[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Liczy"em, Ýe ryba po"knie przy-n´t´, Ýe zadzia"a poczucie konkurencji, Ýe jednego pisarza gdy us"yszy o drugim lekko zak"uje Ýàd"o zazdroÊci.Nie pomyli"em si´.Wypróbowany trik niezawodnie za-dzia"a".Nast´pnego dnia przez umyÊlnego poinformowa-no mnie, Ýe Gabriel Garcia Márquez ch´tnie si´ ze mnà zo-baczy.By"o to niezwykle interesujàce spotkanie.Rozmawiali-Êmy chyba ze trzy godziny.Na koniec zeszliÊmy do restau-racji i wspólnie zjedliÊmy kolacj´.Tematów mieliÊmy coniemiara oplotkowaliÊmy nie tylko literatur´, takÝe w zwiàzku z tym, Ýe byliÊmy w Kolumbii kok´ i kokain´.Jak si´ okaza"o, Marqueza bardzo interesowa" ten temat w"aÊnie wtedy zaczyna" zbieraç materia" do swojej repor-terskiej ksiàÝki o uprowadzeniach dziennikarzy przez ko-kainowe gangi Raport z pewnego porwania.O sprawachzwiàzanych z kokainowym przemys"em móg" rozprawiaçbez ko’ca.Przyzna", Ýe jest to wielki temat, który nadalczeka na swojego Dostojewskiego, .bo ktoÊ taki jak TomClancy (myÊla" zapewne o ksiàÝce Stan zagroÝenia), takpowaÝnemu wyzwaniu na pewno nie sprosta.Mówi":- Czy dla koki i kokainy moÝna sobie by"o wyobraziçlepszà gleb´ niÝ Kolumbia? Tym bardziej Ýe od wiekówistnia"a tu tradycja konspirowania (liczne wojny domowe,choçby te, które opisa"em w Stu latach samotnoÊci), robie-nia czegoÊ cichaczem, tradycja przemytu.NiegdyÊ prze-mycano szmaragdy, potem marihuan´, na ko’cu kokain´.Kokain´, nie kok´ to bardzo istotne.Bo ci, którzy zacz´-li rozkr´caç ten przemys" na poczàtku lat siedemdziesià-tych, wiedzieli, Ýe jeÊli chcà odróÝniç si´ czymÊ od tysi´cy123Gabriel Garcia Márquez Gabo, Gabitoim podobnych cha"upników, muszà z Kolumbii wywoziçnie surowiec, lecz produkt ko’cowy.- Nie radz´ jednak panu zbyt dok"adnie si´ tym intere-sowaç powiedzia" na odchodnym.By"a juÝ noc, zrobi"o si´ naprawd´ bardzo póêno.124- Nie?- Nie, bo pa’ska kolumbijska przygoda moÝe sko’czyçsi´ dok"adnie tak samo jak na Kubie.By"em zdumiony! skàd on to wiedzia"? Sam, obawia-jàc si´, Ýe jako oddany sojusznik Castro odmówi mi wy-wiadu, nic mu o tym przecieÝ nie wspomina"em.CzyÝ-by. Cuban connection?- Alee. aÝ zajàknà"em si´ z wraÝenia.- Nie ma Ýadnego ale.To zbyt powaÝna sprawa.Ostrze-gam.A jeÊli ma pan jeszcze kilka wolnych dni, to niechpan pojedzie do Barranquilla, a potem rzekà Magdalenàdo Macondo.Przepraszam. do Aracataca.125GDZIE MIESZKAPU¸KOWNIK BUENDIA?Macondo jest wsià, której wcale nie ma.Mimo to moÝ-na do niej dojechaç drogà wiodàcà z Cartageny do Barran-quilla.Na pi´çdziesiàtym kilometrze szosy prowadzàcejna wschód, skr´ciç trzeba w trakt pokryty zastyg"ym b"o-tem.Stàd droga prosta: brunatnà nitkà wciskajàcà si´w zielone cielsko najwi´kszego lasu Êwiata wciàÝ na po-"udnie.Jazda trwa ledwie dwie godziny.Jednak jeÝeli po-dróÝnego z"apie oberwanie chmury droga zmienia si´w porywisty strumie’.Od reszty Êwiata Macondo zosta-nie odci´te wielokilometrowà Êcianà wody.Staje si´ nie-osiàgalne, nieobecne.JuÝ przecieÝ mówi"em: bo Macondoto wieÊ, której w ogóle nie ma.Nic dziwnego, Ýe wielu woli jazd´ pociàgiem.Trwa tojednak znacznie d"uÝej i sà tacy, którzy twierdzà, Ýe rejstaki moÝna porównaç do przemierzania oceanu w kara-welach Kolumba.Pociàg jest krótki, Ýó"ty, otoczony ob"o-kiem mia"kiego kurzu.Przemierza przestrzenie pokrytewielkimi plantacjami.Wzd"uÝ nasypu Êlimaczà si´ kara-wany wo"ów objuczonych kiÊciami zielonych banano-wych pó"ksi´Ýyców.Oko"o jedenastej, gdy pociàg wtaczasi´ na stacj´, skwar zaczyna byç nieznoÊny.I znów Ma-condo znika, ginie w tumanie.CzyÝ nie mówi"em? Bo Ma-condo to wieÊ, której w ogóle nie ma.126Istnieje jeszcze trzecia moÝliwoÊç: podrÃ³Ý tratwami na-p´dzanymi silnikiem Diesla lub india’skim kanoe, pcha-nym pod pràd si"à ramion wioÊlarzy.Woda rzeki to kawaz mlekiem niesie sporà cz´Êç pobliskich gór, którychdrobiny màcà b"´kit karaibskiego przyboju.Sternik jestma"omówny; od bia"ych nauczy" si´ pozy macho i przeko-nania, Ýe gadatliwoÊç to cecha próÝnujàcych kobiet.Podwóch dniach wyt´Ýania wzroku i omijania ta’czàcychbruzd wirów jest si´ na miejscu.Czuç zapach i oddechWielkiej Zieleni.NabrzeÝe to po prostu kilka przegni"ychdesek.I znów w zasadzie nic nie widaç.A jednak to tu.Bo Macondo to wieÊ, której w ogóle nie ma.I tylko napisna pokracznym szyldzie zdradza, Ýe tak naprawd´ miej-sce to nazywa si´ Aracataca.By" grudzie’.By" wieczór.W powietrzu wibrowa"a ci-sza.Za chwil´ osada udaç si´ mia"a na spoczynek.W"a-Ênie wtedy we wsi dowiedziano si´, Ýe zdarzy" si´ cud.Mieszka’cy Aracataca siedzieli rozparci w fotelach.Spoglàdali w stron´ kotliny wype"nionej mokrad"em, za-kolem rzeki i coraz bardziej zniÝajàcym si´ s"o’cem.Jakdorodna pomara’cza gin´"o za postrz´pionà linià tropi-kalnego lasu, a oni juÝ z przyzwyczajenia rozmawialio niczym.Kto przyniós" t´ wiadomoÊç, nigdy nie uda"o si´ustaliç.Lecz po chwili wiedzieli juÝ wszyscy: synowi ichzapomnianej wsi Gabrielowi Garcii Marquezowi w zim-nym i odleg"ym kraju po przeciwnej stronie globu w dniutym wr´czono literackà Nagrod´ Nobla.By"a to wspania"a wiadomoÊç.Tym wspanialsza, Ýenikt tu na nià nie czeka".A jej zniewalajàcy czar porównaçby"o moÝna do narkotyku, który w eposie o stu latach sa-motnoÊci, w Macondo, pojawia" si´ wraz z kolejnymi wi-zytami Cygana Melquiadesa: nadchodzi" z najg"´bszychotch"ani historii, by spokój i harmoni´ wsi, otoczonej zie-lonymi plastrami dÝungli, burzyç przedziwnymi wyna-127lazkami i gigantycznymi magnesami, które wyrywa"y zeÊcian chat gwoêdzie i Êruby; monstrualnà lupà, za pomo-cà której skupiajàc s"oneczne promienie by"o moÝnawzniecaç poÝary; i owym najbardziej tajemniczym apa-ratem do rekonstrukcji zapomnianych wspomnie’.Tym razem wynalazkiem tym by"a sensacja i s"awa.Poczàwszy od tego grudniowego wieczoru nic w Ara-cataca nie pozosta"o takie jak poprzednio.Zapomnianoo Ênie.Zapomniano o walkach kogutów, ta’czono po bia-"y Êwit.A gdy dowiedziano si´, Ýe Sto lat samotnoÊci owa najs"ynniejsza z powieÊci Marqueza o rozwojui upadku legendarnego Macondo jest historià ich w"asnejwsi, uwielbienie i mi"oÊç do najs"ynniejszego z ich ziom-ków do Gabo, Gabito wzros"o tak jak p´cznieje nurtpobliskiej rzeki Magdaleny gdy wysoko w górach top-nieç zaczynajà Êniegi.Listów Êwiadectw oddania nie wysy"ano wcalew kopertach.Pisano je na Êcianach domów.Na murze ota-czajàcym warsztat samochodowy pojawi" si´ napis: Ara-cataca kolebka kultury, w której zrodzony zosta" ge-niusz.Na blaszanym, rozpalonym s"o’cem ogrodzeniujednej z farm czyjaÊ r´ka napisa"a: Na Twojà czeÊç ude-rzamy dziÊ w b´bny ca"ego bananowego kraju, laureacieNobla.A na tylnej Êcianie rozklekotanego autobusuumieszczono informacj´ dla turystów: Aracataca to lite-racka stolica Êwiata.Radowa" si´ lud, radowa"a si´ takÝe w"adza.Guberna-tor Sara Valencia Abdala napisa"a w telegramie: Pokaza-"eÊ nam na oczach ca"ego Êwiata, kim jesteÊmy.Na twojàchwa"´ Gabito zainstalujemy nowe oÊwietlenie ulicz-ne, nowe telefony i inne cuda Âwi´tego Gabriela spod we-zwania Nobla.To by"a zbiorowa histeria [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Liczy"em, Ýe ryba po"knie przy-n´t´, Ýe zadzia"a poczucie konkurencji, Ýe jednego pisarza gdy us"yszy o drugim lekko zak"uje Ýàd"o zazdroÊci.Nie pomyli"em si´.Wypróbowany trik niezawodnie za-dzia"a".Nast´pnego dnia przez umyÊlnego poinformowa-no mnie, Ýe Gabriel Garcia Márquez ch´tnie si´ ze mnà zo-baczy.By"o to niezwykle interesujàce spotkanie.Rozmawiali-Êmy chyba ze trzy godziny.Na koniec zeszliÊmy do restau-racji i wspólnie zjedliÊmy kolacj´.Tematów mieliÊmy coniemiara oplotkowaliÊmy nie tylko literatur´, takÝe w zwiàzku z tym, Ýe byliÊmy w Kolumbii kok´ i kokain´.Jak si´ okaza"o, Marqueza bardzo interesowa" ten temat w"aÊnie wtedy zaczyna" zbieraç materia" do swojej repor-terskiej ksiàÝki o uprowadzeniach dziennikarzy przez ko-kainowe gangi Raport z pewnego porwania.O sprawachzwiàzanych z kokainowym przemys"em móg" rozprawiaçbez ko’ca.Przyzna", Ýe jest to wielki temat, który nadalczeka na swojego Dostojewskiego, .bo ktoÊ taki jak TomClancy (myÊla" zapewne o ksiàÝce Stan zagroÝenia), takpowaÝnemu wyzwaniu na pewno nie sprosta.Mówi":- Czy dla koki i kokainy moÝna sobie by"o wyobraziçlepszà gleb´ niÝ Kolumbia? Tym bardziej Ýe od wiekówistnia"a tu tradycja konspirowania (liczne wojny domowe,choçby te, które opisa"em w Stu latach samotnoÊci), robie-nia czegoÊ cichaczem, tradycja przemytu.NiegdyÊ prze-mycano szmaragdy, potem marihuan´, na ko’cu kokain´.Kokain´, nie kok´ to bardzo istotne.Bo ci, którzy zacz´-li rozkr´caç ten przemys" na poczàtku lat siedemdziesià-tych, wiedzieli, Ýe jeÊli chcà odróÝniç si´ czymÊ od tysi´cy123Gabriel Garcia Márquez Gabo, Gabitoim podobnych cha"upników, muszà z Kolumbii wywoziçnie surowiec, lecz produkt ko’cowy.- Nie radz´ jednak panu zbyt dok"adnie si´ tym intere-sowaç powiedzia" na odchodnym.By"a juÝ noc, zrobi"o si´ naprawd´ bardzo póêno.124- Nie?- Nie, bo pa’ska kolumbijska przygoda moÝe sko’czyçsi´ dok"adnie tak samo jak na Kubie.By"em zdumiony! skàd on to wiedzia"? Sam, obawia-jàc si´, Ýe jako oddany sojusznik Castro odmówi mi wy-wiadu, nic mu o tym przecieÝ nie wspomina"em.CzyÝ-by. Cuban connection?- Alee. aÝ zajàknà"em si´ z wraÝenia.- Nie ma Ýadnego ale.To zbyt powaÝna sprawa.Ostrze-gam.A jeÊli ma pan jeszcze kilka wolnych dni, to niechpan pojedzie do Barranquilla, a potem rzekà Magdalenàdo Macondo.Przepraszam. do Aracataca.125GDZIE MIESZKAPU¸KOWNIK BUENDIA?Macondo jest wsià, której wcale nie ma.Mimo to moÝ-na do niej dojechaç drogà wiodàcà z Cartageny do Barran-quilla.Na pi´çdziesiàtym kilometrze szosy prowadzàcejna wschód, skr´ciç trzeba w trakt pokryty zastyg"ym b"o-tem.Stàd droga prosta: brunatnà nitkà wciskajàcà si´w zielone cielsko najwi´kszego lasu Êwiata wciàÝ na po-"udnie.Jazda trwa ledwie dwie godziny.Jednak jeÝeli po-dróÝnego z"apie oberwanie chmury droga zmienia si´w porywisty strumie’.Od reszty Êwiata Macondo zosta-nie odci´te wielokilometrowà Êcianà wody.Staje si´ nie-osiàgalne, nieobecne.JuÝ przecieÝ mówi"em: bo Macondoto wieÊ, której w ogóle nie ma.Nic dziwnego, Ýe wielu woli jazd´ pociàgiem.Trwa tojednak znacznie d"uÝej i sà tacy, którzy twierdzà, Ýe rejstaki moÝna porównaç do przemierzania oceanu w kara-welach Kolumba.Pociàg jest krótki, Ýó"ty, otoczony ob"o-kiem mia"kiego kurzu.Przemierza przestrzenie pokrytewielkimi plantacjami.Wzd"uÝ nasypu Êlimaczà si´ kara-wany wo"ów objuczonych kiÊciami zielonych banano-wych pó"ksi´Ýyców.Oko"o jedenastej, gdy pociàg wtaczasi´ na stacj´, skwar zaczyna byç nieznoÊny.I znów Ma-condo znika, ginie w tumanie.CzyÝ nie mówi"em? Bo Ma-condo to wieÊ, której w ogóle nie ma.126Istnieje jeszcze trzecia moÝliwoÊç: podrÃ³Ý tratwami na-p´dzanymi silnikiem Diesla lub india’skim kanoe, pcha-nym pod pràd si"à ramion wioÊlarzy.Woda rzeki to kawaz mlekiem niesie sporà cz´Êç pobliskich gór, którychdrobiny màcà b"´kit karaibskiego przyboju.Sternik jestma"omówny; od bia"ych nauczy" si´ pozy macho i przeko-nania, Ýe gadatliwoÊç to cecha próÝnujàcych kobiet.Podwóch dniach wyt´Ýania wzroku i omijania ta’czàcychbruzd wirów jest si´ na miejscu.Czuç zapach i oddechWielkiej Zieleni.NabrzeÝe to po prostu kilka przegni"ychdesek.I znów w zasadzie nic nie widaç.A jednak to tu.Bo Macondo to wieÊ, której w ogóle nie ma.I tylko napisna pokracznym szyldzie zdradza, Ýe tak naprawd´ miej-sce to nazywa si´ Aracataca.By" grudzie’.By" wieczór.W powietrzu wibrowa"a ci-sza.Za chwil´ osada udaç si´ mia"a na spoczynek.W"a-Ênie wtedy we wsi dowiedziano si´, Ýe zdarzy" si´ cud.Mieszka’cy Aracataca siedzieli rozparci w fotelach.Spoglàdali w stron´ kotliny wype"nionej mokrad"em, za-kolem rzeki i coraz bardziej zniÝajàcym si´ s"o’cem.Jakdorodna pomara’cza gin´"o za postrz´pionà linià tropi-kalnego lasu, a oni juÝ z przyzwyczajenia rozmawialio niczym.Kto przyniós" t´ wiadomoÊç, nigdy nie uda"o si´ustaliç.Lecz po chwili wiedzieli juÝ wszyscy: synowi ichzapomnianej wsi Gabrielowi Garcii Marquezowi w zim-nym i odleg"ym kraju po przeciwnej stronie globu w dniutym wr´czono literackà Nagrod´ Nobla.By"a to wspania"a wiadomoÊç.Tym wspanialsza, Ýenikt tu na nià nie czeka".A jej zniewalajàcy czar porównaçby"o moÝna do narkotyku, który w eposie o stu latach sa-motnoÊci, w Macondo, pojawia" si´ wraz z kolejnymi wi-zytami Cygana Melquiadesa: nadchodzi" z najg"´bszychotch"ani historii, by spokój i harmoni´ wsi, otoczonej zie-lonymi plastrami dÝungli, burzyç przedziwnymi wyna-127lazkami i gigantycznymi magnesami, które wyrywa"y zeÊcian chat gwoêdzie i Êruby; monstrualnà lupà, za pomo-cà której skupiajàc s"oneczne promienie by"o moÝnawzniecaç poÝary; i owym najbardziej tajemniczym apa-ratem do rekonstrukcji zapomnianych wspomnie’.Tym razem wynalazkiem tym by"a sensacja i s"awa.Poczàwszy od tego grudniowego wieczoru nic w Ara-cataca nie pozosta"o takie jak poprzednio.Zapomnianoo Ênie.Zapomniano o walkach kogutów, ta’czono po bia-"y Êwit.A gdy dowiedziano si´, Ýe Sto lat samotnoÊci owa najs"ynniejsza z powieÊci Marqueza o rozwojui upadku legendarnego Macondo jest historià ich w"asnejwsi, uwielbienie i mi"oÊç do najs"ynniejszego z ich ziom-ków do Gabo, Gabito wzros"o tak jak p´cznieje nurtpobliskiej rzeki Magdaleny gdy wysoko w górach top-nieç zaczynajà Êniegi.Listów Êwiadectw oddania nie wysy"ano wcalew kopertach.Pisano je na Êcianach domów.Na murze ota-czajàcym warsztat samochodowy pojawi" si´ napis: Ara-cataca kolebka kultury, w której zrodzony zosta" ge-niusz.Na blaszanym, rozpalonym s"o’cem ogrodzeniujednej z farm czyjaÊ r´ka napisa"a: Na Twojà czeÊç ude-rzamy dziÊ w b´bny ca"ego bananowego kraju, laureacieNobla.A na tylnej Êcianie rozklekotanego autobusuumieszczono informacj´ dla turystów: Aracataca to lite-racka stolica Êwiata.Radowa" si´ lud, radowa"a si´ takÝe w"adza.Guberna-tor Sara Valencia Abdala napisa"a w telegramie: Pokaza-"eÊ nam na oczach ca"ego Êwiata, kim jesteÊmy.Na twojàchwa"´ Gabito zainstalujemy nowe oÊwietlenie ulicz-ne, nowe telefony i inne cuda Âwi´tego Gabriela spod we-zwania Nobla.To by"a zbiorowa histeria [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]