu.W salach stali strażnicy, ale niezbyt wielu.W końcu byli w głębi Zakazanego Miasta, za jego wysokimi murami i wąskimi bramami.Nic nie mogło się przecież zdarzyć.Potrzebny był specyficzny umysł, by przez całą noc stać na straży jakiejś pustej sali.Jedna Wielka Rzeka miał taki umysł, orbitujący spokojnie wśród błogiej poza tym pustki jego czaszki.Bez oporów nazwali go Jedną Wielką Rzeką, ponieważ przypominał Hung rozmiarami i szybkością ruchu.Wszyscy spodziewali się, że zostanie zapaśnikiem tsimo, ale odpadł na teście inteligencji, ponieważ nie zjadł stołu.Niemożliwe było, by zaczął się nudzić.Po prostu brakowało mu wyobraźni.Ale ponieważ przyłbica jego hełmu i tak prezentowała światu niezmienny wyraz metalicznej wściekłości, dopracował umiejętność spania na stojąco.Teraz też drzemał spokojnie; słyszał tylko z rzadka ciche piski, jak gdyby bardzo ostrożnej myszy.Nagle przyłbica odsunęła się w górę i jakiś głos zapytał:- Czy wolisz raczej zginąć, niż zdradzić swego cesarza?A drugi głos dodał szybko:- To nie jest podchwytliwe pytanie.Jedna Wielka Rzeka zamrugał, po czym skierował wzrok niżej.Jakaś zjawa na piszczącym wózku trzymała bardzo duży miecz wymierzony dokładnie w to niewygodne miejsce, gdzie górna część zbroi nie całkiem stykała się z dolną.Odezwał się trzeci głos:- Powinienem chyba zaznaczyć, że ostatnie dwadzieścia dziewięć osób, które odpowiedziały nieprawidłowo, są.krajaną suszoną rybą.przepraszam, martwe.A czwarty wtrącił z naciskiem:- I nie jesteśmy eunuchami.Jedna Wielka Rzeka zadudnił od myślowego wysiłku.- Myślem, że raczej bym se pożył - rzekł.Człowiek z diamentami w miejscu, gdzie powinien mieć zęby, po przyjacielsku klepnął go w ramię.- Zuch chłopak - pochwalił.- Przyłącz się do ordy.Przydasz się nam.Może jako machina oblężnicza.- Kto wy? - zapytał.- To jest Dżyngis Cohen - wyjaśnił Saveloy.- Sprawca wielkich czynów.Zabójca smoków.Niszczyciel miast.Raz kupił jabłko.Nikt się nie roześmiał.Saveloy już dawno odkrył, że ordyńcy nie pojmują samej koncepcji sarkazmu.Pewnie nikt go na nich nie próbował.Jedna Wielka Rzeka został wychowany tak, by wykonywać polecenia.Ruszył za człowiekiem z diamentowymi zębami, ponieważ był on taką właśnie osobą, za którą się podąża, kiedy powie: „Za mną!”.- Ale wiecie, są tu dziesiątki tysięcy ludzi, którzy naprawdę wolą zginąć, niż zdradzić swojego cesarza - szepnął Sześć Dobroczynnych Wiatrów, kiedy szli gęsiego korytarzem.- Mam nadzieję.- Niektórzy z nich trzymają wartę wokół Zakazanego Miasta.Ominęliśmy ich, ale wciąż tam są.Wcześniej czy później trzeba będzie jakoś sobie z nimi poradzić.- To świetnie - ucieszył się Cohen.- Źle - sprzeciwił się Saveloy.- Ta sprawa z ninjami przydała się, żeby poprawić sobie humory.- poprawić humory.- mruknął Sześć Dobroczynnych Wiatrów.- …ale lepiej unikać wielkiej bitwy na otwartym terenie.Narobimy bałaganu.Cohen podszedł do najbliższej ściany, ozdobionej wspaniałym deseniem pawi, i wyjął nóż.- Papier - stwierdził.- Zwykły papier.Papierowe ściany.- Wsunął głowę w otwór.Rozległ się piskliwy jęk.- Oj, przepraszam panią.Oficjalna inspekcja ścienna.- Cofnął się z uśmiechem.- Nie możecie przechodzić przez ściany! - zaprotestował Sześć Dobroczynnych Wiatrów.- Dlaczego nie?- Bo to.bo to są ściany! Co by się działo, gdyby tak każdy przez nie przechodził? Myślicie, że po co są drzwi?- Ja tam myślę, że są dla innych - odparł Cohen.- Którędy do tej sali tronowej?- Co?- To myślenie lateralne - wyjaśnił Saveloy, kiery ruszyli za nim.- Dżyngis perfekcyjnie opanował pewną odmianę myślenia lateralnego.- Co to znaczy lateralne?- Hm.to chyba pewien typ mięśni, jak sądzę.- Myślenie mięśniami.no tak, rozumiem - mruknął Sześć Dobroczynnych Wiatrów.* * *Rincewind wsunął się w przestrzeń pomiędzy ścianą a dość zabawnym posągiem psa z wywieszonym językiem.- Co teraz? - spytała Motyl.- Jak liczna jest Czerwona Armia?- Liczy sobie wiele tysięcy - odparła wyzywająco Motyl.- W Hunghung?- Ależ nie.Ale w każdym mieście jest kadra.- Jesteś tego pewna? Spotkałaś ich kiedyś?- Och, nie.To by było niebezpieczne.Tylko Dwa Ogniste Zioła wie, jak się z nimi skontaktować.- Zabawne.Wiesz, co o tym myślę? Myślę, że ktoś chce wybuchu rewolucji.A wy jesteście tak potwornie uprzejmi i grzeczni, że musi się porządnie namęczyć, by ją zorganizować.Ale kiedy ma się już buntowników, można osiągnąć wszystko.- To nie może być prawda.- Ci rebelianci w innych miastach.dokonują wielkich rewolucyjnych czynów, prawda?- Stale otrzymujemy raporty.- Od naszego przyjaciela, Dwóch Ognistych Ziół?Motyl zmarszczyła czoło.- Tak.- Zaczynasz myśleć, co? - mruknął Rincewind.- Te leniwe komórki mózgowe w końcu biorą się do roboty, co? To dobrze.Przekonałem cię?- Ja.sama nie wiem.- No to wracajmy.- Nie.Teraz muszę się przekonać, czy to, co sugerujesz, jest prawdą.- Niepewność cię zabija, co? Na demony, jak wy mnie strasznie irytujecie.Popatrz tutaj.Rincewind podszedł do końca korytarza [ Pobierz całość w formacie PDF ]